„Spędziłam 40 lat w jednej pracy, a odchodząc na emeryturę nikt mnie nie pożegnał. Nie usłyszałam nawet >>dziękuję<<”

smutna kobieta fot. Getty Images, Xavier Lorenzo
„Zegar wskazywał już godzinę 16, ale żaden gość się nie pojawił. Szczerze mówiąc, od około południa miałam wrażenie, że wszyscy o mnie zapomnieli. Nikogo nie obchodziły dawne zwyczaje. Ludzie przybywali do pracy na parę miesięcy czy kilka lat, a potem odchodzili”.
/ 05.03.2024 20:30
smutna kobieta fot. Getty Images, Xavier Lorenzo

Nikt mnie nie docenił, nikt nie podziękował za te wszystkie lata pracy i poświęcenia. Niespodziewanie poczułam się niezwykle smutna i opuszczona. Pakowałam ciasta, wkładałam je do torebek i ocierałam łzy, które ciekły mi z oczu.

Całe życie poświęciłam pracy

Tego dnia zdecydowałam się przyjść do pracy szybciej. W tylnej części sklepu zrobiłam wszystko, co było potrzebne – przygotowałam ciasta, które wypiekałam przez całą noc, cukierki, świeże owoce, a także, na wszelki wypadek, dwie butelki wina.

Rozumiem, że picie alkoholu w miejscu pracy jest niezgodne z regulaminem, ale liczyłam na to, że dyrektor zrobi wyjątek, biorąc pod uwagę okoliczności. W końcu, przejście na emeryturę zdarza się tylko raz w życiu. A osób takich jak ja, które poświęciły ponad 40 lat swojego życia jednemu miejscu pracy, jest coraz mniej. Jesteśmy jak dinozaury pracowników etatowych, które powoli znikają.

Położyłam ostatnie serwetki na stosie, uporządkowałam kubeczki, plastikowe talerze i wzięłam głęboki oddech. To mój ostatni dzień w biurze. Co będzie potem? Nie mam pojęcia. Ale wiedziałam, że ten dzień dostarczy mi energii, aby bez problemu przejść do następnego etapu mojego życia. Dokładnie tak powiedziała mi pani Basia, moja nauczycielka i mentorka, która zatrudniła mnie tutaj 40 lat temu i teraz jest już na emeryturze.

– Janeczko – rzekła podczas ostatniego dnia w biurze, delektując się smaczną szarlotką. – Zatrudnienie tutaj stanie się integralną częścią twojego bytu, a może nawet najistotniejszą. Nie pozostanie ci obojętne, a relacje tutaj nawiązane przetrwają wszelkie trudności i przeciwności losu. Mam na myśli również osoby – pokazała ręką na grupę pracowników domu kultury, którzy z apetytem jedli ciasteczka przygotowane przez panią Basię. Obok, na małym stoliku, stały bukiety kwiatów i stos drobnych upominków „na nowy etap życia”.

To wszystko wydarzyło się 40 lat temu. Teraz nadeszła pora, kiedy to ja znalazłam się w centrum wydarzeń. Ogarnęła mnie obawa przed zakończeniem kariery. Byłam samotna, bez męża, bez dzieci... Zdecydowanie potrzebowałam zastrzyku energii, by odkryć nowy sens życia.

Pamiętam jak dziś początek tej przygody

Od czasów dzieciństwa, kiedy to moja mama zabrała mnie do lokalnej biblioteki po książkę dla najmłodszych – baśnie Andersena – marzyłam o pracy w takim miejscu. To był moment przełomowy. Nie mieliśmy w domu zbyt wiele książek. Jedną z nich, która wywołała we mnie największy szał emocji, była Hrabia Monte Christo” autorstwa Aleksandra Dumasa. Ta książka towarzyszyła mi przez wszystkie zmienne etapy mojego życia: od opuszczenia małego miasteczka i przeniesienia się do internatu, gdzie mieszkałam podczas nauki w szkole średniej. Następnie, podczas mojego pobytu w Warszawie, gdzie zdobyłam wykształcenie z zakresu bibliotekoznawstwa.

Czasy te dla dzisiejszych studentów mogą wydawać się jak wyjęte z książki o społeczeństwie pełnym schizofreników. W latach 50. edukacja była całkowicie zależna od ideologii partii. Na przykład, próbowano nam wmówić, że Ażajew, pisarz z tamtego okresu z ZSRR, jest bardziej nowoczesny niż Balzak, ponieważ w swoich książkach przedstawia ideologię chłopów z kołchozów.

Te bzdury powtarzałam na egzaminach, ale jednocześnie nasi nauczyciele podsuwali nam do przeczytania prawdziwe klejnoty literatury światowej. Mieliśmy sami zdecydować, co wybieramy – ideologię czy prawdziwą sztukę. Większość z nas wybrała to drugie. Wtedy trafialiśmy pod opiekę mentorów, którzy pod płaszczykiem ideologicznego sloganu przekazywali nam autentyczną wiedzę o sztuce i formowali przyszłych przewodników po tajemniczych miejscach.

Zasłyszałam tę dziwną nazwę od mojej opiekunki naukowej. Może to teraz brzmi trochę naiwnie, ale otrzymałam od niej informację, że po zdobyciu tytułu magistra zostanę częścią tajnej społeczności. Pamiętam, jak wtedy poczułam, że rosnę i prawie pęcznieję z dumy. Komunizm panował dookoła, wszystko miało być wspólne, bez żadnej oryginalności, cały naród miał ramię w ramię walczyć o lepszy świat, a tutaj nagle tajna społeczność, której miałam być częścią? Fantastycznie!

– Słuchaj, Janeczko – zaczęła pani profesor. – Kiedy zaczniesz swoją karierę w bibliotece, nie będziesz tylko zwykłą bibliotekarką za grubymi szkłami, lecz staniesz się przewodniczką dla ludzi w tajemniczym świecie strasznych historii, dramatów czy poezji. Co to dla ciebie znaczy? Gdy stanie przed tobą czytelnik, powinnaś potrafić go zrozumieć. Na studiach nauczyłaś się, jak katalogować książki. Dla każdej osoby, która odwiedza bibliotekę, powinnaś w swoim sercu stworzyć osobistą kartę, aby wiedzieć, czego potrzebuje.

Na chwilę zawiesiła głos, po czym kontynuowała z nową energią.

– Świat literatury jest jak gęsty i czasami zdradliwy las. Jeśli dasz mu niewłaściwą książkę, możesz zniechęcić go do czytania na całe życie. Twoim zadaniem jest prowadzić czytelników przez ten las bezpiecznymi szlakami, oczarować tajemnicami i  proponowanymi lekturami. Wówczas pomożesz swoim podopiecznym doskonale rozwijać się dzięki sztuce zawartej w książkach. I to jest celem naszego bractwa.

Muszę przyznać, że po spotkaniu z moją promotorką czułam się zarówno dumna, jak i wystraszona. Nagle praca bibliotekarki nie wydawała się taka... prosta i bezproblemowa. Rzeczywiście, moje młode serce i romantyczna dusza tak bardzo odczuły wpływ obrazu, który przedstawiła mi starsza profesorka, że przez następne 40 lat starałam się z nim koegzystować. Po zdobyciu dyplomu wróciłam do mojego rodzinnego miasta i dostałam wymarzone stanowisko w bibliotece domu kultury. Poprzedniczka, pani Basia, bibliotekarka tej placówki, właśnie przechodziła na emeryturę.

Kochałam to, co robię

Spędziłam ponad 40 lat wśród książek. Delikatnie podawałam nowe pozycje, łagodziłam frustracje, motywowałam do dalszego czytania i radowałam się, widząc w oczach osób pożyczających książki ten błysk uzależnienia od czytania, bez którego życie stawało się bezbarwne i pozbawione sensu.
Zawsze wierzyłam, że książki mają moc sprawiania cudów

Czułam, jak czas mija mi jak przyjemnie napisana książka, której to ja byłam twórczynią. Czasem tęskniłam za rodzinnym życiem, za mężem czy dziećmi, ale skoro nie spotkałam nikogo, kto by mnie zainteresował, nie czułam smutku. W końcu miałam wielu przyjaciół. Nie tylko tych, którzy byli bohaterami książek, ale też prawdziwych ludzi. W końcu wielu osobom pomogłam, wielu pokazałam lepszy kierunek w życiu.

Artur to dobry przykład. Lata temu zaczął pracować jako nauczyciel języka angielskiego w miejscowym domu kultury. Niestety, szybko okazało się, że boryka się z nałogiem alkoholowym. Byłam smutna, ponieważ polubiłam go – był wartościowym, młodym człowiekiem, z żoną oczekującą dziecka. Przybył do naszego miasta z nadzieją na nowy start i zerwanie z trudną przeszłością. Ale niespodziewanie wrócił do swojego nałogu.

Pewnego razu szef przyszedł do mnie, gdy byłam w bibliotece, i powiedział:

– Pani Janko. Po co nam taki człowiek w zespole? Jego problem z alkoholem wpływa na dzieci, które uczy, sam zaczyna już śmierdzieć alkoholem. Musi z tym skończyć, zanim dowiedzą się o tym w okręgowej dyrekcji.

Było mi wiadomo, że szef chciał, żebym go poparła w tej kwestii. Poprosiłam go jednak, aby poczekał jeszcze dwa miesiące.

– To jest dobry młody człowiek. Trochę zgubił się w życiu, ale jestem pewna, że wkrótce się odnajdzie. Książki na pewno mu w tym pomogą.

Szef jedynie przytaknął. Był świadomy, do czego jestem zdolna. Kolejnego dnia zaprosiłam Artura do biblioteki, ustawiłam go przy małym stoliku w czytelni i nakazałam mu siedzieć na miejscu i przeczytać „Rehab” autorstwa Wiktora Osiatyńskiego. Książka opowiada historię o człowieku, który zauważył u siebie problem z alkoholem. Byłam przekonana, że Artur, jako osoba wrażliwa, zrozumie treść tej książki. Myślałam, że siła zawarta w tej powieści wybuchnie w jego głowie i pozwoli mu spojrzeć na to, co niszczy dookoła siebie.

Czar książki zadziałał. Możliwe, że było to z mojej strony trochę naiwne, ale tak właśnie uważałam. Artur zebrał się w sobie i teraz był szefem domu kultury. Stał się moim przełożonym. Czyli jednak warto było dać mu tę szansę.

Tak samo wyglądała sytuacja Izy i Roberta. Wsparłam ich, gdy mieli problemy. Byli zakochani, ale nie mieli swojego miejsca do życia. Znalazłam dla nich małe mieszkanko, które należało do mojej kuzynki. Poprosiłam ją, aby nie brała od nich dużo pieniędzy za wynajem. W końcu jakoś sobie poradzili i teraz są szczęśliwi jako małżeństwo. Kiedyś ktoś mi powiedział, że nie prowadzę własnego życia, ponieważ zbyt mocno troszczę się o życie innych. Organizuję, doradzam, pomagam... No cóż, członkostwo w tajemnym bractwie wiąże się z pewnymi obowiązkami!

Chciałam się z nimi pożegnać

W ostatni dzień mojego zatrudnienia przybyłam do pracy wcześniej. Zorganizowałam na tyłach małe przyjęcie z ciastkami i winem. To był piątek. Mój następca, student bibliotekoznawstwa, którego uczyłam zasady pracy przez ostatni miesiąc, pojechał do domu po resztę swoich rzeczy. Nie było wielu osób korzystających z usług biblioteki, ponieważ zbliżał się długi majowy weekend. Mimo to, większość pracowników domu kultury była obecna. Gdy zbliżała się godzina zakończenia pracy, zmieliłam trochę kawy, aby nadać miejscu przyjemny zapach. I czekałam.

W mojej głowie wróciły wspomnienia z ostatnich 40 lat, gdy w miejscowym domu kultury odbywały się uroczystości pożegnania z pracownikami przechodzącymi na emeryturę. Bez wyjątku, wszyscy z zespołu stawali się obecni, choć na moment. Istniał taki zwyczaj, że szef wręczał osobie odchodzącej na emeryturę jakiś drobny upominek, na który zrzucali się wszyscy. Ten prezent miał przypominać o latach spędzonych w pracy i wdzięczności kolegów.

Ciężko zapomnieć o poruszającym momencie, kiedy po 45 latach pracy żegnaliśmy panią Wandę, która sprzątała nasze biura. Jako prezent otrzymała ona książki Balzaka. Nie mogła powstrzymać łez radości i wzruszenia. Ja też poczułam ucisk w gardle. Wanda przybyła jako młodziutka panna na początku lat 50. Przez długi czas zmagała się z różnymi schorzeniami, ponieważ była jedną z byłych więźniarek obozu w Oświęcimiu.

Pewnego dnia zauważyłam ją wśród półek w bibliotece. Stała tam i przeglądała jedną z książek.

– Co to za książka? – zapytałam.

Wandzia zrobiła się strasznie zakłopotana.

– Ja po prostu tak. Tutaj są fajne rysunki... A książka... Cóż... Nie potrafię czytać.

Wanda była tym zawstydzona. Cicho pomogłam jej w nauce. Pięć lat później ukończyła szkołę podstawową na wieczorowych studiach. Zmarła na raka płuc kilka lat temu. Zdradziła mi w jednym z listów, które mi napisała, że najszczęśliwszy okres swojego życia spędziła w naszej bibliotece. Tam, w magicznym lesie, odkryła światy, o których nigdy by nie usłyszała, gdyby nie literatura.

Basia, Wanda, pan Jurek, fachowiec od elektryki, Irena z działu rachunkowości, instruktor tańca... jak on miał na imię... Tomasz. W moich młodych latach na emeryturę odeszło około piętnastu, a może nawet dwudziestu ludzi. Wszystkich ich pamiętam.

Nikt nie przyszedł

Ostatnia osoba, która przeszła na emeryturę, zrobiła to jakieś osiem lat temu. To była Lusia, sekretarka szefa. Pracowała dla czterech różnych dyrektorów. Przez krótki okres, dwa miesiące, była sekretarką Artura. Pamiętam, kiedy pewnego dnia powiedziała mi:

– Słuchaj, Janka... Przeżyłam czterech dyrektorów, ale nie tego.

– Mhm... – odpowiedziałam niezobowiązująco. Nie mogłam jej powiedzieć, że przecież jest już w wieku 64 lat i powinna pomyśleć o emeryturze. Do tego miała problemy z obsługą komputerów, a przecież żyjemy w nowoczesnych czasach.

– No tak, przyznaję, jestem już stara... – wydawało mi się, że odpowiadała na moje myśli. – Ale to nie jedyny powód. Ta młoda... pomocnica, to zupełnie inny typ osoby. I ów młody dyrektor też. Udało ci się go odzwyczaić od alkoholu, ale już nie odzyskał on swojej duszy. Zauważ, co zaczyna się  tutaj dziać. Dom zacznie przynosić dochód, ale już prawie nie będzie tu obecna kultura.

Te słowa Lusi przypomniały mi się, kiedy siedziałam przy stole pełnym ciastek i wyczekiwałam na moich współpracowników. Był już kwadrans po piętnastej. Powinni już tu być... Przecież wiedzieli, że to mój ostatni dzień w pracy. Sekretarka dyrektora, kiedyś była nią Lusia, zawsze dbała o to, aby każdy był na bieżąco. I aby dyrektor o niczym nie zapomniał. A Artur wiedział – to on sam poinformował mnie o dacie przejścia na emeryturę.

Zegar wskazywał już godzinę 16, ale żaden gość się nie pojawił. Szczerze mówiąc, od około południa miałam wrażenie, że wszyscy o mnie zapomnieli. Nikogo nie obchodziły dawne zwyczaje. Ludzie przybywali do pracy na parę miesięcy czy kilka lat, a potem odchodzili. Niewielu z nich zostawało na dłużej. Każdy prowadził swoje własne życie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nikt nie podziękował za lata pracy i poświęcenie. Nagle poczułam się bardzo smutna i samotna. Pakowałam ciasta do toreb, ocierając łzy, które spływały po moich policzkach.

Gdy wróciłam do domu, poczułam się przytłoczona. Rozsiadłam się w zaciemnionym pokoju. Co teraz? Co ze mną będzie dalej? Nie mam żadnych przyjaciół, a przecież myślałam, że... Nagle na ulicy zapłonęła latarnia. Jej światło wpadło przez moje okna. Rozjaśniło stojącą naprzeciwko mnie biblioteczkę. Wtedy przyszło mi do głowy, że wcale nie jestem samotna, że mam jeszcze mnóstwo, mnóstwo przyjaciół, którzy nigdy mnie nie zawiodą. Oto tylko kilka z ich imion: Balzac, Dickens, Kraszewski, Tuwim, Mniszkówna, Dumas, Faulkner, Gałczyński...

Czytaj także:
„Córka twierdziła, że szlachta nie pracuje i żyła na mój koszt. Wyrzuciłam ją z domu i dałam krzyżyk na drogę”
„Moja siostra właśnie poszła na studia. Dzwoni do mnie codziennie, że mam jej wozić do akademika obiadki i prać gacie”
„Śmierć męża uczyniła mnie najszczęśliwszą osobą na świecie. Inni płakali nad urną, a ja planowałam wesołe życie wdowy”

Redakcja poleca

REKLAMA