„Płaciłem za wszystkie kaprysy. Córka dorosła i zażyczyła sobie studiów za granicą. Nie przyjechała nawet w święta”

Nie miałem czasu dla swojej rodziny fot. Adobe Stock, Soloviova Liudmyla
Musiałem sięgnąć dna, by do mnie wróciła. Musiałem stracić pieniądze, by żona się nie rozwiodła. Paradoks bogactwa polega na tym, że możesz mieć pieniądze, ale nie kupisz za nich miłości.
/ 02.01.2022 05:36
Nie miałem czasu dla swojej rodziny fot. Adobe Stock, Soloviova Liudmyla

– Przez tę łódź nigdy nie masz dla nas czasu – wygarnęła mi kiedyś córka.

Rzeczywiście, dość często wyrywałem się na wodę. Ktoś, kto raz poczuł na twarzy morską bryzę, nie pozwoli się uwiązać. Nie te priorytety. Jakże się myliłem...

Nigdy nie przykładałem dużej wagi do pieniędzy

Może dlatego, że zawsze je miałem? Głowę do interesów odziedziczyłem po ojcu, a pierwszą firmę założyłem jeszcze na studiach. Oczywiście dbałem o nią, jednak o wiele bardziej interesowało mnie żeglarstwo.

Mój ukochany jacht „Elwira”, nazwany imieniem jedynej córki, był nowoczesną jednostką, pogromcą fal i moją dumą. Ela nie lubiła, gdy zwracano się do niej pełnym imieniem. Była matką chrzestną swojej imienniczki, ale nie żywiła wobec łodzi żadnych przyjaznych uczuć. Traktowała ją wręcz jak rywalkę.

Nie trafiało do niej tłumaczenie, że muszę odreagować stresy związane z prowadzeniem biznesu, a krótki rejs działa lepiej niż dwutygodniowy urlop w tropikach.

– Jakie stresy? Jesteś w czepku urodzony, czego się dotkniesz, zamienia się w złoto – wzruszyła ramionami.

– Za sukcesami zawsze stoi ciężka praca – pośpieszyłem z dydaktyką.

– Albo wyczucie i łut szczęścia – nie dała się zbić z tropu. – Ostro grasz, tato, nie boisz się ryzyka?

– Jest wkalkulowane w zyski – odpowiedziałem machinalnie i przyjrzałem się uważnie Eli.

Nie zauważyłem, kiedy moja mała córeczka stała się kobietą, chyba rzeczywiście zbyt rzadko się widywaliśmy. Skąd u osiemnastolatki znajomość operacji, które podejmowałem? Całkiem słusznie mnie krytykowała, podejmowałem ryzykowne decyzje, ale miałem dobre wyczucie i szósty zmysł, a także sporo wiedzy i doświadczenia.

Zawsze wychodziłem na swoje

– Chyba się nie boisz, że twój ojciec zbankrutuje? Spokojnie, kochanie, pomyślałem o wszystkim. Obie z mamą jesteście zabezpieczone. Gdyby twojemu staremu powinęła się noga, skończy się eldorado, ale coś tam zostanie. Wystarczy na twoje wykształcenie. Dachu nad głową też nikt wam nie odbierze.

– Nie o to mi chodziło – żachnęła się Ela. – Nie zależy mi na pieniądzach.

– Bo je masz – uświadomiłem jej.

– Ale nie mam ojca, wszystko jest dla ciebie ważniejsze od rodziny.

– Nieprawda. Nie spędzam z tobą i mamą zbyt wiele czasu, bo go nie mam.

– Albo jesteś w firmie, albo pływasz na „Elwirze”. Nienawidzę tego jachtu .

Uczepiła się tematu jak pijany płotu. O co jej chodziło? Ja nigdy tak do ojca się nie odzywałem, a on też ciągle gdzieś wyjeżdżał, nie miał mnie kiedy niańczyć. I co?

Wyszedłem przecież na ludzi

Zakończyłem rozmowę z córką pełen niesmaku i niejasnego poczucia winy, które sprytnie zaszczepiło mi moje własne dziecko. Byłem zły na Elę, dopóki nie uświadomiłem sobie, że ja też tak postępuję w czasie negocjacji biznesowych. Daję przeciwnikowi do myślenia, wzbudzając w nim wątpliwości. To zbija z tropu i osłabia siłę jego decyzji. Czyżby była bardziej do mnie podobna, niż myślałem?

Poczułem przelotną dumę z tak udanej latorośli, a potem o wszystkim zapomniałem. Wpadłem w wir interesów i o mało nie przegapiłem matury córki. Zdała ją zdumiewająco dobrze i zażyczyła sobie wyjazdu na studia za granicę. Sama podjęła taką decyzję. I w ten sposób całkiem straciłem kontakt z córką.

Zauważyłem to dopiero wtedy, gdy nie przyjechała do domu na Boże Narodzenie.

– Przyjaciółka ze studiów zaprosiła ją do siebie – wyjaśniła mi żona.

– Nie wiedziałem, że ma inne plany – zdziwiłem się.

– A moje plany znasz? – zbiła mnie z tropu Hanna. – Od dawna już nie rozmawiamy, nigdzie razem nie wychodzimy, nawet nie sypiamy razem. Nasze dziecko opuściło dom, więc może my zwrócimy sobie wolność?

Byłem zaskoczony, ale nie oponowałem. Nigdy nie narzucałem się żadnej kobiecie. Hanna mnie nie chciała, to było przykre, ale nie bolało. Rzeczywiście oddaliliśmy się od siebie, miłość się wypaliła, nie było sensu dalej tego ciągnąć. Rozstaliśmy się z taktem, bez spektaklu w sądzie i zatrudniania detektywów. Ale córka całkiem przestała się do mnie odzywać.

Raz w miesiącu rozmawiałem z nią na Skypie, teraz nie mogłem się do niej dodzwonić.

– Masz kontakt z Elą? Wszystko u niej w porządku? – spytałem Hannę.

– Zdaje końcowe egzaminy. Pewnie odezwie się do ciebie, jak wszystko zaliczy – pocieszyła mnie żona.

Oboje wiedzieliśmy, że Ela wini mnie za rozpad rodziny. Nie będę się tłumaczył smarkuli, mogę i to wziąć na siebie. Niedługo potem zmarł mój ojciec, zostawiając mi swoje przedsiębiorstwo. Niczego nie podejrzewając, przyjąłem spadek i to był początek końca. Chyba mnie zaćmiło, że nie sprawdziłem wszystkiego.

Wiedziałem, że ojciec wziął kilka kredytów inwestycyjnych, mówił mi o tym, znałem wszystkie szczegóły. Zapomniał jednak wspomnieć o ostatniej, największej pożyczce, która miała uratować jego upadającą firmę. Pewnie miał nadzieję ją spłacić, ale już nie zdążył. Stałem się właścicielem niezłego bałaganu, o którego rozmiarach miałem się dopiero przekonać.

Najpierw spłaciłem prywatnych wierzycieli, potem negocjowałem z bankami. Okazało się, że większość mojego majątku pójdzie na spłatę roszczeń, nie było innego wyjścia. Cieszyłem się, że wcześniej wpadłem na pomysł zabezpieczenia moich dziewczyn, mogły zachować dom i mieszkanie, które Hanna dostała po rozwodzie.

Pierwsi zamilkli przyjaciele

Miałem ich wielu, większość pożyczała ode mnie mniejsze i większe kwoty, ciesząc się, że nie nastaję na szybki zwrot. Teraz zapadli się pod ziemię, bojąc się, że zażądam spłaty długów. Śmiać mi się z nich chciało, drobne grosze, które byli mi winni nie uratowałyby mi tyłka. Tkwiłem po uszy w bagnie, potrzebowałem dużego zastrzyku gotówki lub bogatego wspólnika.

Mogłem też ogłosić bankructwo, ale zostawiłem to sobie na koniec. Postanowiłem walczyć. Wreszcie musiałem spojrzeć prawdzie w oczy. Moje wysiłki nie przyniosły efektu. Sprzedałem, co się dało, zawiesiłem działalność własnej firmy, bo utraciła płynność, i uciekłem na morze. Została mi tylko „Elwira”, jedyna pamiątka dawnej świetności.

Jacht miał dużą wartość, pewnie niedługo będę musiał go sprzedać, ale teraz chciałem poczuć pod stopami pracujące na fali poszycie pokładu. Morska bryza nie przyniosła mi jednak upragnionego ukojenia. Zostałem sam.

Żona odeszła, córka wyfrunęła z domu, przyjaciele mnie opuścili. Ela odnalazła mnie przez kapitanat portu, bo wyłączyłem komórkę.

– Tata? Natychmiast wracaj – wydzierała się do mikrofonu.

– Kochana córeczko! Przyjechałaś do kraju? – ucieszyłem się.

– Co?! Nie słyszę! Tata! Wracaj! Czekam na ciebie! – wrzeszczała.

Uśmiechnąłem się. Moja mała dziewczynka. Wziąłem kurs na południe i niebawem zacumowałem w porcie. Ela czekała już na mnie na nabrzeżu.

– Co u ciebie, córeczko? – spytałem, udając pogodę ducha.

– Dobrze – odparło krótko dziecko, zostawiając domysłom starego ojca, co do tej pory robiła i dlaczego się nie odzywała. – Aha! Sprzedałyśmy z mamą dom.

Nogi się pode mną ugięły.

– Co zrobiłyście? To wasze jedyne zabezpieczenie. Dom i apartament mamy.

– Zamierzamy zainwestować w twoją firmę. Będziemy wspólnikami, zaczniemy wszystko od nowa – wyjaśniła córka.

– Eluniu, dziecko. To się nie uda. Zrobiłem wszystko, co mogłem, jestem jeszcze sporo winien bankom.

– Dlatego musimy renegocjować formę spłat, wszystko przemyślałam – oświadczyła Ela, obrzucając niechętnym spojrzeniem kołyszący się na falach jacht.

– Sprzedam go – zapewniłem.

– Zdążysz. Na razie niech zostanie – córka łypnęła na mnie spod oka.

– No to wychodzi na to, że wszyscy zamustrujemy się na „Elwirze”? Skoro nagle zostaliśmy bez dachu nad głową...

– A, nie! Mama wynajęła nieduże mieszkanie – machnęła ręką. – Na razie zamieszkamy wspólnie, to nawet wygodne, bo przecież będziemy razem pracować.

– I mama na to przystała? – spytałem z niedowierzaniem.

– Sama to zaproponowała – odparła Ela zajęta już innymi myślami.

Moje dziewczyny przybyły mi na pomoc

Chyba nie miały pojęcia, w co się pakują, więc musiałem się zmobilizować, żeby przypadkiem ich nie zawieść. Teraz pracujemy razem i jesteśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek wcześniej. Co dzień odkrywam, jak bardzo Ela jest do mnie podobna, ma naturalną zdolność do biznesu, ale jest ostrożniejsza.

Pękam z dumy, kiedy na nią patrzę. Jeszcze daleka droga przed nami, ale powoli wychodzimy z dołka. Musiało się roznieść, że znów jestem w grze, bo mój prywatny telefon nagle ożył. Zadzwonił do mnie dawny kumpel, ten który wcześniej nie mógł znaleźć dla mnie czasu. Przypomniałem sobie, że jest mi winien parę złotych i odrzuciłem połączenie.

– Kto to był? – Ela oderwała wzrok od piętrzących się przed nią faktur.

– Nikt – odparłem zgodnie z prawdą.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA