Była śliczna – czerwona z lamówką z cekinów i głębokim dekoltem, który pięknie podkreślał piersi. Wyglądały w niej jak dwa kształtne pagórki .
– Świetnie wyglądasz w tej bluzce. Kup ją – namawiała mnie przyjaciółka, z którą wybrałam się na zakupy.
Zerknęłam na metkę z ceną i aż się pode mną nogi ugięły.
– Kochana, wiesz, ile to cudo kosztuje? – jęknęłam.
– Nieważne! Jeśli chcesz, żeby Krzysiek wreszcie cię zauważył, musisz trochę w siebie zainwestować.
Izka wiedziała, że jestem zdeterminowana. Od trzech miesięcy bezskutecznie próbowałam zwrócić na siebie uwagę naszego nowego informatyka. Pod byle pretekstem wchodziłam do jego pakamery i przewracając zalotnie oczami, skarżyłam się na komputer. Nachylałam się nad nim, by wyczuł zapach perfum, które – jak zapewniała pani z drogerii – zawierały substancje pobudzające zmysły, albo przysiadałam na brzegu jego biurka, w taki sposób, żeby moja spódniczka powędrowała nieco w górę, odsłaniając kolano.
Krzysiek jednak wydawał się nieczuły na moje wdzięki. Był miły, chętnie pomagał mi w sprawach komputerowych i z apetytem zjadał ciasta, którymi regularnie go częstowałam. Oczywiście nigdy się nie przyznałam, że piekłam je specjalnie dla niego, ale mówiłam: „Po weekendzie została mi szarlotka, masz ochotę?” albo „Przyniosłam ci kawałek urodzinowego tortu”. Dziękował z uśmiechem, jednak w żaden sposób nie dał mi odczuć, że jest zainteresowany czymś poza słodkościami.
Wreszcie mi się udało. Zauważył mnie!
Od kadrowej wiedziałam, że nie ma żony, a od magazyniera, który dzielił z nim pakamerę, że raczej nie jest gejem. Nie wyglądało też na to, żeby miał dziewczynę. Po pracy zwykle szedł prosto do domu, czasami spotkał się z kolegami w pubie albo snuł po salonie komputerowym – to wyśledziłam sama. Posunęłam się tak daleko, bo naprawdę mi na nim zależało.
Był przystojny i bardzo męski. Wysoki, szczupły, o mocno zarysowanej szczęce i wystających kościach policzkowych. Miał piękne niebieskie oczy i jasne, zawsze lekko potargane włosy. Ubierał się na sportowo, ale schludnie. Poza tym był bardzo oczytany, na jego biurku zawsze leżała jakaś ambitna lektura – a to Szekspir, a to Dostojewski. Raz podpatrzyłam, jak czytał Leśmiana. „Pewnie jest wrażliwy” – myślałam. Lubiłam jego niski głos i podczas bezsennych nocy marzyłam, że któregoś dnia usłyszę, jak tym głosem szepcze mi do ucha czułe wyznania. Niestety, dni mijały, a Krzysztof wciąż traktował mnie tylko jak koleżankę z pracy.
Wszystko się zmieniło w dniu, kiedy włożyłam bluzkę, na kupno której namówiła mnie Izka.
– Mógłbyś mi pomóc? Mam problem z wydrukowaniem faktury – zaćwierkałam, nachylając się nad biurkiem Krzysztofa.
Mój biust, zwykle skromnie ukryty pod marynarką, tym razem wyglądał zalotnie z dekoltu bluzeczki. Krzysztof podniósł wzrok znad klawiatury i zamarł. Przed oczami miał dwa pagórki. Przez chwilę milczał, a jego twarz najpierw pobladła, by za chwilę pokryć się rumieńcem.
– Tak… już… zaraz – zaczął się jąkać.
Widziałam, że próbuje skupić spojrzenie na czymś innym, ale nie bardzo mu to wychodziło. Moje krągłości działały na niego jak magnes. W końcu ulitowałam się nad biedakiem i uśmiechając się zachęcająco, wyszłam z pokoju. Potem wszystko potoczyło się szybko. Jarek, magazynier, przyszedł do mnie z pytaniem, czy dam się Krzyśkowi zaprosić na kina. Zrozumiałam wtedy, że mój wybranek jest nie tyle ślepy i nieczuły na moje wdzięki, co nieśmiały, i przejęłam inicjatywę. Umówiliśmy się do kina, potem na kawę… a potem, ani się obejrzałam, jak zostaliśmy parą.
Nie nosiłam więcej tamtej bluzki, bo Krzyśkowi nie podobało się, gdy inni patrzą na to, na co powinien patrzeć tylko on. Wrzuciłam ją na antresolę, gdzie przeleżała prawie dziesięć lat. Wpadła mi w ręce dopiero niedawno, gdy robiłam porządki po przeprowadzonym latem remoncie. Wzruszyłam się, trzymając w ręku ciuszek, który kiedyś pomógł mi uwieść męża. Byłam bardzo ciekawa, czy on by ją poznał.
Jak zwykle siedział przed telewizorem
Weszłam do pokoju. W fotelu przed telewizorem siedziała owinięta mocno przyszarzałymi bandażami mumia. Ach nie, to nie były bandaże, tylko sprana koszulka w pasy, które dawno przestały być białe.
– Krzysztof?
Mumia drgnęła. Myślałam, że na dźwięk mojego głosu, ale ona tylko sięgnęła po stojącą na stoliku puszkę piwa.
– Krzysztof? – powtórzyłam.
– Yhmm?
Ostatnio rzadko miałam okazję zachwycać się głosem mojego męża. Dźwięki, które na co dzień wydawał były dość proste. „Tak”, „Nie”, „Yhm”.
Podeszłam bliżej i stanęłam pomiędzy nim a telewizorem.
– Sprzątałam antresolę i znalazłam…
Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo mumia przechyliła się na bok („Gdyby była prawdziwą mumią, to już by się złamała” – przemknęło mi przez głowę) i prychnęła:
– Zasłaniasz mi.
Spojrzałam w telewizor.
– Przecież są reklamy.
Mumia podrapała się po odsłoniętym brzuchu („Jak szłam rodzić, to miałam mniejszy” – szepnęła mi niedawno Izka, z którą spotkaliśmy się po dwuletniej przerwie w naszej znajomości), po czym unosząc lewą brew, spytała:
– A skąd ty wiesz, że ja nie oglądam reklam?
– Przecież nie lubisz reklam – odparłam bez wahania, jako że poglądy mojego męża na temat durnych reklam, które naiwnym konsumentom zaśmiecają umysł, znałam doskonale.
Wygłaszał je na każdej rodzinnej uroczystości, pomiędzy krytykowaniem poziomu polskiej piłki nożnej a ocenianiem pracy rządu.
– A skąd wiesz, że nie oglądam właśnie TEJ reklamy?
To pytanie zbiło mnie z tropu. Rzeczywiście, reklama kremu do protez mogła zainteresować mojego męża. Niewątpliwie wkrótce mu się ta wiedza przyda, bo jego wizytę u dentysty przekładałam już trzy razy.
Ta bluzka do niczego mi się już nie przyda
– Oj, daj spokój – uśmiechnęłam się w nadziei, że zarażę go swoim humorem. – Poznajesz? – Pomachałam mu przed oczami bluzką.
Nie wiem, czy poznał, bo wyraz jego twarzy pozostał bez zmian. Malowała się na nim totalna bezmyślność.
– Miałam ją na sobie, kiedy pierwszy raz zwróciłeś na mnie uwagę – podpowiedziałam.
– Koniecznie musimy o tym rozmawiać w sobotnie popołudnie? – westchnął.
– A jaka to różnica, czy sobotnie popołudnie, czy czwartkowy wieczór? – spytałam zirytowana.
– Zaraz będzie Familiada. Pozwolisz, że obejrzę ją w spokoju? – mój mumiopodobny mąż zdobył się na uśmiech.
– Miłego oglądania – westchnęłam. I dodałam pod nosem: – Oglądanie teleturniejów to może nie to samo co czytanie Szekspira, ale zawsze się można czegoś dowiedzieć.
Odmaszerowałam do kuchni. Zabrałam się więc za robienie sałatki i smażenie schabowych. Dla mnie jeden kotlet (plus micha sałatki), dla Krzyśka trzy i ogóreczek. „Mężczyzna musi mieć energię z białka, a nie z zieleniny” – lubił mawiać mój wybranek. Ja musiałam dbać o zdrowie, bo poza energią potrzebowałam sił na przeżycie kolejnych lat w tym związku.
– Zjesz ze mną przy stole, czy przed telewizorem? – krzyknęłam w stronę pokoju, choć doskonale znałam odpowiedź.
A potem, zanim nałożyłam obiad na talerze, zmięłam swoją czerwoną bluzeczkę, na którą przed laty wydałam majątek, i wrzuciłam ją do torby ze ścierkami.
Czytaj także:
„Kobiety, z którymi się umawiałem, były zainteresowane tylko moimi pieniędzmi, a ja? Nadal się za nimi uganiałem”
„Kuzynka zaszła w ciążę i z idealnej córki stała się zakałą rodziny. Rodzice zostawili ją na lodzie, by nie najeść się wstydu we wsi"
„Na starość odkryłam, że całe życie trwałam w kłamstwie. Matka prawie zabrała do grobu tajemnicę, kto jest moim ojcem"