Faceci to psy i chcą tylko jednego… W zasadzie zgadzam się z tą opinią, bo ja na przykład zawsze marzyłem o ogródku. Albo o działeczce. Uprawiałbym ją sobie spokojnie, jak swego czasu mój świętej pamięci nieboszczyk dziadek. Na emeryturze i po śmierci babci działka stała się całym jego życiem. Zaczynał na niej prace wczesną wiosną, latem z satysfakcją obserwował, jak wszystko rośnie i się rozwija, a jesienią przygotowywał swój zakątek świata na zimową hibernację. Podziwiałem staruszka, gdy byłem mały, i ten podziw został mi na resztę życia. Pewnie właśnie dzięki niemu tak cenię ciężką pracę.
Lubię robić wszystko sam, od podstaw
Liczyć na gotowe to dla mnie pójście na łatwiznę.
– ...niestety, po śmierci dziadka moi rodzice sprzedali działkę – dokończyłem opowieść spokojnie, patrząc w oczy Marioli.
Byliśmy akurat na pierwszej randce. Poznaliśmy się – jak to zwykle bywa w tych czasach – za pośrednictwem portalu dla samotnych. Zależało mi, żeby dobrze wypaść, zrobić odpowiednie wrażenie. Dlatego właśnie powiedziałem jej o tym, co dla mnie najważniejsze. Mariola tymczasem niemrawo mieszała resztkę kawy w niemal pustej filiżance.
– Gdyby tylko mnie zapytali – dodałem – na pewno bym zaprotestował. Bo ja naprawdę lubię grzebać w ziemi. Fascynuje mnie ogrodnictwo i…
– A duża była ta działka? – ożywiła się nagle Mariola. – Ile hektarów? Sporo na tym zarobiliście, co? Czy raczej nie bardzo?
Musiałem się przez dłuższą chwilę zastanowić.
– No, powiedziałbym, że działka dziadka była raczej przeciętna. Taki klasyczny ROD.
– Jaki ROD? – nie zrozumiała moja towarzyszka.
– Rodzinny ogródek działkowy – wyjaśniłem. – Altanka, grządki warzywne i rabatki wydzielone na kwiatki. A do tego bramka obrośnięta krzakiem róży. Pięknie tam było – rozmarzyłem się.
– Aha – rzuciła beznamiętnie Mariola. – Bo ja myślałam, że wy macie ziemię…
– jaką ziemię? – teraz z kolei ja nie nadążałem.
– Pola, maszyny rolnicze – sprecyzowała. – Bydło.
– Nie, nie! – zaśmiałem się. – Jesteśmy miastowi od pokoleń.
– A mieszkanie to rodzice ci kupili czy sam zarobiłeś? – zadała kolejne pytanie, a ja po raz kolejny się zgubiłem.
– Słucham?
Mariola przewróciła oczami. Chyba powoli była mną zmęczona.
– Mówiłeś, że masz kawalerkę tutaj niedaleko.
– No tak – przyznałem. – Ale tylko ją wynajmuję.
Łyżka dziewczyny upiornie zaskrobała o dno filiżanki.
– Masz jeszcze na coś ochotę? – zreflektowałem się. – Może na gorącą czekoladę?
– Dziękuję – mruknęła Mariola, wstając od stolika. – Właśnie sobie przypomniałam, że mam coś jeszcze dzisiaj do załatwienia.
Również się podniosłem
– Odprowadzę cię na przystanek.
– Hm, samochodu też nie masz? – westchnęła. – Poradzę sobie, dzięki.
Po chwili byłem już sam. Wychodząc z kawiarni, Mariola nawet się nie odwróciła, więc zrozumiałem, że poszło źle. Jak zwykle. Nie wiem dlaczego po tylu nieudanych randkach jeszcze się łudziłem. Przecież za każdym razem kończyło się tak samo. Nadzieja jednak umiera ostatnia. Wyciągnąłem telefon i ponownie uruchomiłem aplikację dla singli szukających miłości. Bo gdzie indziej miałbym szukać? Kolejne randki i kolejne wielkie rozczarowania…
Długo byłem sam. Czy ze swojej winy? Chyba trochę tak, nie miałem w sobie tego, co podobało się współczesnym dziewczynom. Byłem trochę dziwny, trochę niedzisiejszy, raczej nieśmiały. Dlatego pomyślałem, że o wiele łatwiej będzie mi poznać kogoś w internecie, niż twarzą w twarz. Niestety, srogo się zawiodłem. Te wszystkie aplikacje randkowe to był zupełnie inny świat. Pamiętam te pierwsze dni po założeniu swojego profilu. Na początku świecił pustkami: nie wiedziałem za bardzo, co tam zamieścić, wstydziłem się wrzucić zdjęcie… Postanowiłem najpierw się rozejrzeć, coś podpatrzeć u innych. Nie spodziewałem się, że ktoś do mnie w ogóle napisze. I wtedy otrzymałem pierwszą wiadomość. Jakaś dziewczyna podała… Hm, nazwijmy to listą usług z cenami. Kompletnie oniemiałem. A gdy odzyskałem rozum, zapytałem, o co chodzi.
„Nie masz fotki, więc pewnie jesteś brzydal”, odpisała błyskawicznie. „Ale mnie to nie przeszkadza, o ile dobrze płacisz”.
Oniemiałem po raz drugi
Nawet mi do głowy nie przyszło, że na portalach zdarzają się takie rzeczy. Przez kilka tygodni nie miałem nawet odwagi tam zajrzeć. Samotność jednak daje w kość, dlatego w końcu się przełamałem. Czasami tego żałuję. Gdybym wiedział, ile porażek mnie spotka, może bym sobie odpuścił. I tak poznałem Magdę, która kłamała w sprawie swojego wieku. Dopiero na spotkaniu przyznała się (bo nie miała wyjścia, wyglądała młodziutko), że ma… siedemnaście lat! Ale zaraz mnie uspokoiła, że niedługo kończy osiemnaście i planuje przenieść się do miasta na studia, w związku z czym szuka sponsora.
Uciekłem w popłochu. Szukam towarzyszki życia, a nie dziecka albo utrzymanki! Nie interesują mnie szemrane układy. Później była jeszcze Jola, która była pewna, że jestem informatykiem.
– A to dlaczego? – zdziwiłem się.
Zmierzyła mnie znacząco wzrokiem, najdłużej zatrzymując się przy okularach. –
No, wyglądasz – stwierdziła, po czym zapytała wprost: – Ile zarabia programista?
Nie miałem pojęcia. Na pewno o wiele więcej niż ja… To znaczy, nie chcę narzekać. Mam dobrą pracę, spełniam się w niej i w ogóle, ale podejrzewam, że wysokość mojej pensji jednak by Jolę rozczarowała. Tak jak mnie rozczarowywały kolejne randki.
Może to moja wina – może źle wybierałem?
Może za krótko pisałem z kolejnymi dziewczynami, ale ja nie lubię gadać przez komunikator. Wolę poznać kogoś na żywo, popatrzeć w oczy. A przedtem wpaść do kwiaciarni i kupić kwiatek. Mam taką jedną ulubioną blisko rynku. Prowadzi ją bardzo miła dziewczyna, Ania, która ma rękę do roślin oraz wyjątkowe wyczucie, jeśli chodzi o bukiety. Zawsze potrafi mi doradzić.
– Róże są banalne – powiedziała mi całkiem niedawno, przed spotkaniem z Mariolą.
Razem wybraliśmy stokrotki. Śliczny i słodki, niewinny bukiecik na start. W języku kwiatów stokrotka oznacza niewinność i delikatność, nowy początek. Jednak Mariola chyba nie lubiła tych kwiatków, bo nawet ich ze sobą nie zabrała. Na pożegnanie wręczyłem je więc kelnerce. Uśmiechnęła się i pokiwała ze współczuciem głową. A ja – bardzo już zniechęcony – szukałem dalej. Jakiś miesiąc później zacząłem pisać z Paulą. Wydawała się miłą dziewczyną. Pracowała w biurze, lubiła taniec i filmy przyrodnicze. Ani razu nie zapytała mnie o pieniądze czy sytuację mieszkaniową. Rozmawialiśmy niezobowiązująco o wszystkim i o niczym. Coraz częściej myślałem o tym, żeby zaproponować spotkanie, ale na razie nie miałem odwagi.
– A ja myślę, że powinieneś spróbować – zachęcała mnie Ania.
Zajrzałem akurat do kwiaciarni, żeby kupić bukiet na imieniny mojej mamy. Patrzyłem, jak florystka sprawnie dobiera kwiaty i dodatki. Nie musiałem z nią nawet nic ustalać. Wiedziałem, że sama idealnie trafi w gust mojej mamy.
– Bo ja wiem? – wzdychałem. – Tyle razy już się zawiodłem…
– No właśnie – zgodziła się ze mną. – Czas odwrócić złą passę. A jeśli to będzie właśnie ta jedyna? – uśmiechnęła się do mnie.
Ania miała bardzo ładny uśmiech, ale – jak zauważyłem dopiero w tej chwili – dość smutny. Na koniec ozdobiła bukiet wielką kokardą ze słomy i podała mi gotowe dzieło.
Nasze palce przypadkiem się przy tym zetknęły
Florystka spuściła wzrok.
– Czasem trzeba pocałować sporo żab, by trafić na księżniczkę – dodała.
Zamrugałem. Przyjrzałem się jej uważniej. Na moment zaschło mi w ustach, ale ostatecznie wydusiłem z siebie pytanie:
– A jak z książętami?
– Jeszcze gorzej! Ja też utknęłam w fazie prób, ale nie tracę nadziei.
To chyba właśnie dzięki Ani odważyłem się jednak podjąć jakieś działanie. Gdy wróciłem z imienin mamy, odpaliłem aplikację i już chciałem napisać do Pauli, ale… Ubiegła mnie. Sama zaproponowała kawę. To musiał być znak! Pomyśleliśmy to niemal w tej samej chwili. Dzięki moim opowieściom zrozumiała ten żart Przed planowaną randką musiałem oczywiście zajrzeć do mojej kwiaciarni i o wszystkim opowiedzieć Ani. Chciałem, żeby przygotowała bukiet, który właśnie to wyrażał.
– Dobrze – skinęła głową.
Nie zagadywała mnie tak, jak to przeważnie bywało, i wydawała mi się o wiele smutniejsza niż zazwyczaj. Zauważyłem, że po fiasku z Mariolą postanowiła przygotować o wiele bardziej klasyczny bukiet z różowymi różami, ale uzupełniony fiołkami i niebieskimi oczkami niezapominajek.
– Śliczny – pochwaliłem.
– Dziękuję. To moje ulubione kwiaty – stwierdziła. – Zasiały się kiedyś na działce mojej babci i praktycznie objęły ją w posiadanie. Myślę, że te, które nadal tam rosną, są wciąż spokrewnione.
– Naprawdę urocze – zgodziłem się.
Zapłaciłem i pożegnałem się.
– Powodzenia! – rzuciła za mną Ania.
Zdążyłem przejść aż dwie ulicę, zmierzając na spotkanie z Paulą, zanim dotarło do mnie, że… To kompletnie nie ma sensu! To spotkanie, jak wiele innych, skończy się zupełnie tak samo. Bo faceci to psy, a psy chcą tylko jednego…
Zawróciłem po swoich śladach w stronę kwiaciarni. Miałem szczęście, Ania była sama. Gdy się odwróciła, miała nieco wilgotne oczy. Otarła je szybko wierzchem dłoni, gdy wyciągnąłem w jej stronę cudowny bukiet, który przygotowała.
– A zatem… Masz ogródek działkowy, tak? – zacząłem ostrożnie. – Ile hektarów?
Dzięki wszystkim moim opowieściom zrozumiała ten żart. Zaśmiała się, a ja w tym czasie sięgnąłem po jej dłoń i pocałowałem szarmancko. Jeśli się wie, czego się chce, bardzo łatwo to znaleźć. I nawet nie trzeba daleko szukać.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”