Moja kuzynka zawsze była stawiana mi za wzór. Cztery lata starsza, mądra, grzeczna, idealna córka i świetna uczennica. Przewracałam oczami, gdy kolejny raz słyszałam, że powinnam brać z niej przykład. Bo Lena to, bo Lena tamto. Lena brała udział w olimpiadzie z dwóch przedmiotów, w tym z obcego języka, o-bce-go.
Całe liceum Lena była prymuską i co roku kończyła klasę z pierwszą lokatą. Niedobrze mi się robiło od tych peanów na jej cześć. Zwłaszcza że u mnie było średnio. Lepiej szło mi z polskiego i historii, które lubiłam, gorzej radziłam sobie z przedmiotami ścisłymi, co nie znaczy, że miałam problem z promocją do następnej klasy. Byłam też w miarę lubiana, choć nigdy nie dorobiłam się przyjaciółki od serca.
Dwa razy zmienialiśmy mieszkanie, więc ja dwa razy zmieniałam szkołę. Nie zdążyłam się z nikim zaprzyjaźnić na tyle, by odległość tego nie osłabiła. O ironio, to też rodzice mi wypominali, no bo Lena miała dwie przyjaciółki od pierwszej klasy podstawówki, czyli była wierna, lojalna i można było na niej polegać. Niesprawiedliwe, ale przywykłam do roli „tej gorszej” w rodzinie.
Nawet nie miałam do Leny o to pretensji, że nas ze sobą porównują. Ktoś musi być gorszy, żeby ktoś był lepszy. Tak działa świat. Nie jej wina, że wszystko przychodziło jej bez trudu, że urodziła się taka genialna. Nie robiła mi przecież na złość. Pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej świecący nad moją głową przykład może wpędzać mnie w kompleksy.
Nagle Lena przestała być dumą rodziny
Tym większy był szok, gdy taki wzór cnót wszelakich wyszedł z pięknych ram. Najpierw szumnie obwieszczono w rodzinie i okolicy jej kolejny sukces – Lena dostała się za pierwszym podejściem na akademię medyczną, kierunek lekarski. Potem pojechała na dłuższe wakacje, bo przecież zasłużyła, dzielna dziewczyna. W październiku rozpoczęła studiowanie, a gdzieś tak w okolicach grudnia zaczęła tyć.
Dziwnie, bo tylko w okolicy brzucha. Może ze stresu, z powodu zbliżającej się pierwszej sesji, po której jest największy odsiew? Ano nie, zdała sesję zimową śpiewająco, a… tyła dalej. W marcu, w szóstym miesiącu ciąży, już nie dało się ukryć prawdy i bomba wybuchła. Rodzice Leny darli szaty, no bo jak to? Ich grzeczna córeczka, ich duma i nadzieja, najlepsza uczennica – ma zostać młodą matką?! Wstyd! Co gorsza, nie chciała zdradzić, kto jest ojcem jej dziecka.
– To bez znaczenia, bo nie chce z nami być. Nie będę go zmuszać. Nie to nie.
Hardo. Ale nagle Lena przestała być wzorem. Moi rodzice już nie stawiali mi jej za przykład. W ogóle przestali o niej mówić, jakby unikanie tematu mogło sprawić, że problem zniknie. Nie zniknął. Raczej się powiększał. Ciotka ciągle pytała dramatycznie i retorycznie, jak ona się teraz ludziom na oczy pokaże. A ja byłam od kuzynki odsuwana i separowana – chyba żebym się ciążą nie zaraziła.
Lena zaś ze stoickim spokojem wysłuchiwała gorzkich tyrad, siedząc z rękami na rosnącym brzuchu i przygotowując się do kolejnej sesji, letniej. Na ostatnich nogach zaliczała zajęcia i zdawała egzaminy, te w lipcu już z dziecięciem przy piersi, bo Julcia urodziła się pod koniec czerwca.
Jak nigdy wcześniej podziwiałam Lenę, która nie zamierzała rezygnować ze swoich planów, musiała je tylko nieco zmodyfikować. Po pierwszym roku postarała się o urlop dziekański i pokój w akademiku. Stwierdziła, że teraz zajmie się dzieckiem, a gdy mała będzie mogła pójść do żłobka, wróci do nauki.
Co ciekawe, nie chciała przyjąć pomocy od gorzko nią rozczarowanych rodziców. Byłoby jej bez wątpienia łatwiej, ale Lena w pakiecie licznych zalet miała też dumę i ambicję. Godząc się na pomoc finansową rodziców, tym samym godziłaby się na kontrolę z ich strony i dawała im prawo do ciągłego wtrącania się, wytykania jej błędów i wypominania tejże pomocy.
– Dziękuję za takie wsparcie, obejdzie się – powiedziała, gdy ją o to spytałam.
Udzielała korepetycji, dorabiała też sprzątaniem, bo wtedy mogła zabierać Julię ze sobą. Czasem to ja krążyłam z wózkiem wokół bloku, w którym sprzątała. Tak, ja. Od kiedy Lena przestała być mi stawiana za wzór, paradoksalnie, zbliżyłyśmy się. Dostrzegłam w niej zwykłą dziewczynę, która ma swoje problemy, a jej życie wcale nie przypomina sielanki. Pomagałam jej tyle, ile mogłam, mówiąc w domu, że idę do koleżanki.
Wujostwo, choć ich wnuczka była już na świecie, nadal nie mogli przeboleć „tego wielkiego wstydu”. Kiedy wpadali do nas w odwiedziny, użalali się nad sobą, jakby spotkało ich Bóg wie jakie nieszczęście. Moim zdaniem to oni grzeszyli podobnym gadaniem.
– Uważaj, Joasiu, żebyś ty nie przyniosła takiej hańby swoim rodzicom.
Hańby? Jezu, co za średniowiecze…
Chyba najbardziej ich bolało, że Lena nie chciała powiedzieć, z kim ma dziecko. Robiła z tego taki sekret, jakby gość był księdzem albo żonatym facetem. Kiedyś ją o to zapytałam. Czemu nie chce włączyć tego typa w opiekę, niech choćby alimenty płaci.
– Chyba powinien, nie?
Westchnęła ciężko.
– Pozornie tak, ale na dłuższą metę to by i mnie, i jemu bardziej skomplikowało życie. Nie może z nami być, więc po co mieszać dziecku w głowie.
Julka, słodka dziewusia, nie była żadnym wstydem ani hańbą. Jak wujek i ciotka mogli w ogóle tak myśleć? Jak mogli nie chcieć utrzymywać z nimi kontaktu? To znaczy niby chcieli, ale na własnych chorych warunkach.
Tymczasem Julcia rosła i gdy poszła do żłobka, Lena miała więcej czasu na naukę. Na medycynie trzeba wkuwać potworne ilości materiału, mnie robiło się słabo, gdy tylko patrzyłam na podręczniki i atlasy. A ona dawała sobie radę, i to na tyle dobrze, że zdobyła stypendium naukowe. Jak ona to robiła? Nie mam pojęcia. Uczyła się, pracowała i jednocześnie starała się poświęcać Julce jak najwięcej czasu.
Kiedyś doskonałość Lenki mnie drażniła, bo zdawała się nic jej nie kosztować. Teraz, gdy widziałam te sińce pod oczami ze zmęczenia i niewyspania, połączone z niezłomnością, uporem i dziarskim uśmiechem, miałam ochotę nieustająco bić jej brawo. Stała się dla mnie superwoman i podziwiałam ją jak nikogo innego. Ale coś za coś. Nigdy nie widziałam jej z facetem, na żadne randki nie chodziła.
Zdałam maturę, dostałam się na ochronę środowiska. Lena kończyła studia medyczne, planowała zostać pediatrą. Julka zaś rosła zdrowo, była radosnym dzieciaczkiem, chodziła do przedszkola i uczyła się każdego dnia nowych, fascynujących rzeczy.
Lena utrzymywała się ze stypendium, jakichś dodatków od państwa i dorywczej pracy w wolnych chwilach. Biorąc pod uwagę, że była całkiem sama, radziła sobie rewelacyjnie. Jej córka była zadbana i kochana, a ona starała się o lepszą przyszłość dla nich obu. Kiedy więc podczas rodzinnego spotkania ciotka kolejny raz wzniosła oczy ku niebu i westchnęła do mojej mamy, że się modli, by Bóg oszczędził jej takiego wstydu, jakiego oni doświadczają, nie wytrzymałam.
Wuj zamordował mnie wzrokiem
– To ciocia by się wstydziła! – wypaliłam. – Każdemu zdarzy się pobłądzić, źle wybrać partnera, pójść do niewłaściwej pracy, zaufać komuś nieodpowiedniemu albo stracić pieniądze na złej inwestycji. Grunt, by ten błąd naprawić, wyprostować albo chociaż wziąć za niego odpowiedzialność i mieć nauczkę na przyszłość.
Ciotka spurpurowiała.
– Nie wiesz, o czym mówisz, smarkulo – uniosła się. – Dziecko już jest! Tego nie da się naprawić, naprostować!
– To trzeba się nim cieszyć. Co tu prostować? Chyba tylko takie myślenie!
– Jak śmiesz… – żachnął się wuj. – Nie bądź bezczelna!
Ciotka już nic nie powiedziała, zapowietrzona świętym oburzeniem.
– A śmiem! Mam dość tego wygadywania na Lenę. Od kilku lat jest odpowiedzialna za siebie i swoją córkę, której brakuje chyba tylko ptasiego mleczka. No i dziadków. Bo są ślepi, uparci i głupi… Tak, głupi, skoro nie doceniają, jakie kopnęło ich szczęście. Mają śliczną, zdrową wnuczkę, której nie odwiedzają przez swój ośli upór i chore uprzedzenia. Mają dzielną, wspaniałą córkę, która pracuje, wychowuje dziecko i jednocześnie studiuje medycynę, każdy rok kończąc z doskonałym wynikiem, choć nie sypia więcej niż pięć godzin na dobę od nie wiadomo ilu miesięcy. I ja mam taką dziewczynę potępiać? Wstydzić się jej? A jej nieślubną córeczkę uważać za powód do wykluczenia z rodziny? To was się wstydzę, nie jej! – krzyknęłam bliska łez z emocji.
– Jestem dumna, że mam taką kuzynkę. A wy kiedyś będziecie żałować, że opuściliście swoje dziecko w najtrudniejszej chwili. Bardziej się dla was liczyło, co ludzie i ksiądz na kolędzie powiedzą. Już możecie żałować, że przegapiliście pierwsze lata życia swojej wnuczki. Tego się nie da odzyskać, odwrócić. Przepadło. Zwlekajcie dłużej, to Lena przestanie czekać, aż się opamiętacie, i uzna, że nie chce takich dziadków dla Julci. Jeszcze jakichś głupot jej nagadacie, że jest bękartem czy coś. Ja, na miejscu Leny, już dawno bym was skreśliła i nie chciała mieć z wami nic wspólnego!
Ciotka bez słowa wstała, z miną obrażonej królowej pozbierała swoje manatki, po czym wyszła. Wuj najpierw zamordował mnie wzrokiem, a potem ruszył za nią. Mama długo nic nie mówiła, tylko się we mnie wpatrywała. Ojciec zaś chrząkał i chrząkał, unikając mojego wzroku. Ciszę przerwała mama:
Nie chcą poznać własnej wnuczki? Ich strata
– Przepraszam, Joasiu. Nie popisaliśmy się. Masz rację, szok szokiem, rozczarowanie rozczarowaniem, ale ciotka i wujek za długo to ciągną. Kompletnie zawalili ten życiowy egzamin. Mnie też wstyd, bo to ja powinnam im to wszystko powiedzieć, a nie ty. Przepraszam, że musiałaś ukradkiem pomagać Lenie… Tak, wiedziałam, ale zamiast ci towarzyszyć, udawałam, że o niczym nie mam pojęcia. To wy dwie zachowałyście się jak należy w tej trudnej sytuacji, a my dorośli daliśmy ciała. Masz rację, Lena zasługuje na owację na stojąco, a nie na ciągłą krytykę i łatkę rodzinnej czarnej owcy. Wychowuje dziecko, studiuje, pracuje. Chryste, gdzie tu powód do narzekań? Musiałaś mi tą prawdą w oczy zaświecić, by do mnie dotarło… Aż rumienię ze wstydu… – mama przyłożyła dłonie do rozpalonych policzków. – Przecież jestem chrzestną Leny, powinnam ją wspierać, gdy rodzona matka ją zawiodła. Oj, dałam plamę.
Mama tak się kajała, że aż poczułam się nieswojo.
– Już tak się nie biczuj…
– Nie zamierzam – mama uśmiechnęła się krzywo. – Po prostu od teraz się poprawię i zacznę zachowywać się przyzwoicie. Osobiście przeproszę Lenę i zaproszę ją do nas na obiad. Dalej lubi pierogi?
Kiwnęłam głową, bo wzruszenie ścisnęło mnie gardło. Mama nie byłaby jednak sobą, gdyby nie dodała:
– Tylko żebyśmy miały jasność. Choć uważam, że Lena jest dzielna i wspaniale sobie radzi w tych okolicznościach, to wolałabym, żebyś ty tak dzielna być nie musiała. Oczywiście, nigdy byśmy się od ciebie nie odwrócili i w każdej sytuacji możesz na nas liczyć… prawda, Stefan?
Wywołany znienacka do tablicy tata potrzebował chwili, by załapać, że powinien jakoś się określić, więc z pewnym opóźnieniem chrząknął potakująco. Co za facet…
– Właśnie, tata się ze mną zgadza. Mimo wszystko mam nadzieję, że zachowasz właściwy porządek, jeśli chodzi o ciążę…
– Oj, mamo… Proszę cię – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Nawet chłopaka nie mam, a ty mi tu z dziećmi wyjeżdżasz…
A wuj i ciotka? Niereformowalni
– Tak na wszelki wypadek mówię. Bierz przykład z Leny jako wzoru pracowitości, samodzielności i odpowiedzialności za swoje dziecko. Ale nie ma co kryć, że zachodzenie w ciążę na pierwszym roku studiów, na dokładkę z kimś, kto nie może lub nie chce przyznać się do ojcostwa, nie było najmądrzejszą decyzją.
– Ale dzięki temu ma Julcię!
Mama westchnęła.
– To dziecko to chyba musi być ósmy cud świata…
– Żebyś wiedziała!
Już niebawem moja mama też się zakochała w słodkiej Julci i wspólnie z moim tatą stali się dla niej dziadkami… Wuj i ciotka zapiekli się w swoim uporze. Ja też trafiłam na ich czarną listę. Mama próbowała siostrę i szwagra przekonać, przynosiła im zdjęcia Julki, ale… niektórzy cenią swój dziwnie rozumiany honor bardziej niż więzi rodzinne, a swoją urażoną godność stawiają ponad rozsądek i uczucia. Szczerze? Ich strata.
Moja mała kuzyneczka we wrześniu pójdzie do pierwszej klasy. A jej mama niedługo będzie dyplomowanym pediatrą. Ciotka z wujem mogliby puchnąć z dumy, ale wolą gorzknieć i macerować się we własnej żółci. Powtórzę, ich strata.
Czytaj także:
„Wzięłam przystojnego sąsiada za podglądacza, a on okazał się bohaterem. Miłość mojego życia dosłownie spadła mi z… drzewa”
„Kiedy Andrzej mi się oświadczył, szalałam ze szczęścia. Cały romantyzm diabli wzięli, gdy jego rodzice zaczęli nam planować wesele"
„Przyjaciółka stała się roszczeniową >>madką<<. Wybrała mnie na matkę chrzestną, bo chciała mieć chodzący bankomat”