Stoję naprzeciwko mężczyzny, który za chwilę będzie moim mężem, i ogarnia mnie wzruszenie, jakiego nie znałam. Patrzę na poczciwą twarz księdza, który zna mnie niemal od dziecka, i chłonę każde jego słowo o małżeństwie. Zamykam oczy, bo łzy zaczynają mnie piec pod powiekami i czuję, że Michał ściska moją dłoń. Patrzę w niebieskie dobre oczy i wiem, że nie mogłam podjąć lepszej decyzji. Pomyśleć, że nikt w nas nie wierzył – pomyślałam, rozglądając się po kościele wypełnionym gośćmi.
Zawsze byłam blisko Boga i nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. Tak zostałam wychowana i nigdy nie przyszło mi nawet do głowy się przeciwko temu buntować. Od dziecka uwielbiałam kościół, śpiewałam w chórze, chętnie uczestniczyłam we wszystkich uroczystościach i przede wszystkim głęboko wierzyłam. Nawet kiedy poszłam do liceum, gdzie takie poglądy były mocno niepopularne, moja wiara nie osłabła.
Czułam, że to jest coś, co pokazuje mi w życiu drogę, dzięki czemu wiem, jak powinnam postępować, i nie były to dla mnie puste słowa. W pewnym momencie nawet myślałam o zostaniu siostrą zakonną, ale ten pomysł akurat szybko wywietrzał mi z głowy, bo dość szybko zrozumiałam, że bardzo chcę mieć rodzinę.
Nie oznacza to, że jestem święta, albo, że wiodłam życie mniszki. Przeciwnie, zawsze byłam bardzo towarzyska, ale zawsze starałam się żyć zgodnie z przykazaniami. Od zawsze też lubiłam pomagać innym, brałam udział w praktycznie każdej akcji charytatywnej w okolicy.
Koleżanki mojej mamy zawsze mówiły, że jej zazdroszczą, bo jestem taka poukładana. Fakt, alkohol czy inne używki mogły dla mnie nie istnieć. Nieszczególnie też rozglądałam się za chłopcami, spotykałam się z jednym czy dwoma, ale zwykle szybko okazywało się, że mamy inne priorytety. Czekałam więc na swojego księcia z bajki. Jak każda dziewczyna miałam nawet na ten temat jakieś wyobrażenia. Marzyłam o wysokim blondynie o niebieskich oczach, który będzie wyznawał takie wartości jak ja. Gdyby ktoś mi powiedział, że wyjdę za mąż za chłopaka z poprawczaka, wyśmiałabym go.
Mówiła, że to nie facet dla mnie
Michała poznałam, gdy prowadziłam zajęcia teatralne dla dzieci z trudnych środowisk, jego młodsza siostra brała w nich udział, a on często po nią przychodził. Pamiętam moment, w którym go zobaczyłam. Zupełnie nie przypominał mojego ideału, rosły, łysy chłopak o groźnym spojrzeniu. Z moim wyobrażeniem o księciu z bajki łączyło go tylko to, że miał niebieskie oczy.
A jednak moje serce drgnęło, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Sama byłam tym faktem zdziwiona i długo nie potrafiłam się do tego przyznać sama przed sobą, ale miał w sobie coś intrygującego. Szukałam go wzrokiem, gdy kończyły się zajęcia i opiekunowie przychodzili po dzieciaki. On też często mi się przyglądał, kiedy myślał, że nie widzę.
– To raczej nie jest facet dla ciebie – powiedziała z uśmiechem koleżanka, która przyłapała mnie, jak wodziłam za nim wzrokiem.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – wzruszyłam ramionami.
– Rozumiesz, rozumiesz… – popatrzyła na mnie z politowaniem, a ja poczułam, jak na policzki wstępuje mi rumieniec. – Ale uwierz, lepiej, żebyś nie wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem, bo się rozczarujesz. To chłopak z patologicznej rodziny, od wczesnej młodości ciągnęło go w nieciekawe klimaty, ma za sobą burzliwą młodość i odsiadkę w poprawczaku za bójki i kradzieże.
– Może wyszedł na ludzi, zresztą nie mnie to oceniać – ucięłam rozmowę.
Owszem, trochę mnie zaniepokoiło to, co usłyszałam. Z drugiej strony widziałam, jak Julka za nim przepada, jak on się o nią troszczy. No przecież nie mógł być zły!
Pewnie długo jeszcze przyglądalibyśmy się sobie, gdyby nie przypadek. Byliśmy już na ostatniej prostej przygotowań do wielkiej premiery naszego przedstawienia. Bardzo mi zależało, żeby dzieciaki czuły się tego dnia jak gwiazdy.
Z wielką pieczołowitością przygotowywaliśmy kostiumy i scenografię. Na dzień przed spektaklem niemal cała skromna załoga naszej świetlicy miała zostać po pracy, żeby przygotować scenę, urządzić widownię itp. Na nieszczęście wszystko się posypało. Janek złamał nogę, Jagoda się pochorowała, Marcin musiał w trybie pilnym pojechać do mamy, której zalało mieszkanie. Wyglądało na to, że zostanę ze wszystkim sama. Byłam przerażona. Roboty było co niemiara nawet dla kilku osób, a co dopiero dla jednej!
Wszystko razem ogarnęliśmy
– Nie wiem, kiedy wrócę, zostałam z przygotowaniami sama. Mam nadzieję, że dam radę i nie zawiodę dzieciaków – powiedziałam do mamy, kiedy zadzwoniłam do niej, by powiedzieć, że zejdzie mi się o wiele dłużej, niż zakładałam.
Nie zauważyłam wtedy, że mojej rozmowie przysłuchuje się Michał.
– Słyszałem twoją rozmowę, może odprowadzę Julkę i wrócę ci pomóc? Artystą nie jestem, ale mogę robić za tanią siłę roboczą – powiedział, patrząc na mnie nieśmiało.
– Naprawdę? Byłoby miło, nie wiem, jak sama to wszystko ogarnę – przyznałam, a na jego twarz wstąpił uśmiech.
Jak powiedział, tak zrobił. Wrócił, nim upłynęła godzina, i zabraliśmy się do pracy. Początkowo czułam się nieco onieśmielona, bo do tej pory nie mieliśmy okazji zamienić więcej niż kilku słów, a teraz byliśmy sam na sam. Nie trwało to jednak długo, bo po kilku chwilach okazało się, że naprawdę nieźle się dogadujemy. Czułam się, jakbym znała go od wieków, do tego praca szła nam niezwykle sprawnie!
– Julka jest bardzo przejęta i szczęśliwa, że może grać w tym przedstawieniu. Ostatnio nawet powiedziała mi, że będzie aktorką. Dobrze, że ma miejsce, w którym może odkrywać swoje talenty – powiedział Michał.
Poczułam, jak wręcz puchnę z dumy.
– A ty jakie masz talenty? – zapytałam, a on znieruchomiał. Przez chwilę pomyślałam, że popełniłam błąd…
– Nie wiem – westchnął – umiem nieźle kraść, ale to żaden talent. Całkiem nieźle się też biję. Generalnie nic, z czego można być dumnym – westchnął, a ja chwilę milczałam.
– Kradzież to faktycznie kiepska sprawa, ale skoro nieźle się bijesz, to może boks? – zagadnęłam.
– Kiedyś trenowałem, ale potem zrobiłem z tego niewłaściwy użytek – urwał.
– Ja widzę kilka twoich zalet – powiedziałam. – Świetnie dogadujesz się z dzieciakami, nie tylko z Julką, ale z innymi też. Poza tym masz smykałkę do majsterkowania, no i pewnie jeszcze coś by się znalazło, ale trudno mi ocenić przy tak krótkiej znajomości.
Nic nie odpowiedział. Wyraźnie zakłopotany wieszał scenografię. Uporaliśmy się ze wszystkim w kilka godzin i choć byłam nieziemsko zmęczona, żal mi było się z nim rozstawać…
On po prostu kiedyś zbłądził
Przedstawienie okazało się ogromnym sukcesem. Dzieciaki były zachwycone, publiczność również. Byłam tak wzruszona, że uściskałam stojącego obok mnie Michała, a on na moment skamieniał. Oj, chyba mnie poniosło… Gdy wszyscy się rozeszli, Michał i Julka zostali.
– Może poszłabyś z nami na lody, żeby uczcić ten sukces? – spytał, patrząc mi w oczy.
– Jasne! – odpowiedziałam z radością.
No i tak to się zaczęło. Zaczęliśmy spotykać się coraz częściej i czułam, że moje uczucia do Michała robią się cieplejsze z dnia na dzień. Z każdą chwilą coraz bardziej dostrzegałam, że pod maską groźnie wyglądającego mężczyzny kryje się wrażliwy, ciepły człowiek, który kiedyś po prostu zbłądził. Dość szybko zaczęły dokuczać mi plotki.
Sąsiadki potrafiły zaczepić moją mamę na ulicy i doradzać, by zamknęła mnie w domu, bo „szwendam się z elementem”. Koleżanki śmiały się ze mnie, że naoglądałam się zbyt dużo filmów i powinnam zejść na ziemię, bo „tacy jak on się nie zmieniają”. Rodzice wykazywali zaniepokojenie i choć nie zabraniali mi się z nim spotykać, nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Czułam, jakbym robiła coś złego. Wszyscy mieli mojego chłopaka za zbira. Tymczasem ja wiedziałam, że to nieprawda.
Owszem, Michał wywodził się z trudnego domu, w którym nikt się nim nie interesował. Wpadł w złe towarzystwo, zaczął kraść, wdawać się w bijatyki i w końcu trafił do poprawczaka. Kiedy jednak z niego wyszedł, obiecał sobie, że będzie żył uczciwie i zajmie się młodszą siostrą tak, by nie poszła w jego ślady.
Każdego dnia widziałam, że robi wszystko, by zrealizować swój plan. Miałam jednak wrażenie, że inni tylko czekają na jego potknięcie, by z satysfakcją stwierdzić, że mieli rację… Kiedyś nawet podsłuchałam, jak moja mama mówi mojej ciotce, że ten związek to pewnie taki etap, że ta fascynacja na pewno mi przejdzie. Bardzo się złościłam, gdy słyszałam takie rzeczy.
Mijał jednak czas, a nasza więź stawała się coraz silniejsza. Michał pomagał mi w świetlicy, wrócił nawet do boksu i wkrótce zaczął prowadzić amatorskie zajęcia dla dzieciaków.
– Dzięki temu głupoty nie przychodzą mi do głowy, im zresztą też – mawiał i nie sposób było się z nim nie zgodzić.
Okazało się, że chłopcy, którzy do tej pory sprawiali problemy, kiedy zaczynali chodzić na jego zajęcia, zaczynali sobie radzić dużo lepiej. Po prostu znaleźli ujście dla negatywnych emocji. Poza tym mieli miejsce, gdzie ktoś się nimi interesował i ich rozumiał. Michał wiedział jak nikt inny, że nie każdy ma w domu cieplarniane warunki.
Bardzo podobało mi się też to, że choć sam nie był w kościele od dawna, bardzo szanował moją wiarę i to, jak bardzo jest dla mnie ważna. Kiedy byliśmy już parą i powiedziałam, że chciałabym zaczekać ze swoim pierwszym razem do ślubu, pocałował mnie w czoło i powiedział tylko:
– Nie ma sprawy.
Ujął mnie tym totalnie, bo moi poprzedni chłopcy, choć gorliwi katolicy, zwykle wybuchali w tym momencie śmiechem.
Dodał mi otuchy tą rozmową
Po jakimś czasie zaczął nawet chodzić ze mną do kościoła i zobaczyłam, że staje się to dla niego ważne. Mawiał, że też chce znaleźć ten fundament, który mam ja…
Bolało mnie to, że moje otoczenie nie akceptuje mojego związku. Bardzo pomogła mi jednak rozmowa z proboszczem naszej parafii. Zostałam kiedyś po mszy i zwierzyłam mu się ze swoich rozterek.
– Drogie dziecko, musisz być dla nich wyrozumiała, oni wszyscy troszczą się o ciebie – powiedział powoli, a ja już myślałam, że zaraz powie, że powinnam się zastanowić nad relacją z Michałem. – Nie zawsze dobro widać na pierwszy rzut oka, nie każdego łatwo pokochać od pierwszego wejrzenia. To małe środowisko i niestety niełatwo pozbyć się łatki, jaką przyklejają nam ludzie. Nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe – uśmiechał się, a ja poczułam ulgę. – Dostrzegłaś w Michale dobro i miłość, inni też je na pewno zobaczą, tylko potrzebują czasu. Jeśli go kochasz, trwaj przy nim, wspieraj go, bo pewnie nie jest mu łatwo. Gorąco wam kibicuję i wierzę, że jeszcze przyjdzie mi udzielić wam ślubu – powiedział na koniec.
Słowa księdza okazały się prorocze. Najpierw do Michała przekonali się moi rodzice, potem znajomi i przyjaciele. Po prostu zobaczyli, że ani jego przemiana, ani nasza miłość nie są chwilowe.
– Patrycjo, kiedyś nie wierzyłem, że jestem wart choćby jednego twojego spojrzenia. Teraz dzięki tobie wiem, że mogę być dobrym człowiekiem, wartym twojej miłości. Wierzę, że to Bóg postawił cię na mojej drodze, bym już nigdy nie zabłądził. Czy wyjdziesz za mnie? – zapytał po roku znajomości, a ja popłakałam się ze szczęścia.
A teraz stoję naprzeciwko niego w kościele wypełnionym naszą rodziną i przyjaciółmi i przyrzekam mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Wiem, że dobrze wybrałam, choć na początku nikt w to nie wierzył…
Czytaj także:
„Kolega ożenił się tylko dla kasy. Do dziś musi się zmuszać do sypiania z żoną. Wyobraża sobie wtedy swoją byłą”
„Żona go rzuciła, stracił pracę i mieszkanie. Byłam jego pocieszycielką i przyjaciółką, ale marzyłam o jego dotyku”
„Moja eks na łożu śmierci przypomniała sobie, że jestem ojcem jej córki. Mam przechlapane, żona wyrzuci mnie na zbity pysk”