„Kolega ożenił się tylko dla kasy. Do dziś musi się zmuszać do sypiania z żoną. Wyobraża sobie wtedy swoją byłą”

Mój przyjaciel nie kochał swojej żony fot. Adobe Stock, luengo_ua
„Potrzebowałem tej pracy i to natychmiast. Uśmiechnąłem się więc lekko do Witolda i uniosłem brew. Szybko spojrzałem na jego żonę, która nie miała pojęcia, że jej mąż od ponad 20 lat ma przed oczami inną w łóżku, po czym jeździ do sanatorium i tam nie przepuszcza żadnej, która zechce z nim zamienić choćby słowo”.
/ 21.08.2022 19:15
Mój przyjaciel nie kochał swojej żony fot. Adobe Stock, luengo_ua

Po trzech latach przyznano mi wreszcie sanatorium. Co prawda choroba, z którą wtedy poszedłem do lekarza, już minęła, ale skoro miałem okazję trzy tygodnie wypocząć na koszt państwa, to przecież nie odmówię, zwłaszcza że odpoczynek był mi potrzebny, bo sytuacja w pracy była nad wyraz stresująca i zaczynało się to odbijać na moim zdrowiu.

Zresztą, czy naprawdę na koszt państwa?

W końcu od wielu lat płacę co miesiąc składkę zdrowotną, a jak trzeba było, to i tak przeważnie szedłem do lekarza prywatnie, więc właściwie to sanatorium było za moje pieniądze. W dodatku biorąc pod uwagę poziom bazy mieszkaniowej, wyżywienie i usługi, sporo przepłaciłem. Powinienem trafić do ośrodka, w którym swoje nadwątlone zdrowie leczył Witold.

Poznaliśmy się w pijalni wód. Siedziałem niedaleko palmy, sącząc słone obrzydlistwo, i przeglądałem lokalną gazetę. Ułamkiem świadomości zarejestrowałem, że ktoś się przysiadł do stolika, ale nie podniosłem głowy.

Boże, jaka obrzydliwa ta woda – usłyszałem zdegustowany męski głos.

Uniosłem wzrok. Na krześle obok krzywił się facet mniej więcej w moim wieku. Posrebrzone elegancko skronie, szlachetny profil, lniany jasny garnitur, błękitna jedwabna koszula. I markowe buty. Miał na sobie z pięć tysięcy złotych. Nie mówiąc o zegarku na ręku, co to każdy polityk musiałby od razu wpisać do zeznania podatkowego.

– A musi pan pić? – spytałem.

Podobno tak. Coś z płucami. Witold jestem – wyciągnął rękę nad stolikiem.

Uścisnąłem jego dłoń.

– Tomasz.

Witold wychylił kubeczek jednym haustem i powiedział:

To co, Tomuś, idziemy na polowanie?

I ruchem głowy wskazał na dwie panie, które kilka metrów dalej stały przy fontannie, popijając wodę i rozglądając się czujnie na boki. Nie będę się rozpisywał nad specyficznym życiem w sanatoriach. To jak trzytygodniowe wyjazdy integracyjne. Jedna z moich kuzynek jest niemal uzależniona od unoszącej się tu w powietrzu atmosfery.

Do sanatorium jeździ raz w roku

Jej astma okazała się zbawieniem dla jej poczucia kobiecości.

– Nigdy nie zdradziłam Romusia – zarzekała się podczas rodzinnej imprezy. – Ale uwielbiam flirty, podteksty, tańce i poczucie, że jestem wciąż interesująca.

Siedzący przy tym samym stole ponury Romuś mruknął tylko:

– Ciekawe, dlaczego ja nie mogę pojechać sam? Ona dosłownie dostaje szału, gdy tylko o tym wspomnę.

Kuzynka ma słuch jak nietoperz, więc usłyszała narzekania męża.

– Bo wy, mężczyźni – wyjaśniła – nie panujecie nad instynktami. Nie dałbyś rady cofnąć się w odpowiednim momencie. I potem byłby kłopot. Prawda? – spojrzała na nas wszystkich triumfalnie.

Przez chwilę miałem ochotę zapytać o granicę owej zdrady. Czy naprawdę trzeba iść z kimś do łóżka, czy wystarczy flirtować. Ale zmilczałem, bo lubiłem Romka. Nie chciałem podsuwać mu niedobrych pomysłów i wzbudzać wątpliwości. Bo generalnie to było dobre i kochające się małżeństwo. Witold, jak się okazało, był męską wersją mojej kuzynki. Jego płuca, a przede wszystkim poczucie męskości wymagały częstego wzmocnienia, więc dwa razy do roku jeździł po sanatoriach. Ciechocinek, Krynica Górska, Kołobrzeg, Polanica, Iwonicz-Zdrój…

Objechałem chyba wszystkie – powiedział mi któregoś dnia. – Najpaskudniejsza woda jest w Iwoniczu, a najlepsze kobitki w Kołobrzegu.

Jako mężczyzna Witold nie panował nad instynktami i zdecydowanie nie zatrzymywał się w odpowiednim momencie.

Wyrywał wszystko, co się dało wyrwać

Był w tym nienasycony. Choć właśnie przekroczył pięćdziesiątkę, to będąc przystojnym mężczyzną z wypchanym portfelem – choć akurat nie afiszował się z tym zbytnio, co w nim lubiłem – nie miał problemów, by przygruchać sobie kobietę, na którą miał ochotę.

A nie wolałbyś młodszej dziewczyny z miasta? – spytałem kiedyś, gdy siedzieliśmy w saunie w jego pensjonacie.

Ta część naszej znajomości wyjątkowo mi odpowiadała, ponieważ mogłem korzystać z luksusów mnie na co dzień niedostępnych.

– Masz pieniądze, postawiłbyś takiej kolację, nocny klub…

Pokręcił głową.

– Nie chcę żadnej robić nadziei, że może z tego wyjść coś więcej. I nie chcę, by poczuły się jak… wiesz, prostytutki. A te kobiety z sanatoriów… One nie oczekują niczego więcej niż trochę radości, zanim wrócą do szarego życia.

Naprawdę go polubiłem. Witold jeździł prywatnie do najlepszych pensjonatów. Mógł sobie na to pozwolić. Z początku myślałem, że jest obrotnym przedsiębiorcą, który się dorobił na własnej pracy i pomysłowości. I w pewnym sensie miałem rację. Prawdy dowiedziałem się pewnej nocy, na dwa dni przed końcem turnusu, gdy siedzieliśmy w nocnym barze, popijając kolejną Krwawą Mary.

– Kurna, Tomuś, życie to jest popieprzone na maksa – Witold był już lekko ubzdryngolony. – Człowiek jako dziecko marzy o domu, wczasach w Tajlandii i ślicznej żonce, która rodzi mu małe blond geniuszki. Moi starzy nie potrafili zarobić tyle, by starczyło do pierwszego – machnął ręką. – Niczego jako dzieciak nie miałem. Buty po starszym bracie i swetry po starszej siostrze. Ale się zaparłem, skończyłem szkoły. Poszedłem na studia z zarządzania. Bo w biznesie zarabia się najwięcej. Myślałem, że jak będę zakuwał, harował i zawierał znajomości z odpowiednimi ludźmi, to w końcu się dorobię. Potem, myślałem, zajmę się swoim życiem osobistym. Kiedy na studiach poznałem Elę… – opuścił głowę i ciężko westchnął. – Śliczna była. Moje serce i ciało rwało się do niej, to ją widziałem w swoim domu z basenem i ogrodem wielkości parku. Ale, co tu mówić, była tak samo goła jak ja. Wiedziałem, że jak się do niej dorwę, to od razu narobię dzieciaków i do widzenia piękny domu z ogrodem i wczasy w Tajlandii. I dlatego zerwałem z Elą, zanim trafiliśmy do łóżka. Po studiach zacząłem pracę w biznesie. Przez pięć lat harowałem jak wół, przymilałem się do odpowiednich ludzi i co?

Witold ciągnął historię

– I nic?

– Inni się pięli, a ja stałem w miejscu. I wtedy poznałem Grażynę. Była córką potentata w biznesie chrupek. I jeszcze innych pierdół. Właśnie dostała od niego mały biznesik do rozkręcenia, bo tatuś chciał sprawdzić, czy córcia da sobie radę, zanim nie podaruje jej czegoś większego. Dowiedziałem się przez przypadek, że szuka młodego zespołu. Wysłałem swoje CV, poszedłem na rozmowę. I zobaczyłem, że od chwili, gdy wszedłem do gabinetu Grażyny, ona w ogóle mnie nie słucha, tylko się gapi. Tak, wiesz, pożądliwie. Dostałem robotę, a dwa tygodnie później wylądowaliśmy w łóżku.

Wypił duszkiem pół drinka.

– To była katorga. Weź się zmuś, kiedy kobieta w ogóle cię nie kręci. I nie chodziło o to, że była brzydka. Sam wiesz, że ja nie jestem wybredny. Każda kobieta jest na swój sposób piękna. Tylko że jedne na mnie działają, a inne nie. A Grażyna to już w ogóle. Ale wiedziałem – albo to zrobię, albo będę musiał zmienić pracę. No to pomyślałem o Elżuni. Poszło. I to tak, że Grażyna chciała więcej. W żadnym razie, pomyślałem sobie, kiedy dwa dni później dostałem od niej mejla z propozycją kolacji u niej. Ale wtedy usłyszałem, jak rozmawia dwóch innych pracowników, że mi zazdroszczą, bo romans z szefową to prosta droga do kariery. Jak się tym dobrze pokieruje. No i coś mi odbiło. Pomyślałem – no przecież! Skoro z uczciwego harowania nic nie mam, trzeba to bogactwo zażyć z innej mańki. No i pół roku później byliśmy już małżeństwem. I jesteśmy do dziś. Mamy dwójkę fajnych dzieci, piękny dom z wielkim ogrodem, jeździmy na wczasy po całym świecie. Grażyna wciąż mnie kocha, ja ją lubię i szanuję, ale wciąż muszę myśleć o Eli, bo w kwestii pożądania nic się nie zmieniło. I mówię ci, Tomuś, to jest piekło.

Zrobiło mi się go żal

– Ten brak miłości w życiu, wiesz, fizycznej. Dlatego dwa razy do roku wyjeżdżam na dwa tygodnie, że niby muszę płuca podreperować. A ja po prostu chcę poczuć, że jestem mężczyzną, który czuje pożądanie do kobiety. I ostatnio coraz częściej zastanawiam się, czy było warto w to brnąć. I jak bym się czuł, gdybym został z Elą. Jak myślisz, Tomek? – spytał sennym głosem.

Zanim odpowiedziałem, Witold zasnął. Po chwili obudziłem go i zaprowadziłem do pensjonatu, gdzie mieszkał. Dwa dni później pożegnaliśmy się bez wymieniania wizytówek i zniknęliśmy ze swego życia. Nawet nie znałem jego nazwiska.

– Lubię cię, Tomuś. Porządny z ciebie człowiek i moglibyśmy być przyjaciółmi, ale za dużo o mnie wiesz. Wolę nie ryzykować – mrugnął do mnie okiem.

Po chwili w jego oczach był już tylko smutek. Pomyślałem, że oto człowiek, który na własne życzenie i z własnego wyboru znajduje się w matni. Facet, który tylko do siebie może mieć pretensje za to, że spaprał sobie życie. Coś za coś. I on o tym doskonale wiedział, więc nawet nikt nie powinien mu współczuć. A mimo to było mi go żal.

Rok później moja firma upadła i znalazłem się na bruku. Byłem pięćdziesięcioletnim specjalistą od handlu i marketingu i nagle okazało się, że nie ma dla mnie pracy. To były te lata, kiedy biznes zachłystywał się młodością. Dwudziestoparolatek bez doświadczenia był bardziej w cenie niż specjalista po czterdziestce. Stawiano na świeżość, oryginalne spojrzenie i tak dalej. Dekadę później okazało się, że to była ślepa uliczka, ale kiedy szukałem pracy nikt o tym jeszcze nie wiedział. Wysyłałem CV za CV, ciesząc się, kiedy ktoś chociaż odpisał, że nie, dziękuje, bo wiek nie odpowiada.

Byłem coraz bardziej zdesperowany

Wtedy jeden z moich znajomych powiedział, że w pewnej dużej firmie jest nabór na szefa działu handlowego. I żebym poszedł na rozmowę bez wysyłania CV. Podał mi miejsce i godzinę rozmów rekrutacyjnych. Poszedłem. Przed drzwiami do gabinetu prezesa niemal ustawiła się już kolejka. Sami młodzi, tuż po trzydziestce albo i młodsi. Patrzyli na mnie jak na jakiś egzemplarz z muzeum. Wreszcie przyszła moja kolej. Wszedłem. Za stołem siedziała elegancka kobieta w średnim wieku. Za nią, odwrócony tyłem, stał mężczyzna i nalewał kawę do filiżanek. Kobieta popatrzyła na mnie i wyraźnie się skrzywiła. Usiadłem na krześle i położyłem przed nią moje CV. Imponujące, uwierzcie mi. Wzięła je do ręki, jakby parzyło.

Rocznik. Tylko to było dla niej ważne. Poczułem rozpacz. Jak nic, będę musiał iść na jakiegoś ochroniarza za dwa pięćdziesiąt na godzinę. I wtedy ten facet odwrócił się, postawił przy kobiecie filiżankę z parującą kawą i powiedział:

– Bardzo proszę, kochanie.

Spojrzałem na niego zaskoczony. To był Witold! On spojrzał na mnie i dostrzegłem w jego oczach panikę. Wiecie, nigdy nie byłem człowiekiem, który się rozpychał. Szedłem prostą ścieżką, byłem uczynny i uważałem, że jak ktoś chce coś mi dać, to wezmę, ale sam brać nie będę. O wymuszaniu nawet nie wspomnę. Ale wtedy byłem przyparty do muru, tak na maksa. I coś we mnie się obudziło. Coś, co uznało, że dosyć tej pokory i bycia w porządku, niewykorzystywania przypadkowo zdobytej przewagi, by dostać coś, czego ktoś nie chce mi dać. Potrzebowałem tej pracy i to natychmiast. Uśmiechnąłem się więc lekko do Witolda i uniosłem brew.

Szybko spojrzałem na jego żonę, która nie miała pojęcia, że jej mąż od ponad dwudziestu lat zmusza się do seksu z nią, po czym jeździ do sanatorium i tam nie przepuszcza żadnej, która zechce z nim zamienić choćby słowo. Widząc tę surową kobietę, uznałem, że gdyby tylko o tym się dowiedziała, to byłby koniec ich małżeństwa. Więcej, puściłaby Witolda w samych skarpetkach. Albo i jeszcze gorzej. On też o tym wiedział.

Świat naprawdę jest bardzo mały

Ale czy naprawdę powiedziałbym pani Grażynie o zwierzeniach jej męża? Nie sądzę. Na szczęście Witold założył, że trzeba dmuchać na zimne. Wziął moje CV i list motywacyjny, zaczął nad nim cmokać z zachwytu i przekonał żonę, że na to stanowisko potrzebny jest ktoś z doświadczeniem.

Dostałem pracę, a kiedy odchodziłem na emeryturę piętnaście lat później, podczas przyjęcia, na którym dostałem pamiątkowy złoty zegarek, Grażyna wymogła na mnie, bym jeszcze został.

Takiego fachowca jak pan to ze świecą szukać. I jak zwykle mój Witek ma nosa do ludzi – powiedziała i przytuliła się do męża, który był już niemal całkiem siwy.

I z którym od tych piętnastu lat jeździłem co roku do sanatorium, podreperować płuca i nerwy.

– Jak już muszę się komuś wyżalić, to niech to będzie ktoś, kto już o mnie wszystko wie – mawiał Witek. – Bo następnym razem trafię jeszcze na jakiegoś naprawdę wrednego szantażystę – mruczał pod nosem.

Ja z tej historii wyciągnąłem jedną naukę. Nigdy nie wiesz, kiedy tajemnica, z której zwierzyłeś się nieznajomemu w pociągu, przy barze czy na wycieczce wróci do ciebie z hukiem. Świat naprawdę jest teraz bardzo mały.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA