„Porzuciłem żonę i synka. Po latach Kuba zrobił innej kobiecie to samo i postanowiłem naprawić wyrządzone szkody”

Porzuciłem żonę z małym dzieckiem fot. Adobe Stock, Brian Jackson
– Jak mogło do tego dojść?! Jesteś przecież lekarką! Nie umiesz połknąć pigułki?! – nie miałem litości dla zszokowanej moim wybuchem Ireny. Zachowałem się jak typowy buc, który zrzuca całą odpowiedzialność za antykoncepcję na kobietę. A potem już tylko popełniałem błędy.
/ 09.01.2022 07:09
Porzuciłem żonę z małym dzieckiem fot. Adobe Stock, Brian Jackson

– Spieprzyłeś sobie życie – syczało mi coś z tyłu czaszki.

– Zobacz, jaki jesteś żałosny – budziło mnie w nocy i trzymało w bezsenności do rana.

– I co? Jesteś z siebie zadowolony? – pytało mnie, kiedy rezerwowałem stolik dla jednej osoby.

Zimą mam dużo mniej pacjentów niż wiosną czy latem. To normalne, o tej porze roku w powietrzu jest dużo mniej substancji uczulających, więc alergicy jakoś sobie radzą bez mojej pomocy. Dopiero w styczniu następuje wysyp zdenerwowanych matek z małymi dziećmi.

Święta to dobra okazja, żeby odkryć, iż dziecko ma uczulenie na sierść psa czy kota, którego dostało pod choinkę albo na składnik świątecznej potrawy, którą jadło po raz pierwszy w życiu.

– Tu jest skierowanie na testy – powiedziałem do pacjentki, która przyszła z synkiem. – W rejestracji panie powiedzą, co dalej.

Zakończyłem kolejną wizytę i wyjrzałem do poczekalni.

– Pani Laura! – wywołałem następną pacjentkę, która była zapisana na dwunastą.

Najwyraźniej pani Laura nie przyszła, więc zgodnie z regulaminem placówki musiałem zaczekać pięć minut. Lubiłem te nieoczekiwane bonusowe przerwy. Od jakiegoś czasu wykorzystywałem każdą wolną chwilę na porządkowanie zdjęć.

Robiłem na służbowym komputerze katalogi z nazwami krajów, które odwiedziłem i przerzucałem tam fotografie z twardego dysku. Argentyna, Meksyk, Kenia, Tajlandia… Trochę tego się uzbierało. Zawsze podróżowałem samotnie i robiłem tysiące zdjęć, których nikt potem nie oglądał.

Nawet ja sam nie miałem motywacji, żeby te zdjęcia drukować albo choćby przejrzeć po kolejnej wyprawie. To się powinno robić w towarzystwie, a prawda była taka, że nie miałem komu ich pokazywać.

Żyłem sam, bez rodziny i przyjaciół, ale o to mogłem winić tylko siebie. Nie lubiłem o tym myśleć, ale im byłem starszy, tym częściej te myśli same mnie nachodziły.

Kiedyś miałem rodzinę i przyjaciół

Jako jedynak garnąłem się do ludzi, zabiegałem o akceptację towarzystwa. Kiedy na studiach poznałem Irenę, gwiazdę żeńskiego akademika, zrobiłem wszystko, żeby wkraść się w jej łaski. Zgodziła się zostać moją dziewczyną dopiero na trzecim roku. Sześć miesięcy po zakończeniu studiów pobraliśmy się.

Ona odbywała staż w swoim rodzinnym miasteczku, a ja w szpitalu w dużym mieście wojewódzkim. Związek na odległość nam nie przeszkadzał, patrzyliśmy dalej, w przyszłość. Oboje mieliśmy zrobić specjalizację, potem pierwsze dziecko, może rok później drugie, a w międzyczasie ja napisałbym doktorat, żeby mieć lepsze możliwości awansu i co tu dużo kryć, więcej zarabiać.

Na naszym weselu bawiło się pół naszej akademii medycznej. Jej mama i moi rodzice popłakali się ze szczęścia. Mieliśmy być parą wybrańców losu, oboje mądrzy, pracowici i ambitni. Ale życie napisało zupełnie inny scenariusz. A ja nagle poczułem, że nie o taką rolę się starałem.

Nie tego chciałem, nie tak miało wyglądać moje życie…

Irena zaszła w ciążę podczas stażu

To był najgorszy moment z możliwych. I nie poradziłem sobie z tym. Lekarze stażyści zarabiają tak śmieszne pieniądze, że nigdy nie byłoby mnie stać na utrzymanie żony i dziecka z jednej żałosnej pensji, choćbym brał po dwadzieścia dyżurów w miesiącu.

– Jak mogło do tego dojść?! – wydzierałem się na moją żonę. – Jesteś przecież lekarką! Nie umiesz połknąć pigułki?! – nie miałem litości dla zszokowanej moim wybuchem Ireny.

Potem tak cholernie się wstydziłem za to, co powiedziałem. Zachowałem się jak typowy buc, który zrzuca całą odpowiedzialność za antykoncepcję na kobietę. Jednak wcale nie to było najgorsze. Nie chciałem mieć wtedy dziecka. Wydawało mi się, że mam do tego prawo.

Nie planowałem powiększenia rodziny przed zrobieniem specjalizacji! Wtedy wydawało mi się, że to Irena ma humory i robi mi awantury bez powodu. Do tego, że to ja byłem dupkiem, przyznałem się dopiero sam przed sobą po latach od rozwodu. A właściwie od porzucenia.

Tak, jestem jednym z tych gnojków, którzy porzucili żonę z małym dzieckiem, ponieważ nie potrafili udźwignąć odpowiedzialności związanej z ojcostwem. Dziecko mi przeszkadzało, nie dawało odespać wykańczających fizycznie i psychicznie dyżurów. Żona działała mi na nerwy. Do tego wiecznie nie mieliśmy na nic pieniędzy.

W mieście byliśmy zupełnie sami, nasze rodziny mieszkały setki kilometrów stąd. Irena była zdana tylko na mnie, a ja na nią. Zacząłem uciekać od synka i żony, potrafiłem brać trzy dyżury z rzędu, potem przespać jedną noc w hotelu dla pielęgniarek i znowu iść na serię dyżurów.

Wolałem to niż powrót do domu, gdzie coraz bardziej rozbita psychicznie Irena czekała na mnie z masą spraw do załatwienia, a cierpiący na kolki Kubuś płakał i kwilił non stop, nie dając jej wytchnienia.

I wtedy poznałem Wandę

Była kilka lat starsza ode mnie, robiła błyskotliwą karierę w pneumologii. Byłem wykończony, wystraszony i na skraju załamania nerwowego. Zwierzałem się jej, potrafiła tak cudownie słuchać. Miała własne mieszkanie blisko szpitala i któregoś razu zaprosiła mnie, żebym u niej przenocował między jednym dyżurem a drugim.

Nasz romans trwał kilka miesięcy, aż w końcu postanowiłem odejść od Ireny. Wydawało mi się, że zakochałem się w Wandzie. Dopiero wiele lat później zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę uciekłem od obowiązków i wybrałem coś łatwego i przyjemnego.

W dniu, kiedy wyprowadziłem się od Ireny i Kubusia, straciłem nie tylko żonę i dziecko, ale także rodzinę oraz wszystkich przyjaciół. Nie było nikogo, kto poparłby moją decyzję. Cóż, nie winiłem ich. Ja sam dałbym sobie w pysk, gdybym dzisiaj miał taką możliwość. Od tamtej pory Irena kontaktowała się ze mną przez swoją kuzynkę, wziętą adwokatkę od prawa rodzinnego. Wróciła z Kubą w rodzinne strony, dzieckiem zajęła się jej mama, a ona dokończyła staż.

Przyjechałem do byłej teściowej kilka razy, żeby zobaczyć małego, ale Irena nie chciała mnie widzieć. Wanda znudziła się mną rok później. Jakoś dobrnąłem do końca stażu, ożeniłem się z pielęgniarką, a potem się z nią rozwiodłem. Zrobiłem specjalizację z alergologii. Napisałem doktorat i oświadczyłem się kolejnej kobiecie, która jednak rzuciła mnie przed ślubem, stwierdzając, że jestem niedojrzałym, zapatrzonym w siebie chłoptasiem, a nie mężczyzną.

Byłem na nią wściekły, ale w głębi duszy wiedziałem, że miała rację. Próbowałem odbudować relację z synem. Irena nie chciała ze mną rozmawiać, więc zadzwoniłem do teściowej.

– Nie możecie mi zabraniać widywać własnego dziecka! – naskoczyłem na nią. – Płacę alimenty i chyba mam jakieś prawa jako ojciec, prawda? – wypaliłem.

Matka Ireny nie wdawała się ze mną w dyskusje. Zamiast tego zapytała spokojnym tonem:

– Kiedy twój syn ma urodziny? Pamiętasz, Karolu?

Nie znałem odpowiedzi. Oczywiście usiłowałem się bronić, że to nie ma znaczenia i mam prawo go widywać, nawet nie pamiętając o takich rzeczach.

– Ciągle tylko mówisz o swoich prawach – powiedziała starsza kobieta. – A co z prawami dziecka? Wiesz, że Kubuś ma ojczyma, do którego mówi „tato” i młodszą siostrzyczkę? Nie widział cię od ośmiu lat. Czego ty od niego oczekujesz? Że rzuci ci się w ramiona? Nie licz na to.

Miała rację

Mój dziesięcioletni syn, kiedy do niego przyjechałem, uporczywie zwracał się do mnie, jak do obcej osoby, nie chciał dać się przytulić na powitanie i wyraźnie się męczył w moim towarzystwie. Nie mogłem nie zauważyć ulgi na jego twarzy, kiedy nasze spotkanie w sali zabaw wreszcie dobiegło końca.

Wtedy widziałem go po raz ostatni. Nie miałem odwagi znowu stawać przed tym surowo oceniającym mnie młodym człowiekiem. Wiedziałem, że dorósł, zdał świetnie maturę i poszedł na politechnikę. Potem moja eksteściowa przestała odpowiadać na pytania o niego.

– Jest dorosły, ma prawo do prywatności – odpowiedziała, kiedy zadzwoniłem do niej w święta tego roku, kiedy Kuba dostał się na studia. – Prosił, żebym ci o nim nie opowiadała i zamierzam uszanować jego prośbę. Jeśli chcesz coś o nim wiedzieć, to go poszukaj na własną rękę. Przecież wiesz, gdzie go znaleźć.

Wtedy ostatecznie okazało się, że jestem tchórzem

Zawsze uciekałem od problemów i niewygody, a teraz nie miałem odwagi stanąć twarzą w twarz z dorosłym synem. Właśnie dlatego mieszkałem, żyłem i jeździłem na wakacje sam. Bo uciekłem od rodziny i nigdy nie zbudowałem innej.

Jasne, miałem znajomych z pracy, ale lekarze to ludzie wyjątkowo ceniący swój czas prywatny. Z kolegami z przychodni nie chodzi się po pracy na piwo. Lekarze zawsze spieszą się do rodzin. A ja swojej nie miałem. Powoli przepisowe pięć minut marginesu spóźnienia dla pacjentki się kończyło. Zamknąłem katalog o nazwie „Kenia” i wyszedłem wywołać kolejną osobę.

– Zapraszam panią Annę.

Z krzesła podniosła się ładna kobieta koło trzydziestki, krótko obcięta, ubrana na sportowo. Poprosiłem, żeby usiadła i zapytałem z jakimi objawami przychodzi.

– Nie mam alergii – powiedziała, nie siadając. – Znalazłam pana przez internet i uznałam, że to najlepszy sposób, żeby z panem porozmawiać. Mam opłacone piętnaście minut, więc niech pan mnie wysłucha. Jestem siostrą Marysi, byłej dziewczyny pana syna – przedstawiła się.

Poczułem, jak fala gorąca zalewa mi trzewia. Cała postawa pani Anny krzyczała, że coś jest nie tak. Okazało się, że owszem, było nie tak i to bardzo. W ciągu trzech minut dowiedziałem się, że półtora roku wcześniej został ojcem. Już chciałem dać się ponieść wzruszeniu, zapytać, czy mogę odwiedzić jego i jego rodzinę, kiedy zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię.

– Syn wdał się w pana i zostawił moją siostrę z dzieckiem – oznajmiła pani Anna. – Widać pewne wzorce z dzieciństwa są nie do przezwyciężenia – dodała kwaśno.

Nie śmiałem jej przerywać. Mówiła krótkimi zdaniami, krzywiąc się, kiedy używała imienia Jakuba. Z jej relacji wynikało, że uwiódł jej siostrę, a kiedy zaszła w ciążę, zerwał z nią. Urodziła sama, nawet nie pojawił się przy rejestracji dziecka w urzędzie. Robił problemy z uznaniem ojcostwa, a kiedy testy DNA zlecone przez sąd wykazały, że ma córkę, całkowicie się odciął od niej i jej mamy.

– Cztery miesiące temu przestał płacić zasądzone alimenty – poinformowała Anna. – Marysia nie ma pojęcia, gdzie Kuba się podział. Chyba wyjechał za granicę. Moja siostra zamierza pana pozwać o alimenty w zastępstwie syna. Możemy to załatwić drogą sadową albo polubownie. Pozew sądowy już mamy napisany, ale wszystko zależy od pana – oznajmiła.

Byłem tak oszołomiony tym natłokiem informacji, że nie zauważyłem, iż skończył się czas przewidziany dla tej pacjentki. Dopiero telefon od rejestratorki przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Nie ma potrzeby składania pozwu – zapewniłem Annę. – Bardzo chętnie spotkam się z Marią i… moją wnuczką. Porozmawiamy o wszystkim. Proszę, to mój prywatny numer.

Chyba ją lekko zaskoczyłem. Wyglądała na gotową do walki. Ale szybko przywołała na twarz uśmiech, chyba pierwszy, odkąd weszła do mojego gabinetu.

– Zadzwonimy – zapewniła, wychodząc.

Mój Boże, chyba nigdy w życiu tak nie czekałem na czyjś telefon! Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę Natalię, moją wnuczkę i poznam rodzinę syna. W końcu zadzwoniły. Mówiła Maria, w tle słyszałem Annę. Zostałem zaproszony do mojej niedoszłej synowej. Wchodząc do klatki ich bloku, byłem stremowany bardziej niż w dniu obrony doktoratu.

– Natusiu, to jest dziadziuś – przedstawiła mnie córce Maria, a ja poczułem, że roztapiam się od środka.

Przede mną stała piękna, bardzo poważna istotka, która właśnie złapała w swoje malutkie rączki moje serce.

Zakochałem się w Natalii od pierwszej sekundy!

Polubiłem też jej mamę, drobną szatynkę o wielkich, rozmarzonych oczach. Musiała wiedzieć od siostry, że nie będę próbował wymigać się od płacenia na wnuczkę i była do mnie nastawiona bardzo przychylnie. Mniej przychylnie wypowiadała się o moim synu.

– Nie ma o czym mówić – prychnęła, kiedy zapytałem, co się dokładnie stało. – Kuba podjął taką, a nie inną decyzję i ja się z tym pogodziłam. Lepiej mi bez niego. Ale to, że nie chce płacić na własne dziecko, to już chamstwo! Wyjechał za granicę, jego rodzina udaje, że nie wie, jak go namierzyć, zablokował mnie na Facebooku. A ja mam rachunki! Muszę płacić za żłobek, dziecko przecież kosztuje!

Uspokoiłem ją, że będę łożył na utrzymanie Natalii w zastępstwie mojego nieodpowiedzialnego syna. Marysia podała mi kwotę, a ja bez szemrania zgodziłem się co miesiąc ją przelewać.

– Chciałbym tylko widywać Natalię. Czy… to byłby problem, gdybym czasem ją odwiedzał? – zapytałem.

– Nie, to żaden problem – odpowiedziała Marysia. – W sumie, skoro nie ma taty, to dobrze, że będzie mieć chociaż dziadka. Mój tata mieszka za daleko, Natalia ledwie go zna – wyjaśniła.

Tak zostałem częścią życia Marysi i Natalii. Najpierw je odwiedzałem, potem Marysia zgodziła się, żebym zabierał wnuczkę na sobotnie wycieczki. Z czasem zaczęła mi podrzucać małą wieczorami, kiedy chciała gdzieś wyjść. Zawsze chętnie podejmuję się opieki nad malutką. Natusia ma pięć lat.

Płacę za wynajem mieszkania jej i Marysi na tym samym osiedlu, gdzie mieszkam. Widujemy się kilka razy w tygodniu. Natalia ma u mnie własny pokój z łóżeczkiem i zabawkami. Kuba do dzisiaj się ukrywa i unika zobowiązań.

Nie mam siły, by to komentować. Czuję się winny, że tak się zachowuje. Jestem pewien, że gdybym ja się zachował jak mężczyzna, kiedy on był malutki, mój syn byłby przyzwoitszym człowiekiem. Ale dzisiaj niewiele mogę na to poradzić, nie zmienię przeszłości. Mogę tylko zmienić przyszłość, szczególnie Natalii. I zrobię wszystko, żeby moja wnuczka wyrosła na mądrą, dobrą i pewną swojej wartości kobietę. To teraz cel mojego życia.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA