„Porzuciłem żonę i dzieci dla stada młodziutkich ślicznotek. Niczego nie żałuję, mam święty spokój i żyje mi się jak w raju”

mężczyzna, który porzucił żonę i dzieci fot. Adobe Stock, fizkes
„Poprzedniego dnia mocno popłynęliśmy i mimo południa leżeliśmy w wyrku. Ktoś dzwonił i dzwonił, więc moja Gina poszła zobaczyć, kto się tak dobija. Była prawie goła, w kusej halce ledwo przykrywającej pośladki. Zostawiła otwarte drzwi do pokoju, więc z korytarza było widać rozbebeszone łóżko i mnie leżącego na kołdrze w całkowitym negliżu”.
/ 27.01.2023 11:15
mężczyzna, który porzucił żonę i dzieci fot. Adobe Stock, fizkes

Mam czterdzieści lat, żonę i troje dzieci: dwie córeczki (osiem, sześć lat) i czteroletniego syna. Pracuję jako zawodowy kierowca, więc bywam w domu rzadko – całe gospodarstwo i wychowanie dzieci jest na głowie żony. Tak się umówiliśmy, że ja zarabiam, a ona ogarnia całą resztę.

Dawaliśmy radę, ale jedna z córek zachorowała. Zaczęły się kosztowne specjalistyczne badania, prywatne wizyty u profesorów, potem operacja i rehabilitacja. Poszły na to wszystkie nasze pieniądze, ale i tak nie wystarczyło. Wpadliśmy w długi, a nowy kredyt niczego nie załatwiał. Musieliśmy podjąć najtrudniejszą jak dotąd decyzję: zostać w kraju i liczyć na cud czy wyjechać na emigrację, żeby zatkać największe dziury w budżecie, a może nawet zarobić coś na zapas.

Woziłem te panienki do ich klientów

Żona płakała. Nie dlatego, że się nie zgadzała na mój wyjazd – po prostu nie widziała innego rozwiązania. Bała się zostać sama z dziećmi, w tym jednym chorym… Wiedziała, że będzie jej ciężko, ale jeszcze bardziej bała się tęsknoty. Pomimo upływu lat my nadal byliśmy w sobie zakochani, więc samotność bardzo Żanetę przerażała.

Tak się źle dla nas składało, że nie mamy bliskiej rodziny. Oboje jesteśmy jedynakami, moi rodzice nie żyją, mama żony mieszka daleko i choruje, więc nie ma co na nią liczyć. Gdyby więc działo się coś złego, Żaneta nie miałaby na kim się oprzeć. Obiecywałem, że jakby co, natychmiast wrócę, ale to się tylko tak mówi: natychmiast. Jak się jest daleko, to musi minąć trochę czasu, zanim się wróci!

Również syn chował się po kątach i pociągał nosem. Serce mi się krajało, jak na to wszystko patrzyłem, jednak nie mogłem się przecież rozklejać. Więc byłem twardszy i surowszy, niż chciałem. Trudno, mężczyzna czasem musi być jak z kamienia…

Wyjechałem do Holandii. Miałem pracować jako kierowca, za dobre pieniądze. Robotę nagrał mi dawny kumpel, który zresztą miał być moim zmiennikiem. Lubiłem go, chociaż charakter miał rozrywkowy. Ale nie mnie oceniać ludzi i ich zachowania, dopóki mnie nie dotyczy. Więc ten Mietek przygarnął mnie na razie do swojego mieszkania i na początku bardzo był pomocny w poznaniu miasta i takim ogólnym oswajaniu się z nowym miejscem. Byłem mu bardzo wdzięczny, bo robił to bezinteresownie, więc tym bardziej mi imponował.

Praca też nie należała do szczególnie ciężkich. Powiedziałbym raczej, że wcale ciężka nie była, wręcz przeciwnie. Gdyby nie to, że zatrudniłem się jako kierowca luksusowych prostytutek, uważałbym się za szczęściarza! Ale ja naprawdę woziłem dziwki do klientów i je stamtąd odbierałem. Czysto, wygodnie, spokojnie. Pachniało perfumami, były spore napiwki, w aucie cichutko grała muzyczka, no jednym słowem… raj!

Oczywiście wiedziałem, że w umówionych sytuacjach powinienem wkroczyć do lokalu i pomóc dziewczynie, bo nigdy nie było wiadomo, na jakiego świra się trafi. Ale to się zdarzało rzadko, a że ja jestem chłop jak dąb, więc niczego się nie bałem. Okazało się jednak, że niebezpieczeństwo groziło mi z zupełnie innej strony…

Te call girls były bardzo ładne. Młode, cholernie zgrabne, śmiałe, zawsze wesołe i na wyciągnięcie ręki. Dla takiego faceta na seksualnym odwyku od żony – straszna pokusa! Mam spory temperament, lubię kobiety, a ostatnio z Żanetą było tak sobie przez te wszystkie zmartwienia i kłopoty, więc dosyć szybko dałem się skusić. Nie żałowałem, to był naprawdę prawdziwy odlot…

Moją żonę zdradziłem tylko dwa razy; kiedyś z jej koleżanką i potem w trasie, z pasażerką wziętą na stopa. Żanetka o niczym nie wiedziała. Była pewna, że jestem jej wierny. Teraz też sądziłem, że się o niczym nie dowie. Nie miałem zamiaru się przyznawać, gdzie pracuję i w jakim charakterze, bo to by się jej na pewno nie spodobało. A kiedy po paru tygodniach pierwszy raz przyjechałem do domu obładowany prezentami i z zastrzykiem gotówki, była taka szczęśliwa, że za bardzo nie wypytywała co i jak.

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Cieszyłem się z dzieciaków, z żony, z tego, że córka wraca do zdrowia, tylko że było mi jakoś ciasno i duszno… I seks taki sobie. Tym razem wyjeżdżałem chętnie i bez płaczu. W busie normalnie odetchnąłem z ulgą.

Mietek mi wytłumaczył, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, więc przestałem mieć wyrzuty sumienia. Zacząłem popalać jointy, chodziłem do coffee shopów, regularnie sypiałem z dziewczynami, a po jakimś czasie z jedną nawet zamieszkałem. To była miła, ładna, energiczna Włoszka, która u siebie w kraju miała narzeczonego. Kiedy on przyjeżdżał z wizytą, wyprowadzałem się z powrotem do Mietka.

Pieniądze do domu wysyłałem regularnie, często też robiłem paczki z ciuchami i zabawkami, i przekazywałem je przez kierowców busików kursujących na trasie Polska-Niemcy-Holandia. Czasami myślałem, że w ten sposób uspokajam swoje wyrzuty sumienia, ale mimo to nie przestawałem tego sumienia obciążać. Niestety, do rodziny przyjeżdżałem coraz rzadziej – zawsze znajdował się jakiś powód, żeby taką wizytę opóźnić albo odwołać. Za to często dzwoniłem i rozmawiałem z dziećmi i Żanetą przez Skype'a. Wiedziałem, że żona sobie coraz lepiej radzi, i to mnie uspokajało.

– Ma kasę – mówił Mietek. – Czemu miałaby sobie nie radzić? Powiem ci więcej, ona jest szczęśliwa, że ma cię z głowy. Nie musisz się gryźć!

Ale nie do końca miał rację. Musiało jej przyjść do głowy, żeby się zabawić w śledczego i sprawdzić, jak ja tutaj żyję, bo pewnego dnia wzięła syna i kupiła bilety na lot do Amsterdamu. Pojęcia nie miałem, że się do mnie wybiera… 

Akurat poprzedniego dnia mocno popłynęliśmy i mimo południa leżeliśmy w wyrku. Ktoś dzwonił i dzwonił, więc moja Gina poszła zobaczyć, kto się tak dobija. Była prawie goła, w kusej halce ledwo przykrywającej pośladki. Zostawiła otwarte drzwi do pokoju, więc z korytarza było widać rozbebeszone łóżko i mnie leżącego na kołdrze w całkowitym negliżu.

Włoszka zdębiała na widok kobiety i małego chłopca. Domyśliła się, kto przed nią stoi, bo widziała ich na zdjęciach. Chciała coś powiedzieć, ale moja żona odsunęła ją zdecydowanym ruchem i ruszyła w głąb mieszkania. Za nią, niestety, poszedł Patryczek… Nie od razu się obudziłem, chociaż mnie szarpała i waliła pięściami po plecach. Krzyczała, syn płakał wniebogłosy, Włoszka klęła… No, była niezła rozróba! Kiedy oprzytomniałem na tyle, żeby zrozumieć, co się dzieje, było za późno!

Ubierałem się, obijając o ściany, potem ich goniłem, potem się szarpaliśmy, a potem machnąłem ręką i pozwoliłem żonie wsiąść do taksówki. Byłem tak zamulony, że wróciłem i poszedłem spać. Wszystko mi wisiało.

Za żoną wcale nie tęsknię

Dopiero następnego dnia zacząłem dzwonić do domu. Telefon stacjonarny nie odpowiadał, milczała też komórka żony. Powinienem od razu wsiadać w samolot, ale…

– Pozwól jej się wyciszyć, bo cię zabije – przekonywał mnie Mietek. – Co nagle, to po diable! Niech się wypłacze, wywrzeszczy, potem się uspokoi i zacznie żałować, że tak się zachowała. Poczekaj, stary.

Chyba tylko dlatego posłuchałem, że bałem się jak cholera i nie wiedziałem, co mam powiedzieć i jak się tłumaczyć. No i popełniłem niewybaczalny błąd: pojechałem do domu dopiero po miesiącu. Naprawdę liczyłem na to, że babie przejdzie. Pomyliłem się. 

W przemeblowanym mieszkaniu znalazłem swoją kanapę za regałem w dużym pokoju, wystraszone, obce dzieci i chłodną, obojętną żonę z nienawiścią w oczach. W ogóle nie chciała ze mną rozmawiać. Powiedziała, że zakłada sprawę rozwodową, i że mnie zniszczy alimentami.

Wyjechałem po dwóch niepełnych dniach obijania się po domu i mieście. Od tamtej pory minęły trzy miesiące, a ja nie mam z rodziną żadnego kontaktu. Pieniądze na dzieci wysyłam normalnie, ale za Żanetą w ogóle nie tęsknię. Szczerze mówiąc, żyję teraz z następną dziewczyną. Irina pochodzi z Rosji i też zostawiła dzieci, więc się dobrze rozumiemy…

Co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Nie chce mi się o tym myśleć. Może zmienię pracę na jakąś inną i znowu pojadę w trasę. A może nic nie zrobię i po prostu będę żył z dnia na dzień. Sporo palę, to mi trochę pomaga. Zobaczymy, na razie nic nie planuję. 

Czytaj także:
„Zdradziłem żonę i nie żałuję. Chciałem połechtać swoją męskość i pokazać jej, że nie jestem niedołężnym staruszkiem”
„Nie chciałem zdradzić żony z kochanką, to był >>wypadek przy pracy<<. Ukrywałem niewierność, ale po 6 latach karma wróciła”
„Zdradziłem żonę, bo przerosły mnie starania o dziecko. Byłem słaby i niedojrzały, ale zapłaciłem za to wysoką cenę"

Redakcja poleca

REKLAMA