„Nie chciałem zdradzić żony z kochanką, to był >>wypadek przy pracy<<. Ukrywałem niewierność, ale po 6 latach karma wróciła”

Mężczyzna zdradził żonę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Długo męczyły mnie wyrzuty sumienia, kochałem żonę i ten jednorazowy numerek z Gośką uważałem po prostu za wypadek. Bałem się, żeby się nie wydało, żeby jakimś paskudnym zbiegiem okoliczności Ewa, moja żona, nie dowiedziała się o wszystkim”.
/ 05.12.2022 11:15
Mężczyzna zdradził żonę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Przespałem się z Gośką tylko raz, jeden jedyny raz, na imprezie integracyjnej naszej firmy. Za dobrze się bawiłem, za dużo wypiłem, a Gośka była taka śliczna… Sam nie wiem, jak to się stało, że następnego dnia obudziłem się w jej łóżku.

– O rany – chwyciłem się za bolącą głowę. – Małgorzata, co myśmy zrobili?

Roześmiała się.

– Źle ci było?

– Ale ja mam żonę… – jęknąłem.

– Ja nie chcę rozbijać twojego małżeństwa – warknęła Gosia nagle pełna złości i szybko zniknęła w łazience. Nie czekałem, aż wyjdzie. Momentalnie się stamtąd wyniosłem, czując się jak ostatnia świnia.

Długo męczyły mnie wyrzuty sumienia, kochałem żonę i ten jednorazowy numerek z Gośką uważałem po prostu za wypadek. Bałem się, żeby się nie wydało, żeby jakimś paskudnym zbiegiem okoliczności Ewa, moja żona, nie dowiedziała się o wszystkim. Ulżyło mi, kiedy dwa miesiące później Gośka zwolniła się z pracy i chyba gdzieś wyjechała.

Dziś już prawie o wszystkim zapomniałem

Od tego wydarzenia minęło kilka lat. Nigdy więcej nie zdradziłem Ewy. Myślałem, że tamto już nigdy do mnie nie wróci, że wolno mi pogrzebać tamten jeden raz w zakamarkach niepamięci. Myślałem tak do chwili, kiedy, wychodząc z pracy, zobaczyłem Małgorzatę. Stała obok ławki i paliła papierosa. Gdy mnie zobaczyła, natychmiast zgasiła. Najwyraźniej czekała na mnie, byłem tego pewien. Zatrzymałem się na moment – nie bardzo wiedząc, co zrobić – ale podeszła do mnie szybko.

– Pamiętasz mnie? – zapytała.

– Pamiętam – przytaknąłem.

– Musimy porozmawiać.

– O czym? – przyglądałem jej się zaskoczony. Jak mógłbym jej nie poznać? Wyglądała zupełnie tak samo jak sześć lat temu.

– O czym mamy rozmawiać? – powtórzyłem pytanie – przecież nic nas nie łączy.

Niepotrzebnie to powiedziałem, bo na twarzy Gośki pojawił się gorzki uśmiech, a w oczach cień smutku.

– Mylisz się – powiedziała – przysięgam, że nie przyjechałabym tu, gdybym nie musiała. Porozmawiaj ze mną, proszę.

Sam nie wiem, dlaczego zgodziłem się na tę rozmowę. Tym bardziej że nic nie tłumaczyła, nie wyjaśniała. Powiedziała tylko, że to bardzo ważne i że nie jest to sprawa na rozmowę na parkingu. I przez cały czas miała taki smutek w oczach. Nie potrafiłem jej odmówić. Pół godziny później siedliśmy przy stoliku w kawiarni, zamówiliśmy po kawie, a potem cały mój świat zatrząsł się w posadach. Małgorzata, patrząc na mnie spokojnie, powiedziała, że sześć lat temu urodziła syna i że to jest moje dziecko.

– Dlaczego nic wtedy mi nie powiedziałaś? – wyjąkałem. – Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?

– Nie oszukiwałabym cię, bo nic by mi to nie dało. Nie powiedziałam ci wtedy, bo nie chciałam rozwalać ci małżeństwa.

– A teraz? Teraz już chcesz? Dlatego wróciłaś?

Milczała długo, powoli mieszając zimną już kawę.

– Nie wróciłam. Przyjechałam do ciebie po pomoc.

Milczałem, więc drżącym głosem wyjaśniła mi, że rok temu zdiagnozowano u naszego syna Frania jakąś podstępną chorobę. Lekarze różnymi metodami próbowali go leczyć, ale żadne nie przyniosły spodziewanego efektu.

– Już tylko przeszczep może go uratować – Gośka dopiero teraz podniosła głowę i spojrzała na mnie. Miała w oczach taką rozpacz, że natychmiast we wszystko jej uwierzyłem. – Ani ja, ani moja siostra nie mamy zgodności. Żadna z nas nie może być dawcą szpiku dla Frania. Andrzej, nie możesz mi odmówić, nie wolno ci, musisz ratować naszego synka!

Nie potrafię opisać swoich uczuć. Siedziałem naprzeciw Gośki i nie mogłem wydobyć z siebie słowa.

– To przecież niemożliwe – wyszeptałem.

– Możliwe, wyobraź sobie, że możliwe – po policzkach Gośki płynęły łzy. – Zapewniam cię jeszcze raz, że nie przyjechałabym, nie prosiłabym cię o nic, gdybym widziała inne wyjście, inny ratunek. Błagam cię, nie odmawiaj mi. Nic więcej od ciebie nie chcę. Kiedy Franek będzie już zdrowy, nigdy więcej nas nie zobaczysz.

– Jak mogłaś nie powiedzieć mi, że mam syna? – syknąłem.

– A co byś zrobił, gdybym ci powiedziała? – roześmiała się gorzko – No co? – coraz bardziej podnosiła głos, kiedy ja milczałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć. – Rozwiódłbyś się z żoną? Zostawiłbyś rodzinę i związał się ze mną? A może miałbyś pretensje, że zniszczyłam ci życie? Może kazałbyś mi usunąć ciążę? Milczysz? No, dlaczego milczysz? – krzyknęła histerycznie.

– Przestań. Milczę, bo nie wiem, co powiedzieć.

– No właśnie. Nie wiesz. I wtedy też byś nie wiedział. Albo powiedziałbyś coś, czego byś żałował, co dla mnie byłoby zbyt bolesne i musiałabym cię znienawidzić. Nie chciałam nienawidzić ojca swojego dziecka. Nie powiedziałam ci o ciąży, bo uznałam, że tak będzie dla wszystkich najlepiej.

– Więc dlaczego w ogóle się ze mną przespałaś, skoro uważasz mnie za taką podłą szuję? – warknąłem. – Nie miałaś prawa go przede mną ukrywać. Wyobraź sobie, że ja nie jestem aż taki z gruntu zły.

– Więc ratuj go, zamiast udowadniać mi swoje racje i prawa.

Zamarłem. Miała rację

W tej chwili najważniejszy był Franek, mój syn. Bo że nim był, nie miałem ani cienia wątpliwości. Gdyby było inaczej, Gośka nigdy by nie przyjechała, nigdy nie prosiła o taką pomoc. Przy pierwszych badaniach wszystko by się przecież sypnęło.

– Zgadzam się – odpowiedziałem w końcu.

Następnego dnia załatwiłem w firmie tydzień bezpłatnego urlopu, a Ewie nakłamałem, że muszę wyjechać na bardzo ważne szkolenie.

– Tak nagle? – patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Nic nie mówiłeś.

– Bo nie wiedziałem. To wyskoczyło nagle. Ale to ważne, może dostanę podwyżkę i awans. Tylko muszę odbębnić ten kurs.

Ewa kręciła głową. Miałem wrażenie, że mi nie wierzy, a przynajmniej nie do końca. Nic jednak więcej nie powiedziała, a ja nawet nie zastanawiałem się, co będzie, jeśli się wyda, że skłamałem. Kolejnego ranka jechałem już z Gośką do Poznania. Tam w szpitalu czekał na nas nasz syn. Czułem, że muszę się spieszyć, że muszę mu pomóc, muszę go ratować. Gośka była zdenerwowana, ale milcząca. Cały czas patrzyła w okno, a w ręku ściskała telefon. Przy małym była jej młodsza siostra, miała dzwonić, gdyby działo się coś złego. Na szczęście jednak nie dzwoniła. A potem już był szpital, panowie w białych kitlach, badania i mały chłopczyk leżący na łóżku.

– Jaki on jest podobny do Marysi – przebiegło mi przez głowę, kiedy stanąłem w drzwiach. Był bardzo podobny do mojej najstarszej córki.

Podszedłem i usiadłem na stołeczku obok łóżka. Mały popatrzył na mnie zdziwiony.

– Jestem twoim tatą, Franiu – powiedziałem wprost. – Teraz już wszystko będzie dobrze.

– Tata? – smutne oczka dziecka nagle się zaświeciły. – Gdzie byłeś? – spytał naiwnie.

– Mieszkam daleko.

– A nie masz samochodu?

Roześmiałem się.

– Mam samochód.

No to mogłeś do mnie przyjechać.

– Mogłem, tylko wiesz… tak się złożyło.

– Ale dobrze, że przyjechałeś – wydawało się, że Franek przyjął wiadomość o moim istnieniu ze spokojem

Pół godziny później Gośka zrobiła mi awanturę o tę rozmowę.

– Po co mu powiedziałeś? – złościła się. – Franio nie musi nic wiedzieć.

Patrzyłem na nią zaskoczony

– Myślałaś, że ja przyjadę, poznam syna, załatwię sprawę i wyjadę. A potem zaraz zapomnę, że Franek istnieje? Jeśli tak myślisz, to się mylisz!

Czułem, że chciałaby jeszcze coś powiedzieć, że chciałaby na mnie nakrzyczeć, wyładować swoje stresy, ale milczała, odwracając się do okna. Widziałem, że jest na granicy załamania. Podszedłem i objąłem ją za ramiona.

– To także mój syn, Gosiu. Będzie dobrze. Obiecuję ci, że będzie dobrze – sam nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Przecież zdawałem sobie sprawę, że nie mogę jej nic obiecać ani że nie mam pojęcia, czy naprawdę będzie dobrze.

Kiedy dwie godziny później lekarz zaprosił nas do gabinetu, nawet nie byłem zdenerwowany. Gośce drżały ręce i wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.

– Wszystko będzie dobrze, pani Małgorzato – rozpoczął przemowę starszy pan w białym fartuchu.

A potem dowiedziałem się, że jest zgodność, że mogę być dawcą szpiku dla swojego syna, o istnieniu którego jeszcze kilka dni temu nie miałem pojęcia. Gośka płakała, a ja głaskałem ją po włosach i powtarzałem:

– Cicho, cicho, wszystko będzie dobrze.

Przeszczep się przyjął. Teraz liczyło się tylko to, żeby Franek wrócił do zdrowia.

– Będę mógł biegać? I jeździć na rowerze? – pytał, patrząc na matkę z nadzieją w oczach.

– Będziesz mógł – obiecywała – będziesz zdrowy, synku.

– A tata będzie z nami mieszkał? – zapytał nagle.

– Nie, kochanie – odpowiedziała natychmiast Gośka. – Tata mieszka daleko w innym mieście.

– Ale mógłby się przeprowadzić.

– Nie skarbie, nie może.

– Ale będę do ciebie przyjeżdżał – obiecałem.

– To nie to samo – zmartwił się mój rezolutny syn.

Nie wiedziałem, co mu powiedzieć, bo przecież dobrze zdawałem sobie sprawę, że nie zamieszkam z Gośką. Miałem żonę, córki, pracę, zobowiązania… Nie mogłem wszystkiego rzucić i zacząć życia od nowa. Tym bardziej że to nie Gosia, tylko Ewa była kobietą, którą kochałem i z którą pragnąłem się zestarzeć. Na korytarzu Małgorzata znów na mnie naskoczyła z pretensjami.

– Dlaczego obiecujesz mu rzeczy, których nie dotrzymasz.

– Dotrzymam – zaprotestowałem – będę go odwiedzał. Nie możesz mi tego zabronić.

Nie odpowiedziała, wzruszyła tylko ramionami i odeszła. W sumie nawet nie zapytałem, czy kogoś ma. Może właśnie dlatego nie chciała, żebym teraz pakował się w jej życie? W domu powitała mnie marsowa mina Ewy.

– Oszukałeś mnie – oznajmiła – nie było żadnego szkolenia.

– Skąd wiesz?

– Zadzwoniłam do twojej firmy. Dlaczego mnie oszukałeś, Andrzej? Gdzie byłeś przez ten cały czas?

Usiadłem na kanapie, milczałem przez chwilę, gapiąc się w ścianę. Nie potrafiłem kłamać, nie potrafiłem i nie chciałem. Nigdy nie oszukiwałem Ewy. Nigdy też jej nie zdradziłem, nigdy, prócz tego jednego razu.

– Ewa – zacząłem – wszystko ci opowiem, ale pamiętaj, że bardzo cię kocham. Jesteś jedyną kobietą w moim życiu, jedyną kobietą, którą kocham.

– Przestań się jąkać i mów wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi. Gdzie byłeś?

Powoli zacząłem opowiadać, co chwilę zerkając na żonę. Początkowo milczała, zaciskając usta. Potem zaczęła płakać.

– Jak mogłeś?!

– Ja musiałem, Ewuniu. Jakby nie patrzeć to mój syn. Musiałem go ratować.

– Ja nie o tym, głupku! Jak mogłeś mnie zdradzić? Z jakąś pierwszą lepszą dziunią z pracy.

– Ale Ewuniu…

– Cicho bądź! Nie chcę cię znać! Wynoś się stąd!

– Jak to wynoś? – spojrzałem zdziwiony. – Gdzie niby mam iść?

– Nie mam pojęcia. Do hotelu, pod most albo gdziekolwiek. Może do niej?

– Nigdzie nie idę! Kocham was. Tu jest mój dom!

– Ale będziesz spał na kanapie! – warknęła. A potem bez słowa ubrała się i wyszła. Nie wróciła na noc. Dziewczyny patrzyły na mnie ponuro. Nie pytały, gdzie matka, więc pewnie dzwoniła do nich.

– Marysiu, nie wiesz, gdzie jest mama? – zapytałem w końcu starszej z córek.

– Mówiła, że będzie nocowała u cioci Izy, bo nie może na ciebie patrzeć – odpowiedziała, nie podnosząc głowy znad książki.

Następnego dnia Ewa wróciła do domu

Prawie się do mnie nie odzywała. Na pytanie, czy będzie potrafiła mi wybaczyć, wzruszyła ramionami.

– Nie wiem – burknęła.

Przy niedzielnym obiedzie oznajmiła córkom, że tata chciałby im coś powiedzieć.

– Niby co? – spojrzałem zdumiony.

– Chyba powinny wiedzieć, że mają brata? – odpowiedziała pytaniem.

Od tej chwili i córki były na mnie obrażone. Zacząłem się obawiać, że moje małżeństwo całkiem się posypie. Chwilami zaczynałem się zastanawiać, co ze sobą zrobię, jeśli żona naprawdę mnie wyrzuci. Jednak nie potrafiłem zrezygnować z Ewy. To ona była kobietą, którą kochałem, moją miłością. Musiałem o nią walczyć. I walczyłem. Długo jeszcze atmosfera w naszym domu była nie do zniesienia. Ewa odzywała się tylko wtedy, kiedy musiała, dziewczyny siedziały zamknięte w swoich pokojach albo gdzieś wychodziły. Pierwsza odpuściła Amelia. Nie potrafiła się gniewać. Zapytała, jaki jest ten brat i czy ją ze sobą zabiorę, jeśli będę do niego jechał.

– Chciałbym, ale dopóki mama się gniewa, wiesz… lepiej nie.

– Ale ja chciałabym go poznać – stwierdziła córeczka – skoro już jest, to powinniśmy się znać.
Nie wiem, jak to zrobiła, ale to Amelka z cichą pomocą Marysi uprosiła matkę, żeby spróbowała mi wybaczyć. Ewa coraz częściej się odzywała, pomału zaczynała ze mną rozmawiać jak dawniej, aż w końcu pozwoliła mi wrócić do sypialni.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek potrafię zapomnieć, ale już ci wybaczyłam. Kocham cię, Andrzej, mimo że bardzo mnie skrzywdziłeś – szepnęła.

Wczoraj Gośka powiedziała mi, że badania Franka wyszły bardzo dobrze, że właściwie nasz syn jest już zdrowy. W najbliższą niedzielę wybieramy się z Amelką do niego w odwiedziny. Jakoś muszę poukładać swoje stosunki z nowym synkiem i moją rodziną.

Czytaj także:
„Miał wyleczyć moje serce, a okazał się trucizną. Odkryłam, że kochanek, który rozpalał mnie do czerwoności to... mój kuzyn”
„Brat zgrywał biznesmena i wysysał z nas kasę. Od 20 lat żyjemy jak pies z kotem, bo drań nie ma honoru, by spojrzeć mi w oczy”
„Przyjaciółka miała nadzianego męża i dom jak pałac, a i tak marudziła. Dopiero po latach odkryłam, ile ją to kosztowało”

Redakcja poleca

REKLAMA