Najpierw usłyszałem miarowy rytm basów, od którego zadrżały okna w mojej kanciapie, a potem na parking pod sklepem naprzeciwko, wtoczyło się czarne BMW z opuszczonymi szybami i młodym mężczyzną w środku. Nie znosiłem tego typu szpanerstwa, a słysząc to, co młode pokolenie uważa za muzykę, byłem bliski szału. Powinno się zakazać używania w samochodach urządzeń emitujących muzykę głośniejszą niż praca silnika. Co to w końcu jest, pojazd czy narzędzie tortur dla wszystkich w promieniu stu metrów?!
To było straszne
Zadowolony z siebie młodzian wyłączył w końcu to ustrojstwo i wygramolił się z bryki. Po rejestracji poznałem, że nie pochodził stąd: turysta albo młody biznesmen w poszukiwaniu dealu życia. Rozejrzał się i zapalił papierosa. Nie miałem nic lepszego do roboty, niż obserwować ulicę, bo mój zakład usługowy o dźwięcznej nazwie „Dorabianie kluczy”, nie miał zbyt wielu klientów. Mówiąc szczerze, ledwie wiązałem koniec z końcem i gdyby nie lewe fuchy w zakładzie ślusarskim u znajomego, już dawno poszedłbym z torbami. Młody człowiek wyjął z tylnej kieszeni spodni kartkę złożoną na czworo, rozłożył ją, zerknął, a potem ruszył w moją stronę, nonszalancko kręcąc młynka kluczykami od samochodu. Pomyślałem, że pewnie chce zrobić duplikat i przez chwilę naszła mnie ochota, by go spławić. Odmówić, powołując się na klauzulę sumienia, w końcu wzbudzał we mnie negatywne odczucia, nie? Marzenia! Każdy klient był na wagę złota i nie mogłem o tym zapominać.
– Pan Janusz? – spytał, kiedy wszedł do środka, a ja przytaknąłem. – Jestem pańskim synem.
Zastygłem w bezruchu, mierząc przybysza czujnym wzrokiem. Miałem świadomość, że gdzieś tam żyje mój syn, ale rozdział życia pod tytułem „głowa rodziny” uważałem za definitywnie zamknięty, odkąd chłopak skończył cztery lata.
– Jasne – odezwałem się dość niepewnie. – Każdy patałach, który tu wejdzie, może powiedzieć, że jestem jego tatusiem.
– Nazywam się Jakub – zaczął recytować chłopak. – Mam dwadzieścia sześć lat, mama nosi imię Jolanta. Urodziłem się we Wrocławiu, w szpitalu…
– Dość, dość – przerwałem mu tę litanię. – Pokaż po prostu dowód.
Wyjął plastikową kartę i podał mi, uśmiechając się
Wszystko się zgadzało. O ile dowód nie był podrobiony, a raczej nie, właśnie oglądałem swojego pierworodnego. Oddałem mu dokument i zapytałem:
– Czego chcesz?
– I tylko tyle? – spytał on. – Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? Nie ciekawi cię, co u mnie?
– Co u ciebie? – powtórzyłem bez szczególnego entuzjazmu.
Wzruszył ramionami. Wiedziałem, że nasze spotkanie powinno wyglądać inaczej, ale jakoś nie wychodziło. Minęło już tyle lat… Kiedyś miałem syna, kochającą kobietę, ale to było w innym życiu. W mojej pamięci zachowały się głównie długie lata spędzone w więziennej celi, pośród innych pechowców i nieudaczników, gdzie rytm dnia wyznaczały posiłki, a wolność kojarzyła się tylko z imprezowaniem. Jakim mogłem być wzorem dla dzieciaka, jaką podporą dla jego matki? To ona poprosiła mnie o rozwód, a ja po tygodniowym załamaniu uznałem jej argumenty i zaaprobowałem warunki. Od tego czasu żyłem jak kawaler, bez większych planów na życie i zobowiązań. Mieszkałem trochę tu, trochę tam, najwięcej w pudle, gdzie zwykle planowałem kolejny skok życia.
Zmieniałem kochanki, ale siebie nie umiałem zmienić
Nie potrafiłem też odmawiać, kiedy kumple stawiali kolejną flaszkę i w końcu przyszła chwila, gdy alkohol przejął władzę i przestałem być panem własnego losu. Nikt poważny nie chciał robić włamu z trzęsącym się i ledwo stojącym na nogach mną. Wypadłem z branży i wpadłem do śmierdzącego rynsztoka, w którym obudziłem się pewnego mroźnego poranka – żałosny człowieczek, który przegrał wszystko. Mieszkałem wtedy u jednej babki, która pomogła mi stanąć na nogi, nie żądając nic w zamian. Zostawiłem ją jak wszystko w moim życiu, okradając na pożegnanie. Miałem jednak na tyle rozumu, żeby zainwestować tę forsę.
Wydzierżawiłem lokal i zająłem się tym, na czym się znałem, czyli dorabianiem kluczy, otwieraniem zatrzaśniętych zamków i podobnymi pierdołami. Osiadłem w miejscu, gdzie nikt nie znał mojej przeszłości i zacząłem od nowa. Jestem szanowanym obywatelem małego miasta, regularnie płacę podatki i uczęszczam na spotkania AA. Jakoś mi idzie, choć nocami wyję z nudów do księżyca. Wiem jednak, że kiedy zacznę szukać przygód, znowu źle skończę, dlatego niespodziewana wizyta gościa z przeszłości była mi nie na rękę. Burzyła świat nudnych nawyków, który z takim trudem wypracowałem.
– Będziesz dziadkiem – powiedział Kuba po chwili milczenia.
– Ożeniłeś się? – spytałem.
– Jeszcze nie – odparł – ale pewnie trzeba będzie. Mam nadzieję, że przyjedziesz na ślub?
Wzruszyłem ramionami. Czułem przez skórę, że to nie był główny powód, który skłonił syna do odszukania mnie.
– Przyjechałeś zaprosić mnie na ślub – spytałem – choć nie wiesz, kiedy się odbędzie?
– Tak naprawdę – powiedział – przyjechałem prosić o pomoc. Nigdy cię o nic nie prosiłem, ale teraz mam nóż na gardle.
Stwierdził, że jeśli poświęcę mu pięć minut, streści w czym rzecz. Głową wskazałem mu krzesło, obróciłem kartkę w drzwiach, by informowała o zamknięciu, po czym usiadłem naprzeciw i zamieniłem się w słuch. Im dłużej słuchałem Kuby, tym większą miałem ochotę chwycić go za kark i wyrzucić na ulicę. Słusznie się obawiałem, że przeszłość, tym razem w osobie mojego syna, kiedyś się o mnie upomni. Najpierw usłyszałem o trudnym starcie współczesnej młodzieży, o braku perspektyw, o wydatkach i możliwościach, czy też raczej o niemożności zarobienia na wydatki. Zaznaczył, że ze wszystkich sił stara się uczciwie zarobić na życie, ale nie wyobraża sobie, jak miałby z tego utrzymać rodzinę. Szczególnie, że już jest zadłużony, bo musiał kupić samochód. Potem zaserwował danie główne.
– Pracuję w firmie, która zakłada alarmy przeciwwłamaniowe – oświadczył. – Nie wyobrażasz sobie, jakie bogactwo znajduje się nieraz w mieszkankach zwykłych ludzi!
– Wyobrażam – mruknąłem.
– Mam na oku takie pozornie zwykłe mieszkanko – kontynuował. – Spisałem kody i nic nie stoi na przeszkodzie, by uszczuplić trochę stan gotówki, która tam spoczywa. Zleciłbym to kumplowi, który sprawdził się w paru akcjach, ale pieniądze są w sejfie. Otwarcie go to już robota dla zawodowca, dlatego postanowiłem cię odszukać. Dzielimy się, oczywiście, po równo. Co ty na to?
Zatkało mnie, proponował mi udział we włamaniu!
Ponad dwadzieścia lat go nie widziałem, a ten odszukał mnie tylko po to, bym mu otworzył kasę pancerną… Przymknąłem powieki, udając iż się zastanawiam nad jego propozycją, ale z trudem panowałem nad nerwami.
– Coś ci powiem… synu – zacząłem, kiedy trochę ochłonąłem. – Mogę cię chyba tak nazywać, bo nie da się zaprzeczyć, że masz moje geny. Nie ukrywam, że kawał ze mnie gnoja i z niewielu rzeczy, które w życiu robiłem, jestem dumny. Zostawiłem twoją matkę i ciebie bez większych wyrzutów sumienia, ale łudziłem się przez lata, że przynajmniej zaoszczędziłem ci złego przykładu. Jak się okazało, to przekonanie było złudne, bo kroczysz dokładnie taką samą ścieżką. Nie wiem, może to zasługa cholernych genów, może przypadek… W każdym razie, zanim cię stąd wyrzucę, popatrz sobie na przegranego starego z obustronną przepukliną. Nie mam przyjaciół ani rodziny. Nie mam celu w życiu ani satysfakcji. Chcesz pieniędzy? Mam odłożone kilkanaście tysięcy. Weź je, spłać długi i ożeń się. Czekaj na swojego syna, a jak już przyjdzie na ten świat, bądź przy nim. To wszystko. A teraz się zabieraj z mojego warsztatu i nie wracaj, dopóki nie zmądrzejesz.
Młody prychnął z oburzeniem, że zbywam go drobniakami. W takim razie, stwierdził, niczego ode mnie nie chce i mogę się wypchać. Wyszedł na ulicę, odpalił swoją odlotową brykę i łomocząc basami odjechał z mego życia. A ja teraz zastanawiam się, czy znowu nie dałem ciała jako ojciec? W końcu do kogo miał się szczeniak zgłosić, kiedy problemy go przerosły?
Osiadłem w miejscu, gdzie nikt nie znał mojej przeszłości, i zacząłem od nowa. Nie chcę tego niszczyć. Jakoś mi idzie, staram się…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”