Marzyłam o tym, żeby skończyć studia. Pragnęłam zamieszkać w wielkim mieście i całkowicie zmienić swoje życie. A dziś… No cóż, wszystko wyszło zupełnie inaczej. Mimo to jestem bardzo szczęśliwa!
Odkąd pamiętam, zawsze mówiłam, że zostanę nauczycielką albo pracownicą banku. Najlepiej w stolicy. Bo na wsi, gdzie się urodziłam, zostać nie miałam zamiaru. Właściwie nie wiem czemu, bo przecież nie było mi tu wcale tak źle. Może przez to, że wszyscy wokół stąd uciekali.
Mój ukochany wujek wyjechał, kiedy miałam kilka lat. Potem sąsiedzi z córeczką w moim wieku, z którą najbardziej lubiłam się bawić. Do miasta wyprowadził się również mój brat, starszy ode mnie o 10 lat. Wydawało mi się, że kiedy człowiek dorasta, to musi ze wsi gdzieś wyjechać i tyle. Więc i ja się na to nastawiałam.
Niestety, nie dostałam się na wybrane przeze mnie studia, natomiast o płatnych nie miałam co marzyć. Wiedziałam, że mam tylko jedno wyjście: wrócić do rodziców, zarobić trochę kasy i spróbować za rok jeszcze raz.
Mogłam oczywiście zostać w dużym mieście i tam poszukać sobie pracy. Jednak wówczas musiałabym płacić za mieszkanie i sama się utrzymywać. Tu, chociaż zarabiałam o wiele mniej, odłożyć mogłam więcej. Mama nie wymagała, abym dokładała się do jedzenia. A ja, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, pomagałam na gospodarce. Tak jak wtedy, rok temu …
Paweł zawsze wolał tę swoją gospodarkę
Było tak samo upalnie jak teraz. I sucho. Wszystko pożółkło z braku wody. Ludzie wyglądali deszczu i liczyli na to, że po skwarze dnia przyjdzie burza. Ale kolejne duszne noce przynosiły rozczarowanie.
– Córcia, siano trzeba zwieźć – powiedziała pewnego dnia mama. – Tata wczoraj rów czyścił i patrz, jak go zawiało. Ruszyć się nie może. Pomogłabyś?
Akurat miałam wolne i chciałam wykorzystać ten dzień, żeby pójść nad wodę.
– Jasne – mruknęłam, usiłując ukryć niechęć i rozczarowanie.
Pojechałam ciągnikiem na pole, złoszcząc się w duchu na brata. Gdyby nie uciekł do miasta, to on by teraz tym się zajmował, nie ja! Albo gdybyśmy mieli maszyny…
Ale my, jak te parobki, widłami musimy robić. Gorycz i poczucie niesprawiedliwości dodały mi sił, dlatego niczym robot wrzucałam kolejne partie na wóz.
– Ale susza, nie? – usłyszałam nagle głos za plecami i aż podskoczyłam ze strachu.
Zapamiętałam się w tej swojej furii i nie słyszałam kroków Pawła, jednego z wiejskich chłopaków, dwa lata starszego.
– No – mruknęłam zła, że muszę tu być, i zła, że mnie tak zaskoczył. – Sucho, gorąco i w ogóle beznadziejnie.
– Myślałem, że jesteś w mieście – powiedział, podając mi butelkę z wodą, którą wcześniej rzuciłam obok ciągnika.
– Bo byłam – westchnęłam i pociągnęłam spory łyk. – Nie słyszałeś wieści? Nie dostałam się na studia. Za rok spróbuję.
– A nie słyszałem – wzruszył ramionami. – Prawie z nikim się ostatnio nie widuję. Roboty tyle, że sama rozumiesz…
No tak. On zawsze wolał gospodarkę od czegokolwiek innego. Na przykład od zabawy z nami. Już jako dzieciak rwał się do traktora, do roli, do krów. Skończył technikum rolnicze i był wzorem do naśladowania podtykanym nam wszystkim. Chyba jedyny młody, co chciał we wsi zostać!
– A ty ciągle tylko ziemia i ziemia? – zapytałam, nawet nie próbując ukryć ironii.
Nigdy nie przepadałam za Pawłem, wydawał mi się taki prosty i mało skomplikowany. A teraz dodatkowo mnie złościł.
– Tu jestem u siebie – znowu wzruszył ramionami i dodał: – Daj, pomogę ci, ja już swoje siano wrzuciłem na przyczepę. A dziś chyba wreszcie burza przyjdzie. Trzeba się pospieszyć, żeby nas nie pogoniła.
No, no, kto by pomyślał!
Popatrzyłam na niebo. Zrobiło się szare, ale na deszcz się bynajmniej nie zanosiło. Pokręciłam głową, lecz przyjęłam pomoc.
– Tata sprzeda krowy? – zapytał nagle po kilku minutach milczenia.
– Dlaczego ma sprzedać? – zdziwiłam się. – Nic o tym nie wiem.
– No, susza, paszy nie będzie, to albo przyjedzie ją dokupić, albo krowy sprzedać – wyjaśnił mi spokojnie.
– Nie wiem – burknęłam niechętnie.
– Bo ja się zastanawiam, a twój tata to dobry gospodarz, umie kalkulować – powiedział, niezrażony moim warczeniem.
– Słuchaj, nie interesuje mnie ani gospodarka, ani krowy – powiedziałam zła.
Było mi gorąco, siano pokłuło mi ręce i marzyłam tylko o tym, by wykąpać się w jeziorze, a ten mi zawracał mi głowę jakimiś bzdurami, o których nie miałam pojęcia!
– Chcesz mi pomóc, to proszę bardzo, a jak nie, to trudno – dodałam. – Ale nie zabawiaj mnie rozmową o rolnictwie, bo to kompletnie nie moja bajka.
– W takim razie co cię interesuje? – zapytał. – Na co ty właściwie zdawałaś?
– Na antropologię kulturową – odpowiedziałam pewna, że wreszcie się zamknie, bo nie będzie wiedział, co to takiego.
Tak naprawdę to startowałam na administrację, ale co mu do tego?
– O! – zdziwił się. – To przecież ze wsią też ma całkiem sporo wspólnego. A czytasz może „Barbarzyńcę”? „O weselach teraz i dziś” – genialny artykuł! Tylko nie pamiętam, w którym numerze to było… Trafiłem przez przypadek.
Ze zdziwienia aż przestałam pracować i oparłam się na widłach.
– Czytasz takie rzeczy? – w ostatniej chwili ugryzłam się w język, by nie zapytać, czy w ogóle coś czyta.
– Czytam różne rzeczy – powiedział, też przystając na chwilę. – Lubię. Teraz to mało czasu mam, ale zimą… Wiesz, kumpli niewielu we wsi zostało, to co robić? Zapisałem się do biblioteki i pożyczam, co tylko mogę. Ostatnio trafiły tam egzemplarze różnych ciekawych czasopism, więc sobie przejrzałem. Ten temat o weselu mi się podobał. Takie badanie polskiej wsi… Ciekawi mnie to. A ty lubisz czytać?
Tak właściwie to na serio rozmawiałam z nim wtedy po raz pierwszy. Do tej pory miałam mało okazji. Zresztą traktowałam go jak reszta wsi, jako nieszkodliwego, niezbyt rozgarniętego parobka. A tymczasem Paweł mnie zaskoczył! Miał do zaoferowania o wiele więcej niż niejeden chłopak ze wsi. Ba – niejeden z miasta!
Następnego dnia umówiliśmy się na jeżyny. Znał świetne miejsca. Pokazał mi też, gdzie jest gniazdo kuropatw. Potem on mi pomógł zebrać ziemniaki, a ja w podziękowaniu upiekłam dla niego ciasto. A pewnego dnia przyjechał po mnie do pracy i gdy skończyłam, zabrał mnie na dyskotekę.
– Przecież ty nie lubisz takich imprez – zdziwiłam się, gdy mi to zaproponował.
– Ale ty lubisz – odparł z uśmiechem.
To wtedy zrozumiałam, że lubię z nim przebywać. I to wcale nie z tego powodu, że zaczęła się jesień i większość znajomych wyjechała do szkół i na studia. Czekałam, żeby wyszedł z jakąś deklaracją. Bo chociaż się spotykaliśmy, chodziliśmy wszędzie razem, całowaliśmy się, to Paweł nie posunął się o krok dalej.
I nigdy nie wyznał mi miłości. Jakoś tak na wiosnę zaczął mieć dla mnie znacznie mniej czasu. Pewnie, że wtedy zaczynają się prace w polu, jednak to nie było to. On wyraźnie zaczął mnie unikać.
Pewnego dnia nie wytrzymałam
– Dlaczego przede mną uciekasz? – zapytałam wprost. – Męczę cię?
– Nie – po dłuższej chwili powiedział zaskoczony. – Ale to już maj…
– No i co z tego? – zadziwiłam się. – W maju przestajesz mnie lubić czy jak?
– Zaraz papiery trzeba składać, nie?
– Jakie papiery? – zamurowało mnie.
– Na studia… Powiedziałaś, że za rok będziesz znowu próbować.
– No wiesz, i z tego powodu przestałeś mnie lubić?! – oburzyłam się.
– Haniu, czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! – wybuchnął nieoczekiwanie, aż podskoczyłam. – Po prostu nie mogę sobie robić złudnych nadziei. I tak już cierpię. Zaraz wyjedziesz. Ani ja cię nie zatrzymam, ani nawet nie mam takiego prawa. A już wiem, jak będzie mi ciężko… Nie powinienem w ogóle się w to angażować. Przecież ja gospodarki nie zostawię, nie pojadę za tobą do miasta. A ty po tych swoich studiach tutaj też nie wrócisz, prawda?
Patrzyłam na niego i milczałam. Czułam, jak w środku wszystko mi buzuje. Miał rację. Ale nie o to chodziło. Zrozumiałam, że właśnie… wyznał mi miłość. Po swojemu i dość nietypowo, ale przecież czekałam na to tyle miesięcy!
I zrozumiałam coś jeszcze. Że tak naprawdę wcale nie zależy mi na tych studiach. Miały być tylko ucieczką, wyjściem ewakuacyjnym z tej wsi. Jednak teraz już nie chciałam z niej uciekać…
– Faktycznie, do miasta nie pojedziesz – powiedziałam w końcu. – A ja po studiach pewnie też bym tu nie wróciła. Tylko że wiesz co? W nosie mam te studia. Po co mi one, skoro jesteś ty…
Mama czasem mnie pyta, czy żałuję, że zostałam na wsi. Na razie nie. Co będzie potem, zobaczymy. Teraz jestem szczęśliwa. Kilka dni temu dostałam od Pawła pierścionek. Z weselem jeszcze trochę poczekamy, ale fajnie jest być narzeczoną!
Czytaj także:
„Zakochałam się w Robercie do szaleństwa, ale wylądowałam w łóżku przyjaciela. Nie żałuję. To on mnie naprawdę kochał"
„Złamałam serce przyjacielowi, nie odwzajemniałam jego miłości. Zakochałam się w nim dopiero, gdy inny zostawił mnie samą z brzuchem”
„Zakochałam się w innym na wakacjach z mężem. Dopiero na tle Andrzeja dostrzegłam, że mój mąż jest zwykłym burakiem”