„>>Lubię dziewuchy, ale dopiero pełnoletnie<< - oznajmił ojciec mojej córki zostawiając mnie 3 tygodnie po porodzie”

Porzucił mnie tuż po porodzie fot. Adobe Stock, zoeytoja
– Lubię dziewuchy, ale dopiero pełnoletnie - oznajmił ojciec mojej córki zanim zamknął za sobą drzwi. Byłam 3 tygodnie po porodzie, a porzucenie przypłaciłam wieloletnią depresją.
/ 19.07.2021 14:04
Porzucił mnie tuż po porodzie fot. Adobe Stock, zoeytoja

Marysia miała trzy tygodnie, kiedy jej ojciec oświadczył, że odchodzi do innej kobiety.

– Gdyby to jeszcze był chłopak – powiedział na do widzenia. – Lubię dziewuchy, ale dopiero pełnoletnie.

Płacił groszowe alimenty. Migał się, kłamał, zmieniał pracę… Po roku, z nowego związku urodził mu się syn, więc miał argument dla sądu: musi utrzymać dziecko z legalnego związku, a ja – jego konkubentka, jakoś sobie przecież radzę. Faktycznie, jakoś sobie radziłam. Pomagali mi rodzice.

Znalazłam dobrą pracę, córeczka była zdrowa i pogodna, tylko ja z ciężkiej depresji wychodziłam przez lata, bo nie mogłam zapomnieć bólu, jaki mi zafundował mój pierwszy mężczyzna.

Bardzo pomógł mi Robert

Był przy mnie w najgorszych chwilach, znosił moje wahania nastroju, moje lęki i załamania. Długo nie mogłam uwierzyć, że mogę mu zaufać. Sama nie wiem, jak on to wszystko wytrzymał, ale podobno miłość jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby, więc i ja, dzięki czułości i dobroci Roberta wreszcie doszłam do siebie i zaczęłam normalnie żyć.

Wzięliśmy ślub, a Robert stał się dla Marysi najlepszym, najtroskliwszym ojcem. Czasami myślałam, że los chce mi wynagrodzić to, co przeżyłam. Skończyłam zaocznie studia, awansowałam, oboje z Robertem nieźle zarabialiśmy… Wszystko szło, jak z płatka.

Marysia kończyła właśnie podstawówkę, kiedy odnalazł się jej ojciec

Do tej chwili nie miałam z nim kontaktu, oprócz alimentów nic nas nie łączyło. Mieszkał daleko, jego nowa rodzina nas nie znała. Dla mnie był już tylko dalekim wspomnieniem, które boli, kiedy się do niego wraca, więc starałam się tego nie robić.

W noc poprzedzającą jego wizytę u nas miałam dziwny sen; zbierałam grzyby, wszystkie dorodne i zdrowe na oko, ale po przekrojeniu okazywało się, że wypełzają z nich robale i cały kosz prawdziwków był do wyrzucenia. Chodziłam sama po lesie i wypatrywałam brązowych kapeluszy, ale gdy jakiś znalazłam, rozłaził mi się w palcach, taki był zmurszały i miękki.

Ojciec Marysi musiał na mnie czekać przed blokiem, bo ledwo zdążyłam wejść do mieszkania i zdjąć kurtkę, usłyszałam dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili go nie poznałam – zmienił się, schudł, wyłysiał – wyglądał staro i brzydko. Zanim zdążyłam wrzasnąć, żeby się wynosił, powiedział szybko:

– Nie ruszę się stąd na krok. Będę tu stał, aż wrosnę w ziemię. Musimy pogadać. To jest sprawa życia i śmierci.

– Nie ma między nami żadnych spraw! ŻADNYCH. Rozumiesz?

Zatrzasnęłam drzwi. Zasunęłam wszystkie zamki i założyłam łańcuch. Trzęsłam się jak w gorączce. Czułam, że wraz z tym człowiekiem wejdzie do mojego domu jakaś straszna sprawa i znowu zatruje mi życie. Nie miałam pojęcia, jak się bronić. Zadzwoniłam do mamy i poprosiłam ją, żeby natychmiast pojechała do szkoły po Marysię, i żeby ją zabrała do siebie.

– Nie pytaj dlaczego, powiem ci później. A na jak długo? Nie wiem…Może na długo. Jedź taksówką, albo niech tata cię podwiezie. I błagam cię, pilnuj dziecka. Nie spuszczaj z oka. I pod żadnym pozorem nie pozwól jej ani na chwilę samej wyjść z domu.

Potem zatelefonowałam do męża i kazałam mu natychmiast przyjechać. Jemu powiedziałam, kto nas odwiedził. Obiecał, że zaraz będzie ze mną. Robert i ojciec Marysi kiedyś dobrze się znali. Jednak nie przypuszczałam, że teraz będą ze sobą gadać. Wydawało mi się, że Robert rozumie, jak bardzo nienawidzę tamtego człowieka, że wiedząc, co mi zrobił, potraktuje go jak powietrze.

Ale bardzo się myliłam… Wyjrzałam ukradkiem zza firanki i zobaczyłam ich siedzących na ławce przed blokiem. Palili papierosy. Robert też, chociaż kilka tygodni wcześniej oświadczył, że kończy z paleniem raz na zawsze.

Minęło jeszcze trochę czasu, aż zobaczyłam, że wstają i obaj idą w stronę naszego bloku. Serce mi zamarło… Zrozumiałam, że tamten przekonał Roberta i że za chwilę będę musiała jego obecność znieść w swoim domu. Zamknęłam się w łazience.

Przez drzwi powiedziałam, że nie wyjdę, dopóki tamten nie zniknie

Jeszcze chwilę słyszałam, jak rozmawiają, a potem trzasnęły drzwi wejściowe. Byłam wściekła na Roberta.

– Trzeba go było jeszcze kawką poczęstować! Zwariowałeś?

– Nie gniewaj się. Nie można było inaczej. On tu przyjechał w naprawdę ważnej sprawie.

– Nie obchodzą mnie jego sprawy. Nie chcę o niczym wiedzieć.

– Słuchaj. Jego syn umiera na białaczkę. Szukają spokrewnionego dawcy szpiku. Pomyślał o Marysi. Ale to ty zdecydujesz, co mu odpowiedzieć. Tylko wiedz, że jest mało czasu.

Wtedy zemdlałam. Z wściekłości, z żalu, z tych wszystkich emocji, nad którymi nie panowałam. Kiedy poczułam się lepiej, cały gniew i wściekłość wylałam na Roberta.

– Ty się nad nim litujesz? A nade mną nie? I nad Marysią? Z jakiej racji mam ją narażać na ból i niebezpieczeństwo dla obcego dzieciaka? I skąd wiadomo, że ona by się nadawała?

– Nie wiadomo. Trzeba by zrobić badania. Ale jest podobno szansa… Tak mu lekarze zasugerowali. Dlatego przyjechał do nas prosić o pomoc.

– A gdzie był do tej pory? Dobrze ci mówić, bo nie ty jesteś biologicznym ojcem Marysi, ale zawsze myślałam, że ją kochasz, jak własną córkę. Teraz wiem, że się pomyliłam!

– Wybaczę ci to, co powiedziałaś, bo jesteś w szoku i nad sobą nie panujesz. Zresztą nie o mnie chodzi. Tamten chłopiec jest młodszy od Marysi. Podobno bardzo źle z nim.

– Ciekawa jestem, czy on by się zgodził na coś takiego, gdyby chodziło o Marysię? Jak myślisz?

– Nie chcę tak myśleć. Po co?

– Ale ja muszę wszystko rozważyć. Jestem matką!

– No, właśnie! On też powiedział, że tylko na to liczy, że jesteś matką i go zrozumiesz. I że będziesz wiedziała, że rodzic się nie waha przed niczym, kiedy ma ratować własne dziecko. Dlatego tu przyjechał…

Robert siedzi w ciemnym pokoju. Wiem, że nie śpi

Ja też nie śpię, a ze wzruszenia i emocji, aż mi się kreci w głowie. Do jutra muszę zdecydować, co zrobić. Nikt mi w tym nie pomoże, to tylko moja sprawa. Tak czy inaczej, Marysi muszę powiedzieć o wszystkim.

Jest już duża, nie chcę, żeby miała do mnie kiedyś żal, że ukryłam przed nią taką sprawę. Wiem, że bardzo to przeżyje, bo jest wrażliwa i ma dobre serce. Ona nie wie, że ma przyrodniego brata; już sama ta wiadomość będzie dla niej wstrząsem...

Boże, co ja mam robić? Tyle razy myślałam, że chciałabym się zemścić na byłym facecie za wszystkie moje krzywdy, a teraz, kiedy jest okazja, nie mogę... To chyba nie czas na zemstę...?

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA