„Poprosiłam syna o wypłatę za pomoc przy dzieciach. Tak się oburzył, że sam zażądał kasy za spotkania z wnukami”

załamana kobieta fot. iStock, peepo
„Nie tak wychowałam syna. Wspierałam go od zawsze i nigdy o nic nie prosiłam, nawet gdy było mi bardzo ciężko. A kiedy zaproponowałam mu, by zapłacił mi za pracę, którą dla niego wykonuję, on zachował się, jakbym chciała go okraść”.
/ 05.12.2023 14:30
załamana kobieta fot. iStock, peepo

Codzienność emerytki nie jest usłane różami. Gdy trzeba liczyć każdy grosz i zastanawiać się, z czego tym razem zrezygnować na zakupach, trudno cieszyć się jesienią życia. Nigdy nie oczekiwałam, że dzieci będą mnie utrzymywać. Mają przecież swoje rodziny, więc jak mogłabym dodatkowo obciążać ich sobą? Uznałam jednak, że nic złego nie stanie się, jeżeli syn zapłaci mi za pracę, którą dla niego wykonuję. On jednak widział to inaczej.

Życie emerytki to sztuka

2200 złotych – dokładnie taką kwotę wypracowałam sobie, harując przez całe życie w pocie czoła. Gdy jeszcze żył mój Zygmunt, nie miałam żadnych powodów do narzekania. Razem radziliśmy sobie całkiem dobrze. Męża pochowałam jednak już trzy lata temu i od tego czasu moje życie składa się z samych kompromisów.

Opłaty mieszkaniowe i rachunki za media pochłaniają ponad połowę mojej emerytury. Lista leków, które muszę stale przyjmować, jest dłuższa niż inwokacja w „Panu Tadeuszu”. Jakby tego było mało, na początku roku zmieniły się zasady refundowania i za część medykamentów muszę płacić pełną stawkę. W rezultacie, na życie zostają marne grosze, a moja codzienność przypomina sztukę planowania wydatków, nawet tych najdrobniejszych.

Na całe szczęście, mimo sędziwego wieku nie wymagam opieki. Jestem całkowicie sprawna,  potrafię sama o siebie zadbać, więc mogę być w pełni niezależna. Wielu seniorów nie ma aż tyle szczęścia.

Często myślałam o tym, żeby dorobić trochę do emerytury. Wychowałam przecież czwórkę dzieci, więc nikt nie odmówi mi kompetencji w tym temacie. Potrafię się nimi zająć, potrafię ugotować i nieskromnie muszę przyznać, że maluchy przepadają za mną. Wszystkie szkraby z osiedla nazywają mnie babcią Jasią. Kilka sąsiadek nawet proponowało mi, bym zajęła się ich pociechami, gdy one pracują. Oczywiście odpłatnie. Wielokrotnie rozważałam ich propozycję. Za każdym razem napotykałam jednak pewien problem – brak wolnego czasu.

Moje trzy córki – Aniela, Teresa i Krystyna – lata temu przeprowadziły się do Anglii. W kraju został tylko Tomasz, moja najmłodsza pociecha. Ze swoją żoną dorobił się już córeczki, a niedawno na świat przyszedł także ich synek. To właśnie te dwa maluchy – Karolinka i Łukaszek – absorbowały mnie bez reszty. Dzieci przecież musiały pracować. Jak mogłabym odmówić im pomocy?

Miesiąc temu wydatki znów mnie przerosły. Kolejny raz musiałam prosić o pożyczkę moją sąsiadkę. Mam szczęście, że ma wielkie serce i nigdy nie odmawia mi pomocy. Choć było to dla mnie krępujące, zapukałam do jej drzwi i powiedziałam, w czym rzecz.

– Dziękuję ci Stasiu, za miesiąc na pewno ci oddam – zapewniłam moją wybawicielkę.

– Oddasz mi, jak będziesz miała. Sama przecież wiesz, że Gerard ma górniczą emeryturę, więc my sobie poradzimy. Po prostu weź to i niczym się nie przejmuj – powiedziała, wręczając mi pieniądze.

– Powiedz mi, kochana Stasiu, co ja mam zrobić? Nawet nie mam możliwości dorobić, bo przez większą część dnia muszę zajmować się wnuczętami – wydusiłam z siebie, ledwo powstrzymując łzy.

– A gdybyś tak zaproponowała Tomkowi, żeby płacił ci typową stawkę niani? To rozwiązałoby twoje problemy.

Poczułam się, jakbym przeżyła chwilę olśnienia. Stasia miała rację. Przecież to, czym zajmowałam się u syna, niczym nie różniło się od pracy opiekunki. Robiłam nawet więcej, bo gdy moje dzieci wracały z pracy, zawsze czekał na nich ciepły obiad, a mieszkanie lśniło czystością. „To może się udać” – pomyślałam sobie.

Syn widział we mnie darmową pomoc

– Synku, chciałabym z tobą porozmawiać – zagaiłam rozmowę, gdy Tomek wrócił z pracy.

– O co chodzi, mamo?

– Powiedz mi, co byś zrobił, gdybym nie mogła zajmować się Karoliną i Łukaszem?

– Nie wiem – odpowiedział i zamyślił się. – Pewnie musiałbym zatrudnić opiekunkę.

– A ile kosztuje taka opieka?

– Pewnie jakieś 18 złotych za godzinę, może nawet więcej.

– To sporo.

– Mamo, dlaczego mnie o to pytasz? Czy coś się stało? Zachorowałaś?

– Nie bój się, Tomeczku, nic złego się nie dzieje. Zapytałam, bo... sama nie wiem, jak to powiedzieć...

– Najlepiej prosto z mostu – zachęcił mnie.

– Co byś powiedział, gdybyś płacił mi połowę tej kwoty za opiekę nad dziećmi?

Tomek zaniemówił. Nagle zrobił się tak blady, że aż zaczęłam się o niego martwić.

– Synku, nic ci nie jest? – zapytałam z autentyczną matczyną troską.

– Nie wiem, co powiedzieć, mamo. Jak mogłaś zaproponować coś takiego? – zapytał oburzony. – Wiesz przecież, że mamy wydatki. Zamiast starać się nam ulżyć...

– Kochany, przecież pomagam wam od zawsze – przerwałam mu. – Wiesz doskonale, że zrobiłam dla ciebie wszystko. Dla ciebie i dla moich kochanych wnusiów. Ale musisz zrozumieć, emerytura przestaje wystarczać mi na życie. Muszę jakoś dorobić.

– A jeżeli nie zgodzę się?

– Wtedy będę musiała zatrudnić się jako niania u obcych ludzi. Zrozum, Tomeczku, ja nie mam wyjścia.

– Pozwól mi to przemyśleć, dobrze?

– Oczywiście, synku. Porozmawiamy o tym jutro.

Nie spodziewałam się takiej reakcji

Byłam przekonana, że mój syn podejdzie do mojego problemu z większą wyrozumiałością. Koniec końców zaproponowałam mu pracę za połowę stawki opiekunki. A chyba lepiej zostawiać dzieci pod opieką własnej matki niż obcej osoby, nawet jeżeli ta ma najlepsze referencje? Nazajutrz wróciliśmy do tematu.

– Rozmawialiśmy o tym z Kasią i doszliśmy do wniosku, że skoro nie wystarcza ci na życie, to znaczy, że za dużo wydajesz.

Prawie się wtedy rozpłakałam. Wygląda na to, że mój syn nigdy nie brał pod uwagę, że może mi być trudno po śmierci jego ojca.

– Synku, jak możesz tak mówić?

– Proszę cię mamo, nie rób z siebie ofiary. Jeżeli chcesz, zapłacę ci za opiekę nad twoimi wnukami – powiedział, wyraźnie akcentując słowo „twoimi”. – Ale mam jeden warunek. Odwiedzasz nas w każdą niedzielę. Nie musisz wtedy przychodzić, bo przecież oboje jesteśmy w domu. Ty jednak przychodzisz, więc wygląda na to, że spędzanie czasu z dziećmi sprawia ci przyjemność. Przyjemności kosztują, mamo, więc będziesz musiała płacić mi za ten czas.

Nie tak wychowałam syna. Wspierałam go od zawsze i nigdy o nic nie prosiłam, nawet gdy było mi bardzo ciężko. A kiedy zaproponowałam mu, by zapłacił mi za pracę, którą dla niego  wykonuję, on zachował się, jakbym chciała go okraść. A ja przecież nie chcę, żeby dawał mi pieniądze za nic.

Skoro tak stawia sprawę, będzie musiał poszukać sobie kogoś do pomocy. Ja muszę zatroszczyć się o siebie i swoje podstawowe potrzeby.   

Czytaj także:
„Dziewczyna brata rozstawia go po kątach, a on się nie sprzeciwia. Nie wie, co zrobiła byłemu mężowi”
„W pracy jestem szykanowana, bo modlę się lub odmawiam różaniec. Ludzie mogą przeklinać, a ja nie mogę zmówić litanii?”
„Musiałam dojść do prawdy, co robi mój syn. Zwolniłam się pracy, by go śledzić. W ten sposób odkryłam, że jestem babcią”

Redakcja poleca

REKLAMA