„Poprosiłam swoją siostrę bliźniaczkę, żeby poszła za mnie na randkę, bo wygląda dużo lepiej niż ja. Tylko co dalej?”

Wysłałam siostrę bliźniaczkę na randkę zamiast mnie fot. Adobe Stock, InsideCreativeHouse
„– W jeden dzień się nie wylaszczysz, cudów nie ma. Do porządnego fryzjera przyjmują zapisy z miesięcznym wyprzedzeniem. A przecież nie wyślesz na spotkanie z Antkiem swojego młodszego klona. – Przecież ja mam swojego młodszego klona. Ciebie! – Oszalałaś? Mam udawać ciebie? Ile ty masz lat, piętnaście?”.
/ 01.09.2022 12:30
Wysłałam siostrę bliźniaczkę na randkę zamiast mnie fot. Adobe Stock, InsideCreativeHouse

– Zośka, żałuj, że cię wczoraj z nami nie było! – perorowała przez telefon podekscytowana Ela. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się wszyscy pozmieniali. Niektórzy to istny szok! Pamiętasz tę Ankę? Teraz to wielka pani, żona jakiegoś bogatego biznesmena. A Paweł... Nasz klasowy playboy stracił połowę włosów! A tak się w nim kochałam. Na szczęście bez wzajemności – roześmiała się wesoło.

Słuchałam wynurzeń przyjaciółki jednym uchem, bo natrętnie myślałam o… Antku. A on?

Pojawił się na klasowym spotkaniu czy nie?

Raczej nie, przecież od lat mieszka w Stanach, przypomniałam sobie. Jednak gdzieś w duchu liczyłam na to, że Ela zdobyła o moim dawnym ukochanym jakąś informację. Cofnęłam się myślami trzydzieści lat wstecz, kiedy byłam piękna, młoda i miałam przed sobą całe życie. Wydawało mi się, że będę kimś, że coś osiągnę…

– Zośka, jesteś tam? – zniecierpliwiła się Ela.

Chyba wyczuła, że niezbyt uważnie jej słucham.

– Jestem, przyjdź na kawę, to wszystko dokładnie mi opowiesz.

– Dobra, bo jest co opowiadać. Antek też był na spotkaniu! I pytał o ciebie. Rany, ależ on jest przystojny i elegancki. Czas łagodnie się z nim obszedł. To aż nieprzyzwoite, by tak wyglądać w jego wieku.

Prawie upuściłam telefon. Jednak się pojawił! Dzięki Bogu, że tam nie poszłam. Dopiero by się zdziwił, jakby mnie teraz zobaczył. Wieki temu przestałam być śliczną, pełną energii dziewczyną. Teraz byłam starszą panią. Nie miałam, jak kiedyś, długiego blond warkocza ani smukłej figury, i przede wszystkim nie grałam już na skrzypcach.

– Mam nadzieję, że go ode mnie pozdrowiłaś – powiedziałam najspokojniej, jak umiałam.

– Oczywiście. Był wyraźnie zawiedziony, że cię nie ma. Trzy lata temu zmarła mu żona. Został sam biedaczek, no jeśli nie liczyć córki – relacjonowała Ela.

A więc ma córkę, pomyślałam. Antek czasem żartował, że jeśli urodzę mu dziecko, to koniecznie musi to być dziewczynka.

– Powiodło mu się w życiu. Ma swoją firmę, nieźle zarabia – dodawała kolejne szczegóły Elka.

Nie byłam zazdrosna

Cieszyłam się, że chociaż jemu się poszczęściło. Swoją drogą, jak to się w życiu dziwnie plecie, często na opak. Z nas dwojga to Antek był pesymistą, dla niego szklanka było w połowie pusta, a dla mnie w połowie pełna. Widziałam świat przez różowe okulary i wierzyłam, że wszystko mi się uda. On podchodził do życia ostrożnie i jak czas pokazał, lepiej na tym wyszedł. Kiedyś, trzydzieści lat temu, to ja byłam klasową gwiazdą i świetną uczennicą. To ja miałam przed sobą wielką karierę. Planowałam zostać sławną skrzypaczką i jeździć z koncertami po całym świecie.

Tymczasem siedziałam w ciasnym mieszkaniu, na wypłowiałej kanapie i zajadałam stres, gapiąc się w telewizor. Mariusz przyglądał mi się z troską.

– Mamo, stało się coś? – zapytał, gdy skończyłam rozmowę.

Syn był jedynym powodem, dla którego jeszcze w ogóle chciało mi się wstawać z łóżka. Niestety, już wyfrunął z rodzinnego gniazda. Od ponad roku mieszkał ze swoją dziewczyną, a mnie tylko odwiedzał. Wiedziałam, że taka jest kolej rzeczy, że chowa się dzieci dla świata, nie dla siebie, ale i tak ciężko mi się było z tym pogodzić.

– Mamuś, no co jest? – zaniepokoił się. – Pobladłaś…

– Nic, nic, nie martw się, nic mi nie jest, ciotka Elka mnie zmęczyła gadaniem. Możesz już uciekać. Dziękuję za zrobienie zakupów. Widzimy się w niedzielę.

– Jasne! No to lecę. Trzymaj się ciepło, mamuś.

To, co było, nie wróci! To pewne

Kiedy wyszedł, mogłam w spokoju pomyśleć. Boże, do czego to doszło, żeby stara baba wzruszała się, wspominając swoją pierwszą miłość. Przecież to było tak dawno… Dawno i nieprawda, zapomnij. Co cię obchodzi Antek? To co było, nie wróci. Nie ma szans. A jednak nic nie mogłam poradzić na to, że rozmowa z Elą zburzyła mój spokój. Właściwie czułam się nieswojo od dnia, w którym moja przyjaciółka wspomniała o klasowym spotkaniu z okazji trzydziestolecia studniówki. Ela uznała to za świetny pomysł. Ja nie podzielałam jej entuzjazmu. Czułam się przegrana. Kto z mojej klasy by pomyślał, że skończę jako rozwódka z bagażem porażek na koncie. Co tu dużo mówić: wstydziłam się samej siebie. Wstydziłam się tego, jaka teraz jestem. Za nic nie pokazałabym się w takim stanie Antkowi ani nikomu z dawnej klasy. No, poza Elą, nasze drogi jakoś nie chciały się rozejść. Przynajmniej przyjaźń mi się udała.

Nastawiłam czajnik z herbatą i wyjęłam album ze starymi zdjęciami. Nie zdążyłam go otworzyć, gdy do przedpokoju wpadła Ela.

– Pukam i pukam! Nie słyszałaś? – zwołała.

– Czajnik głośno szumi – mruknęłam. – Ma już swoje lata. Zresztą tak, jak ja – dodałam smutno.

– Przestań smęcić. Lepiej szykuj jakąś ładną kieckę. Antek chce się z tobą spotkać. Powiedziałam mu, że wciąż mamy ze sobą kontakt.

– Zwariowałaś?! – z impetem postawiłam kubek na stole. – Po co miałabym się z nim spotykać?

– Żeby miło spędzić czas i powspominać stare dzieje. Przecież i tak wieczorami nie masz nic do roboty. Antek chce cię zaprosić na kolację.

I nim się obejrzałam, przyjaciółka wręczyła mi wizytówkę Antoniego, nakazując, że mam do niego zadzwonić i potwierdzić spotkanie.

– Nie zrobię tego, zapomnij, ty zadzwoń i powiedz, że się rozchorowałam. – podałam Elce telefon.

– Nie ma mowy, moja droga, zrób coś wreszcie dla siebie. Wyjdź z tych czterech ścian. No chyba że nadal opłakujesz tego dupka, który był pechowo twoim mężem.

– Żartujesz? Odetchnęłam z ulgą, kiedy się wyprowadził.

Nie kłamałam.

Tak właśnie było, ulżyło mi

Wyszłam za mąż z rozsądku. Najpierw rozstałam się z Antkiem, żeby robić muzyczną karierę, a potem miałam wypadek na torze saneczkowym. Zwykle dbałam o ręce jak o skarb, miałam nawet zwolnienie z wuefu, a tu jedna durna decyzja przekreśliła wszystkie moje plany i wymarzone od dzieciństwa życie. Złamałam nadgarstek w trzech miejscach. Trzasnął jak kruche szkło. Po długiej rehabilitacji wróciła mi sprawność w ręce, wystarczająca do codziennego życia, ale mogłam zapomnieć o wcześniejszej precyzji. Nie byłam już w stanie grać tak, jak kiedyś i moja kariera skrzypaczki legła tym samym w gruzach. Żałowałam tych wszystkich lat spędzonych na żmudnych ćwiczeniach. Żałowałam siebie, swoich rodziców, którzy tyle we mnie zainwestowali, nawet mojej nauczycielki, rozpaczającej tak, jakby to ona sobie rękę złamała. Co za diabeł mnie wtedy opętał?

Czemu dałam się namówić znajomym i wsiadłam na te przeklęte sanki? Potem było już tylko gorzej, jak zjazd po równie pochyłej. Na studia nie poszłam, za to poznałam Andrzeja. Zaszaleliśmy, przespałam się z nim po pijaku – wtedy dużo piłam – i zaszłam w ciążę. Stanowiska naszych rodziców były jasne i zgodne: musicie wziąć ślub. Tak oto stałam się kurą domową, której mąż przez lata wypominał każdy grosz. Dopiero gdy syn poszedł do szkoły, Ela załatwiła mi posadę woźnej. Nim się obejrzałam, ze świetnie zapowiadającej się młodej artystki zmieniłam się w zgorzkniałą babą. Codziennie obserwowałam w szkole śliczne dziewczęta i okropnie im zazdrościłam. One miały nadzieję i przyszłość przed sobą.

Mnie już nic dobrego nie czekało

Mogłam co najwyżej żyć życiem syna i cieszyć się jego szczęściem, odbijać jego światło, tak jak księżyc odbija blask słońca.

– Antoni, tu Ela. Zocha oczywiście się z tobą spotka. Kiedy i gdzie? – wyrwały mnie z zamyślenia słowa Elki.

Co za zdradziecka małpa! Kazałam się jej rozłączyć, ale było już za późno. Nie dała sobie wyrwać telefonu i ustaliła termin oraz miejsce: jutro, osiemnasta, restauracja Weranda.

– No co? Chciałaś, żebym zadzwoniła, to zadzwoniłam – broniła się. – Wiń siebie.

Klęłam na Elkę dobre pół godziny. Ładnie mnie wpakowała. Jeśli nie chcę umrzeć ze wstydu, muszę odwołać to spotkanie, panikowałam. Nie musiałam patrzeć w lustro, by wiedzieć, że jest źle. Wory pod oczami, zmarszczki, siwiejące włosy, opasłe biodra i opona na brzuchu. Monika, moja siostra, była ode mnie raptem dwie minuty młodsza, a prezentowała się o niebo lepiej niż ja!

– Elka mnie wrobiła w to cholerne spotkanie i nie wiem, co teraz robić. Nie wypada odmówić, ale sama wiesz, jak wyglądam, jak nasza matka – żaliłam się siostrze przez telefon.

– Zośka, nudna jesteś z tym marudzeniem. Ciągle narzekasz na swój wiek, jakbyś mogła mieć na to jakiś wpływ. Na to akurat nie masz. Czas mija równo dla wszystkich. Racja, nie jesteś już nastolatką, ale do starej baby też ci daleko. Wystarczyłoby, żebyś zamiast wiecznie narzekać, wzięła się za siebie. Choć… – westchnęła ciężko – w jeden dzień się nie wylaszczysz, cudów nie ma. Do porządnego fryzjera przyjmują zapisy z miesięcznym wyprzedzeniem. A przecież nie wyślesz na spotkanie z Antkiem swojego młodszego klona.

Poczułam dreszczyk podniecenia. To było to!

Przecież ja mam swojego młodszego klona. Ciebie! Pamiętasz, jak w szkole wszyscy mówili, że nie mogą nas rozróżnić!

– Oszalałaś? Mam udawać ciebie? Ile ty masz lat, piętnaście?

Prosiłam siostrę tak długo, tak żarliwie, aż się zgodziła. Chyba dla świętego spokoju. Zresztą może też była ciekawa co u Antka, jak poukładało mu się życie. Na pewno nie zwierzył się Eli ze wszystkiego, bo nie byli ze sobą szczególnie blisko. Kiedy nazajutrz po południu Monika wpadła do mnie, by się pokazać, aż gwizdnęłam z podziwu.

Moja siostra wyglądała świetnie

Antek powinien być pod wrażeniem.

– Robię to tylko dla ciebie – zaznaczyła. – I ani słowa Józkowi, bo się wścieknie. Tyle lat po ślubie, a on wciąż jest zazdrosny.

Wyprawiłam Monikę i usiadłam na kanapie. Po chwili wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Wyobrażałam sobie, jak Antek i Monika się witają, jak wymieniają komplementy. Może flirtują? Chciałam tam być, patrzeć na niego, słuchać, o czym rozmawiają. Włączyłam telewizję, ale nie mogłam się skupić na żadnym programie. W końcu krótko po dziesiątej Monika zadzwoniła.

– Chryste, co tak długo? Mało tu z nerwów nie zeszłam na zawał!

– Dopiero co się rozstaliśmy, on już pojechał, a ja siedzę w aucie na parkingu…

– Do rzeczy, kobieto! Jak było?

– Niewypał – Monika zachichotała. – To znaczy na początku zrobił się kwas, bo Antek natychmiast się połapał. Podobno zdradziły mnie dłonie – dodała z przekąsem. – Głos się może zmienić, twarz, figura też, ale tyle razy widział, jak grasz, że na pamięć zna układ twoich rąk i palców. Przeprosiłam, wytłumaczyłam się, a potem cztery godzin przegadaliśmy. Wszystko mu opowiedziałam. O tobie, o sobie. Wie też, jak wyglądasz. Bo mu fotki w komórce pokazałam.

– O Boże… – jęknęłam. – Przestań. On też nie rozumiał, po co te durne podmianki.

Cóż, kłamstwo ma krótkie nogi

Zwłaszcza tak dziecinne. Zamiast kombinować, trzeba było zdobyć się na odwagę i albo odwołać spotkanie, albo na nie pójść. Tylko że ja zawsze chciałam być doskonała. Dlatego kontuzja ręki, niszcząca moją perfekcję, tak mnie zdruzgotała. A teraz, choć zaniedbywałam się przez lata, pragnęłam, by Antek nadal widział we mnie ideał. Stąd ten żałosny pomysł. W efekcie tylko się ośmieszyłam. Zdziwiłam się, kiedy następnego dnia zadzwonił. Już nie ośmieliłam się go spławić. Podałam mu adres. Czekałam w nerwach, ale kiedy stanął w drzwiach, cały lęk ze mnie spłynął. Przecież to Antek, mój Antek…

Nie wiem, czego tak się obawiałam. Czułam tylko pewne onieśmielenie i wstyd za oszukiwanie. Poza tym rozpierała mnie radość, że jest, że go widzę.

– Tym razem to ty – powiedział, przyglądając się dokładnie moim dłoniom.

– Tym razem to ja – odparłam ze śmiechem. – Przepraszam za przedstawienie.

– Nie szkodzi, ważne, że w końcu się spotkaliśmy. Zależało mi na tym, Zojka.

Tylko on mnie tak nazywał... To było udane spotkanie. Pełne wspomnień i zwierzeń. Antek obiecał, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzi. Kilka dni później wrócił do Stanów. Tam ma dom, firmę, córkę. To jasne, że nie mógł zostać w Polsce. Zawsze będę się zastanawiała, co by było, gdybym trzydzieści lat temu wybrała Antka zamiast muzyki. Jesteśmy w kontakcie, ale czasu nie da się cofnąć. Nie było nam pisane razem iść przez życie. Ale przyjaciółmi, choćby na odległość, możemy być. Poza tym postanowiłam się ogarnąć i wziąć za siebie. Dość jojczenia. Na początek może siłownia?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA