Niezależność każdej kobiety kończy się w momencie, gdy musi zmierzyć się z zadaniem przerastającym jej możliwości. Mnie pokonało wyrwane gniazdko w sypialni.
O prądzie wiem tylko tyle, że może porazić, ale nic więcej. Na szczęście zawsze mogę zwrócić się o pomoc do sąsiada zza ściany, prawdziwej złotej rączki. Nie spodziewałam się jednak, że za tą nieskomplikowaną usługę zażąda tak wysokiej zapłaty.
Życie singielki jest moim wyborem i dobrze mi z tym
Wiele kobiet za wszelką cenę chce znaleźć swoją drugą połówkę, nawet jeżeli ta miałby być niedopasowana. Ja świadomie wybrałam życie singielki. Za każdym razem, gdy próbowałam nawiązać poważniejszą relację, okazywało się, że planuję dzielić życie albo z nieodpowiedzialnym dzieciuchem, który nie potrafi dorosnąć, albo z draniem nierozumiejącym znaczenia słowa „wierność”.
Kacper, mój ostatni partner, reprezentował obie te postawy. Po tym rozczarowaniu powiedziałam „wystarczy”. Przestałam na siłę szukać faceta dla siebie. Nie zamknęłam się na relacje z mężczyznami, ale poważny związek, który po czasie i tak okazałby się niepoważny, przestał wchodzić w grę.
Niektóre koleżanki dziwiły mi się, że wolę żyć sama. „Jak ty sobie poradzisz bez faceta u boku?” – pytały. Nie rozumiałam ich obiekcji. Jestem wykształconą kobietą, która potrafi zarobić na swoje potrzeby i przyjemności. Mam mieszkanie, samochód, dobrą pracę i głowę na karku.
Nie narzekam na brak towarzystwa, a nawet gdy wieczorami zostaję sama ze sobą, nigdy się nie nudzę. Słowo „sama” nie zawsze znaczy to samo, co „samotna”. One miały jednak inne zdanie na ten temat. „Zobaczysz, przyjdzie taki czas, że zechcesz mieć kogoś przy sobie” – powtarzały. Moja riposta zawsze brzmiała tak samo: „Wtedy przygarnę kota i nie będę już sama”.
To była niespodziewana awaria
Muszę jednak uczciwie przyznać, że czasami zdarzają się sytuacje, w których pomoc prawdziwego mężczyzny jest nieoceniona. Jedna z nich miała miejsce kilka tygodni temu.
To była niedziela. Pogoda nie zachęcała do opuszczania łóżka, a skoro nie mam męża i dzieci, nic nie stało na przeszkodzie, bym trochę poleniuchowała. Podniosłam smartfona z nocnej szafki, zaczęłam nadrabiać zaległości w serialach nadawanych w serwisach streamingowych. Nagle komunikat, który pojawił się na ekranie, przypomniał mi, że bateria wymaga podładowania. Podłączyłam ładowarkę i skupiłam się na tytule, który wtedy znajdował się wysoko na liście moich ulubionych.
Mniej więcej po godzinie kolejny komunikat poinformował mnie, że mogę odłączyć ładowarkę. Skupiona na serialu, chwyciłam za kabel i szarpnęłam, żeby wtyczka wyskoczyła z gniazdka. Wtedy to się stało. Zbyt duża siła połączona z niewłaściwym wektorem i nieszczęście gotowe. Wyrwałam kontakt ze ściany.
Niby nic strasznego, ale z gniazdka zaczęło dobiegać wyraźne brzęczenie. Ten charakterystyczny dźwięk brzmiał wyjątkowo niepokojąco. Wykonałam szybki research i po chwili wiedziałam już, że przyczyną mogą być poluzowane zaciski na kablach, ale także przegrzane styki. Musiałam coś z tym zrobić. Problem w tym, że był niedzielny poranek. Żaden fachowiec nie zgodziłby się przyjechać, nawet za podwójną stawkę.
Na szczęście tuż obok mnie mieszka pan Rysiek. Pamiętałam, że pracuje w administracji, jako konserwator wind. „Przykręcenie gniazdka to dla niego bułka z masłem” – pomyślałam. Spojrzałam na zegarek. „10:20. Pewnie już nie śpi”. Po chwili byłam już pewna, że nie obudzę ani jego, ani pozostałych domowników. Za ścianą usłyszałam donośny śmiech jego dwóch synów.
Nie przyjaźnię się z sąsiadami, ale ze wszystkimi staram się utrzymywać dobre stosunki. Kilka razy pilnowałam dzieci pana Ryśka i pani Elżbiety. On pomógł mi, gdy kupiłam nowe meble kuchenne i trzeba było wywiercić otwory w ścianie.
To były drobne sąsiedzkie gesty, ale dzięki temu nie miałam oporów, by teraz zapukać i poprosić o wybawienie z niedoli (naprawdę przestraszył mnie ten dźwięk). Tym bardziej że pan Rysiek to naprawdę miły człowiek – pracowity i oddany rodzinie. Nigdy nie słyszałam, żeby urządzał awantury, za to każdego dnia bawił się z dzieciakami, a w sypialni na pewno nie był oziębły wobec swojej żony. Takie to właśnie uroki mieszkania w bloku z cienkimi ścianami. Czasami słyszy się więcej, niż by się chciało.
Nie myśląc za wiele, założyłam szlafrok i udałam się do sąsiadów.
– Dzień dobry, pani Elu – przywitałam się. – Przepraszam za najście o tak wczesnej porze, ale pilnie potrzebuję pomocy pana Ryśka.
– Nie ma za co przepraszać, Arletko. Nie śpimy już od szóstej. Wejdź, proszę. Mąż się goli, ale za chwilę powinien skończyć.
Rzeczywiście, pan Rysiek już po chwili wyszedł z łazienki, gładki i świeży jak niemowlak.
– Co się stało, sąsiadko? – zapytał zaniepokojony.
– Niefortunnie szarpnęłam za przewód ładowarki i wyrwałam gniazdko. Boję się, że za chwilę spali mi się mieszkanie.
– To nic poważnego – zapewnił. – Dwie minuty roboty i po sprawie.
Myślał, że oddam się mu w podziękowaniu
Sąsiad wziął swoją skrzynkę z narzędziami i razem udaliśmy się do mojego mieszkania.
– Które to gniazdko? – zapytał.
– W sypialni.
Mówił prawdę. Po kilku minutach było już po sprawie, a ja poczułam ogromną ulgę.
– Nie wiem, jak mam panu dziękować.
– To nic takiego. Dla miłej sąsiadki zrobiłbym o wiele więcej.
– Może w dowód wdzięczności zaproponuję panu kawę i coś słodkiego.
– Za kawę podziękuję, ale pani usta wyglądają wyjątkowo słodko – stwierdził i uśmiechnął się lubieżnie. – A skoro jeszcze nie zaścieliła pani łóżka, grzechem byłoby nie skorzystać.
Wypowiedziawszy te słowa, zaczął się do mnie zbliżać. Wtedy przestraszyłam się nie na żarty. Cofnęłam się i stanowczym tonem powiedziałam, że ma się do mnie nie zbliżać. To podziałało na niego jak kubeł zimnej wody wylany na głowę.
– Ale jak to? Przecież przyszła pani do mnie ubrana w ten szlafroczek i zaprosiła mnie do sypialni...
– Naprawdę pan pomyślał, że podziękuję panu swoim ciałem?
– No... muszę przyznać, że przeszło mi to przez myśl – powiedział z wyrazem zakłopotania na twarzy. – Chyba się wygłupiłem, prawda?
– Tak, wygłupił się pan i przy okazji napędził mi trochę strachu – stwierdziłam, nie kryjąc zdenerwowania.
– Pani myślała, że ja... No co pani? Przecież ja nigdy nie zrobiłbym czegoś tak paskudnego! Nawet przez usta nie chce mi się przecisnąć to słowo. Pani Arletko, ja po prostu pomyślałem, że ma pani ochotę na towarzystwo. No i chciałem skorzystać.
– Panie Ryśku, nawet gdybym miała ochotę zaprosić mężczyznę do swojej sypialni w celu innym niż naprawa gniazdka, na pewno nie byłby to pan. Jest pan moim sąsiadem, poza tym ma pan żonę i dzieci. Jak pan mógł pomyśleć, że pana uwodzę?
– Strasznie mi przykro i jeszcze bardziej mi głupio. Tylko proszę nic nie mówić Eli. Ona pewnie wygoniłaby mnie z domu.
– Zastanowię się. A teraz proszę już iść.
Nie miałam sobie nic do zarzucenia. Szlafrok, który założyłam, nie był nieskromny, ani tym bardziej prowokujący. Nie zamierzałam go uwodzić i nawet przez krótką chwilę nie dałam mu do zrozumienia, że zaprosiłam go do siebie, by się z nim zabawić. Jaka kobieta odwdzięcza się ciałem za drobną przysługę? Na pewno nie ja.
Gdy sąsiad wrócił do siebie, zaczęłam zastanawiać się nad jego prośbą. Pani Ela to dobra kobieta i powinna wiedzieć, że jej mąż ma lepkie rączki. Z drugiej strony nie mogę wykluczyć, że źle go oceniam. Może to była tylko jedna chwila słabości, która już się nie powtórzy? Moje rozmyślania przerwały odgłosy kłótni. Nie musiałam już się zastanawiać, czy powinnam trzymać buzię na kłódkę. Ach, te cienkie ściany.
Czytaj także:
„Mąż widzi we mnie tylko krągłą emerytkę, a nie kobietę. Mnie się marzą harce na wersalce, a ten stary piernik mi odmawia”
„Miałam dostać spadek po babci, ale mamusia i ciotka wszystko rozgrabiły. Chciwe larwy zostawiły mnie z niczym”
„Opiekowałam się starszą panią. Obiecała, że przepisze na mnie mieszkanie. Jak ostatnia naiwniaczka dałam się oszukać”