„Pomogłam złapać złodzieja, który kradł auto w centrum handlowym. Za moją pomoc odpłacono mi rachunkiem na 500 zł”

kobieta, która dostała rachunek fot. Adobe Stock, nicoletaionescu
„Kiedy spojrzałam na zegarek, złapałam się za głowę. Było już po dwudziestej trzeciej! Do centrum handlowego miałam dwa przystanki tramwajem. Wyleciałam z komisariatu jak z procy! Oczywiście centrum było już zamknięte… A na parkingu zostało moje auto. Michał mnie zabije. Czym on jutro pojedzie do pracy? – przeraziłam się”.
/ 12.03.2023 16:30
kobieta, która dostała rachunek fot. Adobe Stock, nicoletaionescu

Każda kobieta twierdzi, że nie ma co na siebie włożyć, ale ja naprawdę nie miałam żadnej sukienki na wesele przyjaciółki. Po urodzeniu córeczki przytyłam i nie mieściłam się w żaden ciuch z wyjątkiem dresu i spódnicy kupionej dawno temu w indyjskim sklepie. Musiałam pojechać na zakupy, ale sama, bez męża i koleżanek. Maciek wynudzi się jak mops, dziewczyny będą mi doradzały nie zawsze trafnie. W efekcie wrócę do domu z niczym i jeszcze dodatkowo wściekła.

Zostawiłam męża z córeczką, wzięłam auto i pojechałam do centrum handlowego z nadzieją, że coś tam wypatrzę. Chodziłam po butikach, ale nic nie wpadło mi w oko. W końcu zorientowałam się, że minęły dwie godziny, mąż i dziecko czekają, a ja i tak tego dnia pewnie nic nie kupię. Poleciałam do samochodu. Jak zwykle miałam problemy z jego odszukaniem, zawsze się gubię na piętrowych parkingach.

Błądziłam między samochodami, aż w pewnej chwili moją uwagę zwrócił mężczyzna, czający się przy jakimś aucie. Zachowywał się dziwnie, majstrując coś przy drzwiach. Auto było wielkie, nowe i drogie. Zaczęłam się gapić na typa i nagle dotarło do mnie, że to złodziej! W tym momencie mężczyzna zdołał sforsować drzwi i wsiadł do środka!

Przesłuchania trwały do późna

Nie zastanawiając się, wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić na policję. Trzęsąc się ze zdenerwowania, wybrałam numer i powiedziałam dyżurnemu, że jestem świadkiem kradzieży. Podałam szybko numery kradzionego auta, a potem zrobiłam zdjęcie autu, które właśnie ruszało.

Złodziejowi udało się uruchomić silnik, ale nie zdołał wyjechać na ulicę, bo na podziemnym parkingu zrobił się korek. Było piątkowe popołudnie, do wyjazdu ustawiła się kolejka. Widziałam, jak złodziej się niecierpliwi. Podjął próbę objechania zatoru, ale nic mu to nie dało. W końcu postanowił stać grzecznie w kolejce, by nie zwracać na siebie uwagi.

Przyjadą w końcu, czy nie? – denerwowałam się, stojąc ukryta za filarem. W końcu się doczekałam! Na parking wjechał radiowóz. Funkcjonariusze szybko namierzyli auto. Kiedy złodziej się zorientował, że jest na celowniku, było już za późno. Wprawdzie wyskoczył z samochodu i chciał zwiać, ale policjanci byli szybsi. Dogonili go, powalili na ziemię i zakuli w kajdanki.

Dopiero wtedy zdecydowałam się ujawnić. Podeszłam do policjantów i powiedziałam, że to ja zadzwoniłam. Zapytali, czy mogę z nimi pojechać złożyć zeznania. Zgodziłam się. Na przesłuchanie czekałam ze dwie godziny. Nie miałam wiele do powiedzenia, ale przepytujący mnie funkcjonariusz był bardzo skrupulatny. Trochę potrwało, zanim byłam wolna.

Kiedy spojrzałam na zegarek, złapałam się za głowę. Było już po dwudziestej trzeciej! Do centrum handlowego miałam dwa przystanki tramwajem. Wyleciałam z komisariatu jak z procy! Oczywiście centrum było już zamknięte… A na parkingu zostało moje auto.

Michał mnie zabije. Czym on jutro pojedzie do pracy? – przeraziłam się. Na szczęście mąż, słysząc, co mi się przytrafiło, nie robił scen. Pochwalił mnie, że byłam bardzo dzielna.

– Nie martw się. Rano podjadę do centrum i zabiorę auto – obiecał.

Sklep wystawił mi rachunek za rabusia!

Pół godziny po jego wyjściu do pracy odebrałam telefon.

– Jesteś pewna, że zaparkowałaś na parkingu przy centrum handlowym?  – usłyszałam w słuchawce.

Przeraziłam się. Czyżby ktoś ukradł nasze auto?! Sprawa się wyjaśniła, gdy mąż poszedł do ochrony.

– Biały opel? Został odholowany.

– Odholowany? – zdenerwowaliśmy się z mężem. Parking nie dość, że daleko za miastem, to jeszcze…

Należy się czterysta osiemdziesiąt złotych. I jeszcze czterdzieści za dobę postoju – usłyszeliśmy.

Ponad pięć stów za to, że pomogłam schwytać złodzieja? Ładnie mi się odwdzięczyli . Byłam rozżalona.

Michał napisał nawet do dyrekcji galerii, ale odmówili pomocy, zasłaniając się regulaminem.

– Ja tego tak nie zostawię! Pójdę do prasy! – wściekł się mąż. – Łapanie złodzieja powinno być obowiązkiem ochrony sklepu, a nie twoim. A jeśli już to zrobiłaś za nich, nie możesz zostać za to ukarana!

– Może spróbuj jeszcze raz polubownie? – nie jestem zwolenniczką robienia awantur. – Może trzeba napisać do centrali? W końcu to duża międzynarodowa firma.

– Tak zrobię! A jeśli to nie pomoże, to idę do prasy, a nawet telewizji! – zaparł się mój mąż.

Na szczęście pomogło. Szefowie firmy oddali mi pieniądze za holowanie i parking, a dodatkowo dostałam od nich wielki bukiet kwiatów i bon na zakupy na całkiem sporą kwotę.

– Widzisz? Potrafili się zachować! – ucieszyłam się.

– Wiedzą, że te pieniądze do nich wrócą – śmiał się ze mnie mąż. I rzeczywiście wróciły. Tydzień później kupiłam u nich wymarzoną sukienkę. A do tego buty i torebkę!

Czytaj także:
„Złodzieje ukradli dorobek mojego życia, a policja rozłożyła ręce. Syn nie poddał się i sam złapał opryszków za gębę”
„Przestrzegałam dziadków przed złodziejami, a sama wpadłam w sidła oszusta. Złapałam się na metodę... >>na babcię<<”
„Ktoś próbował okraść moją babcię metodą >>na wnuczka<<. Zastawiliśmy na złodzieja pułapkę i... okazało się, że go znam”

Redakcja poleca

REKLAMA