Sprawiedliwości trzeba szukać przez internet, a nie na policji. Przekonałam się o tym, gdy okradziono mój sklep. Złodzieje wywarzyli łomem drzwi od zaplecza i weszli do środka. Zabrali trzydzieści butelek mocnego alkoholu, konserwy, słodycze. A czego wziąć nie mogli lub nie chcieli, zniszczyli.
Gdy rano przyszłam do pracy i zobaczyłam ten bałagan i puste półki, to omal nie zwariowałam z rozpaczy. Ten sklepik to główne źródło utrzymania mojej rodziny. Przy zdrowych zmysłach trzymała mnie tylko myśl, że złodzieje szybko zostaną złapani i odzyskam przynajmniej część skradzionych rzeczy.
Kilka tygodni wcześniej mąż zainstalował w sklepie kamerkę. Może nie najnowszy krzyk techniki, ale spełniła swoją rolę. Na nagraniu widać było twarze wszystkich trzech sprawców. Nie byli z naszej miejscowości, bo nie znałam żadnego z nich nawet z widzenia, ale pomyślałam, że policja raz dwa ustali, co to za jedni. I zakuje ich w kajdany.
Nie powiem, policjanci zareagowali na wezwanie dość szybko. Zabezpieczyli ślady, spisali zeznania, zabrali nagranie z kamery i odjechali. Na odchodne jeden z nich powiedział, że jak będzie coś wiadomo, to ktoś do mnie zadzwoni. Ale minął dzień, drugi, piąty i dziesiąty, a telefon milczał.
Zdenerwowana pojechałam na komisariat
Usłyszałam, że w mojej sprawie nic jeszcze nie ustalono, ale funkcjonariusze prowadzą intensywne działania mające na celu zatrzymanie złodziei. Nie przyniosły one jednak żadnych efektów. Po trzech miesiącach otrzymałam oficjalne zawiadomienie, że śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Byłam w szoku. Gapiłam się na to pismo, gapiłam i nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Przecież mieli nagranie! I co? I nic? Naprawdę? Byłam tak rozżalona, że aż się popłakałam.
– Nie martw się mamo. Skoro policja nie potrafi ustalić, kim są ci złodzieje, to ja to zrobię – powiedział mój czternastoletni syn, Bartek.
– Dziecko, daj spokój… Jakim cudem? – westchnęłam.
– To proste. Wrzucę filmik do internetu, na portale społecznościowe.
– A co to da?
– Jak to co? Ktoś na pewno zna tych bydlaków. I się odezwie.
– A tam, bzdury opowiadasz – machnęłam ręką.
– Wcale nie! Internet to potężna siła. Aha, tylko warto by było napisać, że za wskazanie sprawców wyznaczyliśmy nagrodę.
– No nie wiem… Ta kradzież porządnie uderzyła nas po kieszeni…
– O rany, przecież wiem. Ale to nie musi być jakaś wielka suma. Cokolwiek, na zachętę. Ludzie chętniej wtedy współpracują.
– Niech będzie – zgodziłam się.
Nie wierzyłam w powodzenie tej akcji
Cieszyłam się jednak, że mój nastoletni syn tak się przejął naszą sytuacją i chce pomóc, podtrzymać mnie na duchu. Przez dwa dni nic się nie działo. Trzeciego nastąpił przełom. Bartek wpadł do mnie do sklepu. Miał bardzo uradowaną minę.
– Tu masz imiona, nazwiska i adresy tych złodziei. Mieszkają czterdzieści kilometrów stąd – położył na ladzie kartkę.
– Jesteś pewien? – nie mogłam uwierzyć.
– Jasne! Na potwierdzenie koleś przysłał nawet zdjęcia, które zrobił tym chłopakom na ulicy. Porównałem z naszym nagraniem. To na pewno oni.
– E tam, może to tylko jakaś podpucha… Ten człowiek chce wyciągnąć od nas pieniądze z nagrody – ciągle miałam wątpliwości.
– Mamo, nie jestem głupi. Napisałem mu, że nagrodę dostanie, jak wszystko się potwierdzi. Zgodził się bez problemu. Żadnej ściemy tu nie ma. Spokojnie możesz iść na policję – odparł.
Poszłam, a jakże. Zamknęłam sklep i prawie biegiem popędziłam na komisariat. Na miejscu zrobiłam dokładnie to, co mój syn – położyłam przed śledczym kartkę z nazwiskami i adresami złodziei.
– Skąd pani to ma? – patrzył na mnie zdumiony.
– Od syna. Przez dwa dni prowadził intensywne działania wyjaśniające. W przeciwieństwie do was, bardzo skutecznie – odparłam z przekąsem.
– Sprawdzimy – mruknął zażenowany.
– Poradzicie sobie? Bo jak nie, to pojedziemy całą rodziną i sami ich do was przywieziemy – zachichotałam, a potem odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Sprawcy włamania zostali zatrzymani jeszcze tego samego dnia. Gdy zobaczyli nagranie, przyznali się do wszystkiego. Towaru nie odzyskałam, bo to, co mi ukradli, dawno wypili i zjedli. Mimo to czuję się świetnie. Każdy, kto przychodzi do sklepu, chwali Bartka. I śmieje się z policjantów. No bo jak tu się nie śmiać, skoro czternastolatek jest od nich skuteczniejszy?
Czytaj także:
„Facet na parkingu wyglądał na takiego, co mógłby mnie okraść. Nie podejrzewałam, że wyświadczy mi wielką przysługę...”
„Moja przyjaciółka jest pasożytem. Żeruje na moim dobrym sercu. Załatwiłam jej pracę, a ona okradła biedną staruszkę..."
„Mój syn wyłudzał pieniądze od schorowanego dziadka. Gdy ten przestał mu dawać, okradł go i zostawił bez grosza przy duszy”