„Chciałem pomóc kuzynowi, więc załatwiłem mu pracę u siebie. Nie miałem pojęcia, że wpuściłem do kurnika lisa”

mężczyzna, który pomógł kuzynowi fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Dotąd nikt na nikogo nie donosił. Mało tego, zawsze solidarnie braliśmy na siebie „winę” i staraliśmy się zrobić wszystko, żeby sprawa została ogarnięta i rozeszła się po kościach, zanim echo aferki dotrze do szefa. Teraz docierało. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle był dokładnie o wszystkim poinformowany”.
/ 19.12.2022 15:15
mężczyzna, który pomógł kuzynowi fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Mój kuzyn szukał pracy. Wywalili go z poprzedniej, bo szef był chamem,  zmuszał ich do pracy ponad siły i darmowych nadgodzin, a Patryk zaczął głośno się temu sprzeciwiać. Efekt był taki, że on stracił pracę, a reszta, która siedziała cicho, dalej tyrała jak wcześniej, ale miała co miesiąc wypłatę. Tak czasem bywa, że nie opłaca się otwierać ust, mimo ewidentnej racji, jeśli nie ma się w zanadrzu planu B. Patryk nie miał, więc musiał znowu jadać obiadki u mamuni. Ciotka załamywała ręce nad biednym synkiem, choć ten synek miał już trzydziechę na karku i naprawdę powinien umieć sam o siebie zadbać.

Traf chciał, że w moim korpo zwolniło się miejsce. Dałem Patrykowi znać, a kierownikowi powiedziałem, że to mój kuzyn i że za niego ręczę. Nie po to, by miał taryfę ulgową, ale żeby nie zginął wśród innych kandydatów. Firma lubiła przyjmować nowych ludzi z polecenia swoich pracowników. Nie zdarzało się, by ktoś wpuścił pracodawcę na minę, polecano sprawdzone osoby, by nie mieć potem kwasów. Nie widziałem powodu, żeby nie zarekomendować Patryka. I udało się, mój kuzyn dostał tę robotę.

Byłem zadowolony. Raz, że komuś pomogłem, dwa – fajnie będzie mieć w firmie kogoś z rodziny. Bo kumpel dziś jest, a jutro go nie ma, zaś rodziną jest się na zawsze. Tak wtedy naiwnie sobie myślałem.

Nagle szef wiedział dosłownie o wszystkim

Kiedy Patryk przyszedł pierwszego dnia do pracy, przedstawiłem go wszem i wobec jako brata ciotecznego. Został ciepło przyjęty, co akurat mnie nie zdziwiło. Atmosfera u nas z reguły była miła, nie skakaliśmy sobie do gardeł, tworzyliśmy zgraną ekipę, może nie przyjaciół, ale dobrych współpracowników. Patryk zaczął i szło mu całkiem nieźle, w każdym razie nikt się na niego nie skarżył, a to już było coś.

Za to potem zaczęły się skargi… Dotąd nikt na nikogo nie donosił. Mało tego, zawsze solidarnie braliśmy na siebie „winę” i staraliśmy się zrobić wszystko, żeby sprawa została ogarnięta i rozeszła się po kościach, zanim echo aferki dotrze do szefa. Teraz docierało. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle był dokładnie o wszystkim poinformowany.

Każde słowo, które padło w biurze, jakimś cudem on też słyszał. To, że Ela poprosiła Zosię, żeby ta ją zastąpiła na zmianie, bo ona ma zebranie w szkole syna, na które nie zdąży, jeśli nie wyjdzie pół godziny wcześniej. Nigdy nie było z tym żadnego problemu, nikt w takie rzeczy nie ingerował. Teraz Ela dostała o połowę niższą premię za „absencję”…

Andrzej źle się czuł i cały dzień próbował przetrwać, pijąc jakieś leki przeciwgorączkowe, by dobrnąć do weekendu bez zwolnienia lekarskiego, i fakt, głównie udawał, że pracuje. Zaraz w poniedziałek został wezwany do złożenia wyjaśnienia. I tak dalej, i tak dalej… Kiedy ktoś plotkował w kuchni przy ekspresie do kawy, mógł być pewien, że chwila-moment i temat plotek wypłynie.

Szybko zareagowaliśmy i przestaliśmy rozmawiać między sobą o czymkolwiek, nawet o zwykłych bzdurkach, o których zwykło się gadać przy drugim śniadaniu. Z serdecznej atmosfery wyluzowania nie zostało nic. Zauważyłem to szybko, podobnie jak to, że ludzie zaczęli mnie unikać. Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Dziewczyny odwróciły się na pięcie i wymaszerowały z kuchni, gdy do nich zagadałem. Kilku kolegów udało, że nie widzą, gdy wyciągnąłem do nich rękę na przywitanie. Ki czort, myślałem, jakiś durny dowcip czy jak?

– Karolina, jak tam twoja mała, już zdrowa? – spytałem koleżankę, którą mijałem w korytarzu.

– A co? Nie macie już o czym z Patrysiem donosić szefowi? – warknęła i poszła dalej.

Stanąłem jak wryty. Że co? Jakie donosić szefowi? Z Patrysiem…?

I nagle mnie oświeciło. Czyli ludzie podejrzewali Patryka, a razem z nim mnie. Serio? Po tylu latach wspólnej pracy? Zresztą nie wierzyłem, żeby Patryk mógł zrobić coś takiego, no bez jaj. Ale mimo wszystko poszedłem do niego i o te plotki zapytałem.

Nigdy więcej ręki mu nie podam, nigdy!

– Stary, już nigdy więcej nie będę szeregowym pracownikiem, którego szefostwo może zwolnić za byle co – odparł mój kuzyn z rozbrajającą szczerością. – Mają mnie potrzebować, nie móc się beze mnie obejść…

– Człowieku! – złapałem się za głowę. – Twój ojciec siedział za komuny, bo nie chciał wydać znajomych, którzy kolportowali ulotki, a ty robisz takie rzeczy? Donosisz szefowi, że kogoś głowa boli, że…

– Że knują, co by tu zrobić, żeby uniknąć pracy, że plotkują na jego temat! – wszedł mi w słowo. – Tak. Donoszę. Możesz mnie nazwać, jak chcesz, ale wiem, że mi się to opłaci.

– Ale oni myślą, że ja razem z tobą…

– Jaja sobie robisz? – Patryk roześmiał się, szczerze rozbawiony. – Ty za porządny jesteś na to, Karolku, i zbyt tchórzliwy. Swoją drogą, szybko się połapali, że to ja.

Szybko się też zorientowali, że jestem taką samą ofiarą działań mojego kuzyna jak oni. Mnie też się obrywa za to i owo, oczywiście za nic poważnego. To nie tak, że ktokolwiek w pracy robił coś, za co mógłby wylecieć. Ale nikomu nie podobało się, że teraz pracujemy w ciszy, patrząc na siebie jak na potencjalnych denuncjatorów. Skończyły się żarty, plotki, zagadywanie… To było nie do zniesienia, nawet jeśli odzyskałem honor. Mój kuzynek zaś po całych trzech miesiącach awansował na kierownika działu. No cóż, raczej nie w związku z jego rewelacyjnymi wynikami w pracy…

Co gorsza, awans mu nie wystarczył. Kiedy tylko objął stanowisko, zaczął wprowadzać nowe zasady. Żądał od nas raportów przed czasem, opieprzał za byle co, i to przy świadkach, groził co pięć minut wyrzuceniem na bruk. Wnioskując z opowieści ciotki, zachowywał się kropka w kropkę jak… jego były szef, jak ów straszny cham i wyzyskiwacz. Niektórzy już tak mają, że gdy tylko poczują odrobinę władzy, wykorzystują ją na maksa, nie po to, żeby pokazać, jak dobrymi są liderami, ale po to, by zgnoić podwładnych. Widać w Patryku też drzemała taka gnida.

– Dziękuję, Karolku, że załatwiłeś Patrykowi tę pracę, bardzo ci dziękuję – zacmokała ciotka w moją stronę, gdy spotkaliśmy się u rodziców. – Patryś już awansował. Taki jest dobry, tak go doceniają… – dodała w stronę mojej mamy, by pochwalić się synkiem.

Niby czego mu zazdroszczę? Donosicielstwa?!

Nie wytrzymałem. I powiedziałem, co jej syn wyprawia oraz jak dostał awans, i że powinna go zbesztać, a nie wychwalać pod niebiosa. Cioteczka w ogóle się nie przejęła.

– Kłamczuch, nieładnie – usłyszałem. – Zazdrościsz Patrysiowi, który jest lepszy od ciebie.

– Lepszy? Niby w czym? Chyba tylko w donosicielstwie!

– Tak, lepszy, bo ty od kilku lat niczego nie osiągnąłeś w tej firmie, a on od razu dostał awans!

Nie było z kim dyskutować. Ciotka miała klapki na oczach.

W ciągu dwóch następnych miesięcy sześć osób odeszło z pracy. Kolejne cztery wylądowały na zwolnieniu lekarskim od psychiatry, z nerwicą albo zaburzeniami depresyjnymi. Cała reszta intensywnie szukała nowego miejsca zatrudnienia. Ja też. Nie mam pojęcia, co się stało z naszym szefem, który, owszem, był wymagający, ale sprawiedliwie podchodził do zarządzania personelem. A teraz tak bezgranicznie ufał mojemu kuzynowi, że stracił zdrowy ogląd i nie widział, co się dzieje w jego własnej firmie, jak się rozpada. Wszyscy mieliśmy serdecznie dość pracy w takiej atmosferze i wcale tego nie ukrywaliśmy.

– Patryk, jak rany, zmień się, bo ludzie uciekają! – próbowałem przetłumaczyć kuzynowi.

Jeśli się im nie podoba, to tam są drzwi, znajdę nowych.

– Jasne, bez doświadczenia i wiedzy, za to potulnych albo tchórzy, którzy boją się odezwać. Stajesz się kopią swojego byłego szefa, nie widzisz tego?

– A co, zazdrość cię zżera? Mamusia nie ma się czym chwalić na rodzinnych obiadkach? – zaśmiał się złośliwie. – Zawsze możesz iść na kuroniówkę. Więc lepiej bądź miły albo…

– Wolę albo! – zdecydowałem się w jednej sekundzie; nie miałem ochoty ani chwili dłużej przebywać w jego towarzystwie ani pod jego kierownictwem. – Wypowiedzenie jeszcze dziś trafi na twoje biurko. Ręki od dziś też podawać ci nie zamierzam.

Znalazłem inną pracę. Nikt w niej nie wrzeszczy, nie wymaga niemożliwego, nie straszy zwolnieniem. Żałuję, że poleciłem wtedy mojego kuzyna. No ale skąd mogłem wiedzieć, że wpuszczę lisa do kurnika…

Czytaj także:
„Szefowa nawet nie ukrywała, że mnie nie lubi. Regularnie rzucała chamskie uwagi na temat mojego wieku”
„Brat wbija mi szpile, bo nie może znieść, że dobrze zarabiam. Pęka z zazdrości, że ja mam wszystko, a on cienko przędzie”
„Matka marzyła, że zrobię karierę albo chociaż znajdę bogatego męża. Nie mogła znieść, że mam własne plany na życie”

Redakcja poleca

REKLAMA