„Kochałam narzeczonego przyjaciółki. Gdy brali ślub, fantazjowałam, że jestem na jej miejscu. Kupiłam identyczną suknię ślubną”

dziewczyna, która fantazjuje o ślubie fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Wystarczyło, że spojrzał na mnie, a cała drętwiałam. W samotności wyobrażałam sobie wszystko od nowa i wtedy ja byłam na miejscu Ludmiły. To mnie Adrian całował, przytulał, dla mnie był miły, we mnie zakochany. Kiedy mi powiedzieli, że chcą wziąć ślub, wpadłam w panikę. Wzięłam w pracy tydzień zaległego urlopu. Płakałam i piłam wino, potem znowu płakałam i znowu piłam”.
/ 15.05.2022 19:09
dziewczyna, która fantazjuje o ślubie fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Jestem szczuplejsza od Ludmiły, więc w tej ślubnej sukni wyglądałam o niebo lepiej. Och, gdyby mnie Adrian teraz zobaczył, byłby mój!

Ona jest moją przyjaciółką od szkoły podstawowej. Nigdy mnie w niczym nie zawiodła, nie obraziła ani nie sprawiła przykrości. Była szczera, uczciwa i dobra; pomagała mi, ilekroć tego potrzebowałam, dzieliła się wszystkim, co miała, aż do chwili, kiedy on się pojawił w naszym życiu… Mówię: „naszym”, bo to życie było wspólne, co Ludki, to moje i odwrotnie. I nagle, prawie z dnia na dzień, przestała chcieć się dzielić!

– Poznałam niesamowitego faceta – powiedziała. – Zakochałam się!

– Tak szybko? – zdziwiłam się. – Chyba ci się tylko tak wydaje… Nie przesadzaj z tą miłością!

Wtedy po raz pierwszy Ludmiła spojrzała na mnie zimno i nieprzyjaźnie. Od razu wiedziałam, że tym razem to coś poważnego, i że tego mężczyzny nie będzie jej tak łatwo obrzydzić, jak wszystkich pozostałych. Do tej pory, kiedy koło Ludmiły zaczynał się kręcić jakiś facet, wystarczyło go obśmiać, i było po kłopocie.

– Chyba go poznam? – zapytałam.

– Kiedyś pewnie tak – odpowiedziała. – Na razie my się poznajemy. Do tego nie trzeba świadków.

Teraz żałuję, że ją śledziłam. Gdybym nie weszła niby przypadkiem do tej kawiarni, w której się spotykali, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale weszłam i to był początek mojego dramatu! Trafił mnie piorun, jak tylko na niego spojrzałam… Zakochałam się. Beznadziejnie i bez szans! Ludmiła od razu się połapała, że łaziłam za nią jak cień. Uśmiechnęła się porozumiewawczo i szepnęła:

– No i co? Dopięłaś swego? Ale przyznaj, jest fantastyczny! Prawda?

Praktycznie żyłam ich życiem

Był fantastyczny! Wysoki, śniady, z jasnymi oczami i włosami w kolorze bursztynu. Nigdy w życiu nie widziałam nikogo tak przystojnego, nie mogłam od niego oderwać oczu, a trzeba było się szybko pożegnać, bo Ludmiła patrzyła na mnie wymownie i poganiała.

– Pewnie się gdzieś śpieszysz? – pytała. – Nie zatrzymujemy cię…

Minęło trochę czasu, zanim znów zaczęła mnie traktować jak przyjaciółkę.

– Nie gniewaj się na mnie – tłumaczyła. – Adrian mi na początku zasłonił cały świat, wszyscy mnie denerwowali, bo nie byli nim, a czegoś ode mnie chcieli; spotykać się, rozmawiać, być blisko. Ja tego nie potrzebowałam, bo obchodził mnie tylko on. Wybacz…

– Spoko – udawałam, że rozumiem. – Podobno zakochanym nikt nie jest potrzebny, oni widzą tylko siebie!

– Tak jest! – krzyknęła. – Z każdym dniem kocham go coraz bardziej, ale ciebie również potrzebuję, choćby po to, żeby ci opowiadać, jaka jestem szczęśliwa! Chcesz tego słuchać?

– Pewnie! Opowiadaj ze szczegółami. Zawsze mam dla ciebie czas!

Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam żyć jej życiem. Wyciągałam Ludkę na zwierzenia, wypytywałam o wszystkie drobiazgi, nawet najmniejsze. Potem, gdy zostawałam sama, zaczynałam sobie wyobrażać, że wszystko mnie dotyczy, że to ja jestem bohaterką tych historii… Czasami zmieniałam rozmaite okoliczności, na przykład zamiast na narty (bo ja nie umiem jeździć), wybierałam się z nim na basen albo na żagle.

Bardzo rzadko wybieraliśmy się gdzieś w trójkę. Nawet byłam z tego zadowolona, bo bałam się, że nie dam rady dłużej ukrywać swoich uczuć. Zawsze, kiedy byliśmy razem, zachowywałam się jak kołek; byłam spięta, milcząca, niezdarna. Wystarczyło, że spojrzał na mnie, a cała drętwiałam. Dopiero potem, już w samotności, wyobrażałam sobie wszystko od nowa i wtedy ja byłam na miejscu Ludmiły. To mnie Adrian całował, przytulał, dla mnie był miły, we mnie zakochany… Tak marzenia zamieniały się w rzeczywistość i odwrotnie…

Kiedy mi powiedzieli, że chcą wziąć ślub, wpadłam w panikę. Wzięłam w pracy tydzień zaległego urlopu i zamknęłam się w domu. Płakałam i piłam wino, potem znowu płakałam, znowu piłam i tak na okrągło. Ktoś się dobijał do drzwi, ale nie otwierałam. Wiedziałam, że to nie Ludmiła, bo razem z Adrianem wyjechała na kilka dni w góry. Moi rodzice mieszkają daleko i nigdy nie wpadają z niezapowiedzianymi wizytami. Każdy inny natręt był mi obojętny. Mógł sobie walić do woli!

Wreszcie po kilku strasznych dniach, wpadłam na genialny pomysł. Już wiedziałam, co robić, żeby przetrwać – to wcale nie było trudne. Najpierw zamówiłam sobie identyczną suknię ślubną, jaką wypożyczyła Ludka. Wystarczyło znaleźć inny salon i wytłumaczyć, o jaki model chodzi. Miałam fotki w komórce, więc sprawa okazała się banalnie prosta. Potem u tego samego jubilera zamówiłam obrączkę. Też taką samą jak ich: szeroką, z białego złota, z datą i splecionymi inicjałami, tylko zamiast L. zamówiłam ozdobne S., bo ja mam na imię Sylwia.

Musiałam stracić przytomność

Dwa dni wcześniej zaczęłam udawać chorobę. Byłam świadkiem, więc musieli znaleźć zastępstwo, ale nic mnie to już nie obchodziło. Postanowiłam włożyć moją suknię i przed lustrem, o tej samej godzinie co oni, powtarzać słowa przysięgi. To był jedyny sposób, żeby przetrwać ten koszmar. Inaczej bym nie dała rady.

Mój plan był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Wydawało mi się, że wszystko przewidziałam, a jednak życie jest pełne niespodzianek. Faktycznie się strasznie pochorowałam; z wysoką gorączką, łamaniem w kościach, bólem gardła i głowy… Jednym słowem, miałam grypę! Nie musiałam niczego udawać. Jasne było, że musi mnie ktoś zastąpić, ale okazało się, że kuzynka pana młodego jest do dyspozycji, więc jeden kłopot mieli z głowy.

Martwili się moim zdrowiem albo udawali, że to ich naprawdę obchodzi. Chcieli nawet wynająć kogoś do opieki nade mną, ale ich wyśmiałam.

– Zajmijcie się sobą, kochani! – zażądałam. – Ja sobie dam radę.

– Ale gdybyś się poczuła gorzej, to daj znać – prosiła Ludka. – Przyrzekasz?

Tego feralnego dnia koło południa gorączka tak mi skoczyła, że postanowiłam wziąć podwójną dawkę leków. Wiedziałam, że wieczorem muszę mieć siłę na to, żeby włożyć ślubną suknię i odegrać całą wymyśloną ceremonię, więc połknęłam jeszcze jedną pastylkę. Zaczęłam się strasznie pocić, byłam mokra, czułam, że jedynym ratunkiem jest prysznic. Zwlekłam się z łóżka i po ścianach doczołgałam do łazienki. Odkręciłam wodę i… Niczego więcej nie pamiętam.

Ocknęłam się w szpitalu. Miałam płukanie żołądka – chyba myśleli, że chciałam popełnić samobójstwo.

Uratował mnie sąsiad z piętra niżej. Zalewałam mu mieszkanie, więc postanowił się przekonać, co się u mnie dzieje. Słyszał szum wody dobiegający ze środka, wszedł i znalazł mnie na podłodze. Nie musiał się włamywać. Ja tego nie pamiętam, ale zostawiłam drzwi zamknięte tylko na klamkę. Kiedy ten sąsiad zobaczył ślubną suknię wiszącą na wieszaku, pomyślał, że rzucił mnie narzeczony i że tego nie mogłam znieść. Mówił, że bardzo się zdziwił, jak można nie chcieć takiej superbabki jak ja.

– Mnie już kiedyś wcześniej się wydawało, że ktoś tutaj strasznie rozpacza, nawet pukałem. Gdybym wiedział, co i jak, tobym się włamał – zapewnił. – Powiedz mi, o co chodzi.

Wszystko mu opowiedziałam. O moich urojeniach i marzeniach także… Słuchał uważnie, kręcił głową.

Nadal go kochasz? – zapytał w końcu. – Bo nie chciałbym się wcinać, jeśli to nie ma sensu.

– Chyba mi przeszło – stwierdziłam po chwili. – Trudno, chwilowo odleciałam. Ja też już nie chcę się wcinać między nich! Czemu pytasz?

– Bo kiedy tak leżałaś na ziemi w tej mokrej koszulce, wyglądałaś tak pięknie, że tylko dureń mógłby tego nie docenić. A ja durniem nie jestem. Więc może spróbuj być z kimś, kto by chciał być z tobą… nawet od razu. Suknię już masz, potrzebne tylko obrączki! – zaśmiał się.

– Obrączkę też mam, niestety, tylko jedną! – ja też parsknęłam śmiechem.

– To drugą się skombinuje. Żaden problem, spokojna głowa – sąsiad (na imię mu Michał) machnął ręką.

– Skombinuj od razu dwie, będzie jedna w zapasie… Okazuje się, że dla mnie trójka jest szczęśliwa.

– Jesteś pewna?

– Jeszcze nie do końca, ale to nie potrwa długo… Zaczekasz?

Czytaj także:
„Teściowie pierwsi wyciągali łapy, gdy szło o ciepłe obiadki. Gdy mówili o spadku, przestałam dla nich istnieć”
„Koleżanki z pracy zrobiły ze mnie kozła ofiarnego. No tak, co samotna rycząca czterdziestka ma do roboty wieczorami”
„Mąż wpakował nas w długi, żeby połechtać swoje ego. Teraz do końca miesiąca będziemy gryźli ziemię”

Mnóstwo fascynujących, przerażających i wzruszających historii znajdziesz w ulubionych książkach, które teraz kupisz taniej, wykorzystując do BookBook kod rabatowy!

Redakcja poleca

REKLAMA