„Koleżanki z pracy zrobiły ze mnie kozła ofiarnego. No tak, co samotna rycząca czterdziestka ma do roboty wieczorami”

Wykorzystana kobieta fot. Adobe Stock, simona
„Gdy koleżanki nie zdążyły czegoś zrobić albo okazywało się, że jest jakaś pilna robota i trzeba zostać po godzinach, kładły wszystkie dokumenty na moim biurku. Jakby było z góry ustalone, że muszę się tym zająć. Nie chciałam konfliktów. Pewnego dni nie wytrzymałam”.
/ 03.05.2022 06:35
Wykorzystana kobieta fot. Adobe Stock, simona

Jestem księgową. Od roku pracuję w dużym biurze rachunkowym. Nieźle zarabiam i robię to, co lubię. A szefowa jest bardzo w porządku, traktuje nas po ludzku, płaci pensję na czas. Powinnam być więc szczęśliwa i zadowolona. I pewnie bym była, gdyby nie koleżanki z firmy. Od pewnego czasu mam z nimi poważny problem…

Na początku wydawało mi się, że to bardzo sympatyczne dziewczyny. Wesołe, gadatliwe i otwarte. Często gawędziły sobie w pracy na prywatne tematy. Skarżyły się na mężów, opowiadały o dzieciach.

Powoli włączałam się w te rozmowy, no i przyznałam, że jeszcze nie założyłam rodziny, nie mam dzieci. Okazało się, że tylko ja jestem w takiej komfortowej, jak to określiły, sytuacji. I wtedy zaczęły się kłopoty.

Koleżanki uznały, że skoro jestem samotna, to mogą zrzucać na mnie wszystkie dodatkowe prace. No bo przecież mnie nie spieszy się do domu, dzieci mi nie płaczą, nie mam obowiązków.

O, przepraszam, ja też mam swoje plany

Na początku zdarzało się to tylko od czasu do czasu. Któraś z nich prosiła mnie po prostu, żebym dokończyła za nią to czy tamto, bo ona musi iść na wywiadówkę do szkoły, występ w przedszkolu albo z dzieckiem do lekarza. Chętnie pomagałam, bo jestem koleżeńska, ale po pewnym czasie dotarło do mnie, że to stało się regułą.

Gdy koleżanki nie zdążyły czegoś zrobić albo okazywało się, że jest jakaś pilna robota i trzeba zostać po godzinach, kładły wszystkie dokumenty na moim biurku. Jakby było z góry ustalone, że muszę się tym zająć ja.

Nawet nie pytały, czy mam czas, czy niczego sobie nie zaplanowałam. Choć byłam zła, nie protestowałam. Nie chciałam konfliktów. Ale wreszcie nie wytrzymałam.

Umówiłam się wtedy ze swoim chłopakiem do kina. Już powoli zbierałyśmy się do wyjścia, a tu weszła szefowa i oświadczyła, że trzeba popracować dłużej, bo klient ma kontrolę ZUS–u, skarbówki, i trzeba powyciągać raporty, przygotować dokumenty.

Dziewczyny się uśmiechnęły i powiedziały, że ja się tym zajmę, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty. A one lecą bo lekarz, przedszkole, szkoła… Stara śpiewka, jak zwykle. Tym razem jednak spotkała je niespodzianka. Zaprotestowałam. Stwierdziłam, że od dłuższego już czasu tylko ja zostaję po godzinach i czas to zmienić.

I że dzisiaj nie zamierzam odwalać roboty za wszystkich.

– Zrobię to, co do mnie należy, i znikam, bo mam zupełnie inne plany – oznajmiłam na koniec.
Wszystkie dziewczyny były bardzo niezadowolone. Gdy tylko szefowa wróciła do swojego gabinetu, od razu otoczyły mnie ciasnym wianuszkiem.

– A można się dowiedzieć, jakie to masz plany? – zapytała Elka.

– Idę do kina – odparłam zgodnie z prawdą.

– Chyba żartujesz! My się spieszymy, bo mamy mnóstwo domowych obowiązków, a ty tu wyjeżdżasz z jakimś banalnym kinem? No wiesz, to już bezczelność! W życiu są ważniejsze sprawy. Jesteś dorosła, powinnaś to wiedzieć! – oburzyła się, a dziewczyny skwapliwie jej przytaknęły.

No a potem zaczęły przekrzykiwać się jedna przez drugą, że jestem egoistką, nie mam serca, że powinnam im pomagać, wyręczać je. Bo przecież one są w dużo trudniejszej sytuacji niż ja! One nie będą siedzieć sobie w kinie, tylko gotować obiad, pomagać dzieciom w lekcjach…

Ależ się wtedy wkurzyłam. Zaczęłam wrzeszczeć, że nie pozwolę się wykorzystywać! Wiem, że życie matki i żony jest trudne, ale to nie moja wina. Nie ja wybrałam taki los. I nie zamierzam więcej tyrać za wszystkich tylko dlatego, że jestem samotna. A potem zabrałam swoją część papierów i wzięłam się do pracy.

Dziewczyny też, bo nie miały innego wyjścia. Uwinęłyśmy się z robotą w niecałą godzinę. Wychodząc, pomyślałam, że sama siedziałabym do późnej nocy, a tak zdążyłam do kina…

Niestety, od tamtej pory koleżanki patrzą na mnie krzywo, prawie się do mnie nie odzywają. Ostentacyjnie mnie lekceważą. Gdy wchodzę, przerywają rozmowy. Kiedy idą zrobić sobie kawę, nie pytają, czy ja też się napiję. Wiem też, że mnie obgadują za moimi plecami.

Teraz nie wolno mi spuścić z tonu

Jakiś tydzień temu chciałam wreszcie załagodzić sytuację, jeszcze raz porozmawiać na temat tamtego zdarzenia, tym razem na spokojnie. Gdy tylko zapytałam, dlaczego traktują mnie w ten sposób – przecież nie zrobiłam im niczego złego – od razu się naburmuszyły.

– Naprawdę nie czujesz się winna? No to nie mamy o czym rozmawiać – odparła Elka, odwracając się od mnie.

Atmosfera w pracy staje się nie do zniesienia. Ale wytrzymam, bo wiem, że mam rację. Przecież, do cholery, mam prawo decydować o własnym życiu i o tym, na co poświęcam swój wolny czas!
I nie muszę się z tego nikomu tłumaczyć. Zresztą nie mogę ulec, bo teraz w biurze zaczyna się naprawdę gorący okres. Roczne rozliczenia, zeznania podatkowe…

Jeśli pozwolę na to, żeby wróciły stare zwyczaje, to przez najbliższe tygodnie chyba musiałabym mieszkać w firmie. A przecież aż tak swojej pracy nie kocham.

Czytaj także:
„Dokładny demakijaż robię tylko w weekend. Moja skóra wygląda dobrze, a ja oszczędzam czas i pieniądze”
„Dla mojego faceta była tylko przygrywką do poważnego związku. Nie traktował mnie poważnie, ale gotowałam i prałam”
„Miałam 33 lata i po wypadku straciłam władzę w nogach, trafiłam na wózek. Wtedy odnalazłam miłość życia i szczęście”

Redakcja poleca

REKLAMA