– Kochanie, nie rób tego. Proszę, zastanów się jeszcze – Tadeusz trzymał moją dłoń i nie pozwalał mi jej wyrwać z jego żelaznego uścisku.
Gdyby nie to, już dawno wyszłabym z kawiarni. Uciekła przed tym uczuciem, wmawiając sobie, że tak jest lepiej. Dla nas obojga. A przede wszystkim dla mnie.
– Dobrze wiem, czego się boisz – kontynuował spokojnie. – Czuję to od samego początku, ale uwierz mi, to nie ma żadnego znaczenia. Jestem w stanie dać ci wszystko, czego zapragniesz. Zadbać o twoje córeczki. Powiedz mi, jak wielu znasz mężczyzn w moim wieku wolnych i dobrze sytuowanych? A poza tym... – uśmiechnął się smutno i jeszcze mocniej zacisnął palce na mojej dłoni. – Kocham cię, Beatko. Nikogo wcześniej tak nie kochałem i nie liczyłem już, że poczuję coś podobnego. Wiem, że nie powinienem, że wydaję ci się śmiesznym panem w średnim wieku. Nie planowałem tego. Myślałem, umówię się z nią na kawę, poflirtuję, może pójdę do łóżka... A jednak zdarzyło się nam coś pięknego i nie powiesz mi, że nie czujesz tego samego. Proszę, daj mi szansę. Daj nam szansę...
Puścił. Pośpiesznie cofnęłam dłoń, schowałam ją pod stolikiem i zaczęłam nerwowo rozcierać. Milczałam. Zbierało mi się na płacz, a nie chciałam, żeby Tadeusz obejmował mnie i pocieszał, bo wtedy z pewnością bym pękła, i zgodziła się na wszystko.
Tak, miał rację
Na swój sposób kochałam go i dostrzegałam wszystkie zalety tej sytuacji. Starszy, rozwiedziony mężczyzna z własną firmą, domem, samochodem i bez dzieci. Ideał, który widział we mnie swoją żonę. Nie przeszkadzały mu nawet moje dwie córeczki, a mnie jego wiek. Tak przynajmniej sądziłam jeszcze niedawno, ignorując dwuznaczne spojrzenia znajomych. Pytania ojca: jak dużo młodszy jest ten pan od niego? I czy nie mogę poznać kogoś wśród rówieśników? Zatrwożone spojrzenie mamy, gdy podejmowała go obiadem.
– To bardzo zadbany mężczyzna, ale jednak w wieku mężów moich nieco młodszych koleżanek! Czy ona zwariowała?! – szeptała w kuchni do ojca. – Może liczy na jego pieniądze? Ale przecież jej pomożemy. Nie musi. Ja rozumiem, że zawiodła się na Krzyśku, ale… To nawet jest niesmaczne…
Przyjaciółki, chichocząc, zadawały pytania w stylu, czy wchodząc do sypialni zamykam oczy albo czy moczę już w szklance szczękę mojego ukochanego. Tylko jedna wykazała się rozsądkiem.
Nie boję się jego wieku
– Nie boisz się przyszłości? A jeśli on zachoruje? – spytała Alina.
– Będę się nim opiekować – odparłam bez zastanowienia.
– Nie mówię o grypie czy przeziębieniu, ale o chorobach dojrzałych ludzi. Parkinson, Alzheimer, wylew...
– Przestań! Nie rozumiesz, że kocham Tadeusza? Nie boję się jego wieku. W ogóle on bardzo dba o siebie. Jeździ na rowerze, biega… Nic mu nie grozi, a nawet jeśli, to się nim zajmę – tłumaczyłam.
Byłam gotowa walczyć o to uczucie z całym światem. I pewnie dziś nie wycofywałabym się rakiem z tej znajomości, tylko świętowała swój drugi ślub, gdyby nie tamto wydarzenie.
Tę sobotę mieliśmy z Tadeuszem spędzić we dwoje. Dziewczynki podrzuciłam do rodziców, obiecując solennie, że zajrzę do nich przed snem i przeczytam im bajki. Nie udało mi się ich jednak przebłagać. Chodziły obrażone, że nie chcę ich zabrać do domu Tadeusza. Widziałam, jak bardzo chcą ten dzień spędzić z nami, ale ja tak rzadko miałam czas dla siebie, nie mówiąc o Tadeuszu.
Chciałam lepiej poznać mężczyznę, który miałby im wynagrodzić ciągłą nieobecność ojca lekkoducha. W ciągu ostatnich miesięcy niewiele miałam okazji być sam na sam z Tadkiem. Podobało mi się, że lubi moje dziewczynki, ale ten weekend miał należeć tylko do nas…
Gdy przejechałam, Tadeusz przygotowywał obiad. Grillowany kurczak, sałaty z kolorowymi warzywami, białe wino – aż pociekła mi ślinka na widok tylu pyszności i mojego ukochanego krzątającego się przy kuchni. Nigdy wcześniej nie znałam takiego mężczyzny – opiekuńczego i spokojnego. Do tej pory trafiałam na mało odpowiedzialnych imprezowiczów.
Krzysiek nie był lepszy. Po burzliwym rozstaniu z nim przestałam wierzyć, że poznam kogoś wartościowego. I wtedy spotkałam Tadeusza. Przyszedł obciąć włosy do zakładu fryzjerskiego, w którym pracowałam. Zaczęliśmy rozmawiać, i tak od słowa do słowa, umówił się ze mną na kawę.
– Kochanie, czego się napijesz? Wina, soku? – zapytał, wyrywając mnie ze wspomnień. – Czy coś się stało?
– Nie, nic – przytuliłam się do niego. – Tylko dziewczynki marudziły, że nie mogą przyjechać ze mną.
Pocałował mnie i zaprowadził do stołu. Przy Tadeuszu szybko zapominałam o zmartwieniach. Potrafił mnie rozbawić i uspokoić. Długo gawędziliśmy. W pewnej chwili Tadeusz wstał, żeby przynieść drugie wino.
– Beatko! – krzyknął i runął na podłogę obok mojego krzesła.
– Co ci jest? Kochanie?! – zaczęłam jak opętana klepać go po twarzy.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby dziwił się całej sytuacji, poruszał ustami, ale nie był w stanie powiedzieć słowa. Jego czerwona twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie. W pewnym momencie podniósł rękę, być może chcąc mnie uspokoić, ale opadła bezwładnie. Krzyknęłam i popędziłam do przedpokoju po telefon. Godzinę później Tadeusz leżał już na szpitalnej izbie przyjęć ze sparaliżowaną prawą stroną ciała.
Leżał blady w szpitalnej koszuli
– Pani ojciec przeszedł udar – stwierdził lakonicznie lekarz.
– To nie jest mój ojciec, tylko przyszły mąż – wyszeptałam, bo tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
Lekarz uniósł brew i odszedł bez słowa. Po jakimś czasie pozwolono mi się zobaczyć z ukochanym. Leżał blady w szpitalnej koszuli. Z prawego kącika ust ciekła mu strużka śliny, którą natychmiast wytarłam chusteczką. Z trudem powstrzymałam łzy.
– Nie mar.. ma... martw... – próbował powiedzieć.
– Musisz się oszczędzać, kochanie – wyszeptałam. – Wyjdziesz z tego. Pojadę do domu i przywiozę ci najpotrzebniejsze rzeczy – pogłaskałam go po policzku i szybko wyszłam z sali.
– Proszę tak nie uciekać – usłyszałam za sobą głos lekarza. – Nie jest pani ciekawa, co będzie z pani przyszłym mężem?
Zagryzłam wargi.
– Nie jest źle, ale dobrze też nie – stwierdził. – Będzie potrzebował rehabilitacji i opieki, ale niedowład powinien się cofnąć. Musi na siebie uważać, bo przy tak wysokim ciśnieniu grożą mu powikłania, żeby nie powiedzieć gorzej.
Zamarłam. Na szczęście leki zadziałały. Tadeusz pokonał niedowład. Czasem miewał tylko problemy z wymówieniem niektórych słów. Ale ja nie wyszłam z szoku. Byłam przy nim przez cały ten czas, opiekowałam się nim, ale gdy najgorsze minęło, zrozumiałam, że dłużej tak nie wytrzymam. Nie zniosę życia w napięciu i czekania na kolejny udar. Dlatego postanowiłam odejść. Siedziałam naprzeciw niego w kawiarni, czując się jak zwierzę w potrzasku.
Tęsknię za Tadeuszem
– Ja nie mogę, zrozum… – rozpłakałam się w końcu. – Dłużej tego nie wytrzymam. Nie mogę patrzeć na ciebie codziennie i bać się, że umrzesz albo zostaniesz kaleką. Nie dam rady, rozumiesz?
Widziałam, że w pierwszym odruchu chciał mnie objąć, ale gdy zrozumiał sens moich słów, wyprostował się nagle. Wyjął portfel, zapłacił rachunek i wyszedł, zostawiając mnie samą przy stoliku. Odszedł, choć to ja chciałam go zostawić.
Od rozstania minęły dwa miesiące. Tęsknię za Tadeuszem, ale nie umiem znaleźć w sobie sił, by związać się z mężczyzną, któremu być może będę musiała zapewnić większą opiekę niż moim córkom.
Czytaj także:
„Dopiero po 40-tce poczułam, że chcę być matką. Rodzina puka się w czoło i wytyka mnie palcami. Mam w nosie ich zdanie”
„Narzeczony okazał się mięczakiem. Nie mogę wyjść za kogoś, kto ucieka, gdzie pieprz rośnie, zamiast mnie obronić”
„Teściowie chcą, żebym przed ślubem podpisała intercyzę. Myślą, że są sprytni, ale ja nie dam się przechytrzyć”