„Dopiero po 40-tce poczułam, że chcę być matką. Rodzina puka się w czoło i wytyka mnie palcami. Mam w nosie ich zdanie”

kobieta w ciąży fot. Getty Images, Yevgen Timashov
„Myśl o dziecku nie dawała mi spokoju. Dochodziło do tego, że zaglądałam do wózków i uśmiechałam się do dzieci mijanych na ulicy. Nigdy nie przypuszczałam, że w wieku 42 lat tak silnie zaznaczy się mój instynkt macierzyński”.
/ 06.11.2023 20:30
kobieta w ciąży fot. Getty Images, Yevgen Timashov

Przez wiele lat nie myślałam o rodzinie i dzieciach. Dosyć szybko wpadłam w wir korporacyjnej kariery i nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym z niej zrezygnować dla męża, ciepłych obiadków i małych brzdąców plączących się wokół nóg.

Praca mi wystarczała

Za bardzo lubiłam adrenalinę związaną z zawodowymi wyzwaniami, wysokie wypłaty i premie oraz zagraniczne wycieczki. Poza tym za nic na świecie nie oddałabym swojej wolności i niezależności. A rodzina? Nie czułam potrzeby, aby ją zakładać. Przelotne i krótkie romanse zupełnie mi wystarczały i zaspokajały moje potrzeby bliskości. I kiedy moje koleżanki wychodziły za mąż i rodziły dzieci, to ja zdobywałam kolejne szczeble kariery.

Mój instynkt macierzyński nie istniał, co było mi bardzo na rękę. I nigdy nie przypuszczałam, że nadejdzie taki dzień, że zapragnę być matką. A jednak właśnie tak się stało. Właśnie rozpoczęliśmy kolejny duży projekt, a ja jak zwykle całkowicie się w niego zaangażowałam. Pracowałam po kilkanaście godzin na dobę, dom traktowałam jak hotel i nawet silne przeziębienie nie spowolniło mojego tempa pracy. I chociaż czasami miałam już tego dosyć, to nawet przez chwilę nie pomyślałam o chwilowym zwolnieniu i odpoczynku.

Z jednej strony bardzo lubiłam swoją pracę i czułam się w niej spełniona, z drugiej zaczynałam już czuć na plecach oddech konkurencji. Nie byłam już taka młoda, a korporacje zdecydowanie bardziej wolały ambitnych młodych wilczków niż starych wyjadaczy. Dlatego też wiedziałam, że muszę dawać z siebie wszystko i pracować dwa razy więcej niż inni. A że czułam się zmęczona i czasami padałam na twarz? „Odpocznę na urlopie” — przekonywałam sama siebie. I tym postanowieniem rozpoczynałam kolejny dzień.

W jeden z niewielu wolnych weekendów postanowiłam odwiedzić siostrę. Mieszkała zaledwie kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, ale nie widywałyśmy się zbyt często. Ja oczywiście nigdy nie miałam czasu i szkoda mi było tych kilku lub kilkunastu godzin, aby jechać w odwiedziny. Poza tym, o czym miałybyśmy rozmawiać? Moja siostra była typową Matką Polką, która dla rodziny i dzieci poświęciła pracę i karierę zawodową.

Mnie nie interesowały opowieści o pieluchach i papkach, a ją na pewno nie zainteresowałyby historie związane z pracą w korporacji. Teraz było inaczej, bo moja siostra właśnie urodziła kolejne dziecko. W takiej sytuacji po prostu wypadało pojechać, wręczyć prezent i pozachwycać się małym bąbelkiem. 

Coś się we mnie zmieniło

Na miejscu okazało się, że ten niemowlaczek jest naprawdę słodki. Jak tylko wzięłam go na ręce, to od razu uśmiechnął się do mnie bezzębnym uśmiechem i wtulił w moje ramiona. A ja poczułam jakieś dziwne uczucie. Pogłaskałam malucha po główce i uśmiechnęłam się  z pewnym rozrzewnieniem.

— Przepięknie wyglądasz z takim maluchem w ramionach — usłyszałam obok głos siostry. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Kaśka intensywnie się we mnie wpatruje. — Nigdy nie żałowałaś, że nie zostałaś matką? Na pewno odnalazłabyś się w tej roli — powiedziała.

Poczułam się nieswojo. Ja matką? Przecież to było absurdalne. Szybko oddałam malucha Kaśce i poprawiłam garsonkę. Nawet w weekend wyglądałam jak typowa kobieta sukcesu. I dokładnie tak się czułam. A gdy zobaczyłam, że mój bratanek oślinił mi rękaw mojego drogiego żakietu, to nie potrafiłam ukryć irytacji.

— Zapłacę za pralnię — powiedziała moja siostra, która od razu zauważyła moją minę.

— Daj spokój — ofuknęłam ją. — Przecież nic się nie stało — dodałam. A potem szybko się pożegnałam i wróciłam do domu.

Przez kolejne dni chodziłam wściekła jak osa. I chociaż sama przed sobą udawałam, że nic się nie stało, to tak naprawdę doskonale wiedziałam, co jest przyczyną mojego złego samopoczucia. Cały czas myślałam o wizycie u siostry. A właściwie nie o samej wizycie, ale o moim siostrzeńcu. To właśnie trzymając w rękach tego malucha poczułam coś, co do tej pory było mi obce. 

Czyżby to był ten osławiony instynkt macierzyński?— myślałam. Na to pytanie nie znałam odpowiedzi. Ale jedno wiedziałam na pewno — dobrze czułam się z dzieckiem w ramionach. I chyba trochę zazdrościłam Kaśce, że ma takiego słodziaka na własność.

Dorosłam do macierzyństwa

Przez długi czas wmawiałam sobie, że to chwilowa słabość i swego rodzaju melancholia wynikająca ze zmęczenia i przepracowania. Ale im dłużej o tym myślałam, to tym częściej przyłapywałam się na myśli, że posiadanie dziecka wpisuje się w moje marzenia.

— Czy jestem już za stara na zostanie matką? — zapytałam przyjaciółki, gdy umówiłyśmy się na babski wieczór.

Malwina zachłysnęła się winem i spojrzała na mnie w dziwny sposób.

— Jesteś w ciąży? — zapytała z przerażeniem w głosie.

Spojrzałam na nią. Jej mina mówiła wszystko.

— Nie nadaję się na matkę? — zapytałam. I od razu ją uspokoiłam, że nie jestem w ciąży.

Malwina nic nie powiedziała.

— Wiem, że jest to dziwne, ale chyba dorosłam do posiadania dziecka — powiedziałam. Malwina milczała, ale potem mocno mnie objęła.

— Byłabyś wspaniałą matką — powiedziała. A potem wylała mi na głowę kubeł zimnej wody. — A masz kandydata na ojca?

No tak, z tym był problem. Ale przecież istniały różne możliwości. Myśl o dziecku nie dawała mi spokoju. Dochodziło do tego, że zaglądałam do wózków i uśmiechałam się do dzieci mijanych na ulicy. Nigdy nie przypuszczałam, że w wieku 42 lat tak silnie zaznaczy się mój instynkt macierzyński.

— Tak się zdarza i nie ma w tym nic dziwnego — powiedział mój ginekolog, do którego udałam się w celu zrobienia wszystkich badań. — Kobiety w pani wieku często mają już ustabilizowaną sytuację życiową i finansową. A gdy czują się pod tym względem bezpieczne, to wtedy pojawia się chęć posiadania potomka — dodał z uśmiechem.

Jednocześnie zapewnił mnie, że jestem zdrowa i z medycznego punktu widzenia nie ma przeciwwskazań do zajścia w ciążę. Oczywiście zaznaczył, że w moim wieku mogą być problemy z zajściem w ciąży, ale jednocześnie dodał, że nie musi być to regułą.

Wiedziałam, czego chcę

To właśnie po tej wizycie podjęłam decyzję o macierzyństwie. A ponieważ nie chciałam zdawać się na przypadkowego i przygodnego faceta, to postanowiłam skorzystać z banku spermy. Wszystko poszło sprawnie i bezproblemowo. Wbrew moim obawom łatwo zaszłam w ciążę, a wszystkie badania wskazywały, że dziecko urodzi się zdrowe.

Musiałam o wszystkim powiedzieć rodzinie. I chociaż zataiłam najbardziej kontrowersyjne szczegóły, to i tak nie spotkałam się ze zrozumieniem.

— Przecież ciąża w twoim wieku to ogromne ryzyko — powiedziała mi mama, gdy powiedziałam jej, że zostanie babcią.

— Chce ci się bawić w pieluchy? — wtórował jej tata.

Szczerze powiedziawszy, poczułam ogromne rozczarowanie. Myślałam, że będą mnie wspierać, a tymczasem wypominali mój wiek. Na siostrę też nie nie mogłam liczyć.

— Przez tyle lat zwlekałaś z macierzyństwem. A nagle teraz postanowiłaś to zmienić? — usłyszałam od Kaśki. — Dziecko w młodym wieku to duże wyzwanie. A po czterdziestce? Nie wiem, czy sobie poradzisz — westchnęła.

Podobnie komentarze usłyszałam od innych członków rodziny. Niemal wszyscy podkreśli to, że jestem już za stara na zostanie matką. I jakoś nikt nie przyjmował do wiadomości, że jest mnóstwo kobiet, które zdecydowały się na macierzyństwo po 40. roku życia. Niektórzy wprost mówili mi, że w moim wieku powinnam bardziej zadbać o antykoncepcję, żeby nie ryzykować wpadki.

Miałam dosyć takich komentarzy, które niemal zawsze — a w szczególności przy szalejących hormonach — bolały i doprowadzały do płaczu. Jednak ja postanowiłam się nimi nie przejmować. Chęć posiadania dziecka była zbyt duża, abym miała brać je do serca.

Zupełnie inaczej było w pracy. I chociaż obawiałam się, że tak późna ciąża zakończy moją karierę, to nic takiego się nie wydarzyło. Zarówno prezes, jak i mój bezpośredni przełożony zapewnili mnie, że będą mnie wspierać — i to nie tylko podczas ciąży, ale także i po niej. Jednocześnie obiecali mi, że moje stanowisko będzie na mnie czekać.

Podobnie było wśród współpracowników, którzy gratulowali mi ciąży i zapewniali o wszelkiej pomocy. Tego się zupełnie nie spodziewałam. Okazało się, że wsparcie przyszło z zupełnie nieoczekiwanej strony. Po takich zapewnieniach spokojnie mogę czekać na rozwiązanie.

Czytaj także:
„Byłam dla matki zbędnym balastem, bo wolała swoich fagasów. Gdy kolejny ją porzucił, stanęła z walizkami w moim progu”
„Wuj uknuł intrygę, by zemścić się na moim ojcu. Przyczyną spisku była moja matka, a główną ofiarą – ja”
„Nie byłem przekonany do sanatoryjnych miłostek ojca. Jego zauroczenie niemal zakończyło się wyprawą na tamten świat”

Redakcja poleca

REKLAMA