Wymarzyłam sobie ten ślub z całą jego romantyczno-tandetną otoczką. Chciałam czuć się jak księżniczka w koronkowej sukni z długim welonem. Oczami wyobraźni widziałam uśmiechniętych gości, którzy sypią nam ryż na szczęście. Okazało się jednak, że byłam naiwna.
Ostatnie chwile wolności
Chciałam się pożegnać ze statusem narzeczonej, dobrze się bawiąc z koleżankami. Mój facet był za to strasznie sztywny i nawet nie myślał, by zaszaleć na swoim wieczorze kawalerskim. Ba! On go w ogóle nie chciał. Nie czuł potrzeby łażenia po klubach z chłopakami. Kręcił nosem jak nigdy.
– Po co mi ten kawalerski? Nie mam zamiaru uganiać się za obcymi babami, żeby się wyszaleć. Zatrzymam siły na nasze wesele – powiedział dość stanowczo. – Za to jeśli chcesz, zostanę dziś twoim prywatnym szoferem. No chyba, że nie chcesz?
– Daj spokój, głupoty wygadujesz – roześmiałam się i kontynuowałam strojenie się.
– To nowa sukienka? Chyba zbyt kusa? Następnym razem liczę, że ubierzesz ją tylko dla mnie na jakiś wieczór we dwoje – szepnął mi do ucha.
– Obiecuję – cmoknęłam go w policzek. Jedźmy już.
Dobrze się bawiłam
Może to nie był jakiś rewelacyjny wieczór panieński, ale bawiłam się całkiem dobrze. Obskoczyłyśmy z dziewczynami kilka klubów, potańczyłyśmy, wypiłyśmy kilka drinków i tyle. W środku nocy poczułam już takie odurzenie alkoholem i zmęczenie, że zadzwoniłam po mojego szofera. Zdążyłam nawet trochę za nim zatęsknić, więc kiedy tylko się pojawił, namiętnie go pocałowałam.
– No, widzę, że nieźle się bawiłyście – roześmiał się i przytulił mnie. – Zabieram cię do domu.
Podał mi rękę i udaliśmy się na parking, gdzie Michał zostawił auto. Miałam tak dobry nastrój, że całą drogę żartowałam. Czułam się upojona nie tylko atmosferą imprezy i alkoholem, ale też wizją naszej przyszłości jako małżeństwo. Cieszyłam się na myśl, że lada moment będę żoną świetnego mężczyzny. Moją euforię przerwał nagle jakiś ruch z boku.
– Ej, mała. Ten wieczór się jeszcze nie kończy. – usłyszeliśmy. Możemy ci pokazać, jak się porządnie zabawić – zdębiałam.
Obok nas nagle wyrosła grupa podejrzanych facetów, a ja wytrzeźwiałam w kilka sekund. Popatrzyłam na Michała, ale on był jeszcze bardziej wystraszony niż ja.
– Zapraszamy cię na imprezę, ale bez tego gamonia – jeden z nich wskazał na Michała. – Nie zadajemy się z takimi gogusiami – roześmiał się, a wraz z nim cała reszta.
Nie było mi do śmiechu
Poczułam, jak Michał ciągnie mnie za rękę i przyspiesza.
– To wszystko twoja wina – warknął na mnie. – Trzeba było zatkać gębę i iść grzecznie do auta! I jeszcze ta sukienka! – pociągnął mnie mocniej, aż niemal straciłam równowagę.
Czułam, że zaraz stracę też obcasy w szpilkach, albo połamię nogi. I nie mogłam uwierzyć, w to co powiedział. Pierwszy raz w życiu odezwał się do mnie w taki chamski sposób. Nie zdążyłam jednak mu odpyskować, bo, znów usłyszałam tych kolesi.
– Taką kobietę to powinieneś na rękach nosić, ale jak patrzę na ciebie, to śmiać mi się chce. Koło prawdziwego faceta to ty nawet nie stałeś – ryknął śmiechem, a za nim cała reszta.
Obróciłam się, potknęłam i poczułam, jak Michał puszcza moją dłoń. W sekundę leżałam na kostce brukowej.
– Kotek – jęknęłam.
A on szarpnął mną tak, że aż łzy mi stanęły w oczach. Był wściekły na nich i na mnie chyba też. Rozpłakałam się.
– Ej, gogusiu! – jeden z facetów nagle stanął z nami twarzą w twarz. – Ta kurteczka to pewnie za miliony monet, co? Podoba mi się – uśmiechnął się pod nosem, a potem jednym ruchem powalił Michała na ziemię.
Zrobiło się niebezpiecznie
– Zostaw go – krzyknęłam rozpaczliwie. – Nie chcę, żeby miał siniaki na naszym ślubie.
– Bierzesz ślub z tym chuchrem? – śmiał się. – To mamy dla ciebie prezent, maleńka – oblizał się lubieżnie i obrócił w moją stronę.
Poczułam, że zrobiło się niebezpiecznie. Łzy leciały mi już ciurkiem po policzkach, a serce podchodziło do gardła.
– Michał, zrób coś – szepnęłam.
Wyciągnęłam dłoń tam, gdzie jeszcze przed chwilą leżał, ale jego tam nie było. Kątem oka zobaczyłam go kilka metrów dalej, jak bezszelestnie idzie w przeciwną stronę. Dotarło do mnie, że on po prostu ucieka.
Zostałam sama z bandą dziwnych typów, która na pewno nie miała czystych zamiarów. Jeszcze nigdy tak się nie bałam. Wiedziałam, że mój ubiór wcale mi nie pomaga. W myślach zaczynałam się modlić, by udało mi się stąd zwiać i to bez szwanku.
– To jak? Zabawimy się?– zapytał jeden z mężczyzn.
Poczułam od niego odór alkoholu i czegoś jeszcze. Przeraziłam się jeszcze bardziej i czekałam, co się stanie. Nie miałam żadnych szans z nimi.
Musiałam ratować się sama
Kiedy próbowałam się podnieść, koleś złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie. Wtedy dostrzegłam, jak po drugiej stronie ulicy idzie patrol policji. Poczułam, że to moja jedyna szansa.
– Pomocy – krzyknęłam najgłośniej, jak się dało.
Usłyszeli mnie i biegiem ruszyli w naszą stronę.
– Masz głupie szczęście, mała – wycedził facet, który mnie trzymał. A potem wziął nogi za pas razem ze swoją bandą.
– Czy coś pani zrobili? – zapytał jeden z policjantów, gdy już znaleźli się koło mnie. – Na drugi raz, niech pani nie wraca sama, bo nie jest to bezpieczne. Kręci się tu sporo takich podejrzanych typów.
– Nic mi nie jest. Wystraszyłam się tylko. Dziękuję za pomoc – powiedziałam, czując niesamowitą ulgę.
Wybawiciel po fakcie
Nagle zobaczyłam, jak ktoś żwawo zmierza w naszą stronę. I nie mogłam uwierzyć, bo to był Michał.
– Zajmę sią nią, to moja narzeczona – powiedział do policjanta.
– To prawda? – zapytał mnie funkcjonariusz.
– Tak...
– W porządku, zatem proszę już bezpiecznie wracać do domu. Dobranoc.
Michał złapał mnie za rękę, ale szybko ją wyrwałam.
– Poradzę sobie! – warknęłam.
– O co ci chodzi? – spytał.
– O nic, naprawdę o nic... – spojrzałam na niego, czując ogromny zawód.
Rozczarował mnie
Nie odezwałam się do niego ani w drodze powrotnej, ani na następny dzień. Płakałam i biłam się z myślami. Wciąż miałam przed oczami tych mężczyzn i wyobrażałam sobie, co by się stało i gdzie dzisiaj bym była, gdyby nie ta policja. Byłam wściekła na Michała. Jako mój mężczyzna powinien zrobić wszystko, by mnie obronić. A on myślał tylko o tym, jak ratować swój tyłek. Jak mogłam mu dalej ufać?
Próbował mnie przepraszać, ale nie potrafił mi przy tym spojrzeć prosto w oczy. Myślał, że bukiet róż załatwi sprawę. Bardzo chciał się też tłumaczyć.
– Oj, przestraszyłem się trochę – powiedział. – Po co tak dramatyzujesz? Przecież nic się nie stało.
– Naprawdę? Według ciebie nic się nie stało? – wykrzyczałam mu w twarz. – Zostawiłeś mnie na pastwę tych napalonych typów. Jesteś tchórzem!
– Wybacz mi – kajał się. – Przecież za kilka dni bierzemy ślub. Nie możemy teraz się kłócić o takie głupstwo – powiedział śmiertelnie poważnie.
– Głupstwo? - wyszeptałam ze łzami w oczach. – Chyba nie mamy o czym rozmawiać. Zostaw mnie samą.
Kochałam go, ale nie mogłam wymazać z głowy tego, co się stało i co mogło się stać. Nie spałam całą noc i podjęłam odważną decyzję.
Michała zastałam w kuchni. Szykował śniadanie. Usiadłam przy stole i położyłam pierścionek zaręczynowy na jego talerzu.
– Co to ma znaczyć? – zapytał zdumiony.
– Nie będę twoją żoną – odparłam. – Myślałam, że cię znam na wylot, a nie wiedziałam, że jesteś takim tchórzem.
Zamurowało go. Rzucił się na kolana i znowu zaczął mnie przepraszać. Szlochał przy tym jak dziecko, ale ja nie chciałam już tego słuchać. Pewnie będę długo leczyć się z tej miłości, ale wiem, że podjęłam dobrą decyzję.
Czytaj także: „Byłem głupi, że wsiadłem za kierownicę po alkoholu. Myślałem, że nic się nie stanie, a los wydał na mnie wyrok”
„Myślałam, że przyjaźń z kobietą to spełnienie marzeń, ale stało się inaczej. Chciała mieć mnie tylko dla siebie”
„Dla swoich dzieci byłabym w stanie zrobić wszystko. Nawet posunąć się do kradzieży”