Pokochaj nie tylko mój głos

Szampan i łzy
Chciałem zrobić psikusa mojej marudnej partnerce biznesowej, a wynikło z tego coś zupełnie innego. Ona po prostu mnie oczarowała...
/ 29.04.2010 14:42
Szampan i łzy
W porządku, wszystkie poprawki w tekście będą uwzględnione – powiedziałem lekko zdenerwowany.
Nie od dziś prowadzę poważne projekty reklamowe dla dużych klientów, ale współpraca z tym bankiem doprowadzała mnie już do szału. Po drugiej stronie słuchawki miałem trudnego przedstawiciela klienta i nie mogłem być niegrzeczny.
– W takim razie poproszę jeszcze o próbne wydruki koloru – odpowiedziało dziewczę z drugiej strony.
Myślałem, że rzucę słuchawką, tak marudnej kobiety jeszcze nie spotkałem. Nie bez powodu miała na imię Klara. Nikt normalny nie mógł nosić tak dziwnego imienia. Poprawiłem wszystko według życzenia i zamówiłem kuriera. Z ulgą przyjąłem informację, że projekt został zaakceptowany. Na wieczór umówiłem więc kilku znajomych, którzy przy nim pracowali, aby opić sukces. I nagle przyszedł mi do głowy szelmowski pomysł... Wykręciłem jeszcze raz numer do panny Klary!
– Wiem, że zaakceptowała już pani folder, ale potrzebujemy tego na piśmie. Czy może pani wpaść do nas i podpisać wydruk? Byłaby okazja, żeby się poznać – zagadnąłem.
Zaległa cisza, po czym usłyszałem:
– Dobrze, proszę podać adres.
Podałem szybko ulicę i numer domu.
– Niech pani się nie zdziwi, moje biuro, a zarazem mieszkanie jest w starej fabryce – uprzedziłem.
Powiedziałem o tym znajomym. Panna Klara swoim perfekcjonizmem wszystkim zaszła za skórę, więc cieszyliśmy się, że będziemy mogli spojrzeć w oczy tyrana. 

Spodziewałem się lisicy, ona była delikatna i śliczna
Byliśmy już po kilku drinkach, gdy rozległ się dzwonek. Spodziewałem się kobiety o oczach lisicy, wrednej twarzy, a zobaczyłem... młodziutką, delikatną dziewczynę o subtelnych rysach.
Wyglądała na przestraszoną i zagubioną. Zbiegłem z antresoli, żeby wziąć od niej ten nieszczęsny podpis i puścić ją wolno, zanim ktoś palnie głupstwo.
– Proszę tu podpisać – wskazałem placem na wydruk.
– Tylko niech pani uważa, żeby kleksa nie zrobić – nie wytrzymała Zuza.
Klara spojrzała w górę na Zuzę, potem pytająco na mnie i obróciła się
w stronę wyjścia. Gwałtowna zmiana pozycji ciała spowodowała, że nie zauważyła podestu i przewróciła się. Wstała i szybko wyszła. Zostałem z głupią miną  i jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w drzwi, za którymi zniknęła. Czułem się podle...

Zgubiła u mnie swój notes. Musiałem go jej oddać!
Chciałem już wrócić do kolegów, kiedy pod podestem zauważyłem coś czerwonego. Był to skórzany notes, prawdopodobnie Klary. Podniosłem go. Automatycznie otworzył się na dzisiejszym dniu. Ujrzałem napis czerwonym markerem: „Spotkanie z Wiktorem”,
a obok serduszko i wykrzyknik.
– Do cholery, przecież Wiktor to ty! – szepnęła mi do ucha Zuza, która nagle wyrosła obok mnie.
– Daj spokój, przecież nie jednemu psu na imię Burek – żachnąłem się.
Usiadłem na podłodze i przewróciłem kilka kartek wstecz. „Dziś znów dzwonił. Kocham jego głos.” Nie mogłem za bardzo uwierzyć w to, co czytałem. Nagle zrobiło mi się głupio. Chciałem wybiec i oddać jej ten kalendarz, ale Zuza właśnie wcisnęła mi w rękę kieliszek wina.
Od tej pory jednak coś nie dawało mi spokoju. Przyzwyczaiłem się już do naszego zmanierowanego towarzystwa, a tu nagle takie olśnienie. Klara była jak świeże powietrze... Zapragnąłem nim pooddychać. Ileż bym dał, żeby zadzwonił telefon, a w nim usłyszałbym głos tej dziewczyny. 
Wpadłem na kolejny szalony pomysł! Postanowiłem osobiście oddać notes mojej klientce. Zaparkowałem pod bankiem, w którym pracowała. Wszedłem do środka i poprosiłem w recepcji o kontakt z Klarą, bo mam dla niej ważne materiały, po czym wróciłem do auta.
Postanowiłem przeprosić ją w nietypowy sposób
Zeszła na dół. Recepcjonista ruchem ręki pokazał jej moje auto. Jej twarz spąsowiała. Zaczęła iść w moim kierunku. Wyszedłem z samochodu.
– Dzień dobry. Co się stało? – zapytała nieświadoma celu mojej wizyty. – Mam wrażenie, że nasza współpraca dobiegła końca.
– Nie do końca. Czy możemy wsiąść do auta? Potrzebuję chwili rozmowy – skłamałem.
Wsiadła, a ja wtedy odpaliłem silnik i ruszyłem!
– Co pan robi?! – krzyknęła.
– Porywam cię na majówkę – odpowiedziałem spokojnie.
– Ale ja jestem w pracy! – broniła się.
– Wczoraj zachowaliśmy się trochę głupio, chciałem cię przeprosić.
– Nie przypominam, sobie, abyśmy przeszli na ty – odpowiedziała naburmuszona. – Proszę mnie wysadzić i nie robić żartów! Mógłby być pan moim ojcem, a zachowuje się pan jak mój młodszy brat! – zwróciła mi uwagę.

Trochę mnie tym poruszyła. Rzeczywiście różnica między nami była znaczna, ale przesadziła z tym porównaniem mnie do swojego ojca. Moja męska duma trochę ucierpiała. Miałem przecież dopiero 42 lata!
– Zostawiłaś wczoraj coś u mnie. Jeśli wysiądziesz teraz, nie dostaniesz tego  – wyjaśniłem chłodno.
Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Brak jej odpowiedzi uznałem za przyzwolenie i nie zatrzymałem auta. Nie odzywaliśmy się do siebie. Zaparkowałem niedaleko przystani.
– Sprawiło panu frajdę, że postawił na swoim? – zapytała bezceremonialnie, uparcie nazywając mnie panem.
– Nie może ci przejść przez gardło słowo „Wiktor”?
– Na „ty” rozmawiam z rówieśnikami. Nawet w rozmowie przez telefon nieprzypuszczałam, że…
– Że jestem trochę starszy od ciebie? – zapytałem.
Nie odpowiedziała.
Aha, nie przypuszczała, że głos w którym zakochała się przez telefon, ma o 15 lat więcej niż ona.
– Chodź – zaprosiłem ją na spacer.  W swoich szpilkach od razu ugrzęzła w miękkiej trawie.
– Jak tu ładnie – zachwyciła się jednak, gdy odeszliśmy kawałek.
– Lubię to miejsce. Całkiem blisko centrum, a nie czuć tu już zgiełku i tej wrzawy wielkomiejskiej.
Klara popatrzyła na  mnie, jakbym mówił w obcym języku. Potem zdjęła buty, rzuciła je w kierunku auta i stanęła bosymi stopami na trawie. Miała w sobie tyle powabnej kobiecości...
Wyjąłem z plecaka dwa kieliszki i szampan.
– Wczoraj oblewaliśmy nasz wspólny sukces, ale ty szybko uciekłaś, dlatego teraz chciałbym wznieść z tobą toast – zaproponowałem.
Uśmiechnęła się. Chodziliśmy tak jeszcze prawie  dwie godziny. W drodze powrotnej  nie odzywaliśmy się. Czułem rosnące w nas napięcie. Zatrzymałem się przed bankiem.

Bałem się, co mi odpowie. A ona się zgodziła! 
Zastanawiałem się, co teraz będzie? Czy to już koniec? Czy bawić się znowu w wymyślanie pretekstów, aby się z nią spotkać, czy dać jej spokój. Nasze oczy się spotkały, a ja nie wiedziałem, co zrobić.
– Nie będę cię więcej nachodził – obiecałem z ciężkim sercem.
Czekałem, co mi odpowie. Że nie pasujemy do siebie, że nie ma czasu na mężczyzn, że różnica wieku…
– Wiktor… – zaczęła nieśmiało. – Ale ja chcę… To znaczy nie mam nic przeciwko temu, żebyś mnie nachodził... – wyszeptała najpiękniejszym głosem na świecie.   

Redakcja poleca

REKLAMA