„Póki babcia pomagała przy wnukach, małżeństwo moich przyjaciół miało się dobrze. Gdy przestała, skoczyli sobie do gardeł”

mąż i żona się kłócą fot. Adobe Stock, fizkes
„Już pierwszy miesiąc po wyjeździe babci okazał się koszmarem. Monika i Tomek kłócili się o wszystko: kto przygotuje dzieciom kanapki do szkoły, kto je odprowadzi i kto odbierze po południu ze świetlicy. Nawet drobne rzeczy zaczęły urastać do rangi problemu”.
/ 28.06.2022 08:15
mąż i żona się kłócą fot. Adobe Stock, fizkes

Uwielbiam Tomka i Monikę. I do tej pory uważałam, że są jednym z najlepszych małżeństw wśród moich przyjaciół. Dlatego ostatnio z niepokojem i przykrością obserwowałam, jak coś się między nimi psuje. Coraz częściej oboje byli podenerwowani i podnosili na siebie głos. A przecież wcześniej potrafili zgodnie dzielić między sobą wszelkie domowe obowiązki. Może dlatego, że pomagała im mama Moniki. Ostatnio to się skończyło, bo wyjechała zaopiekować się nowo narodzonym synkiem młodszej córki.

– Wasze już są odchowane, teraz pomogę Basi – stwierdziła.

Codzienne kłopoty ich przerosły

Moi przyjaciele z początku byli pewni, że doskonale sobie poradzą, w końcu dwójka ich pociech chodziła do podstawówki. Niestety, już pierwszy miesiąc po wyjeździe babci okazał się koszmarem, a kolejny nie był lepszy. Monika i Tomek kłócili się o wszystko: kto przygotuje dzieciom kanapki do szkoły, kto je odprowadzi i kto odbierze po południu ze świetlicy. Nawet drobne rzeczy zaczęły urastać do rangi problemu. Niedawno stałam się świadkiem takiej właśnie ostrej wymiany zdań:

– Wczoraj siedziałam z Jaśkiem dwie godziny, mógłbyś mu pomóc z wypracowaniem! – zarzuciła Monika Tomkowi.

– Ja? Ugotowałem przecież obiad, a jutro muszę wstać o piątej, bo wyjeżdżam służbowo! Zapomniałaś? Mam prowadzić samochód nieprzytomny? – odgryzał się on.

– Też wstaję wcześnie! – mruknęła moja przyjaciółka. – Moja praca jest tak samo ważna jak twoja. A może nawet ważniejsza, bo więcej zarabiam! – wypomniała nagle mężowi.

Ten spiorunował ją wzrokiem. Zauważyłam, że bardzo go zabolała ta uwaga, tym bardziej że została rzucona w mojej obecności. Nie czułam się komfortowo, będąc mimowolnym świadkiem tej wymiany zadań.

Może powinniście zatrudnić opiekunkę? – zaproponowałam.

– Z dwóch pensji ledwie starcza na spłatę kredytu i normalne życie – westchnął Tomek i spojrzał na wielkiego psa, który leżał w kącie pokoju:

– A poza tym dobrze wiesz, że Luna nie lubi obcych! Mogą minąć tygodnie, zanim kogoś zaakceptuje na swoim terytorium.

No tak, Luna była wyjątkowo kapryśna i potrafiła robić rozmaite numery. Gdy kogoś nie lubiła, zachowywała się złośliwie. Na przykład kiedyś pogryzła moje buty zostawione w przedpokoju, bo jej nie pogłaskałam.

– No właśnie, pies! – włączyła się natychmiast do rozmowy Monika. – Ja go wyprowadzałam przez ostatni tydzień, teraz przyszła twoja kolej!

– Kobieto, czy ty nie słyszysz, że wyjeżdżam? – rzucił się do żony Tomek. – NIE-MA-MNIE- JU-TRO! – wykrzyczał.

– No proszę, sama słyszysz! – od razu poskarżyła mi się Monika. – I co my mamy zrobić?

Już chciałam powiedzieć, że powinni usiąść przy stole i na spokojnie wszystko przegadać, ułożyć grafik na najbliższy czas, ale widząc ich nieprzejednane miny i niemiłe spojrzenia, które sobie rzucali, nagle mnie olśniło.

– Rozwiedźcie się! – powiedziałam spokojnie, a w nich jakby piorun strzelił, bo tego się zupełnie nie spodziewali.

To była mała prowokacja

– Co? – z niedowierzaniem zapytała Monika.

– Weźcie rozwód! Przecież się w ogóle nie dogadujecie, to po co macie się męczyć? Lepiej od razu się rozstać i po problemie.

– Ale… To nie jest tak… Przecież ja nie podważam tego, że Tomek mi pomaga… – Monika spojrzała na męża. – Słyszałaś, że gotuje obiady, potrafi także sprzątnąć całe mieszkanie…

– Mam sposób na szybkie odkurzanie – przyznał Tomek. 

– No właśnie. I wiesz co, kochanie, tak sobie teraz pomyślałam, że sąsiad z parteru, co ma tego małego pieska, z którym lubi się bawić Luna, mówił mi, że strasznie się nudzi na emeryturze. Może mógłby wyprowadzać naszego psa? On jest poza tym emerytowanym inżynierem, spytam go, czyby nie odrobił chociaż matematyki z Jaśkiem… – ciągnęła Monika.

– Dokonały pomysł! A ja w sumie mógłbym przygotowywać dzieciakom kanapki do szkoły dzień wcześniej, wieczorem. Podejrzałem kiedyś w telewizji taki patent, że nie trzeba do końca rozmrażać kajzerki wyjętej z zamrażalnika, tylko taką lekko zmrożoną kanapkę zostawić w lodówce, a wtedy rano jest naprawdę świeża – powiedział Tomek.

Obserwowałam z przyjemnością, jak rozmawiają, rozwiązując na pniu każdy problem, i uśmiechałam się w duchu, gratulując sobie, że wpadłam na tak genialny pomysł. Na pewno gdybym im powiedziała, że mają spróbować się dogadać, toby się zacietrzewili i okopali na swoich stanowiskach, bo każde było przekonane, że wykonuje maksimum wysiłku na rzecz rodziny. A tak – odruchowo ruszyli ratować swój związek, zwierając szeregi przeciwko mnie. Przeciwko osobie, która im zagroziła, proponując taką głupotę.

Podpuściłaś nas, prawda? – oczywiście zorientowali się po chwili, w czym rzecz.

Uśmiechnęłam się enigmatycznie.

– Przyjemnie jest patrzeć, jak się kochacie – powiedziałam.

Tomek mocno przytulił żonę.

Czytaj także:
„Zmieniałam facetów jak rękawiczki i brzydziłam się macierzyństwem. Arek mnie odmienił, lecz czy nie jest już za późno?”
„Straciłem żonę i pracę, ale w największy dół wpadłem dopiero po śmierci mojego psa. Miesiącami nie wychodziłem z domu”
„Bratowa zamiast zająć się zdrowiem córki, wpędzała ją w kompleksy. Wmawiała jej, że przez duży nos, nigdy nie znajdzie faceta"

Redakcja poleca

REKLAMA