Zaczęła się jesień, gdy wraz z przyjaciółmi wybraliśmy się na wypoczynek do małych drewnianych domków położonych tuż przy lesie. Atmosfera była świetna. Tego dnia siedzieliśmy sobie spokojnie wokół ogniska, sącząc piwo, aż w pewnym momencie zorientowałem się, że nigdzie nie widzę mojej Basi. Z początku myślałem, że zmęczona poszła do łóżka, więc sam też ruszyłem w stronę naszego domku. Zaniepokoiłem się jednak, gdy okazało się, że jej tam nie ma. Szybko powiedziałem o tym reszcie towarzystwa i wszyscy włączyliśmy się w poszukiwania.
Wszystko runęło
– Cholera! – Usłyszałem nagle krzyk Bartka, który zajrzał do sąsiedniego domku. – Lepiej tam nie idź… – powiedział cicho.
Wpadłem do środka. Moja żona leżała kompletnie naga w ramionach Witka, jedynego kawalera z naszego towarzystwa. Poczułem się, jakby ktoś walnął mnie prosto w policzek. Znieruchomiałem. Stałem tam sparaliżowany, bez pomysłu co począć. Na domiar złego, za mną zaczęli się zbierać nasi wspólni znajomi, którzy stali się mimowolnymi świadkami rozpadu mojego małżeństwa.
Kompletnie nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Pierwsza oprzytomniała Baśka i wybiegła stamtąd. Witek pospiesznie pozbierał ich ciuchy i nie patrząc w moją stronę, pobiegł za nią. A ja wciąż tkwiłem w bezruchu. Z zamyślenia wyrwał mnie donośny krzyk, który wydała z siebie Mirka, małżonka Bartka:
– Odjeżdżają!
Pospiesznie wyskoczyłem na zewnątrz, jednak zdążyłem jedynie zobaczyć znikające w oddali światła auta.
Byliśmy razem prawie dwadzieścia lat. Myślałem, że tworzymy udany związek, pomimo braku dzieci. Przecież łączyła nas nie tylko miłość, ale i przyjaźń. Jednak teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie oszukiwałem sam siebie? Może celowo przymykałem oczy na pewne sygnały?
Jak do tego doszło?
Do dziś nie potrafię pojąć tej sytuacji. Mam pustkę w głowie, gdy próbuję przypomnieć sobie powrót do mieszkania czy kolejne tygodnie po rozstaniu. Funkcjonowałem jak robot – mechanicznie wypełniając codzienne zadania, kompletnie nieobecny duchem. Dopiero po dłuższym czasie powoli zacząłem wracać do normalności.
Ich romans nie był przelotną sprawą. Kiedy okazało się, że Basia spodziewa się dziecka, dotarło do mnie, że nie ma już odwrotu. Postanowiłem jednak przeprowadzić rozwód bez robienia scen – nie chciałem się kłócić o pieniądze ani wyciągać brudów z przeszłości. Nie kierowała mną jednak czysta szlachetność.
Moje wręcz wzorowe zachowanie sprawiało, że moja żona odczuwała coraz większe wyrzuty sumienia. Nigdy nie przeprosiła za to, że jej uczucia do mnie wygasły, ale było jej wstyd z powodu romansu, szczególnie że prawda wyszła na jaw w obecności naszych przyjaciół.
Unikałem kontaktu ze wszystkimi znajomymi, zwłaszcza z uczestnikami tego pechowego wyjazdu. Nie mogłem znieść myśli, że byli świadkami mojego upokorzenia, kiedy żona mnie zdradziła.
Stroniłem od ludzi
Kompletnie straciłem poczucie własnej wartości. Tylko Mirka i Bartek pozostali blisko – traktowałem ich jak rodzinę. Kiedy długo się nie odzywałem, któreś z nich zawsze sprawdzało co u mnie. Widać było, że naprawdę się boją, że mogę zrobić sobie krzywdę.
Gdy na nich patrzyłem, robiło mi się przykro i zazdrościłem im tego, że tworzą szczęśliwą parę, podczas gdy ja mogłem o tym tylko marzyć. Stanęli po mojej stronie, uznając, że skoro Baśka układa sobie życie z nowym facetem i ma upragnione dziecko, to właśnie ja potrzebuję teraz być wspierany. Według Bartka najlepszym sposobem na powrót do normalności było znalezienie nowej miłości.
– Przecież nikt nie każe ci od razu brać ślubu – przekonywał mnie. – Na początek wyjdź do ludzi, spotkaj się z kilkoma dziewczynami bez zobowiązań. W końcu trafisz na odpowiednią osobę. Kogoś, kto zobaczy w tobie wartościowego faceta, bo naprawdę na to zasługujesz.
– Daj sobie czas – przestrzegała Mirka. – Musisz najpierw ogarnąć własne życie i naprawdę pogodzić się z tym, co się stało, zanim zaczniesz wszystko budować od zera. Rozwód to świeża sprawa, naucz się żyć sam ze sobą.
Rozwód spowodował, że otworzyłem się na ludzi. Nie odrzucałem już zaproszeń, wręcz przeciwnie – chętnie wychodziłem i próbowałem czerpać radość ze spotkań. Trafiło mi się parę okazji do poznania nowych kobiet, ale jakoś nie zaiskrzyło. Same nudy. Szczerze mówiąc, nie paliłem się do randkowania.
– Nie śpiesz się, wszystko przyjdzie naturalnie – mówiła mi Mirka.
Wszystko niszczyłem
Przeżyłem dwadzieścia lat w małżeństwie i bardzo mi się to podobało. Chciałem znów mieć przy sobie kogoś bliskiego. Rok życia w pojedynkę w zupełności mi wystarczył.
W przypadku Weroniki wydawało mi się, że możemy zbudować naprawdę fajną relację. Gdy się widywaliśmy, świetnie nam się gadało, śmialiśmy się i czuć było, że nadajemy na tych samych falach. Wyglądało na to, że oboje chcemy kontynuować spotkania.
Po randce zawiozłem ją pod dom. Nie spodziewałem się zaproszenia do jej mieszkania – sam nie byłem zwolennikiem takiego podejścia – ale myślałem o romantycznym zakończeniu wieczoru. Ona chyba też tego pragnęła. Stojąc przy wejściu, wpatrywała się we mnie, a jej lekko otwarte usta zdawały się czekać na czułe pożegnanie.
W tym momencie wróciły do mnie najgorsze wspomnienia – nagle zamiast spojrzenia Weroniki zobaczyłem swoją małżonkę, jak leży naga z Witkiem. Kompletnie mnie sparaliżowało. Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa, a co dopiero zdobyć się na pocałunek! Widząc moje wahanie, Weronika tylko westchnęła rozczarowana i rzuciła „No to pa”, po czym zniknęła za drzwiami. Szkoda, bo było to fatalne zakończenie naprawdę świetnego wieczoru…
Czułem się jakby w jakimś dziwnym transie, gdy jechałem do mieszkania Mirki i Bartka. Musiałem z kimś pogadać, żeby ogarnąć tę całą sytuację. Zastanawiałem się, czy każda próba zbliżenia się do drugiej osoby będzie teraz kończyć się w taki sposób.
Potrzebowałem jej ciepła
W mieszkaniu była sama Mirka, która musiała narobić obowiązki zawodowe. Pracowała jako tłumaczka i miała sporo tekstów do przetłumaczenia. Jednak widząc mój fatalny stan psychiczny natychmiast przerwała pracę, zrobiła nam po kubku herbaty i przysiadła się do mnie. Opowiedziałem jej, jak potoczyła się moja randka z Weroniką i że nie skończyło się to dobrze.
– Wszystko zepsułem. Jest mi okropnie głupio, mam wrażenie że jestem kompletnie bezużyteczny.
– Nie przesadzaj. Po prostu nie byłeś na to przygotowany. Przecież ostrzegałam, żeby nie działać pochopnie – powiedziała Mirka, lekko dotykając mojego ramienia. – Na zaufanie trzeba zapracować, a zbliżenie przychodzi z czasem. Staraj się być szczery, rozmawiaj otwarcie, nawet gdy sprawia ci to kłopot. To przecież zrozumiałe, że się boisz. W końcu spędziłeś tyle lat z jedną partnerką, musi być ci teraz trudno odnaleźć się w nowej sytuacji.
– Strach mnie zżera… Rozumiesz, takie przeżycia potrafią zabrać facetowi pewność siebie. Co będzie, jeśli nigdy więcej nie zdołam zbliżyć się do żadnej dziewczyny?
Mirka próbowała mnie uspokoić, delikatnie gładząc plecy, aż w końcu objęła mnie. Wtedy już nie dałem rady trzymać uczuć na wodzy. Poczułem najpierw ścisk w gardle, a zaraz potem łzy pod powiekami. Chciałem nad tym zapanować, ale bezskutecznie.
– Przestań się tak zadręczać, bo mi serce krwawi. Daj sobie czas, wszystko wróci do normy. Jeszcze odnajdziesz swoją radość.
– Dajesz słowo?
Coś się zmieniło
Delikatnie się odsunęła, dotknęła mojej twarzy i skłoniła mnie, bym na nią spojrzał. Czule wytarła kciukiem kroplę, która zatrzymała się przy moich wargach…
– Daję słowo.
Mirka, zawsze pełna ciepła i dobroci, emanująca miłością i troską! Darzyłem ją ogromnym uczuciem. Traktowałem jak siostrę, na moich oczach przeobraziła się z uroczej dziewczyny w wyjątkową kobietę, stając się żoną mojego najbliższego przyjaciela. Kochałem ich obydwoje. To właśnie mnie wybrali na ojca chrzestnego swojego pierwszego dziecka.
Nagle poczułem niezwykłą zmianę. Serce waliło mi jak oszalałe, a każda komórka ciała zdawała się wibrować. Te doznania uświadomiły mi, że wciąż potrafię czuć, że mam w sobie pragnienia. Z wahaniem musnąłem jej wargi. Kiedy odpowiedziała na pocałunek, przyciągnąłem ją do siebie, chłonąc każdą chwilę.
Zatrzymaliśmy się na moment, żeby odpocząć. Wpatrywałem się w nią bez cienia zażenowania. To wszystko było tak niesamowite, że nie sposób było tego żałować. Zarumieniona twarz Mirki, jej lekko potargane włosy, roziskrzone spojrzenie i delikatny uśmiech na ustach – ten obraz zasługiwał na to, by go zachować w pamięci. Ująłem jej twarz w dłonie, musnąłem ustami jej wargi i szepnąłem:
– Dzięki.
Spojrzeliśmy na siebie i już wszystko było jasne, bez zbędnych deklaracji. Świetnie wiedzieliśmy, gdzie leży granica – krzywda Bartka nie wchodziła w grę. Między nami powstała obopólna więź zaufania.
To był wyjątkowy epizod, pełen uniesienia i delikatności – chwila, która pozostanie pięknym wspomnieniem, nie niszcząc naszej przyjaźni. Musiałem ją wtedy pocałować, czułem to całym sobą, jak spragniony wędrowiec łaknie kropli wody. Ten moment był mi potrzebny – dzięki niemu znów uwierzyłem w siebie i odkryłem na nowo własne męskie ja.
Kiedy nastał ranek, od razu sięgnąłem po telefon i zaproponowałem Weronice, żebyśmy znów się zobaczyli.
Mateusz, 41 lat
Czytaj także:
„Po pogrzebie męża okazało się, z kim spałam pół wieku. Jeszcze nie ostygł w grobie, a do mnie pukał jego owoc zdrady”
„Załamałam się, gdy mąż rzucił mnie dla długonogiej małolaty. Nie płakałam długo, bo łzy otarłam w mięśnie kochanka”
„Odkryłam, że mąż zdradza mnie z młodą siksą. Muszę podejść do zemsty na chłodno, bo ma coś, na czym mi zależy”