„Pojechałam w delegację, a mąż miał się zająć domem. Po powrocie zastałam górę prania, zmywania i smród w łazience”

Bałagan w domu i zmęczona kobieta fot. iStock by GettyImages, Michael Blann
„Mój mąż to wygodnicki leń, który uważa, że żona powinna mu usługiwać. - Misiu, nikt nie gotuje tak fantastycznie, jak ty. Co ja bym bez ciebie począł?, Uprasujesz mi koszulę? Proszę, masz złote rączki – byłam głupia, że dałam się nabrać na takie teksty. Po 10 latach małżeństwa mam serdecznie dość”.
/ 13.12.2023 14:30
Bałagan w domu i zmęczona kobieta fot. iStock by GettyImages, Michael Blann

Mój mąż jest jedynakiem. W domu zawsze miał wszystko podane pod nos. Nie brudził sobie rąk sprzątaniem, nie chodził po zakupy, nie pomagał w przygotowywaniu posiłków – zresztą po co, skoro miał od tego matkę.

Teściowa do dziś hołduje zasadzie, że świętym obowiązkiem każdej kobiety jest stanie na straży rodzinnego ogniska, co w praktyce jest równoznaczne z przejęciem pełnej odpowiedzialności za prowadzenie gospodarstwa domowego. Teść nie kiwnie nawet małym palcem i ma jeszcze czelność krytykować małżonkę, co ona znosi pokornie i bez słowa. Podobnie sytuacja wygląda u moich rodziców.

Sama jestem sobie winna

Już jako dziecko przysięgłam sobie, że nie będę taka, jak moja matka – nie będę urabiać się po łokcie i nie pozwolę żadnemu facetowi rządzić mną. A teraz co? Postępuję dokładnie w ten sam sposób, co oczywiście jest na rękę mojemu mężowi. O nic nie musi się martwić, bo od tego jestem ja. Nawet nie dostrzega tego, że to właśnie jego lenistwo doprowadza mnie do szału.

– Jesteś ostatnio jakaś nerwowa, nie rozumiem, dlaczego – kiedy słyszę coś takiego z jego ust, mam ochotę go udusić.

Wiem, że sama sobie jestem winna, ponieważ nie potrafiłam postawić granic. Nie zostałam tego nauczona. Owszem, zdarzyło mi się parę razy wybuchnąć i wykrzyczeć Piotrowi w twarz, że nie będę już dłużej jego służącą. Reagował śmiechem, gdyż doskonale wiedział, że to jedynie puste słowa, za którymi nie idą żadne czyny. Potem płakałam w ukryciu ze złości i bezsilności.

Oczywiście udawałam przed całym światem, że wszystko jest w porządku. Nawet Dorota, moja serdeczna przyjaciółka, nie miała bladego pojęcia, jak naprawdę wygląda sytuacja. Wstydziłam się do tego przyznać, bo nie chciałam wyjść na nieporadną idiotkę.

Czara goryczy się przelała

Moja praca wiąże się ze służbowymi wyjazdami. Nie zdarzają się one często i nie są długie. Wcześniej zawsze ogarniałam mieszkanie, robiłam pranie i zakupy oraz szykowałam mężowi i synowi obiady na zapas – wystarczyło jedynie wrzucić porcję do mikrofalówki i gotowe. Tym razem jednak postanowiłam, że tego nie zrobię. Nie posprzątam i nie przygotuję zapasów jedzenia. Decyzja ta nie przyszła mi z łatwością, niemniej byłam ciekawa rezultatów. Widząc, co się dzieje, Piotr nie krył zdziwienia, ale nic nie powiedział.

– Kiedy wracasz? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.

– W czwartek – odparłam.

– Zadzwoń, jak dotrzesz na miejsce.

Opuszczając Piotra i Adasia na parę dni, z jednej strony czułam niewymowną ulgę, a z drugiej niepokój. Przez cały pobyt w Krakowie zamartwiałam się o moich mężczyzn, ale tłumaczyłam sobie, że Piotr jest przecież dorosłym człowiekiem. Telefon korcił, żeby dzwonić tak często, jak to tylko możliwe, ale powściągnęłam swoje zapędy i ograniczyłam się do informacji, że u mnie w porządku.

To, co zastałam w mieszkaniu po powrocie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wszędzie walały się poplamione ubrania, zlew był po brzegi wypełniony brudnymi naczyniami, w łazience panował totalny syf, a na ławie w salonie piętrzyły się puste opakowania po pizzy. Nie wierzyłam własnym oczom, ręce mi opadły.

– Co to jest? – zapytałam Piotra, starając się panować nad emocjami.

Byłam dosłownie o krok od tego, żeby wybuchnąć.

– A nie miałem czasu posprzątać – wzruszył beztrosko ramionami – a poza tym ty i tak lepiej sobie z tym poradzisz.

Naprawdę niewiele brakowało, żebym przywaliła mu w twarz. Może powinnam tak uczynić, lecz nie pisnęłam słowem. W milczeniu zakasałam rękawy i zabrałam się za sprzątanie, ale to była przysłowiowa wisienka na torcie. Czara goryczy się przelała – dłużej nie mogło tak być. Wiedziałam, że muszę podjąć pewne kroki, bo przeciwnym razie spędzę resztę życia na szorowaniu garów i wyręczaniu innych w ich obowiązkach.

Przedstaw im nową wersję ciebie 

Na drugi dzień zadzwoniłam do Doroty i poprosiłam ją o spotkanie. Po pracy wybrałyśmy się na kawę. Piotrowi powiedziałam, że muszę dłużej zostać w biurze. Trochę kręcił nosem. Wciąż byłam na niego zła, więc jego fochy nie wywarły na mnie wrażenia. Zdobyłam się wobec Doroty na całkowitą szczerość, a kiedy zrzuciłam ciężar z serca, poryczałam się jak bóbr.

– Boże, kochanie, dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś? – przyjaciółka podała mi chusteczkę.

– Było mi głupio – szlochałam. – Co to za baba, co nie umie postawić do pionu własnego męża.

Pozwoliła mi wypłakać się na swoim ramieniu.

– Aśka, spójrz na mnie – jej stanowczy głos przywrócił mnie do rzeczywistości. – Będzie dobrze, tylko czas wprowadzić trochę ulepszeń.

– Jakich ulepszeń? – podniosłam na nią wzrok.

– Piotr cię wykorzystuje, powiedzmy to wprost. A gdzie w tym wszystkim jesteś ty? Przecież twoje potrzeby i uczucia nie są nieważne – ceniłam Dorotę między innymi za trzeźwość myślenia. – Koniec z byciem służącą, czas przedstawić rodzinie nową wersję ciebie.

Przytoczyła przykład znajomej, która była w identycznej sytuacji. Też w pewnym momencie miała dość i porządnie tupnęła nogą. Oznajmiła mężowi, jak będzie wyglądać podział obowiązków w domu i zakomunikowała, że ani jej się śni sprzątać po nim i stawać na rzęsach, aby go zadowolić.

– U nich znalazło to w finał w sądzie, rozwiedli się – podsumowała Dorota – ale ona ma teraz świetnego faceta i jest szczęśliwa.

– Ale ja nie wiem, czy chcę rozwodzić się z Piotrem – zaprotestowałam.

– Przecież to wcale nie jest konieczne, lecz zacznij myśleć głównie o sobie. Nie zastanawiaj się, co będzie, bo nie na wszystko masz wpływ.

– A jak on się nie zmieni? – wyraziłam zaniepokojenie.

– To wtedy zaczniesz się martwić, OK? – uśmiechnęła się Dorota.

Miała rację. Nie mogłam – i nie chciałam – funkcjonować przez kolejne lata w relacji, która nadwyrężała moje zasoby fizyczne i psychiczne. Jeżeli teraz nie zawalczę o swój byt, to przepadnę z kretesem.

Mąż początkowo sądził, że żartuję

Poranek jak zwykle zaczęłam od śniadania – z tą różnicą, że przyrządziłam je wyłącznie dla siebie.

– A gdzie moja porcja? – na twarzy męża malowała się konsternacja.

– W lodówce masz ser, wędlinę i jajka – rzuciłam oschle. – Wychodzisz dziś później, więc przygotuj i dla Adasia.

Nie zwracając na niego uwagi, opuściłam mieszkanie. Siedząc w biurze, standardowo zastanawiałam się, co ugotuję na obiad. Wpadłam na pomysł, że po pracy pójdę na chińszczyznę. Mały zje w przedszkolu, a Piotr… No cóż, to już jego zmartwienie.

Nowe porządki nie spodobały się mojemu mężowi. Celowo robił mi na złość, na przykład zostawiając w zlewie brudne naczynia. Doskonale wiedział, że tego nie cierpię, lecz starałam się udawać, że ich po prostu nie widzę. Nie to, że mnie nie drażniły, ale musiałam wytrwać w swoich postanowieniach i nie ustępować ani na krok.

Zapisałam się na siłownię i kurs malarstwa. Jak byłam zmęczona, odpoczywałam. Przestałam łapać za szmatę, gdy dostrzegłam na podłodze plamkę. Piotrowi tylko mówiłam, co ma zrobić i czym zajmę się ja, po czym nie zawracałam sobie głowy jego działką. Najpierw się śmiał i twierdził, że mi odbiło, lecz dość szybko pojął, że nie żartuję.

Zmienił zatem taktykę i przeobraził się w słodkiego misia, mając nadzieję, że w ten sposób urobi mnie niczym plastelinę. Wiele lat temu złapałabym się na to, lecz tamtej Aśki już nie było. Na wylot przejrzałam Piotra, nie pozwalając mu na manipulacje.

Obecnie nasze małżeństwo przechodzi kryzys. Kierując uwagę na siebie, odebrałam Piotrowi pewien komfort. Przestałam się kręcić wokół niego jak satelita, co strasznie go bolało. Nie miałam żadnych wyrzutów. Piłeczka znajdowała się po jego stronie – albo zaakceptuje nową mnie, albo niech szuka uległej kobiety, która będzie go oporządzać. Trudno. Widzę, że bije się z myślami, lecz ja w żadnym wypadku nie wrócę to tego, co było – nie ma takiej opcji.

Czytaj także:
„Babcia przepisała dom na kościół. Ja się kiszę w wynajmowanej kawalerce, a ta emerytka rozdaje innym majątek”
„Siostra adoptowała Jasia, a potem go poślubiła. Po latach miłość matczyna ustąpiła miejsca tej romantycznej”
„Bratowa na swoich dzieciach nie oszczędza, ale mojemu synowi przynosi używane zabawki w prezencie. Co za tupet”

Redakcja poleca

REKLAMA