„Syn i córka to śmierdzące lenie. Gdy poproszę ich o pomoc w domu, mówią mi, żebym znalazła sobie innego frajera”

zmęczona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Chcesz wiedzieć? Bo po prostu mi się nie chce – oznajmiło moje leniwe dziecko. – Ale mam pomysł! Zatrudnij jakiegoś biednego studenta, który przez wakacje jest bez grosza. To taka tania siła robocza, za pięćdziesiąt złotych zrobi wszystko”.
/ 17.01.2024 07:15
zmęczona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Wychowałam bandę nierobów i wszystko musiałam robić sama. Ale dałam sobie radę przy pomocy pewnego chłopaka i pogoniłam leniwe dzieciaki.

Wszystko na mojej głowie

Mój mąż pracuje jako kierowca; jest jak marynarz, tylko jeździ po lądzie, zamiast pływać po morzu. Nie zmienia to faktu, że czasami wyjeżdża na całe tygodnie. Wszystko spada na moje barki. Włączając w to dzieci. Dzieciaki! Zuchwałe, leniwe darmozjady! Starszy chłopak ma dwadzieścia dwa lata, a córka – dziewiętnaście. Mieszkają z nami, bo gdzie indziej mają tak dobrze jak u mamy? Dostają wszystko podsunięte pod nos – jedzenie, opiekę, a do tego mają swoją własną służącą, sprzątaczkę i kucharkę. To ja pełnię te wszystkie role.

Nigdy nie protestowałam, bo na początku dzieci były malutkie, później trochę podrosły, a teraz niby są już dorosłe, ale... przecież zawsze będą moimi dziećmi. Staszek zarabia dobrze, więc nie musiałam szukać pracy. Zwłaszcza, że w domu jest zawsze coś do zrobienia. I tak, jak to zwykle bywa, pod koniec lata nagle poczułam, że muszę coś zmienić. To, co się potem wydarzyło, przeszło moje najśmielsze marzenia. Wszystko zaczęło się od tego, że potrzebowałam pomocy w codziennych, domowych obowiązkach.

Pewnej soboty, po skończeniu śniadania, zaczęłam rozmowę:

– Marcin, prosiłabym, żebyś mi pomógł przekopać kawałek ogrodu i w końcu zajął się tym trawnikiem. A ty, Paula, pomogłabyś mi umyć okna. Tata wraca za dziesięć dni, więc dom musi lśnić czystością!

– Mamo, serio... – moja córka rzuciła mi pełne zniechęcenia spojrzenie – mam nowe tipsy i mycie okien czy jakiekolwiek inne sprzątanie w ogóle nie wchodzi w grę.

– A jeśli chodzi o ten ogród, to może... jutro? – dodał Marcin.

– Ale jak to, znowu „jutro”? Zawsze mówisz jutro i nic nie robisz! Mam wszystko sama zrobić? – zaczęłam się denerwować. – Wiesz, tata wraca na moje urodziny i chciałabym zorganizować fajną imprezkę, z grillem i takie tam... – próbowałam go przekonać. – Więc, co? Pomożecie mi? – zapytałam, robiąc minę jak Edward Gierek.

– Nie, raczej nie... – Marcin tylko machnął głową. – Przecież mówiłem... jutro.

– A możesz mi powiedzieć, dlaczego nie teraz?

– Chcesz wiedzieć? Bo po prostu mi się nie chce – oznajmiło moje leniwe dziecko. – Ale mam pomysł! Zatrudnij jakiegoś biednego studenta, który przez wakacje jest bez grosza. To taka tania siła robocza, za pięćdziesiąt złotych zrobi wszystko.

Gdyby tylko syn mój miał świadomość, jak te plany wpłyną na jego przyszłość – na pewno by się zastanowił dwa razy. Ale już było po ptakach. Ziarenko, które zasiał, znalazło żyzny grunt. Los, czy może przeznaczenie, również mu sprzyjało.

Zrobiłam tak, jak chcieli

Kiedy próbując jakoś dojść do siebie, poszłam przejść się z psem, tuż przy naszym domu, na latarni, natknęłam się na ogłoszenie, w którym było napisane: „Student gotowy do podjęcia się dowolnego zadania. Sprzątanie w domu, wyprowadzenie psa na spacer, prace ogrodowe, mycie szyb”. Po krótkim zastanowieniu się wyjęłam telefon i zadzwoniłam na podany numer. Uzgodniliśmy wszystko w ciągu kilku minut. A zanim wróciłam z pieskiem do domu, już czekał na mnie „mój” student, uśmiechnięty od ucha do ucha.

Dzieciaki zamknęły się w swoich pokojach, więc nawet nie zdążyły zauważyć, że mamy gościa. Chłopak nazywał się Sebastian i zrobił na mnie dobre wrażenie. I co więcej, nie bał się pracy. Na początek zabrał się za ogród; grządki przekopał w półtorej godziny, a po dwóch następnych godzinach trawnik wyglądał jak z obrazka. Kiedy żywopłot wokół domu przestał wyglądać jak dziki krzak, a zaczął przypominać zielony mur o idealnie równych krawędziach, zarządziłam przerwę na obiad.

Sebastian szybko wyjął z plecaka jakieś bułki, ale spojrzał na mnie z takim strachem, że nie miał odwagi ich nawet rozpakować. Poszliśmy do kuchni, gdzie w piecu były już prawie gotowe skrzydełka z kurczaka w sosie ostro – słodkim, przyrządzonym z chili i miodem. Chłopiec bez wahania przyjął ode mnie sporą porcję, do tego jeszcze sałatkę i pełen talerz frytek.

Poradził sobie z robotą bardzo sprawnie. Gdy dzieci, przyciągnięte zapachem, postanowiły w końcu wyłonić się ze swoich pokoi, on już wyszedł, obiecując, że jutro wróci z samego rana. Za kilka godzin jego ciężkiej pracy dałam mu stówę i muszę przyznać, że chyba nigdy w życiu nie wydałam pieniędzy w tak mądry sposób.

Podejrzewam, że zaczęli zazdrościć

Na drugi dzień, jeszcze zanim zegar pokazał ósmą, Sebastian już harował. Po tym jak w dwie godziny wyczyścił parterowe okna, zgodził się na zaproszenie na śniadanie. Okazało się, że nie zdążył nic przekąsić przed wyjściem, więc dwa kawałki kiełbasy, cztery kromki chleba i dzbanuszek kawy zniknęły w mgnieniu oka.

Około południa wszystkie szyby błyszczały jak lustro. Właściwie mógłby już wracać do domu, ale był jeden mały problem: w porównaniu do idealnie skoszonego trawnika, lśniących okien i starannie przyciętego żywopłotu, reszta ogrodu i dom nie wyglądały zbyt dobrze. Zapytałam go, czy miałby ochotę na kolejne zadanie do wykonania, a on zarumienił się z radości. Przyglądał się ogrodowi jak prawdziwy specjalista i oznajmił:

– Musimy zbudować altanę, przeszlifować drewno, przygotować grunt, wymienić stare deski. Widziałem stacjonarny grill za garażem, moglibyśmy go zainstalować, a tutaj zrobimy ścieżkę z tej super kostki, której zostało dużo po budowie podjazdu... A potem trzeba będzie już tylko posprzątać – uśmiechnął się szeroko.

– Tylko że... to może potrwać nawet cały tydzień – dodał cicho, patrząc na mnie. – I może z tego wyjść z 50 godzin. Ale dla pani mogę to zrobić ze zniżką – szybko dodał.

– Mój mąż niedługo wróci i chcę, żeby dom był nieskazitelny. Proszę, niech pan się bierze do pracy. A zamiast zniżki, zapłacę panu więcej. Za dodatkową kreatywność – powiedziałam.

Tego dnia obiad smakował inaczej. Moje dzieciaki ze smutnymi twarzami dziobały jedzenie widelcem. Sebastian jadł wszystko, co mu podałam, nie przestając mówić, co jeszcze zrobi, naprawi, poprawi. A ja podawałam mu na talerz za talerzem i słuchałam go z radością. Gdy Sebastian podziękował za jedzenie i wrócił do pracy, mój syn nie wytrzymał.

– Jest dla ciebie taki uprzejmy, bo zarabia na tobie pieniądze! – zarzucił z pretensją.

Uśmiechnęłam się szczerze.

– Słuchaj, nie daję mu pieniędzy za to, żeby był dla mnie uprzejmy, ale za pracę, którą robi naprawdę świetnie.

– Jeśli byś mi płaciła, to też bym się tak starał – nie odpuszczał.

– No właśnie, o tym mówię... ja ci płacę. A ty i tak nic nie robisz.

– Płacisz mi? Kiedy?

– Co tydzień dostajesz kieszonkowe, nowe ubrania, różne gadżety, wczasy... I na czyj rachunek to wszystko? Na mój! A ty, zamiast choć trochę mi podziękować, zamiast pomóc w domu, jeszcze narzekasz? I to na kogo? Na Sebastiana? On sam na siebie zarabia, na swoje studia. A przy okazji, to ja płacę za twoje studia. I wiesz co... myślę, że powinnam zacząć ci płacić. Ale to oznacza, że przestanę ci dawać kieszonkowe. Będziesz musiał sam na nie zarobić.

– Ale jak?

– Idź i popracuj z nim! Przy tej altance jest wystarczająco dużo roboty dla was dwojga. Zarobisz tyle samo co on: dwadzieścia złotych za godzinę.

– Jasne! Pokażę ci, że dam radę! – wstał nagle z krzesła.

– Czy Sebastian zostanie na obiad? – nagle zapytała Paula.

– Myślę, że tak.

– Ok, w takim razie ja pójdę na górę i umyję okna – rzuciła niespodziewanie.

Zaskoczona, patrzyłam na nią. Czyżby moja córka wreszcie coś zrozumiała? A może to tylko dlatego, że Sebastian tak jej się podobał i chciała zrobić na nim wrażenie tym, jaka jest pilna? Ale co mi tam! Najważniejsze, że nasz dom będzie czysty jak nowy, od dołu do góry.

Czytaj także:
„Teściowa ubóstwiała sprytnego szwagra, ja byłem życiową niedojdą. Czar prysł, gdy cwaniak zrobił ją na kasę”
„Ojciec wyrzucił mnie i mamę z domu, gdy miałem 6 lat. Zostawił nas na pastwę losu, a teraz chce być moim kumplem”
„Marzyliśmy o nutce pikanterii. Gdy jak napaleni małolaci testowaliśmy sprężyny w materacu, nakryły nas dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA