„Tylko żonie wyznałem, że obstawiłem meczyki i wygrałem fortunę. A ona nasłała na mnie zbirów, by odebrać mi kasę”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, DedMityay
„Tak wysoka wygrana nie trafiła mi się jeszcze nigdy. Poczułem się jak milioner! Oczywiście wiedziałem, że takimi pieniędzmi nie należy się chwalić. No ale własnej żonie chyba jednak można zaufać? Nie wiedziałem, jak bardzo się pomyliłem”.
/ 16.01.2024 21:57
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, DedMityay

Sportem interesowałem się od zawsze. Od małego oglądałem wszelkie telewizyjne transmisje meczów i innych form rywalizacji sportowej. Towarzyszyłem tacie, który znał się na tym jak mało kto. To on zabierał mnie ze sobą na mecze lokalnej drużyny piłkarskiej, cierpliwie tłumaczył mi zasady gry w poszczególnych dyscyplinach sportowych i do znudzenia odpowiadał na moje niezliczone pytania. Kto by przypuszczał, że zaszczepił we mnie bakcyla, który może dać mi jednocześnie szczęście i cierpienie?

Uczyłem się od taty

Uwielbiałem chodzić z tatą na mecze naszej lokalnej drużyny. Był to dla mnie czas wyjątkowy. Z jednej strony spędzałem czas z człowiekiem, którego kochałem, a który w tygodniu poświęcał mi zbyt mało uwagi. Z drugiej strony rywalizacja na boisku pochłaniała mnie bez reszty. Tata cierpliwie tłumaczył mi reguły gry i zdradzał wszelkie istotne dla losów meczu informacje. Uczył, że sport jest nieprzewidywalny, ale jednocześnie pokazywał, jak przewidywać losy spotkania.

Z biegiem czasu przekonałem się, że słynny „nos” mojego taty to nie dar wróżenia z fusów, ale umiejętność kojarzenia faktów, oceniania możliwości, porównywania sił rywalizujących ze sobą drużyn i obliczania prawdopodobieństwa określonych zdarzeń. Uczyłem się tego przy nim, dzięki czemu coraz częściej zdarzało mi się trafnie wytypować wyniki poszczególnych rozgrywek.

I choć pasjonowała mnie zarówno piłka nożna, jak i inne sporty grupowe i indywidualne, to sam nigdy nie przepadałem za byciem czynnym sportowcem. Generalnie ze sprawnością fizyczną było mi średnio po drodze, a osobisty udział w jakiejkolwiek rywalizacji uważałem za stratę czasu i energii. Za to oglądanie wydarzeń na boisku i pokrzykiwanie na zawodników dostarczało mi wiele frajdy.

Nadrabiałem wiedzą

Wiele rzeczy można było o mnie powiedzieć, ale nie to, że wyróżniałem się tężyzną fizyczną. Ponieważ nie biegałem z kumplami za piłką, nie rzucałem do kosza, nie grałem w siatkę, a na rowerze jeździłem tylko wówczas, kiedy to było niezbędne, nie mogłem się pochwalić imponującą sylwetką. Zwłaszcza wśród moich kolegów w szkole średniej wyglądałem, delikatnie mówiąc, mizernie.

Pewnie nawet stałbym się obiektem kpin i prześladowań ze strony silniejszych rówieśników, gdyby nie fakt, że zabłysnąłem wiedzą odnośnie typowania wyników meczów. Z biegiem czasu normą stało się, że koledzy pytali mnie, jak obstawiać, by wygrać.

– Kacper, jakie dziś przepowiadasz wyniki? – padało w szatni.

– Przepowiada to wróżka przyszłość – odpowiadałem. – Natomiast wszystko wskazuje na to, że Kolejorz zdobędzie dziś kolejne 3 punkty na wyjeździe. Ruch ma ostatnio spadek formy, więc na więcej niż bezbramkowy remis w ich wypadku bym nie liczył.

– A Wisła? – dopytywali koledzy.

– Normalnie stawiałbym w ciemno zwycięstwo. Ale dziś grają z Beniaminkiem, który ostatnio już trzy razy z rzędu zaskoczył. Tu wszystko może się zdarzyć. Osobiście będę typował remis.

Wiedza, którą dzieliłem się z kolegami, gdy wybierali się obstawiać zakłady, przyniosła mi dobrą sławę i uznanie nawet wśród starszych roczników. Gdy czasem któryś ze szkolnych awanturników zaczynał szukać ze mną zwady, natychmiast w pobliżu pojawiał się ktoś, kto dzięki mnie wzbogacił się o parę złotych. Niejednokrotnie uratowało mnie to przed śliwą pod okiem, rozbitym nosem czy wybitym zębem.

Czułem, że jestem w czepku urodzony

Dorosłe życie mi się poukładało. Miałem całkiem niezłą pracę, często wpadały też dodatkowe fuchy. Ludzie polecali mnie sobie jako złotą rączkę, bo miałem smykałkę do rozmaitych napraw. Podczas jednej z takich ekstra płatnych robótek poznałem moją przyszłą żonę. Ewa była córką ludzi, u których coś wymagało naprawy. Zupełnie nie pamiętam, co to było, bo gdy tylko otworzyła mi drzwi – przepadłem.

Nigdy nie wierzyłem w te bajki o miłości od pierwszego wejrzenia – a tu proszę, nagle mnie dopadło. Gdy więc po wyjściu z mieszkania rodziców Ewy odczytałem w telefonie wiadomość z nieznanego mi numeru, której treść brzmiała „Zadzwoń, jeśli będziesz chciał mnie zaprosić na kawę. Ewa”, nie potrafiłem uwierzyć w swoje szczęście! Oczywiście zaprosiłem ją nie tylko na kawę, ale i do mojego życia.

Pobraliśmy się jakiś czas później. Kupiliśmy niewielkie mieszkanko – ja miałem trochę oszczędności, rodzice Ewy coś tam dołożyli, a akurat trafiła się okazja.

– Myślisz, że nie będzie dla nas za małe? – zapytałem moją żonę.

– Dla nas dwojga na razie wystarczy – odpowiedziała. – A jeśli kiedyś pomyślimy o powiększaniu rodziny, to zastanowimy się nad zamianą mieszkania na większe.

– Ech, ja to zdecydowanie los na loterii wygrałem, że mam taką mądrą żonę! – westchnąłem.

Niczego nam nie brakowało

Życie zawodowe i rodzinne oraz dodatkowe zlecenia sprawiły, że przestałem chodzić na mecze. Tata już nie był w formie, wolał oglądać sportowe rozgrywki w telewizji. Ja natomiast zwyczajnie nie miałem czasu, zresztą samemu faktycznie nawet by mi się nie chciało wychodzić. Nadal jednak byłem na bieżąco z sytuacją w poszczególnych ligach i od czasu do czasu lubiłem obstawić zakłady.

Oczywiście, nie robiłem tego nałogowo czy bardzo regularnie. Ot, raz na jakiś czas typowałem kilka meczyków. Zazwyczaj obstawiałem wyniki wówczas, gdy wiedziałem, że można sporo wygrać. Traktowałem to jak rodzaj dobrej inwestycji: obstawiałem za pieniądze zarobione na dodatkowym zleceniu i zwykle zwracało się to z nawiązką. Dzięki temu stać nas było na egzotyczne wczasy raz lub dwa razy do roku.

– Kochanie, a co byś powiedziała na wyjazd na Hawaje? – spytałem pewnego razu.

– Na Hawaje? – zdziwiła się. – Przecież to musi kosztować majątek!

– Oj tam, zaraz majątek. Jak się znajdzie dobrą ofertę, to wcale nie jest tak drogo.

– Rozumiem, że już temat sprawdziłeś?

– Oczywiście, Ewuniu, znasz mnie.

– No to jedziemy na Hawaje! – poddała się bardzo szybko.

Ryzyko się opłaciło

Któregoś dnia dysponowałem jednak większą gotówką i postanowiłem obstawić dość nietypowo. Było to ryzykowne, ale się opłaciło. Tak wysoka wygrana nie trafiła mi się jeszcze nigdy. Poczułem się jak milioner! Oczywiście wiedziałem, że takimi pieniędzmi nie należy się chwalić. No ale własnej żonie chyba jednak można zaufać? Nie wiedziałem, jak bardzo się pomyliłem.

Kiedy wyznałem Ewie, że wygrałem kupę kasy, ucieszyła się jak dziecko. Dopytywała, jak to możliwe, więc opowiedziałem jej o tym, jak od małego uczyłem się od mojego ojca typowania najbardziej prawdopodobnych wyników rozgrywek. Nie widziałem nic podejrzanego w jej pytaniach, więc na wszystkie odpowiadałem szczerze. Również na te, dotyczące wypłaty wygranej.

Próbowali mnie okraść

Kilka dni później wracałem od bukmachera z kasą. Wiadomo, wolałem gotówkę, niż przelew, po co to zostawiać tyle śladów, zwłaszcza przy takich pieniądzach. Im mniej osób widzi, jakimi kwotami operuję, tym lepiej. Byłem już całkiem blisko domu, gdy trzech typów wciągnęło mnie do bramy.

– Co jest, panowie, o co chodzi? – zadałem jedyne pytanie, jakie przyszło mi do głowy.

– Nie cwaniakuj, tylko wyskakuj z kasy – warknął jeden z nich, a ja odniosłem wrażenie, że skądś znam ten głos…

– Jacek? To ty? – zaryzykowałem.

– Kacper! Mordo! – zareagował gość ze znajomym głosem. – Niech mnie… Zyga, puszczaj klienta! Powinienem był się od razu domyślić, że chodzi o naszego Kacpra.

To był plan żony

Z Jackiem chodziliśmy do szkoły średniej. Był jednym z tych, którzy korzystali z mojej wiedzy przy obstawianiu zakładów i stawali w mojej obronie, gdy ktoś chciał mi spuścić łomot. Jak widać, historia lubi się powtarzać…

Jacek opowiedział mi ze szczegółami, jak Zyga dostał zlecenie na skrojenie mnie. Zgłosiła się do niego moja żona i opowiedziała ckliwą historyjkę, jak to zabieram jej całą kasę, wydzielam głodowe racje na podstawowe potrzeby, a sam śpię na forsie. Obiecała im całkiem niezłą dolę w zamian za ciężkie pobicie mnie i zabranie mi kasy. Plan był całkiem dobry, nie przewidziała jednak, że jednym z wynajętych zbirów będzie mój kumpel ze szkoły.

Mina mojej żony, gdy wróciłem do domu cały i zdrowy – bezcenna! A wygraną przeznaczę na szybki i bezbolesny rozwód.

Czytaj także: „Noc z przypadkową panną w hotelu dużo mnie kosztowała. Zniknęła z moim portfelem, telefonem i godnością”
„Teściowa ubóstwiała sprytnego szwagra, ja byłem życiową niedojdą. Czar prysł, gdy cwaniak zrobił ją na kasę”
„Ojciec wyrzucił mnie i mamę z domu, gdy miałem 6 lat. Zostawił nas na pastwę losu, a teraz chce być moim kumplem”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA