„Pogodziłam się z tym, że trafię do domu seniora. Ale nie mogłam przeboleć tego, że muszę porzucić mojego kota”

starsza pani, która jest mocno związana ze swoim kotem fot. Adobe Stock, ramonespelt
„– Tam pani będzie lepiej – pocieszała mnie. – Opieka lekarska, pielęgniarska i stały kontakt z osobami w pani wieku… – Nie chcę opuszczać mojego Pączusia. To mój jedyny przyjaciel. – Musi pani go oddać albo uśpić. To moje ostatnie słowo.”
/ 17.09.2021 13:05
starsza pani, która jest mocno związana ze swoim kotem fot. Adobe Stock, ramonespelt

Panie z ośrodka pomocy społecznej pomagały mi się pakować. Zastanawiałam się nad każdą rzeczą. Niewiele mogłam zabrać ze sobą do nowego miejsca – domu spokojnej starości.

– Oj, gdyby jeszcze mnie nogi niosły jak dawniej! – westchnęłam. – Nie ruszyłabym się stąd do samej śmierci!

Niestety, od kilku miesięcy praktycznie nie wychodziłam na zewnątrz

Gdyby nie pomoc innych, umarłabym z głodu!

– Tam pani będzie lepiej – pocieszała mnie Agata, pracownica domu spokojnej starości. – Opieka lekarska, pielęgniarska i stały kontakt z osobami w pani wieku…

Panie z MOPS-u potakiwały, jednak kiedy zobaczyły w moich oczach łzy, zrozumiały, że nie są w stanie mi pomóc. Agata przykucnęła i zapytała, czy źle się czuję.

– Czuję się podle, bo wydaje mi się, że zdradziłam swojego najlepszego przyjaciela.
Niestety, nie może go pani zabrać ze sobą. Rozmawialiśmy już o tym – powiedziała rzeczowo Agata. – Przykro mi.

Nie mogłam tego pojąć.

– Ale dlaczego? – pytałam. – Komu on będzie przeszkadzał? Jest cichutki i czyściutki…
– Pani Rozalio – przerwała mi pani z MOPS-u. – Mogła go pani oddać komuś, albo, no nie wiem, uśpić.

Przeraziłam się.

Uśpić? Mojego kochanego Pączka? Nigdy w życiu! Toż to byłoby morderstwo!

Przyglądały mi się, jakbym mówiła od rzeczy. Nagle zdałam sobie sprawę, że mój ukochany pieszczoch zniknął z pola widzenia.

– Gdzie jest kot? Zabrałyście go?

Wzruszyły ramionami. Ponaglały, tłumacząc się brakiem czasu.

– Pączuś! – wołałam, przechodząc z pokoju do kuchni. – Gdzie jesteś, kochanie? – zawołałam, uchylając drzwi na korytarz.

Podpierałam się na lasce, drobiąc krok za krokiem. Syknęłam, bo kolana paskudnie mi dokuczały, z biodrami też nie było lepiej. Panie z MOPS-u uśmiechały się z ironią.

– Woła pani jak za człowiekiem, a to przecież zwierzę – powiedziała jedna z nich.

Pewnie nigdy nie miała żadnego zwierzątka w domu, nigdy nie przytulała kota, nie głaskała, nie słyszała jego mruczenia. Ja tych czułości zaznawałam przez lata. I jestem z tego dumna.

Przywiązałam się do Pączusia jak do bliskiej osoby

Mój cudny białopopielaty kocurek o zielonych oczach… Nagle po parapecie przemknął cień.

– O! Jest ukochany! – zażartowała Agata.

Wzięłam kudłatego ulubieńca na ręce. Wtulał kosmatą główkę w moją szyję i mruczał głośno. Panie patrzyły zdziwione. Powiedziałam im, że kot mruczeniem okazuje zadowolenie i przywiązanie, a także miłość.

– Nawet nie chcę myśleć co się teraz z tobą stanie, malutki… – szeptałam, głaszcząc go.

Panie zaczęły mi współczuć, pocieszały mnie jedna przez drugą. A Pączek patrzył mi błagalnie w oczy. Przez tyle lat byliśmy razem. Z ludzkiego punktu widzenia był już staruszkiem, ale jeszcze dzielnie sobie radził. Czuł, że szykują się zmiany, lecz pewnie nie przypuszczał, że go zostawię…

– Nigdzie nie idę! Zostaję na własne żądanie! – oznajmiłam im, siadając w fotelu.
– Regulamin wewnętrzny domu spokojnej starości zabrania trzymania przez pensjonariuszy jakichkolwiek zwierząt. – przypomniała Agata po raz kolejny. – Zresztą… Nie dałaby pani rady nim się opiekować, schylić się, żeby uprzątnąć kuwetę, i w ogóle.

Miała rację. Podupadłam na zdrowiu. Potrzebowałam stałej opieki

Jedenastoletnia Ania, córka mojego sąsiada, rozwiesiła kilka ogłoszeń, że oddam kotka w dobre ręce. Parę osób pytało, ale gdy dowiedzieli się, że Pączek ma już 13 lat, rezygnowali. „Za stary” – mówili. W ciągu kilkunastu minut na klatce schodowej zrobił się tłok. Panie z MOPS-u pomagały mi wyjść, Agata dźwigała walizki.

Niechże pani zostawi już tego kota! – powiedziała w końcu, bo zupełnie nie potrafiłam rozstać się z przyjacielem.

Stałam bezradnie, z oczami pełnymi łez. Wydawało mi się, że zaraz serce mi pęknie.

– Nie ruszę się bez niego! – stwierdziłam.

Bagaż powędrował do auta, a panie z MOPS-u delikatnie, ale stanowczo, usiłowały wyciągnąć kota z moich ramion. Nagle Pączek jedną z nich lekko ugryzł, a drugą musnął pazurkami i zeskoczył na schody. Otworzyły się drzwi mieszkania sąsiada. Zwalista postać wydawała się nieść pomoc.

– Weźmie go pan, panie Edku? – zwróciłam się błagalnie do mężczyzny.
– Ja nie, ale znam kogoś, kto się pani ulubieńcem zaopiekuje – uśmiechnął się.

Spojrzałam zaskoczona. Zza jego pleców wyszła Ania, a Pączek wskoczył na jej ręce. Wszystko stało się jasne: Pączuś został z moimi sąsiadami! Po kilku tygodniach pan Edek i Ania mnie odwiedzili. Przynieśli pyszny kompot, a w koszyku pod kocykiem przemycili… Pączka! Mogłam się z nim poprzytulać blisko godzinę. Ania obiecała, że będzie mnie odwiedzać raz na dwa tygodnie. Nie sama. Z Pączkiem, moim ukochanym przyjacielem!

Czytaj także:
Zosia myślała, że to wyrostek. Nikt nie wpadł na to, że dziewczynka rodzi - miała 14 lat
Moja żona była w dzieciństwie molestowana. Wyparła te zdarzenia i doszło do rozdwojenia jaźni
Podczas operacji przeżyłem śmierć kliniczną. Nie boję się śmierci - już byłem po drugiej stronie

Redakcja poleca

REKLAMA