Nauczycielką jestem od lat dwudziestu i dopiero teraz z przykrością stwierdzam, że ja się chyba do tej roboty nie nadaję… W głowie mi się bowiem nie mieści to, co się teraz dzieje w szkole. A po aferze w naszym liceum w Dniu Nauczyciela straciłam już zupełnie nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie lepiej.
Jestem sfrustrowana, bo jako dyrektorce przyszło mi rozstrzygać pewną bardzo przykrą sprawę. I prawdę mówiąc, nie bardzo potrafię to zrobić, bo moim zdaniem obie strony są winne. I nauczycielka, i uczniowie. Poszło o prezent na Dzień Nauczyciela, który postanowili jej zrobić, i który ona przyjęła. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi!
Wiem, że o prezentach dla nas, nauczycieli, krążą prawdziwe legendy. Podobno dostajemy złote wisiorki, kuchenki mikrofalowe i jedynie Pan Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze. Może i gdzieś tak jest, w każdym razie ja w swojej karierze przyjmowałam tylko kwiaty i czekoladki, którymi potem najczęściej częstowałam uczniów.
To ma być prezent dla nauczyciela?!
Owszem, bywają nawiedzeni rodzice, którzy myślą, że drogim prezentem kupią sobie lepszą ocenę dla dziecka. Ale mądry pedagog po prostu takiego podarunku nie przyjmie. A ten niemądry? No cóż, może się naciąć…
Taki problem ma właśnie teraz jedna z moich młodszych koleżanek po fachu, która nie wie, co robić dalej. Zostać w naszej szkole mimo kompromitacji, czy odejść? W dodatku ta decyzja tak naprawdę wcale nie będzie do końca należała do niej, ani nawet do mnie jako dyrektorki i jej przełożonej, bowiem w całą sprawę wmieszało się już kuratorium, uważając, że taki skandal nie służy oświacie.
A wszystko poszło o to, że w internecie ukazały się zdjęcia tej nauczycielki z jej chłopakiem. Zdjęcia dość śmiałe. Nie ma wątpliwości, że zrobili je uczniowie i nawet wiemy, którzy. Jakim cudem im się to udało? Zwyczajnie zastawili pułapkę, a nauczycielka w nią wpadła.
Z okazji Dnia Nauczyciela dali jej bowiem w prezencie bilet wstępu do SPA, z bogatym całodziennym programem. Masaże, sauna, jacuzzi. Bilet nie tylko dla niej samej, ale podwójny. Takie luksusowe zaproszenie dla pary. Musiało sporo kosztować, pewnie z pół tysiąca złotych, ale pani Monika przyjęła je bez mrugnięcia okiem.
– SPA? Naprawdę to jest prezent dla nauczyciela? – byłam zdziwiona. – Rozumiem, książka. Nawet bilet do teatru, ale karnet do SPA? To żart?
No cóż, pani Monika żadnego żartu nie podejrzewała. Poszła do tego SPA z narzeczonym i spędziła tam miłe chwile, oddając się w ręce kompetentnych, ponoć autentycznych tajskich masażystek, które natarły jej ciało jakimiś mazidłami i układały na nim gorące kamienie. Ona i narzeczony występowali podczas masażu rozebrani do pasa. A wszystko nagrywała ukryta kamera…
Owszem, takie kamery są zabronione i w normalnych warunkach nikt by ich nie zamontował, ale pani Monika nie zorientowała się, że SPA prowadzi matka jednego z jej uczniów, którego… rok wcześniej nie dopuściła do matury! To on był tak naprawdę fundatorem prezentu i autorem tej paskudnej zemsty. Koledzy z młodszej klasy tylko mu pomogli doręczyć znienawidzonej nauczycielce zaproszenie, wietrząc w tym dobrą zabawę.
Tamte kawały nie krzywdziły nikogo
Frywolne zdjęcia nauczycielki natychmiast zrobiły furorę w sieci i wywołały burzliwą dyskusję na temat powagi zawodu nauczyciela i tego, jak bardzo bywamy przekupni.
– Ciekawe, ile dobrych stopni wstawi teraz za te gorące kamienie na plecach! – pisali internauci.
No cóż, być może już niewiele, bo pewnie wyleci z pracy. Kuratorium na razie żąda zawieszenia jej w obowiązkach. Paskudne zakończenie szkolnej kariery… I gdzieś tam w głębi serca nawet jest mi jej trochę żal.
Z łezką w oku wspominam czasy, gdy młodzież była nie tyle złośliwa, co pomysłowa. Mojej ulubionej historyczce nasza klasa urządziła na przykład przedstawienie. Każdy z nas, uczniów, przebrał się za inną postać historyczną i nauczycielka musiała odgadnąć, za kogo. Za dobre odpowiedzi dostawała czekoladkę od dziewczyn, a kwiatka od chłopaków.
Czasami było mniej przyjemnie, choć nadal śmiesznie. Koledze po fachu, zakochanemu w swoim samochodzie uczniowie zdołali wmówić, że mu go ukradli! Na dowód pokazali drzwiczki od malucha, kupione gdzieś na szrocie, twierdząc, że to wszystko, co zostało z jego auta. Kolega tylko cudem nie padł na zawał! Gdyby to był prima aprilis, to pewnie byłby ostrożniejszy, ale w Dzień Nauczyciela niczego nie podejrzewał…
Tamte kawały lubiłam i tamtą szkołę. Ta dzisiejsza już nie jest dla mnie. I to zarówno przez nauczycielkę, jak i przez uczniów, którzy ją sfotografowali. Wszyscy są za to odpowiedzialni.
Czytaj także:
„Uczniowie grozili mi pobiciem, jeśli postawię im jedynki na koniec roku. Ci małoletni bandyci czuli się totalnie bezkarni”
„Przez rodzinne niesnaski, nauczycielka miała mnie za śmiecia. Chciałam, by mi za to zapłaciła, lecz zemsta nie była słodka..."
„Synowi dokuczali w szkole, więc żona zarządziła nauczanie domowe. Problem w tym, że to ja miałem robić za nauczyciela”