Większość czasu spędzałem w pracy. Kończyłem dyżur w jednym szpitalu i rozpoczynałem w drugim. Do mieszkania wpadałem zmienić bieliznę i wziąć szybki prysznic. Nikt tam na mnie nie czekał. Żona pracowała w Londynie, a syn studiował.
Monika obiecała, że wróci, gdy wreszcie ukończę budowę domu. Starałem się pracować jak najwięcej, by wystarczyło pod koniec miesiąca na opłacenie budowlańców. Zarabiałem sporo, ale gdybym zarabiał więcej, prace na budowie postępowałaby znacznie szybciej.
A Monika szybciej wróciłaby do domu
– Doktorze, wzywają pana do dyrekcji – powiedziała oddziałowa. – To pewnie w sprawie doktora Mariusza – westchnęła.
– Czego oni jeszcze od niego chcą? – zapytałem.
Mariusza pochowaliśmy dwa tygodnie temu. Miał 43 lata, osierocił żonę i dwoje dzieci. To był jeden z wielu wypadków, które zdarzają się każdego dnia. Rozkojarzony Mariusz wszedł na przejście dla pieszych, kiedy miał jeszcze czerwone światła. Nie miał szans z rozpędzonym Fordem, który w niego uderzył.
Nikt nie wini kierowcy, który spowodował wypadek. On także nie miał żadnych szans wyhamować lub przynajmniej ominąć faceta, który dosłownie nagle wpadł na pasy, patrząc w ekran telefonu.
– Panie Adamie – zaczął dyrektor. – Myślę, że wszyscy wiemy, z jakiego powodu tak naprawdę stał się ten wypadek. Doktor Mariusz pracował ponad swoje siły i pod koniec był już wrakiem człowieka. Pan wie, panie Adamie, że nawet gdyby nie ten wypadek, nasz Mariusz prędzej czy później kopnąłby w kalendarz. Pan też ma niebezpieczne zapędy, proszę więc potraktować ten wypadek jako przestrogę i wziąć zaległy urlop. Pracuje pan ostatnio jak dziki osioł.
O nagłej śmierci doktora Mariusza mówiono, że zabił go stres i przepracowanie. Wyszedłem z gabinetu dyrektora, ale nie przejąłem się jego ostrzeżeniami. Musiałem przecież pracować, żeby szybciej wykończyć dom. Zadzwoniłem do żony. Powiedziałem o śmierci kolegi.
– Proszę cię, nie pracuj tak dużo jak on. Dom nie musi być gotowy jeszcze w tym roku – przekonywała. Wyraźnie się tym wszystkim przejęła. Ja jednak nie zwracałem na to uwagi.
Im krótsza rozłąka, tym lepiej dla związku
Monika pracowała jako rehabilitantka w domu opieki. Zarabiała kilka razy tyle, co fizjoterapeuta w polskim szpitalu. Nie wspomniałem żonie o tym, co mówią o pracoholizmie Mariusza. Bo i po co? Sam też nie byłem do końca "święty". Potrafiłem pracować przez dwa całodobowe dyżury. Pielęgniarki mnie podziwiały i żartobliwie pytały, co robię, że potrafię tyle siedzieć w szpitalu.
Odpowiadałem, również żartem, że to cudowna kawa sprowadzana z Brazylii. Tak naprawdę czułem się wykończony, ale nie mogłem odpuścić. Nie chciałem dłużej mieszkać bez żony ani żeby ona tułała się po świecie beze mnie.
Pewnego dnia, po dyżurze ponad godzinę siedziałem w łazience i patrzyłem w lustro. Nie mogłem rozpoznać swojej twarzy. Byłem wrakiem człowieka. Miałem poszarzałą, zapadniętą twarz i wyraźnie zaznaczone kości policzkowe. Przez to, że ciągle byłem w pracy, bardzo mało i rzadko jadłem.
Tego dnia czułem się bardzo źle
Byłem zmęczony, kręciło mi się w głowie i czułem się, jakbym przez 2 ostatnie dni imprezował bez przerwy.
– Co się z panem dzieje? – zapytał mnie dyrektor, gdy spotkałem go potem na korytarzu.
Bałem się, że gdy do mnie podejdzie, pomyśli, że jestem pijany. Odwróciłem się więc plecami i usiłowałem udać, że nie słyszę. On jednak nie dawał za wygraną.
– Unika pan swojego dyrektora? Aż tak jestem groźny? – uśmiechnął się. – A ja mam dla pana ważną wiadomość. Musi pan przez jakiś czas pełnić obowiązki ordynatora. Pański szef wyjeżdża na miesięczny staż zagraniczny.
Zgodziłem się, bo nie miałem innego wyjścia. Co oznaczało bycie ordynatorem? Jeszcze więcej pracy, jeszcze większą wypłatę, jeszcze szybciej skończony dom... Przez ten miesiąc pracowałem prawie bez żadnej przerwy. Sypiałem w kanciapie lekarzy dyżurnych, jadłem kanapki z automatu w korytarzu i wlewałem w siebie hektolitry kawy.
Kiedy mój ordynator wrócił ze stażu, od razu zawołał mnie do siebie.
– Panie doktorze... Czy pan ostatnio w ogóle spał? Wygląda pan jak nieszczęście. Zaczynamy się z dyrektorem poważnie o pana martwić. To zastępstwo nie było dobrym pomysłem.
Następnie sprzedał mi porządną reprymendę i wysłał na urlop dla poratowania zdrowia. Nie chciałem tego, ale czułem, że rzeczywiście mam problem.
Wieczorem zadzwoniłem do Moniki
– Budowa jest prawie zamknięta. Pozostało wykończenie wnętrza. Mogłabyś już wrócić?
– Prace wykończeniowe zajmują najwięcej czasu. Kochany, to jeszcze potrwa z pół roku.
– Monika, będę pracował teraz mniej – zniżyłem głos.
– Dlaczego mniej? – zaniepokoiła się.
– Muszę odpocząć… Przyjedź. Bardzo cię proszę.
Nie chciała, uważała, że panikuję. W końcu wyznałem jej prawdę:
– Chyba jestem pracoholikiem... Przez ostatni miesiąc prawie nie wychodziłem ze szpitala. Mało spałem, mało jadłem, ciągle chciałem coś robić. Najpierw po to, żeby mieć więcej kasy na wykończenie domu, ale wiesz... to się chyba wymknęło spod kontroli... Bywało, że w pracy zasypiałem na siedząco i nie mogli mnie dobudzić. Chcę z tym skończyć!
Nie dałbym sobie rady, gdyby nie wsparcie żony. Monika wróciła. Gdy mnie zobaczyła na lotnisku, chwyciła się za głowę.
– Adam! Wyglądasz jak duch!
W szpitalu wziąłem ten cały urlop. Trzy tygodnie. Zawiesiłem też bezterminowo współpracę z drugim szpitalem.
Żona miała mi za złe
– Mogłeś umrzeć, głuptasie! Nie mam zamiaru zostać młodą wdową!
Pojechaliśmy do centrum psychoterapii skupiającego się na leczeniu uzależnień, w tym pracoholizmu. Poddałem się leczeniu. Po kilkumiesięcznej terapii w końcu dojrzałem do tego, aby podjąć odważny krok.
Zrezygnowałem z pracy w szpitalu i znalazłem zajęcie w poradni leczenia bólu. Do pracy w szpitalu jeszcze wrócę, gdy uznam, że wyleczyłem się z uzależnienia. A to jeszcze potrwa… Monika założyła własną działalność gospodarczą. Prowadzi gabinet rehabilitacji. Zarabia przyzwoicie, więc prace wykończeniowe w naszym domu posuwają się naprzód.
Czytaj także:
„Prawie doszło do tragedii, kiedy zbagatelizowaliśmy ten pozornie mały wypadek nad jeziorem. To była cenna lekcja”
„Żona poszła do pracy, a ja zostałem ojcem na pełen etat. Kumple mnie wyśmiewali, że w głowie mam tylko zupki i pieluchy”
„Pomogłam kuzynce, a ona bez mrugnięcia okiem wyrolowała mnie na sporą sumę. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach”