Nie podobało mi się jego zachowanie, nie chciałam sobie na to pozwolić? Wydawało mi się, że szef chce wykorzystać swoją pozycję, jednak miał na myśli coś zupełnie innego.
Chciałam mieć własne pieniądze
Pod koniec studiów szukałam jakiejś pracy, żeby sobie dorobić. Generalnie miałam tego farta, że nie musiałam pracować. Dostawałam stypendium naukowe, a mama całkiem nieźle zarabiała i powiedziała, że jeśli będę się zajmowała nauką tak, jak powinnam, to do obrony nie muszę pracować, chyba że wymyślę sobie wydatek na coś ekstra. Z oczywistych powodów układ mi odpowiadał i pracowałam tylko w wakacje. Teraz jednak myślałam już o tym, że już niewiele zostało do końca, a ja chciałabym wreszcie się trochę usamodzielnić.
Szukałam więc jakiejś pracy biurowej. Kończyłam filologię angielską i romańską, więc mogłam też trochę robić w roli tłumacza. No i się udało – znalazłam pracę w dużej firmie kosmetycznej. Miałam być drugą sekretarką i zajmować się m.in. korespondencją, w tym z kontrahentami zagranicznymi. Bardzo mi to odpowiadało.
Zespół był młody, a moja koleżanka z biurka obok była bardzo gadatliwą i sympatyczną dziewczyną, kilka lat starszą ode mnie. Wyglądałyśmy trochę jaj Flip i Flap, bo ona była wysoka i mocnej budowy, by nie rzec – pulchna, a ja niewysoka i bardzo szczupła, ale mimo to bardzo się zakumplowałyśmy i po paru tygodniach pracy już regularnie spotykałyśmy się poza pracą.
Naszym szefem był bardzo dystyngowany i poważny jegomość. Był to już starszy mężczyzna w wieku moich rodziców, któremu z włosów zaczynała się robić siwa koronka wokół głowy. Edyta bardzo go lubiła i mówiła, że takiego szefa ze świecą szukać, bo nie dość, że uczciwy i wypłata zawsze na czas, to jeszcze dobrze wychowany.
Zauważyłam, że dziwnie mi się przygląda
Po około pięciu czy sześciu tygodniach pracy zauważyłam, że szef zaczął dziwnie na mnie patrzeć. Kiedy mijaliśmy się gdzieś na terenie firmy, zatrzymywał się i przyglądał mi się bez zażenowania. Kiedy przynosiłam do jego gabinetu projekty jakichś pism, zanim coś powiedział, patrzył na mnie długo i do dopiero po chwili odpowiadał albo tylko dziękował za przyniesione dokumenty.
– Edyta on się od jakiegoś czasu dziwnie na mnie gapi – wyszeptałam do koleżanki obok, gdy tylko wyszłam z gabinetu.
– Zdaje ci się, on nie robi takich rzeczy. Zresztą po co?
– Nic mi się nie zdaje! Ogląda się za mną, jak go pytam, czy coś dodać, zmienić, to zanim odpowie, patrzy na mnie w milczeniu przez dłuższą chwilę i dopiero się odzywa. Czasem nie wiem, jak się zachować!
Edyta wzruszyła ramionami i powtórzyła tylko, że to dobry szef, i że ona pracuje tam już 6 lat i nigdy nie było żadnych afer z jego udziałem. Westchnęłam tylko, bo co miałam zrobić? Może rzeczywiście wyobrażam sobie coś, czego nie ma?
Szybko jednak okazało się, że wcale mi się nic nie uroiło. Kilka dni po tym, jak zwierzyłam się Edycie z problemu, poszłam znowu zanieść jakieś projekty pism przełożone na język francuski. Szef bowiem wolał wersje papierowe – maile i tak potem drukował. Kiedy kładłam kartki na jego biurku, położył mi rękę na dłoni. Szybko i odruchowo wyszarpnęłam dłoń i popatrzyłam na niego.
– Przepraszam, ja tylko…
– Co pan robi? – powiedziałam oburzona. Dotknięcie dłoni to niby nic, ale jakoś nie czułam się dobrze z tym, że starszy koleś narusza moją strefę komfortu.
– Proszę, niech mnie pani posłucha…
– Proszę nigdy więcej mnie nie dotykać – powiedziałam i wyszłam
Zastanawiałam się potem, czy nie zareagowałam na wyrost. W sumie nic takiego się nie stało. Zaczęłam się nawet denerwować, czy nie stracę pracy. Pierwsza, jaką znalazłam i to taka poważniejsza niż sezonowe zajęcie na wakacje… Trochę głupio, zwłaszcza że zarówno firma, jak i szef cieszą się dobrą opinią. Próbowałam więc przestać o tym myśleć i nawet nieźle mi szło. Szef od tego czasu nawet przestał mi się tak przyglądać, jak to robił dotychczas.
Zrobił to kolejny raz
Wszystko było dobrze do pewnego momentu. Któregoś dnia Edyta się pochorowała, a mnie wtedy doszły dodatkowe obowiązki, typowo sekretarskie, jak parzenie kawy. Przyniosłam ją więc szefowi, a gdy stawiałam kubek i cukier na biurku, on podszedł z tyłu i najpierw dotknął mojego ramienia, a potem mojej ręki i obrócił mnie twarzą do siebie.
– Proszę mnie nie dotykać – powiedziałam i zrobiłam krok w tył.
– Izo… znaczy… pani Izo… proszę mnie posłuchać… – poczułam, że mocniej zaciska dłoń na moim ręku. Wyrwałam ją więc i wyszłam szybko z gabinetu.
Cała drżałam i postanowiłam dłużej nie zwlekać. To tylko dyrektor, nie prezes, więc postanowiłam pójść do kadr i to zgłosić. Miałam nadzieję, że jego przełożeni coś z tym zrobią. Może ktoś inny by się na to zgodził, ale nie życzę sobie, by obcy facet mnie dotykał – pomyślałam.
Do końca dnia już go nie widziałam. Ledwo zresztą udało mi się wysiedzieć, bo czułam się źle z całą tą sytuacją. Przez dodatkowe obowiązki, jakie miałam teraz, musiałam zostać chwilę dłużej w pracy. Większość pracowników już dawno wyjechała swoimi autami, gdy ja zeszłam do parkingu podziemnego po swoje auto. Nie mogłam uwierzyć – oparty o nie stał szef.
– Niepotrzebnie to zrobiłaś – powiedział, gdy mnie zobaczył. – Nic nie rozumiesz.
– Prosiłam, żeby pan mnie nie dotykał, a teraz co? Przyszedł pan mnie nastraszyć?
Uśmiechnął się smutno i pokręcił głową.
– Naoglądałaś się za dużo filmów – powiedział i dodał. – Musisz o czymś wiedzieć, ja nie mogę w to uwierzyć, ale… to musi być prawda. Los był dla mnie łaskawy… – a w jego oczach pojawiły się łzy. Pomyślałam, że zwariował, ale czekałam na dalszy ciąg wypadków.
– Właściwie to pomogło to, że mamy lato i że założyłaś ostatnio bluzkę z większym wycięciem na plecach.
– No teraz to już pan…
– Cicho, daj mi skończyć… Masz tam znamię, takie specyficzne, z drobnych, gęsto osadzonych piegów, w kształcie trójkąta.
– No mam… – zamrugałam zdziwiona.
– Patrz… – powiedział i odsłonił to samo ramię u siebie. Dokładnie w tym samym miejscu miał prawie identyczne znamię. – Twoją mamą jest Marzena. Sprawdziłem w papierach i data urodzin mniej więcej się zgadza…
Nie mogłam w to uwierzyć
Zrobiło mi się gorąco – zaczynało do mnie docierać, dokąd zmierza ta rozmowa.
– Zapytaj proszę mamę, nie daj się zbyć. Uważam, że jestem twoim ojcem. Twoja mama, jeszcze jak była w ciąży, bardzo się na mnie pogniewała. Byłem głupim gnojkiem… ale pozwoliłem jej odejść i nigdy nie szukałem. Ciągle jednak myślałem o tym, że przecież była w ciąży… i los nagle podrzucił mi tu ciebie.
– Gdzie się poznaliście?
– Oboje jesteśmy ze Szczecina. Do Warszawy przeprowadziłem się jakieś 10 lat temu, jak objąłem stanowisko dyrektora. Wy od kiedy mieszkacie w Warszawie?
– Nie mieszkamy, ja studiuję, ale mieszkamy w Łodzi od 8 lat. Mama przeniosła tam firmę – mówiłam, w sumie nie wiem czemu.
– Porozmawiaj z mamą, proszę – powiedział i odszedł. Zostawił mnie z niezliczoną ilością pytań.
Jechałam do domu, ledwo dając radę skupić się na prowadzeniu auta. Mama wróciła dopiero wieczorem. Tata przyjechał razem z nią. Gdy tylko przekroczyli próg mieszkania, rzuciłam się do nich ze łzami i wykrzyczałam wszystko, co usłyszałam na parkingu. Miałam nadzieję, że mi przerwą, powiedzą, że to jedna wielka bzdura i jakiś wariat ma urojenia. Chyba tego oczekiwałam najbardziej. Tymczasem mama powiedziała:
– Usiądźmy w salonie. Musimy porozmawiać…
Matka mnie okłamała
Tata westchnął i ruszył za nią. Emocje, które we mnie buzowały, prawie rozerwały mnie na strzępy, gdy słuchałam opowieści mamy. Rzeczywiście – poznała Henia wiele lat temu. Nawet nie pamięta, przy jakiej okazji. Byli bardzo młodzi, kiedy zwyczajnie i po ludzku wpadli. Nie byłam planowanym dzieckiem. Henryk nie był zainteresowany zakładaniem rodziny ani braniem ślubu z mamą. Zresztą podobno się nawet nie kochali – ot, po prostu zdarzyło się im parę razy pofiglować.
Nie mogłam uwierzyć. Do tej pory byłam przekonana, że owszem – byłam poczęta przed ślubem rodziców, ale chcieli mnie mieć i po prostu skupili się na zorganizowaniu życia, a dopiero potem dopełnili formalności. Mój tata był wpisany w mój akt urodzenia.
– Myślałam, że nigdy się nie dowiesz. Nasze drogi się rozeszły, nigdy się ze sobą nie kontaktowaliśmy. W życiu bym nie powiedziała, że takie coś może się przytrafić… – powiedziała mama.
– Ale okłamałaś mnie! Czemu nic mi nie powiedziałaś?
– Po co? Twój tata cię kocha, ten człowiek nie miał z nami żadnego kontaktu. Potem jeszcze się przenieśliśmy do Łodzi, ty poszłaś na studia do Warszawy… jaki był sens o tym mówić? Jakie było prawdopodobieństwo, że coś takiego wyjdzie na jaw?
– Nieważne, jakie! – powiedziałam oburzona.
Nie mogłam w to uwierzyć. I tak, chociaż w pewnym sensie moje życie runęło w posadach, to jednak wyszło z tego coś korzystnego, a przynajmniej na takie się zapowiadało.
Następnego dnia poszłam do pracy. Edyta była jeszcze chora. Kiedy więc przyniosłam kawę szefowi, usiadłam po drugiej stronie jego biurka i tym razem sama złapałam go za dłonie.
– Chciałabym cię poznać – powiedziałam, a w jego oczach zobaczyłam łzy wzruszenia.
Dalej jestem zła na moją matkę, bo wszystko mogło potoczyć się inaczej. A może nie? W każdym razie teraz chcę poznać swoją historię i korzenie. Nie wiem, czy będę w stanie kiedykolwiek powiedzieć do Henryka „tato”, ale uważam, że każdy powinien mieć drugą szansę, jeśli o nią prosi. Może i postąpił głupio, ale moja mama też nie zachowała się idealnie.
Czytaj także:
„Ja harowałem na obczyźnie, a żona martwiła się hybrydą na paznokciach. Wygodnie jej było, póki miała co do garnka włożyć”
„Jestem masażystką i mam dystans do ludzkiego ciała. Ale temu boskiemu adonisowi nie mogłam się oprzeć”
„Rodzice nie zgodzili się na ślub z sąsiadką. Myślałem, że żyję w XXI wieku, a okazało się, że nadal mamy średniowiecze”