„Ja harowałem na obczyźnie, a żona martwiła się hybrydą na paznokciach. Wygodnie jej było, póki miała co do garnka włożyć”

zmęczony mężczyzna fot. Getty Images, WC.GI
„Marzena nigdy niczego od siebie nie zaproponowała. Zazwyczaj na drugi dzień po takiej rozmowie dostawałem wyszczególnienie ich potrzeb, na które miałem przelać pieniądze. Ona siedziała w domu, żyła wygodnym i bezpiecznym życiem, a ja cały czas myślałem o tym, jak związać koniec z końcem”.
/ 24.01.2024 19:15
zmęczony mężczyzna fot. Getty Images, WC.GI

Kilkanaście lat pracy w obcym kraju mocno dało mi w kość. Byłem zmęczony nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Niestety, moja żona tego nie zauważała, pewnie tak było jej wygodnie.

Byłem już tym bardzo zmęczony

– Andrzej, poradzisz sobie! Wszystko się jakoś ułoży! Obrotny z ciebie facet – paplała Marzena. – Mnie nigdy by się nie chciało wyjechać do obcego kraju. Ty bez problemu dajesz sobie radę, a jeszcze teraz ten awans! To dla nas świetna opcja!.

– Serio? – odparłem, bo spodziewałem się tego, że moja żona wreszcie powie, żebym wracał do kraju i wreszcie mógł być blisko rodziny.

Nie miałem już siły na taką harówkę. Chciałem porozmawiać na ten temat z Marzeną już dawno, od wielu dni układałem sobie w głowie zdania, które jej powiem. Stwierdziłem, że tym razem muszę być stanowczy i postawię na swoim. Dość miałem rozłąki i tego, że muszę utrzymywać naszą rodzinę sam. Chciałem na nią wpłynąć, by może wreszcie ona poszukałaby jakiegoś zajęcia, by mnie trochę odciążyć. Nie powiem, planowałem ją do tego nawet zmusić.

Zbliżałem się do pięćdziesiątki i najlepsze lata życia spędziłem poza domem. Marzyłem o tym, by budzić się w swoim łóżku, ze swoją żoną i spędzać czas z dziećmi, które znałem praktycznie tylko z rozmów na skypie. Nie można tego nazwać więzią, brakowało mi tego bardzo. Jednak niepotrzebnie powiedziałem Marzenie o propozycji swojego kierownika.

Niemiec docenił mnie po latach pracy i zaproponował, bym został jego zastępcą jako mistrz zmiany. Ja, niewykształcony facet z małej wioski, miałem zostać osobą pilnująca pracowników w zakładzie rozbioru mięsa. Tak, to była wielka szansa. Do tej pory byłem zwykłym trybikiem w wielkiej maszynie, w kieracie, w którym odmrażałem sobie ręce.

– Kochanie, to cudowne! Będziesz teraz rządził tymi Niemcami i innymi robotnikami – krzyczała ze szczęścia moja żona.

Szkoda tylko, że nie pomyślała o mnie, o nas, o naszej rodzinie. O tym, że nie mam już siły na takie życie. I nie mam już do tego zdrowia.

Ja miałem zarabiać, a ona wydawać

Pracowałem w Niemczech już 15 lat. Mieszkałem z bandą mało ambitnych chłopaków w podobnym wieku w obskurnych pokojach robotniczych. Ich jedynym zajęciem po pracy było sączenie taniego alkoholu i granie w karty. Niektórzy z tęsknoty zabawiali się z paniami o wątpliwej reputacji. Nic z tych rzeczy mnie nie interesowało. Naprawdę ciężko pracowałem, by mojej rodzinie żyło się dobrze. Do kraju zjeżdżałem tylko na święta i raz w roku na dwutygodniowe wakacje. Czy tak wygląda prawdziwe życie?

Przyznaję, że to ja poradziłem Marzenie, by zrezygnowała z pracy, w której zarabiała marne grosze, a przez szefa była traktowana jak miernota. Wspólnie ustaliliśmy, że najpierw zajmie się domem i dziećmi, a za jakiś czas poszuka lepszego zajęcia.

Nie do końca jednak się zrozumieliśmy, bo moja żona nie miała zamiaru przeglądać ofert pracy. Zaciskałem zęby przez cały czas. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że prowadzenie domu i opieka nad dziećmi to także jest ciężka praca, ale dzieci miały już po kilkanaście lat i były już mocno samodzielne. A ich potrzeby rosły z każdym rokiem…

Naprawdę byłem tym coraz bardziej sfrustrowany, bo dodatkowe pieniądze wiele by ułatwiły. Powtarzałem to Marzenie wielokrotnie.

– Kochanie, od czegoś trzeba zacząć. Nie od razu Kraków zbudowano – starałem się jej tłumaczyć.

– Andrzejku, muszę to sobie wszystko na spokojnie przemyśleć – tak zawsze kończyły się nasze rozmowy na ten temat.

Marzena nigdy niczego od siebie nie zaproponowała. Zazwyczaj na drugi dzień po takiej rozmowie dostawałem wyszczególnienie ich potrzeb, na które miałem przelać pieniądze. Fryzjer, bo odrosty, manikiurzystka, bo lakier odpadł, prywatne lekcje angielskiego dla dzieci, i tak dalej. Ona siedziała w domu, żyła wygodnym i bezpiecznym życiem, a ja cały czas myślałem o tym, jak związać koniec z końcem.

Mam się z nią rozwieść, by zrozumiała?

Przez jakiś czas myślałem o tym, aby ściągnąć swoją rodzinę do Niemiec, gdzie moglibyśmy zacząć życie od nowa. Dzieci jeszcze wtedy nie chodziły do szkoły, więc wszystko byłoby łatwiejsze. Ale Marzena od razu odrzuciła tę myśl. Bo nie chciała zostawić naszego miasteczka, znajomych i rodziny. A ja mogłem to zrobić? Tak, bo najważniejsza była dla mnie rodzina.

Wszyscy moi znajomi widzieli to, czego ja nie potrafiłem dostrzec. Marzena była egoistką. Koledzy ze starej pracy mówili, że muszę postawić sprawę na ostrzu noża, czyli zagrozić rozwodem, by Marzena wzięła się do roboty.

– Andrzej, wszystko jest dla niej ważniejsze niż ty. Jej jest wygodnie tak, jak jest. Dzieci zajmują się sobą i po co ma się zamęczać szukaniem jakiejś pracy? Przemyśl to sobie chłopie, bo się zajedziesz.

Byłem w kropce. Z każdym tygodniem było mi coraz ciężej. Nie cieszyłem się z nowego stanowiska pracy, mimo że praca była lżejsza. Za to spadła na mnie większa odpowiedzialność. Atmosfera też się nieco popsuła, bo polscy pracownicy zaczęli uważać mnie za lizusa, który nie zasłużył na awans ciężką pracą, ale przymilaniem się szefowi. Doszło już do takich sytuacji, że unikałem dawnych kolegów. Chciałem to wszystko rzucić w cholerę i zniknąć bez śladu.

Może by i do tego doszło, gdyby w pracy nie wydarzył się wypadek. Przez nieuwagę jednego z pracowników spadł na mnie z wózka widłowego ładunek towaru. Doznałem złamania czterech żeber i uszkodzenia kręgosłupa. Na szczęście wszystkie koszty związane z leczeniem zostały pokryte z ubezpieczenia, jednak czekała mnie dłuższa rehabilitacja i szefostwo zdecydowało się odesłać mnie do kraju.

Liczyłem na to, że szybko dojdę do siebie i wrócę do pracy, ale miesiąc po powrocie zacząłem odczuwać coraz większe bóle w plecach. Potrzebna była kolejna diagnostyka, operacja i kolejne zabiegi. To mnie załamało, bo po kilku miesiącach praktycznie nie było już śladu po naszych marnych oszczędnościach.

Miałem wyrzuty sumienia, że doszło do tej sytuacji, która przecież nie była moją winą. Marzena widziała, że coś mnie męczy, więc wtedy zdobyłem się na odwagę i wreszcie zdołałem z siebie wyrzucić wszystko, co mnie męczyło przez ostatnie lata. O tym, że chciałem zniknąć, że czułem się przytłoczony. Powiedziałem jej też o swoim obecnym samopoczuciu, które nie było najlepsze. O samotności, która mi dokuczała i o strachu przed przyszłością.

Przestraszyła się nie na żarty

Również Marzena zdobyła się na szczerość. Okazało się, że przez te kilkanaście lat nawzajem przed sobą udawaliśmy. Żałowałem, że nigdy nie dałem jej do zrozumienia wprost, co mnie boli. Moja żona też cierpiała na swój sposób, ale zaciskała zęby. Też czuła samotność i była zdenerwowana. Obydwoje baliśmy się, że nasze małżeństwo nie przetrwa rozłąki.

– Kochanie, ty miałeś mnie za leniwą i wygodną babę, a ja po prostu boję się, że praca, którą będę wykonywać, będzie niewiele warta. Nie mam żadnego konkretnego fachu w rękach, wiesz dobrze, że nie kształciłam się nigdy w żadnym konkretnym kierunku. Sama nie wiem, co ja mogę robić dobrze… – powiedziała ze łzami w oczach.

– Marzenko, musisz przestać tak mówić. Zastanów się, co sprawia ci przyjemność i czym chciałabyś się zająć. Jakoś to wszystko ułożymy! – przytuliłem Marzenę pierwszy raz od długiego czasu.

– A co będzie, jeśli nic mi się nie powiedzie?

– To spróbujesz czegoś nowego, a ja muszę w końcu wrócić do zdrowia. Nie będę mógł pracować tak jak kiedyś, ale przecież jest tyle innych możliwości. Wiele się w Niemczech nauczyłem, zaliczyłem jakieś kursy i szkolenia. Jak tylko będziemy działać razem, to na pewno poradzimy sobie ze wszystkim!

Można powiedzieć, że mój wypadek w pracy przyniósł nam szczęście. Wreszcie mogłem spędzić czas ze swoją żoną i dziećmi. Wyjaśniliśmy sobie wiele spraw, które do tej pory były dla nas niewygodne. Niebawem zaczynam nową pracę w fabryce niedaleko naszej miejscowości. Może pieniądze nie będą takie jak w Niemczech, ale praca na pewno będzie lżejsza.

A Marzenka też znalazła coś dla siebie – od miesiąca pracuje u kosmetyczki, która potrzebowała pomocy. Póki co szkoli się i uczy nowych rzeczy, ale jest bardzo zadowolona. Wierzy, że z czasem będzie mogła otworzyć coś swojego. Teraz przynajmniej sama może malować sobie wzorki na paznokciach. Jesteśmy szczęśliwi, bo jesteśmy razem.

Czytaj także:
„Mam 4 rodzeństwa i zero wsparcia rodziny. Kiedyś byłam im potrzebna jako opiekunka, teraz muszę radzić sobie sama”
„Teściowa wmawiała naszej córce, że bajki są pełne grzechu. Gdy się nią opiekowała, kazała jej oglądać msze w telewizji”
„Gdy planowałam rozwód, mąż doznał wypadku. Moje pragnienie wolności pozostało jedynie utopijnym marzeniem”

Redakcja poleca

REKLAMA