„Podrywałem ślicznotkę w barze w ramach zakładu z kumplami. Miałem zgarnąć fanty, a wygrałem miłość jak z bajki”

Para w knajpie fot. Getty Images, Bobex-73
„Dziewczyna była tak śliczna, że aż bałem się do niej zagadać. Myślałem, że mnie spławi na starcie. Chwilę zajęło mi ogarnięcie, że faktycznie się zgodziła, kiedy zaproponowałem, że dotrzymam jej towarzystwa przy barze. Szansa jedna na tysiąc”.
/ 02.06.2024 11:15
Para w knajpie fot. Getty Images, Bobex-73

Trzech kumpli spotkało się w knajpie – na pierwszy rzut oka wygląda nieźle. Ale trójka singli w walentynkowy wieczór? To już nie jest takie super. Nie mieliśmy nikogo, komu moglibyśmy wręczać różyczki, czerwone serduszka czy słodycze, ani też nie spodziewaliśmy się dostać skarpetek w amory, więc okupowaliśmy stolik nad kolejnym browarem i gadaliśmy głupoty, żeby nie skończyć picia na smutno.

Kumple mnie podpuszczali

– Ej, a założysz się, że nie zagadasz do tamtej laski? – wypalił Wiesiek.

No to palnął. Panienka była przepiękna i smukła niczym młoda brzózka. Przycupnęła samotnie przy barze, odziana w opinającą sukienkę, z kaskadą kruczoczarnych włosów spływających na plecy.

Bez wątpienia siedziała sama, bo już nie spoglądała w kierunku wejścia, czekając na osobę, z którą miała randkę. Nie dręczyły mnie jakieś wielkie kompleksy, a i w lustrze widziałem faceta, na którego dało się patrzeć, ale wiedziałem, na co mnie stać. Poprzeczka wisiała zdecydowanie za wysoko. Zdrowy rozsądek podpowiadał, żeby od razu odpuścić, ale że i ja nie byłem do końca trzeźwy, odezwała się we mnie brawura i postanowiłem spróbować szczęścia.

Nie miałem nic do stracenia

– Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale… co powiesz na to, żebym postawił ci coś do picia i umilił czas gadką, dopóki nie zjawi się ten, z kim się umówiłaś? – zacząłem rozmowę, sięgając po wszelkie sztuczki podrywu, jakie znałem.

Sam jestem w szoku, że jakimś cudem udało mi się sklecić zdanie i nie wyszła z tego totalna plątanina. Ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, że aż zapierało dech w piersi i człowiek czuł się przy niej totalnie malutki. Byłem pewny, że odpowie „spadaj”, ale ona tylko zerknęła w drugą stronę i wymamrotała pod nosem:

– W sumie, czemu by nie...

Może z dziesięć sekund upłynęło, zanim na dobre dotarło do mnie, że faktycznie przystała na moją propozycję wspólnego wypicia czegoś przy barze. W jednej sekundzie otrzeźwiałem. A jednak! Tak niewielka szansa, a mi się poszczęściło.

– Nazywam się Tomek.

Przedstawiłem się i uścisnąłem jej dłoń. Jej uścisk był zdecydowany i silny.

– Jestem Anita. Wygląda na to, że dziewczyny mnie wystawiły do wiatru. Też jesteś tu sam?

– Niee… ale luz, o wiele bardziej wolę spędzić czas z tobą niż… z kimkolwiek innym – uspokoiłem ją. – Co ci zamówić? – zapytałem, zerkając na jej prawie opróżnioną szklankę.

Liczyłem, że ona nie udaje

Koledzy za moimi plecami stroili dziwne grymasy i domyśliłem się, że nie odpuszczą, dopóki nie upewnią się, czy udało mi się zdobyć od niej namiary. Próbowałem nie zwracać na nich uwagi. Swoją energię nakierowałem na rozmowę z Anitą, która okazała się sympatyczniejsza i bardziej naturalna, niż przypuszczałem.

Liczyłem na to, że ona również dobrze się bawi i moje dowcipy faktycznie wzbudzają w niej śmiech. W sumie z jakiego powodu miałaby udawać? Raczej nie założyła się z nikim. No bo o co mogłaby? Że zrobi w balona takiego ciamajdę jak ja? Sam też wolałem zapomnieć, że podszedłem do niej nakręcony przez ziomków. Zwyczajnie miło spędzaliśmy czas w swoim towarzystwie. W końcu odetchnęła głęboko i rzekła:

– Przepraszam, ale muszę spadać, od samego rana czeka mnie praca. Dzięki wielkie za pogawędkę i tego drinka.

– A mogłabyś zostawić mi swój numer? – zareagowałem błyskawicznie. – Fajnie by było spotkać się jeszcze kiedyś na jakiegoś drinka czy kawę...

Nieważne, jak poszło z tym zakładem. Serio, chciałem się do niej odezwać i umówić na spotkanie sam na sam, bez towarzystwa tych dwóch podchmielonych bałwanów, którzy do mnie machali i robili idiotyczne miny. Zauważyłem jej chwilę zawahania, ale koniec końców udało mi się zdobyć jej numer, który od razu wbiłem do swojej komórki. Jak tylko się zmyła, to kumple od razu skoczyli do mnie z gratulacjami.

– No i proszę, szacun ziom, dałeś czadu!

– Niezły jesteś. Należy ci się lepsze traktowanie niż zwykłe piwko...

– Dostajesz dwa browary!

– Spadajcie...

Nie powinna tego słyszeć

Pewien głupawy zakład sprawił, że spotkałem nieziemską dziewczynę – sympatyczną, błyskotliwą i śliczną. Chyba jej też wpadłem w oko, bo zostawiła mi swój numer. Szkoda tylko, że kiedy po dwóch dniach próbowałem się dodzwonić do Anity, nie odbierała. Następnego dnia również. I kolejnego tak samo.

W końcu zdecydowałem się wysłać jakiegoś SMS-a. Przecież to ona podała mi numer, więc mogła nie mieć pojęcia, kto wydzwania… Chwilę później usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości zwrotnej. „Wygrałeś zakład, więc czego jeszcze ode mnie chcesz? Czasami dobrze zapomnieć szalika i zawrócić. Można się wtedy ciekawych rzeczy dowiedzieć”.

Było mi głupio

Cholera jasna! No i akurat musiała to dosłyszeć! Głowiłem się nad odpowiedzią, bo nie miałem zamiaru tak tego zostawić. W końcu postawiłem na szczerość. Odpisałem, że owszem, to było wyzwanie, w którym z góry skazany byłem na porażkę, bo znajomi wybrali dla mnie najbardziej atrakcyjną dziewczynę w lokalu.

Spotkałem dziewczynę, która z jakiegoś powodu mnie nie odrzuciła, a jest ona nie tylko śliczna, ale również fantastyczna, inteligentna i zabawna. Spędzony z nią czas był najcudowniejszą godziną mojego życia. Czy to aż tak niezwykłe, że pragnąłbym ponownie ją ujrzeć? Czy to, że wszystko zaczęło się od zakładu, jest tak wielkim przewinieniem? Ludzie zawierają znajomości w o wiele gorszych sytuacjach, lecz gdy poczują chemię, dają sobie szansę. Czy wobec tego ona także mogłaby rozważyć danie szansy właśnie mnie?

Umówiła się ze mną

Czekałem na jej reakcję przez całą godzinę, zanim zapytała o moje plany. Szybko odpisałem, proponując randkę w piątkowy wieczór. Zadzwoniła do mnie.

Spotkanie w piątek?

– A co? Masz inne plany? W piątki odkurzasz dywaniki? Jedziesz do krewnych? Zaczynasz święta? – gadałem zdenerwowany. – Czy może nie podoba ci się, że użyłem słowa „randka”? To nazwijmy to po prostu zwyczajnym spotkaniem, wiesz, umawiamy się, żeby wspólnie coś przekąsić i pogadać. Bez żadnych zobowiązań. Jak ci się widzi taki pomysł?

– No dobra, to kto powinien zapłacić rachunek?

O kurde, teraz mnie zastrzeliła tym pytaniem. Normalnie, gdy spotykasz się ze znajomymi, to każdy reguluje swoją należność, ale w tym przypadku...

– Wiesz co, skoro to ja cię zaprosiłem, to pozwól, że ja pokryję cały koszt – zręcznie wywinąłem się z opresji.

Dałem jej kwiaty

Mimo że to spotkanie można było uznać za przyjacielskie, a nie za randkę, to i tak czułem, że powinienem zrekompensować jej jakoś tę całą sytuację.

– Wspominałaś kiedyś, że masz słabość do lilii – wręczyłem jej wiązankę kwiatów.

To miłe, że o tym pamiętałeś… Bardzo ci dziękuję, wyglądają cudownie.

Zacząłem tłumaczyć się przed nią z całej tej akcji z tym głupim zakładem i durnych tekstów, które gadali moi koledzy, ale odparła, że wcale nie jest na mnie zła.

Też miała mały sekret

– Jak mawiał jeden z mistrzów pióra, początek to nie wszystko, liczy się to, co nastąpi potem. Wspólny posiłek i bukiet lilii? Taki obrót spraw bardzo mi odpowiada. Zresztą, ja też mam coś na sumieniu. Zapewne dałabym ci kosza, ale zamiast moich przyjaciółek, z którymi planowałyśmy wyśmiewać absurdalność walentynkowego szaleństwa, nagle zjawił się mój eks. Od trzech dni były chłopak, ale w towarzystwie swojej aktualnej sympatii, więc...

– Chciałaś udowodnić mu, że wcale za nim nie tęsknisz i że już znalazłaś nowego, zgadza się?

– Dokładnie tak. Czyli moje intencje też nie były krystalicznie czyste.

– Jasne, to dla mnie zrozumiałe. Cieszę się, że mogłem ci w tym pomóc. Świetnie się uzupełniamy! To musi być przeznaczenie, nie ma innej opcji! – jarałem się coraz bardziej.

– Daj spokój! – parsknęła śmiechem Anita. – Jeszcze chwila i mi się oświadczysz. Wyluzuj, może najpierw po prostu zjedzmy razem kolację.

Dobrze się przy niej czułem

Poszliśmy do knajpki, którą uwielbiam i było naprawdę fajnie. Nie chodziło tylko o to, że ona również przepada za potrawami z Gruzji i tamtejszym trunkiem, ale o to, że nasza relacja kwitła i nabierała rumieńców, mimo upływających godzin.

Gawędziliśmy o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się z naszych dowcipów, wyłapywaliśmy podteksty, uzupełnialiśmy nawzajem kwestie z filmów i wcale nie chcieliśmy się żegnać. Rzuciłem okiem na repertuar kin i padło na lekką komedię romantyczną, na której większość dziewczyn ryczała ze wzruszenia, chłopaki ziewali z nudów, a my płakaliśmy ze śmiechu, widząc te wszystkie idiotyczne sytuacje.

Było grubo po jedenastej, kiedy pieszo przemierzaliśmy drogę do jej domu. Taksówka nie wchodziła w grę, chociaż pogoda nie zachęcała do pieszych wycieczek. Ale przynajmniej mieliśmy pretekst, żeby złapać się za dłonie – w końcu trzeba było jakoś rozgrzać zmarznięte palce.

Stanęliśmy przed blokiem, a ona wskazała palcem swoje okno... Pomyślałem, że to idealny moment, żeby zaryzykować. Złapałem ją w objęcia, dając jej jasno do zrozumienia, o co mi chodzi. Ona odpowiedziała uśmiechem i dała mi namiętnego całusa. Wtedy zrozumiałem, że dzisiaj nic więcej nie wskóram. Jak na jeden wieczór, to i tak sporo. Zawsze jest jeszcze kolejny dzień.

Wciąż jesteśmy razem

Od tamtego pamiętnego wieczoru, mimo że upłynęły już prawie 2 lata, praktycznie się nie rozstajemy. Miałem niebywałe szczęście, że kumple, gdy wpadli na ten głupi pomysł z zakładem, wybrali akurat Anitę. No i całkiem nieźle się wszystko ułożyło, bo dosłownie parę dni przed tym Anita rzuciła swojego faceta, który w święto zakochanych wpadł przypadkiem do knajpy, zupełnie jakby się dowiedział, że umówiła się tam z koleżankami, a one ją wystawiły do wiatru.

Dziwny zbieg zdarzeń sprawił, że nasze drogi się skrzyżowały, a między nami zaiskrzyło uczucie. Zyskałem o wiele więcej niż tylko wygraną w jakimś głupim zakładzie. Zdobyłem prawdziwą miłość, choć wiem, że może to zabrzmieć strasznie oklepanie. Przyznaję się bez bicia – już nigdy nie będę kpił z tego święta pełnego różowych serduszek i figurek Kupidyna...

W najbliższej przyszłości planuję zrobić Anicie niespodziankę i podarować jej pierścionek zaręczynowy. Trzymajcie kciuki, żeby powiedziała „tak” i zgodziła się zostać moją małżonką.

Tomasz, 35 lat

Czytaj także:
„Szybko pożałowałam tego, że zamieszkałam z teściową. Wciskała swój wścibski nos nawet pod naszą kołdrę”
„Mam 3 dzieci, każde z innym facetem. Nikt nie chce samotnej matki z tak wielkim bagażem”
„Rodzice przypomnieli sobie o mnie, gdy bogato wyszłam za mąż. Wyciągnęli łapę po kasę, ale nie będę ich sponsorować”

Redakcja poleca

REKLAMA