Może się pani przesunąć? – usłyszałam za sobą ostry, rozkazujący kobiecy głos. Zanim dotarło do mnie, że ten głos skierowany jest do mnie, jego właścicielka bezceremonialnie wepchnęła się między mnie, a skrzynki z bułkami.
– Aaa! – syknęłam, bo uderzyła mnie swoim koszykiem na zakupy w biodro.
Ona z zaciśniętymi ustami i groźną miną wkładała kajzerki do reklamówki.
– Przepraszam, ale uderzyła mnie pani i chyba wypadałoby przeprosić? – powiedziałam spokojnie.
W środku gotowałam się ze złości na to babsko, mniej więcej w moim wieku, ubrane w modny płaszcz i trzymające w ręku skórzaną, drogą torebkę. Ale nawet najpiękniejsze ubranie nie ukryłoby paskudnego charakteru, wypisanego na zaciętej twarzy.
Patrzyłam jej prosto w oczy i czekałam na reakcję
Doczekałam się. Babsztyl wzruszył ramionami, popatrzył na mnie jak na worek śmieci i poszedł w kierunku kasy. Sprzedawczyni, która układała na półce paczki z chrupkim pieczywem, uśmiechnęła się do mnie i powiedziała cicho:
– Ludzie to teraz coraz bardziej nerwowi. Wczoraj zwróciłam uwagę klientowi, żeby założył foliowe rękawiczki, jak dotyka bułek, to zaczął krzyczeć, że złoży na mnie skargę do kierowniczki.
– Szkoda, że w sklepie nie ma radarów, które wyłapują chamskie zachowania – zaśmiałam się.
– A potem taki facet wracałby do domu, a tam mandat lub kara w postaci obowiązkowego kursu dobrych manier. Może następnym razem zastanowiłby się dwa razy, zanim zachowałby się po chamsku. Zaśmiałyśmy się.
Cóż, w takiej sytuacji lepiej zażartować niż się denerwować
– Mamo, nie mogłam znaleźć suszonych pomidorów, ale przyniosłam sałatę i ogórki – usłyszałam niski, dziewczęcy głos.
Wiedziałam, że był skierowany do mnie, bo to głos mojej córki Karoliny.
– Słoiki z suszonymi pomidorami są dwa rzędy stąd, między oliwą a marynowanymi grzybami – podpowiedziała sprzedawczyni.
– Dziękuję za pomoc i do widzenia – uśmiechnęłam się do niej.
Nie należę do osób, które zły humor odreagowują na sklepowych i kelnerach. I nie znoszę ludzi, którzy tak robią. Może dlatego, że w szkole sama mam często do czynienia z rozsierdzonymi ojcami, którzy wolą wydrzeć się na mnie, zamiast powiedzieć szefowi, żeby się nie wydzierał na nich. Albo ze sfrustrowanymi matkami, które są złe na mężów, że nie pomagają w domu, ale złość wylewają na nauczycieli.
– Czy to naprawdę takie trudne, żeby być uprzejmym i miłym w sklepie? – zapytałam moją córkę w drodze do domu.
Karolina zmarszczyła brwi i odpowiedziała pytaniem na pytanie:
– Czy to naprawdę takie trudne cieszyć się, że jest wiosna, na drzewach pojawiają się liście i kwitną żonkile? Czy to nie okropne, że ludzie na ulicy prawie wcale się do siebie nie uśmiechają?
– Dobrze, że ty potrafisz się cieszyć z wiosny i uśmiechać do nieznajomych, kotku – potargałam ją z czułością po włosach.
Moja córka zaprotestowała: „Oj, zepsujesz mi fryzurę”, ale wiedziałam, że lubi, jak tak robię.
– Wiesz, co mi się teraz przypomniało? – zapytała mnie Karola.
– Daj mi chwilę pomyśleć, to zgadnę – zaśmiałam się. – Na pewno przypomniało ci się, że jutro robimy wiosenne porządki i spędzamy pół dnia na odkurzaniu, myciu okien i przesadzaniu kwiatków.
– Oj, mamuś – jęknęła moja córeczka.
Niechęć do sprzątania odziedziczyła po mnie
Ja wciąż jednak miałam ambicję, choć może raczej złudzenie, że wzbudzę w niej zamiłowanie do odkurzania i układania ubrań w szafach. Och, wtedy miałabym to, co lubię, czyli czyste mieszkanie bez tego, czego nie lubię, czyli sprzątania.
– Obawiam się, że twoje marzenie, że moją pasją będzie sprzątanie na zawsze pozostanie marzeniem – tym razem Karolina odczytała moje myśli. I to całkiem trafnie!
– Możliwe, ale w takim razie będziemy sprzątać bez pasji, choć dokładnie – powiedziałam.
Karolina westchnęła. Wiedziała, że nie ma odwołania od prac domowych.
Choć czasami zbyt pobłażałam mojej córeczce, to jednak było jasne: ma obowiązki i musi się z nich wywiązywać. Udział w sprzątaniu był jednym z nich.
Karolina się buntowała, ale koniec końców brała odkurzacz i robiła porządki. Teraz zrobiła ponurą minę. Wcale się jej nie dziwiłam. Też wolałabym pójść na rower lub obejrzeć kilka odcinków drugiej serii serialu „Trawka”, zamiast pucować okna.
– Sprzątanie nas nie minie, więc nie ma się co teraz irytować – powiedziałam. – Jak się weźmiemy obie do roboty, to przez dwie godziny odgruzujemy mieszkanie.
W następną sobotę też po dwie godziny i będziemy miały dom przygotowany na lato. A teraz mi powiedz, o czym pomyślałaś, skoro nie było to sprzątanie – wróciłam do wątku, który podjęła Karola.
– Nie powiem – zrobiła obrażoną minę.
– Powiedz, dam ci starą landrynkę, którą znalazłam w kieszeni – zachęcałam.
Widziałam, że ledwie powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
To była jedna z naszych zabaw
Karolinka obrażała się na niby, a ja proponowałam jej różne rzeczy, żeby wrócił jej dobry humor. Zwykle po dwóch zdaniach obie rechotałyśmy jak szalone.
– Jak stara jest ta landrynka? – Karolina powiedziała to takim tonem, że nie wytrzymałam i zaśmiałam się.
– No dobrze, to może wreszcie powiem, co mi się przypomniało? – zapytała moja córka.
– Zamieniam się w słuch – powiedziałam i szukałam klucza, bo stałyśmy przed drzwiami mieszkania.
– Porządek dziobania, czyli to, skąd się bierze agresja w ludziach – Karolina powiedziała poważnym tonem. – Taką historyjkę pokazał mi kiedyś tata. Na pierwszym obrazku: szef wścieka się na pracownika. Na drugim: pracownik poszedł do domu i wydarł się na żonę. Na trzecim: żona wydarła się na syna. Na czwartym: chłopiec wyładował złość na swoim jamniku. Na piątym: jamnik na spacerze podbiegł do przechodzącego szefa i ugryzł go w nogę.
– No widzisz, jak to ważne, żeby radzić sobie ze złością – pokiwałam głową.
I wrzasnęłam na Rudiego, który wpychał pysk do siatek z zakupami, a przy okazji nadepnął mi na nogę:
– Wynocha stąd! Na miejsce! Karolina popatrzyła na mnie kpiąco, a Rudi zrobił swoją popisowa minę pod tytułem: „małe, biedne niewiniątko”. – Ty się kiedyś doigrasz, bezczelny kundlu – pogroziłam psu, który nic sobie z tego nie robił. Łasił się do Karoliny, a na mnie nie spojrzał.
Spoglądał na torbę i wyczuł zapach pieczonego kurczaka
– Nie sądzisz mamusiu, że wrzasnęłaś na Rudiego zamiast na tę babę w sklepie? – zapytała słodkim głosem córka.
– Możliwe, ale okolicznością łagodzącą jest to, że nadepnął mi na palec i gdybym nie wrzasnęła, dobrałby się do naszej kolacji i to on zjadłby kurczaka, a nie my – tłumaczyłam się. – Poza tym Rudi to cwana bestia, która teraz wykorzysta moje wyrzuty sumienia i dostanie coś ze stołu.
Moje słowa chyba przekonały Karolinę, ale nie przekonały mnie. Wiedziałam, że tak naprawdę chodzi o złość na Pawła. Ostatnio coraz częściej miałam poczucie, że nie znam tego mężczyzny, z którym spotykałam się od dziewięciu miesięcy. Dobrze, że nie byłam z nim w ciąży. Wtedy gorzej znosiłabym jego humory, irytację i jak to często ostatnio powtarzał: „potrzebę bycia w samotności”. To mnie szczególnie bolało. Tym bardziej, że w ostatniej chwili odwoływał spotkanie i zamykał się w swoim domu.
Czytaj także:
„Teść traktuje mnie jak śmiecia, bo nie mam rodziców. Gardzi mną, a mąż i synek tańczą jak stary dziad im zagra”
„Zgodziłam się być kochanką, bo obiecał mi gwiazdkę z nieba. Gdy trafiłam do szpitala, porzucił mnie jak stare kapcie”
„Na wakacjach zgubiłam nie tylko torebkę, ale też serce. Zobaczyłam tego przystojniaka i już pragnęłam wspólnej nocy”