„Podczas mojej nieobecności mąż i synowie zrobili z domu wysypisko. Smród jak z szatni po wuefie im nie przeszkadzał”

zmęczona kobieta fot. Getty Images, Ron Nickel
„Tak, jak stałam, tak odwróciłam się i wyszłam z domu. Nie sądziłam, że będę miała odwagę, by to zrobić, ale sami się o to prosili. Czara goryczy się przelała”.
/ 21.03.2024 19:15
zmęczona kobieta fot. Getty Images, Ron Nickel

Przyznaję się, że przyzwyczaiłam męża i dzieci do tego, że robię wokół nich absolutnie wszystko. Sprzątam, gotuję, piorę i tak w kółko. Jednak to, co zobaczyłam zaraz po powrocie z delegacji, całkowicie mnie otrzeźwiło.

Szybko założyliśmy rodzinę

Ja i Karol jesteśmy małżeństwem już od kilkunastu lat. Wzięliśmy ślub młodo – ja byłam zaraz po skończeniu technikum, a on na drugim roku marketingu i zarządzania. Nie zdążyłam nawet podjąć studiów, bo zaszłam w ciążę w czasie wakacji. Czułam się fatalnie od samego początku do tego stopnia, że wylądowałam na pogotowiu z podejrzeniem zatrucia. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że noszę pod sercem nowe życie.

– Jest pani w piątym tygodniu ciąży – usłyszałam diagnozę.

Niby się tego spodziewaliśmy, bo bardzo chcieliśmy mieć dzieci, ale nie sądziliśmy, że uda się tak szybko. Zaraz po ślubie mieszkaliśmy u rodziców Karola, bo nie zdążyliśmy jeszcze nic kupić, a był to piętrowy dom. Mieliśmy więc swój pokój i łazienkę do własnej dyspozycji. Gdy jednak okazało się, że jestem w ciąży, jego tata powiedział:

– W tej sytuacji wszyscy wiemy, że będzie wam dużo lepiej, gdy pójdziecie na swoje.

– Tato, ale ja nie jestem teraz w stanie pracować, a nikt mnie teraz nie zatrudni, nawet jak się lepiej poczuję, bo wiadomo, że zaraz znowu mnie nie będzie przez urlop macierzyński. Karol natomiast studiuje i owszem, pracuje, ale wątpię, byśmy dostali kredyt – powiedziałam prawie jednym tchem, przerażona, że rodzice chcą się nas pozbyć, a my nie mamy gdzie mieszkać.

– Wiem, kochana – powiedział z uśmiechem i uspokajająco wziął mnie za rękę. – Mamy czterdziestopięciometrowe mieszkanie po mojej siostrze. Zostawiła mi je, gdy wyprowadzała się do Niemiec. Dotychczas je wynajmowaliśmy, ale w tej sytuacji przepiszę je na was.

Nie posiadałam się ze szczęścia

Mieliśmy dziecko w drodze, mieliśmy mieszkanie – czego jeszcze można chcieć więcej? Niestety całą ciążę przechodziłam bardzo źle. Szkoda czasu na opisywanie wszystkich dolegliwości, ale jeśli w internecie można znaleźć, co może dokuczać ciężarnej, to na pewno to miałam. Karol bardzo przeżywał mój stan i dużo pomagał. W zasadzie wszystkie obowiązki domowe były na nim.

Aż wreszcie nadszedł ten czas i na świat przyszedł Olek. A potem hyc – i w niecały rok byłam drugi raz w ciąży. To już nie do końca było planowane, a już na pewno nie tak szybko. Dziewięć miesięcy później pojawił się drugi syn – Łukasz. Tym sposobem odpadły jakiekolwiek plany moich studiów czy pracy w najbliższym czasie, bo musiałam zająć się dziećmi. I domem.

I tak mijały godziny, dni, tygodnie, miesiące i lata. Cały czas zajmowałam się dziećmi i domem. Mąż pracował. W pewnym momencie jednak chciałam przestać być przysłowiową kurą domową i iść do pracy, wyjść do ludzi.
Dlatego też, gdy Olek poszedł do pierwszej klasy, zapisałam Łukasza do przedszkola i znalazłam pracę – pierwszą w życiu. Nie było może to coś wybitnego, ale ja byłam szczęśliwa. Pracowałam jako sprzedawca w jednym z marketów. Praca więc była zmianowa.

W pracy mnie doceniano

Mąż musiał przywyknąć do nowej rzeczywistości. Nagle i na niego spadł obowiązek odbierania chłopców, nakarmienia ich, czy rozmowy z wychowawcami. Zauważyłam jednak, że cały czas jestem zmęczona, że nie mam na nic czasu. Ciągle praca, dom, dzieci i tak w kółko. Dlatego też, gdy któregoś dnia wpadła moja przyjaciółka, postanowiłam jej się zwierzyć. Ona również miała dwoje dzieci. Liczyłam więc na to, że podpowie mi, jak sobie radzić.

– Wiesz co? – powiedziała Ewa. – Myślę, że musisz przywyknąć do nowego. Kiedyś byłaś tylko w domu, teraz doszła ci praca. Musisz przyzwyczaić się do nowego rytmu dnia.

Pomyślałam, że może ma rację. Mijały jednak kolejne dni, tygodnie, miesiące, a nic się nie zmieniało. No… prawie nic… W pracy okazało się, że zostałam doceniona i awansowałam na kierownika działu. Doszły mi więc kolejne obowiązki. Nie wiem, jak dawałam radę, ale minęło kolejne parę lat. Moja frustracja jednak systematycznie rosła. Znowu postanowiłam poradzić się przyjaciółki. Przyszła mnie akurat odwiedzić, gdy nie było jeszcze Karola i chłopców w domu.

– Kurczę, nie wiem, co jeszcze mogę ci doradzić – powiedziała bezradnie.
I wtedy nagle otworzyły się drzwi i weszli chłopcy.

– Mamo, jesteśmy głodni – rzucił Olek.

Jednocześnie rozebrał się w przedpokoju i porzucił tam plecak. To samo zrobił Łukasz. Poszłam więc do nich, zabrałam tornistry i zaniosłam do ich pokoju. Karol szedł do kuchni i po drodze zostawiał części swojej odzieży: kurtkę, czapkę, rękawiczki, a ja szłam za nim, zbierałam i odwiesiłam w przedpokoju na wieszak. Robiłam to odruchowo, jednocześnie rozmawiając z nim o tym, czego dowiedział się o chłopcach w szkole.

Nalałam chłopakom zupy, podałam w pokoju. Zjedli, wstali od stołu i poszli: młodzi do siebie, bawić się, a mąż do sypialni na drzemkę. Podeszłam do stołu i zebrałam brudne naczynia, umyłam. Przez cały ten czas Ewa siedziała przy stole w kuchni, piła herbatę i nic nie mówiła. Gdy moi mężczyźni poszli, powiedziała:

– No stara, nie dziwię się, że jesteś ciągle zmęczona.

– Nie rozumiem…

– Przecież ty się zachowujesz jak ich służąca!

– No nie wiem… zawsze tak było…

– No było, ale teraz pracujesz i obowiązki muszą się dzielić, a chłopcy już są na tyle duzi, że mogą pomóc. Będzie ci ciężko, ale musisz to zmienić – powiedziała i zaczęła się zbierać do drzwi, bo był już późny wieczór.

Słowa Ewy dały mi do myślenia. W sumie zawsze tak było – tylko w czasie, gdy byłam w ciąży z Olkiem, Karol rzeczywiście mi pomagał w obowiązkach domowych. Ja jednak czułam się wtedy zobowiązana, bo nie pracowałam, a on musiał nas wszystkich utrzymać. Opieka nad dziećmi i sprzątanie domu to jednak też ciężka praca. Dotychczas tak o tym nie myślałam.

Za radą Ewy próbowałam coś zmienić, ale mozolnie mi szło. Nie miałam też cierpliwości i wolałam sama poprawić niż czekać w nieskończoność, aż coś zrobią. Tak naprawdę to był fatalny pomysł, bo oni dzięki temu wiedzieli tylko, że i tak ja wszystko zrobię. Aż pewnego dnia wyjechałam na szkolenie…

Karol był w szoku

Jak już mówiłam, awansowałam, co wiązało się z nowymi obowiązkami. Po paru latach zorganizowano nam szkolenia połączone z imprezą integracyjną i dodatkowo ze szkoleniami. Całość miała trwać tydzień. Karol był przerażony opcją pozostania z dziećmi sam na sam, ale ja byłam nieugięta. No i wyjechałam…

Gdy po tygodniu wróciłam do domu i otworzyłam drzwi, nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam… Moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Miałam wrażenie, że każdy skrawek podłogi pokryty jest ich odzieżą. W zlewie naczynia stały piętrowo, że nie było szans nalać z kranu nawet szklanki wody. W przedpokoju stały trzy worki ze śmieciami, które nigdy nie zostały wyniesione. W mieszkaniu pachniało jak w zsypie na śmieci.

– Mama! – rozległ się radosny okrzyk i chłopcy rzucili mi się w ramiona.

– Monika! – mąż również ruszył na powitanie. Przytulił mnie, pocałował.

– Co tu się wydarzyło? – zapytałam. – Czemu nic nie sprzątaliście?

– Nie było kiedy. Dobrze, że jesteś, bo ja nie mam już nawet jednej pary czystych majtek.

Poczułam, jak krew zaczyna we mnie wrzeć.

– I tak pozostanie – powiedziałam oschle. – Jak posprzątacie, dajcie znać.

Jadę przenocować do Ewy.

– Ale kiedy? Teraz jest mecz! – krzyczał za mną Karol, ale ja tak, jak stałam, tak odwróciłam się i wyszłam z domu. Nie sądziłam, że będę miała odwagę, by to zrobić, ale sami się o to prosili. Czara goryczy się przelała. Ewa miała rację – traktowali mnie jak służącą. Dość!

Dwa dni później mąż przyjechał po mnie z bukietem kwiatów. Od tego czasu wspólnie dbamy o porządek, a chłopcy aktywnie pomagają. Byłam na siebie trochę zła, że nie zdobyłam się na, by dać im taką lekcję wcześniej, że tyle lat się męczyłam i dawałam wykorzystywać. Do każdej decyzji trzeba jednak chyba dojrzeć.

Czytaj także:
„Rodzice wydali mnie za mąż za starego faceta. Dla nich liczył się zysk i prestiż, moje uczucia mieli za fanaberie”
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Jestem samotnikiem. Moja siostra psioczy, że na starość nikt mi nie poda szklanki wody. A mi jest tak dobrze”

Redakcja poleca

REKLAMA