„Jestem samotnikiem. Moja siostra psioczy, że na starość nikt mi nie poda szklanki wody. A mi jest tak dobrze”

Pewny siebie facet fot. iStock by GettyImages, Igor Alecsander
„Młodsza o rok siostra, Małgosia, przynosiła do domu wszystkie żyjące istoty. W rezultacie rodzice dali się uprosić i wkrótce w naszym domu pojawił się pies, który z jakiegoś powodu wybrał mnie na swego najlepszego przyjaciela”.
/ 19.03.2024 18:30
Pewny siebie facet fot. iStock by GettyImages, Igor Alecsander

– Zabierz tego kundla! – krzyczałem zirytowany do siostry, gdy włochaty szczeniak padł do mojego pokoju i zaczął niszczyć moje rzeczy.

– To nie kundel, to Makary! – odrzekła siostra, tupała z oburzeniem. A powinieneś być wdzięczny, że chociaż on chce być z tobą, bo jesteś okropny i nikt cię nie lubi!

Nie zwracałem uwagi na jej gadanie. Co może wiedzieć o tym, kto mnie lubi? Zastanawiałem się także, czemu dała mu takie głupie imię.

– Makaron by lepiej pasował! – odpowiedziałem. Bo straszna klucha z niego.

W odpowiedzi Gośka mnie szturchnęła, a potem uciekała do mamy. Biegłem za nią, ale Makary, myśląc że to zabawa, wskoczył między nas, więc musiałem uważać, żeby go nie podeptać. Pies szczekał, ja byłam wściekły, a Gośka narzekała, że ją atakuję. Jak tu mieć zwierzęta?

Pies zniknął

Makary coraz bardziej rósł. Wkrótce wyglądał jak solidna owca. Gdy szczekał, drżały szyby w oknach – miał taki bas! Po trzech latach przypominał bardziej potarganego lwa niż psa. Mimo to nadal uważał mnie za swojego najlepszego kumpla i słuchał bezwarunkowo. Traktował Gośkę jak ona jego – jak pluszaka do zabawy. Mama narzekała, że Makary zjada coraz więcej, a tata uważał, że mamy teraz wartownika. Ogólnie cieszyłem się, że jest. Jednak nadszedł straszny moment, który wszystko zmienił, Makary zniknął.

– Jak to się stało?! – dziwiła się mama.

– To niemożliwe, żeby się zgubił, a jednak… rozmyślał tata.

Ja chodziłem po okolicy, przyklejając ogłoszenia o poszukiwaniu naszego kudłatego psa. Choć kochałem Makarego, może nie okazywałem tego tak otwarcie jak Małgosia. Ale taka przyjaźń odpowiadała naszemu futrzakowi. Nie mogłem uwierzyć, że uciekł. Bardziej skłaniałem się ku teorii, że ktoś go porwał, bo Makary był przyjazny i ufny.

Ale jak mógłby odejść bez swojej ulubionej szmacianej kaczki, którą mama naprawiała już sto razy? A teraz żółta szmacianka z czerwonym dziobem leżała na pustym legowisku psa.

Kilka dni później odnalazłem Makarego. Leżał w rowie na krawędzi osiedla, w pobliżu przejazdu kolejowego przy zarośniętym przepuście. Jego futro było oblane błotem i wyschniętą krwią. Pozycja jego ciała sugerowała, że najprawdopodobniej został potrącony przez samochód. Stałem nad jego ciałem i płakałem. Następnie zanurzyłem się w błocie i wydobyłem go z mokradeł.

Za pomocą kawałka starego wiadra znalezionego w rowie wykopałem dziurę w ziemi, w której umieściłem poturbowane ciało, po czym zakopałem je. Na pniu skłaniającym się nad rowem wyciąłem scyzorykiem krzyżyk i literę "M". Byłem cały umorusany w błocie. Gośka wyśmiała mnie i pobiegła do kuchni, by się poskarżyć.

– O Boże! – jęknęła mama, kiedy mnie zobaczyła. Taki duży chłopak, a jesteś tak ubrudzony! Co się stało i gdzie byłeś?! Natychmiast idź do łazienki i się umyj. I uważaj, aby nie pobrudzić ścian!

Siedziałem skulony w wannie, płakałem i obiecywałem sobie, że nigdy więcej nie będę miał żadnego zwierzęcia. Nigdy! Przykryłem głowę gorącym ręcznikiem, zamknąłem oczy i pragnąłem, aby nikt się do mnie nie odzywał.

Zgodziłem się na bycie singlem

Zdjąłem gorący ręcznik z twarzy, wziąłem głęboki oddech i rozejrzałem się po łazience. Duże płytki, elegancka armatura przy wannie, ręczniki z monogramami wyhaftowanymi przez moją babcię. Mimo że wszystko wyglądało tak samo, minęło już ponad dwadzieścia lat. Rodziców już nie ma. Małgośka wyszła za mąż i jest rozpieszczana przez zapatrzonego w nią mecenasa Jerzego G. Nie straciła pasji do zwierzątek i teraz jest szczęśliwą posiadaczką trzech buldożków, które są mniej inteligentne niż moje klapki.

– Słodziaki. Urocze, prawda? – Trzymała jednego z nich na rękach i pozwalała mu lizać jej twarz.

– Demakijaż? – zapytałem. 

– Nic się nie zmieniłeś, Krzysztof. Nic a nic – siostra spojrzała na mnie surowo. – Nie potrafisz się zbliżyć, to twój problem. Żadnej więzi, ani z ludźmi, ani ze zwierzętami. Dlatego jesteś ciągle sam. I tak już zostanie.

Zazwyczaj nie reagowałem na jej absurdalne teorie. Ale tym razem przesadziła.

– Oczywiście. Nie jestem taką przylepą, jak ty – odpowiedziałem spokojnie.– I nie bądź taka prorocza, dobrze? Mam nadzieję, że kiedyś opowiesz mi, dlaczego Makary nie wrócił do domu po swoim spacerze z tobą? – powiedziałem, starając się zachować spokój.

– Oszalałeś! – rozpłakała się histerycznie. – Ja go bardzo kochałam!

– Raczej kochałaś go, kiedy był twoim pluszakiem. Ale gdy przestał być przytulanką...

– Coś mi sugerujesz?! Ktoś ukradł naszego Makarego, ale to nie moja wina! – zaatakowała z całym impetem. – Jesteś okropny! Samolubny i cyniczny.

Słuchałem jej wyrzutów, ale po latach nawet nie czułem już smutku. A pomyśleć, że kiedyś nie powiedziałem jej o tragicznej śmierci naszego psa, żeby jej nie narażać na dodatkowy ból.

Od tamtej rozmowy rzadko odwiedzałem siostrę. Spotykaliśmy się tylko raz do roku na cmentarzu "u rodziców". Ona nie tęskniła za mną, a ja nie czułem się najlepiej w jej światku "z wyższych sfer". Nie przyciągała mnie ta cała atmosfera bogatych ludzi.

Moimi jedynymi towarzyszami byli koledzy z pracy, co mi w zupełności wystarczało. Radość sprawiało mi bieganie. Sport uprawiam regularnie i intensywnie. Postanowiłem wziąć udział w maratonie dla amatorów i traktowałem to bardzo poważnie. Niezależnie od warunków pogodowych czy pory roku, wychodziłem na trening. Dobre buty, odpowiedni strój i start!

Usłyszałem popiskiwanie

Przez wiele tygodni trzymałem się ustalonej trasy, którą monitorowałem za pomocą specjalnego zegarka. Opuszczając klatkę schodową, skręcałem w kierunku nowego osiedla zbudowanego na miejscu starych działek. Okrążałem je od strony torów kolejowych, biegnąc wzdłuż oczyszczonego i zadbanego kanału. Mijałem wielki, stary klon, na którym wciąż był widoczny przeze mnie wykonany przed laty inicjał.

Czasem zatrzymywałem się tam na chwilę. Siadałem na ławce obok drzewa, wyrównując oddech i obserwując przechodniów. Odpoczywałem przez trzy minuty, po czym kontynuowałem bieg. Tym razem również zatrzymałem się na chwilę. Spojrzałem na zegarek i już miałem ruszyć dalej, kiedy usłyszałem przeraźliwy pisk. Odruchowo się rozejrzałem. Po kilku sekundach dostrzegłem szczeniaka, który desperacko szamotał się w przeręblu. Biedak tonął i nie był w stanie wydostać się na powierzchnię. Piszczał i skomlał ze strachu, próbując utrzymać się na wodzie.

Rzuciłem się w kierunku kanału. Poślizgnąłem się na oszronionej trawie porastającej opadający teren i zsunąłem się na lód, trochę na tyłku, trochę na boku. Tafla lodu natychmiast pękła pod moim ciężarem, a ja poczułem lodowatą wodę. Na szczęście kanał był płytki, więc szybko stanąłem na nogi. Woda sięgała mi do połowy ud.

Machając rękami, by nabierać rozpędu, ruszyłem w stronę przemoczonego i przerażonego szczeniaka.Kiedy dotarłem do niego, właśnie całkowicie zanurzył się pod wodą. Szybko sięgnąłem pod wodę i dotknąłem wierzgającego się zwierzaka. Psiak szczekał i skomlał, aż wreszcie udało mi się trochę go uspokoić. Włożyłem go pod kurtę i, choć poczułem lodowaty chłód. Systematycznie ocierałem małe ciało, aż zwierzak zaczął się uspokajać.

Wspiąłem się na brzeg i dotarłem do ławki. Dyszałem ciężko, a pod kurtką czułem drżącego psa.

– Och, Makary – szepnąłem nieświadomie. To nie jest dobry moment na kąpiele.

Co za przypadek!

– Nic panu nie jest?! Piesek wysunął się z obroży. Tak się bałam! Ale pan jest cały mokry!

Stała nade mną piękna kobieta w dużym wełnianym kapeluszu i pikowanej kurtce. Machała rękami, trzymając w ręce smycz z kolorowymi kwiatami. Proszę, wstać, bo pan zmarznie. Zawiozę pana do domu. Natychmiast!

Ostrożnie podniosłem się, dbając, aby psiak został schowany pod kurtką.

– Tędy! – zawołała dziewczyna, ruszając w kierunku parkingu. Poszedłem za nią, trzymając psa.

– Nie chcę zabrudzić pani samochodu! – krzyknąłem, biegnąc za nią.

– Nie przejmuj się tym, dobrze? – odpowiedziała bez odwracania się, otwierając drzwi żółtego opla.

–Tutaj! – dodała, zmuszając mnie do zajęcia tylnej kanapy. Po chwili odpaliła silnik.

Wskazywałem jej kierunek, a ona prowadziła szybko przez osiedlowe ulice, jakby była rajdowcem.

– To tu... – zacząłem.

Patrzyły na mnie piękne zielone oczy. Wyhamowała praktycznie na miejscu. Nim zdążyłem się ruszyć, już otwierała drzwi od zewnątrz.

– Biegiem! – rozkazała, więc pospieszyłem do klatki.

– Czterdzieści pięć! – zawołałem, pędząc po schodach na trzecie piętro. Gdy w tempie strażackim przebierałem się w dres, mały futrzak, zadowolony z życia, najpierw nasikał na podłogę, a potem, popiskując, zwiedził mieszkanie. Wytarłem plamę, wziąłem go na ręce i starałem się chronić twarz przed jego różowym językiem

– O rany, przepraszam bardzo. Nie zmarzłeś? – dopiero teraz zauważyłem, że w drzwiach stoi zatroskana dziewczyna. Zdjęła czapkę i razem z torebką i smyczą rzuciła je na fotel.

– Zrobię ci herbatę – odwróciła się na pięcie, a fala rudych włosów poszła w kierunku kuchni.

Usiadłem na kanapie, drapiąc pod brodą szczeniaka, który dopiero wysechł i zaczął zasypiać. Dziewczyna postawiła kubki na stoliku i usiadła obok mnie.

– Cholera, co za wypadek – zaczęła tłumaczyć się. – Przepraszam, dziękuję i przykro mi...

Położyłem palec na ustach.

– Śpi – szepnąłem i skinąłem głową w stronę futerka z czarnym nosem.

– Jak go nazwałaś?

Jej wielkie zielone oczy patrzyły na mnie ze zdziwieniem.

– Na razie nie ma jeszcze imienia. Dostałam go wczoraj wieczorem, na urodziny.

– Wszystkiego najlepszego. A ty masz jakieś imię?

– Magda.

–Krzysztof – odpowiedziałem po chwili zamyślenia. – A może Makary?

– Czyli jak? – zapytała, spoglądając na szczeniaka.

– Makary – wskazałem na psa.

– To imię dla psa? – wyraziła zdziwienie.

– Tak! Kiedyś ci wyjaśnię.

– Dobrze, niech będzie Makary. To bardzo fajne imię – uśmiechnęła się. – Ty też jesteś spoko i odważny. Jak mogę ci podziękować?

–Może pójdziemy na kolację?

– Oczywiście, możesz! Najlepiej dziś – odparła. Była naprawdę urocza.

– To rzeczywiście szczęśliwy zbieg okoliczności – stwierdziłem. W tym momencie psiak otworzył oczy, dwa razy szczeknął, ziewnął, oblizał się i znowu zasnął. Magda wzięła go na ręce.

Gdy odprowadzałem ją do drzwi, na chwilę się zatrzymała, spojrzała na mnie i powiedziała:

– Wiesz, że wczoraj śniło mi się pole pełne maków?

– Czy to coś znaczy? – zapytałem.

–Prawdopodobnie nie, ale było piękne... – westchnęła.

Czytaj także:
„Żona nie może się pozbierać po śmierci naszej córki. Żyje tak, jakby Ola miała zaraz wrócić”
„Ciężko pracuję, aby spełniać jej kaprysy, a ona tak mi się odpłaca? Nawet kiedy nas odwiedza, przyjeżdża tylko do tatusia"
„Blondyneczka sprawiła, że niemal przegapiłem prawdziwe uczucie. Uwodziła mnie dekoltem i długimi nogami"

 

Redakcja poleca

REKLAMA