Moim życiem od lat rządziła rutyna. Od poniedziałku do piątku budzik dzwonił o tej samej porze. Wstawałam jak automat, wsuwałam kapcie, człapałam do łazienki. Potem kawa, ciuchy przygotowane poprzedniego wieczoru. Nawet nie chciało mi się sprawdzić w lustrze, jak wyglądam. Droga do pracy – korki na tych samych ulicach, brak miejsca do parkowania…
Kończąc marketing, sądziłam, że zawojuję świat
Dzięki rewolucyjnym pomysłom i błyskotliwości zawędruję na sam szczyt, zdobywając niezachwianą pozycję zawodową oraz pieniądze, których inni będą mi zazdrościć. Tymczasem zaraz po studiach trafiłam do firmy, w której moje marzenia legły w gruzach.
Kazano mi wykonywać pracę telemarketera. Wiadomo, każdej firmie zależy na wzroście sprzedaży, a telemarketing jest do tego idealnym narzędziem. Zwinęłam więc skrzydła pod siebie i codziennie zmagałam się z pracą, która nie dawała mi nic oprócz niezbyt zadowalającej wypłaty.
Około pierwszej zeszłam na obiad do ulubionej knajpki. Atmosfera tam panująca bardzo mi odpowiadała. Zamiast dwóch pierożków przybranych rachitycznym listkiem pietruszki za bajońską sumę można było zamówić furę ruskich i zapłacić naprawdę niewiele.
Mili młodzi ludzie uwijali się jak w ukropie, żeby nikt nie musiał zbyt długo czekać na realizację zamówienia. Knajpka cieszyła się dużą popularnością w okolicy, więc czasami trudno było znaleźć wolne siedzące miejsce. Tak było dziś.
Z talerzem parujących pierogów stanęłam bezradnie i ponad głowami klientów usiłowałam wypatrzyć jakieś krzesło. Nagle przy najbliższym stoliku zauważyłam ruch. Mężczyzna najwyraźniej skończył posiłek, szybko ruszyłam w tamtym kierunku.
– Proszę, proszę, ja już idę – facet lekko się uśmiechnął i zrobił mi miejsce przy stole.
„Nie dość, że uprzejmy, to jeszcze przystojny – pomyślałam. – I typ artysty… Jesienny awangardowy płaszcz, długi szal, niedbała fryzura, lekko nieobecne spojrzenie. Fajny gość. Jakże inny od moich kolegów z pracy”.
– Dziękuję – odparłam, zabierając się do pałaszowania gigantycznej porcji ruskich. Jedząc, rozmyślałam o tym, co jeszcze muszę dziś zrobić w pracy i w drodze do domu. Nagle chłopak siedzący obok skończył jeść zupę i wstał
Wtedy zauważyłam ten pakunek
– Chyba zapomniałeś – wskazałam kopertę.
– To nie moje – odparł chłopak, spoglądając to na mnie, to na pakunek. – Chyba tego faceta, który siedział tu przed panią.
I co teraz? Moje wrodzone poczucie obowiązku i odpowiedzialności nie pozwoliło mi pozostawić paczki tam, gdzie ją znalazłam. Odnosząc talerz, zapytałam obsługę baru, czy mogłabym zostawić ją u nich.
– Ale ten pan to nie był nasz stały klient. Przyszedł tu chyba pierwszy raz – młoda kasjerka popatrzyła na mnie bezradnie.
Chcąc nie chcąc, wzięłam kopertę pod pachę i wróciłam do biura. Jednak jakoś nie mogłam skoncentrować się na pracy. W końcu, upewniwszy się, że nikt nie patrzy, obejrzałam szarą kopertę bardzo dokładnie.
Żadnego nadawcy czy odbiorcy, jedynie mała, prawie niewidoczna pieczątka: „Zakład Fotograficzny ILUZJA” oraz adres i numer telefonu. Znałam ten zakład, bo wiele lat temu pasjonowałam się fotografią i oddawałam tam swoje prace do wywołania.
Cudownie, sprawa praktycznie się wyjaśniła! To musiał być klient tego zakładu. „Pojadę, oddam im paczkę, a oni na pewno ustalą właściciela” – postanowiłam. Kusiło mnie jednak, żeby zobaczyć, jakie zdjęcia kryją się w środku.
„To wścibstwo!”
„Tylko obejrzę. To nie przestępstwo” – odzywał się drugi głos, chcąc przekrzyczeć pierwszy. No i ten drugi zwyciężył. Delikatnie rozkleiłam kopertę i wyjęłam odbitki. Tak pięknych zdjęć nie widziałam od dawna! Cudne portrety, kapitalnie uchwycone krajobrazy, utrwalone ulotne chwile z życia zwykłych ludzi: płaczące dziecko, staruszka wieszająca pranie w ogrodzie, starsi panowie w parku grający w szachy. Oniemiałam i natychmiast zapragnęłam poznać bliżej ich autora!
Wracając do domu, w jesiennej mżawce podjechałam pod ILUZJĘ. Mężczyzna stojący za ladą zajrzał do koperty i się uśmiechnął.
– Tak, wiem, czyje to zdjęcia. Przekażemy je na pewno. Dziękuję pani.
– Ale czy… Mogłabym otrzymać namiary na pana, który je zgubił? – bąknęłam zawstydzona i trochę wbrew sobie.
Powinnam była uznać sprawę za zakończoną, tymczasem nie mogłam wyjść z zakładu. Coś mi nie pozwalało! Bo kiedy raz za razem oglądałam fotografie, zdałam sobie sprawę, jak wiele mnie łączy z nieznajomym mężczyzną. Jak podobnie patrzymy na otaczający nas świat, na codzienne życie. Gdybym została profesjonalnym fotografikiem, z pewnością robiłabym takie zdjęcia…
– Nie mogę ujawniać danych osobowych klientów, przykro mi – chłopak był stanowczy, ale nagle spojrzał na mnie przeciągle i jakby coś zrozumiał. – Może pani zostawić swój numer telefonu i jeżeli nasz klient będzie chciał osobiście podziękować za odniesienie zdjęć, na pewno mu przekażemy.
Podałam swoje imię
Następny dzień rozpoczęłam od sprawdzenie połączeń w komórce – a nuż ktoś dzwonił, gdy mocno spałam? Niestety.
W porze lunchu pobiegłam do „swojej” knajpki, obiad jadłam wolniej niż zwykle, co chwila patrząc w stronę drzwi. Ale on się nie pojawił. Do wieczora czekałam na esemesa bądź telefon, bez skutku. Za to wyobrażałam sobie, jak facet dzwoni i dziękuje mi za oddanie zdjęć… Potem umawiamy się na kawę i spędzamy z sobą całe popołudnie. Okazuje się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nie możemy rozstać się ani w dzień, ani tym bardziej w nocy. I żyjemy długo i szczęśliwie.
Na takich marzeniach mijały mi dzień za dniem. Po mniej więcej tygodniu przestałam co chwila zerkać na komórkę i nie zabierałam już jej ze sobą nawet do toalety.
Zganiłam się za bezsensowne marzycielstwo i przestałam czekać na jakikolwiek sygnał z jego strony. No bo niby z jakiego powodu miałby się odezwać?! W końcu odzyskał to, co zgubił. I na pewno jest szczęśliwie żonaty! Wróciłam więc do poprzedniego, monotonnego życia, choć wcale nie było mi z tym dobrze.
Praca wydawała mi się jeszcze nudniejsza, a koledzy jeszcze bardziej beznadziejni. Starałam się odgonić złe myśli, by nie stać się zgorzkniała. Przyznaję bez bicia – niezbyt dobrze mi to wychodziło.
– Przepraszam, szukam pani Elżbiety. Taka drobna blondynka z długimi włosami – usłyszałam w któryś wtorek.
Jakby przeszedł przeze mnie impuls elektryczny!
Rozpoznałam ten głos natychmiast i na skórze poczułam gęsią skórkę.
– Tak, tu jestem – rzuciłam, na drżących nogach podnosząc się zza biurka i podchodząc do drzwi, przez które zaglądał fotograf. – Szuka mnie pan? – to nie było pytanie, lecz raczej wytęsknione życzenie.
– Możemy chwilę porozmawiać? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Ależ oczywiście.
Wyszliśmy na korytarz, odprowadzały nas zaciekawione spojrzenia.
– Chciałbym pani bardzo podziękować za oddanie moich zdjęć – zaczął. – Zrobiłbym to znacznie wcześniej, ale zgubiłem pani numer telefonu. Słowo daję! Dzwoniłem do „Iluzji”, żeby podali mi go jeszcze raz, a oni już nie mieli, bo ktoś wyrzucił kartkę, na której był zapisany – nieśmiało się uśmiechał, a mnie ten uśmiech wydał się niezmiernie urokliwy. – Potem skojarzyłem, gdzie mogłem zostawić kopertę. Więc wróciłem do baru i tam wypytałem o panią. Nie bardzo chcieli mi pomóc, chyba myśleli, że jestem wariatem albo zboczeńcem… – znów uśmiechnął się zakłopotany. – W końcu opowiedziałem im całą historię i chyba wypadłem przekonująco. Wiedzieli, gdzie pani pracuje, bo czasami zamawiacie posiłki do biura. No i… jestem.
Zapadło milczenie. Tak wiele chciałam mu powiedzieć… Miałam już przecież przygotowany wcześniej scenariusz naszego spotkania. Jednak w tamtym momencie czułam jedynie zawrót głowy i wielkie, wszechogarniające uczucie radości. Wiedziałam tylko jedno – to nie może być nasze ostatnie spotkanie!
– Kończę pracę za godzinę. I ja też kiedyś robiłam zdjęcia. A pana prace są naprawdę piękne! – wyrzuciłam to z siebie jednym tchem, w ogóle się nie zastanawiając nad spójnością wypowiedzi.
– W takim razie będę za godzinę – fotograf odwrócił się i zbiegł po schodach.
„Żeby tylko wrócił, żeby tylko wrócił, żeby…” – powtarzałam jak mantrę, chcąc zaczarować tamtą chwilę.
Wrócił. Nigdy z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało. Odniosłam wrażenie, że jemu rozmowa ze mną też sprawia niekłamaną radość.
Paweł wyjaśnił, że jest w trakcie przygotowań do wystawy swoich prac. Niestety, jest trochę roztrzepany i do tego sprawy organizacyjne mocno go nużą.
– Taki ze mnie trochę artysta – uśmiechnął się niepewnie. – Bujam w obłokach, wiem o tym, ale nie potrafię i przede wszystkim nie chcę tego zmienić. Rok temu wyprowadziłem się na wieś. Kilkanaście kilometrów od miasta. Jaka różnica! Zupełnie inne życie! Ale czasami muszę tu przyjechać, choćby po to, żeby zmagać się z wystawą.
– Chętnie ci pomogę. Mam zaległy urlop, parę dni, może chciałbyś… skorzystać z moich usług. Jestem dobrą organizatorką i uwielbiam twoje zdjęcia! – zapewniłam go spontanicznie, czując, że się czerwienię.
Moja propozycja jak na mnie była odważna, lecz z drugiej strony miałam świadomość, że spotkałam na swej drodze kogoś wyjątkowego i zrobię wszystko, by go zatrzymać.
– Bardzo chętnie. Byłbym niezmiernie wdzięczny – Paweł spojrzał na mnie w taki sposób, że nogi się pode mną ugięły.
I już miałam prawie stuprocentową pewność co do dalszego biegu naszej znajomości.
Minęło kilka miesięcy od dnia, w którym znalazłam tajemniczą paczkę i rozpoczęłam poszukiwania jej właściciela.
Był to niesamowity czas
Po pierwsze, pomogłam Pawłowi w zorganizowaniu wystawy. W trakcie przygotowań wykorzystałam swoje umiejętności, dzięki czemu o wernisażu zrobiło się głośno.
Nie dość, że mój ukochany odniósł sukces, to jeszcze ja odkryłam zapomnianą radość z pracy. Wreszcie czułam się jak ryba w wodzie. Robiłam za niego rzeczy, których on nie lubił. On był mi za to bardzo wdzięczny, a ja miałam satysfakcję. I złożyłam wymówienie!
Zrobiłam to z uśmiechem na ustach, wiedząc, że zamykam niezbyt udany rozdział w moim życiu. Uczucie dodało mi odwagi. Dziś pracuję na zlecenie w firmie doradczej i przygotowuję kolejną wystawę prac Pawła.
No i zdecydowałam się przenieść na wieś. Dom Pawła okazał się tak cudowny, że nie wahałam się ani chwili. Wciąż go remontujemy, coś w nim zmieniamy i sprawia nam to ogromną frajdę.
Po pracy Paweł wraca czym prędzej do domu, bo wciąż nie możemy się sobą nacieszyć (mój luby uczy w pobliskiej szkole plastyki). I jeszcze jedno – postanowiłam wrócić do mojej dawnej pasji. Właśnie kupiłam profesjonalny aparat fotograficzny.
Czytaj także:
„Rodzice postawili mi ultimatum: albo mój związek z >> tym rozwodnikiem <<, albo oni. Wybrałam i przez lata żałowałam”
„Kumpel namówił mnie, żebym zamiast się starać o dziecko, zaproponował żonie wolny związek. Źle się to dla mnie skończyło”
„Gdy ojciec rozwiódł się z mamą, przestałam dla niego istnieć. Otrzeźwiał dopiero, gdy dowiedział się, że ma wnuka”