„Gdy mąż miał kochanek na pęczki, ja zgrywałam dobrą żonę. Teraz przyszła pora, by zapłacił mi za lata zniewagi”

zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Mymemo
„Bodaj po 20 urodzinach naszych dzieci, po raz pierwszy pomyślałam, że mąż zbyt często zastępuje kolegów na nocnych dyżurach i zbyt często wrzuca koszulę do pralki – tuż po przyjściu do domu. Przez kilka lat skutecznie wypierałam jednak obawy. Jeżeli zakochana żona nie chce nic widzieć, niczego nie zobaczy”.
/ 10.02.2023 19:15
zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Mymemo

Bogdan był największą miłością mojego życia. Poznaliśmy się jako para dwudziestolatków i było dokładnie tak, jak opisują w romansach. Dwie połówki jabłka, idealnie dopasowane. Szybko się pobraliśmy i zamieszkaliśmy razem, wkrótce urodziły się bliźniaczki. Bogdan był cudownym, ciepłym i wiernym mężem, nie przychodziło mi do głowy, że mogę się mylić…

Bodaj po dwunastych urodzinach naszych dzieci, po raz pierwszy pomyślałam, że mąż zbyt często zastępuje kolegów na nocnych dyżurach i zbyt często wrzuca koszulę do pralki – tuż po przyjściu do domu. Przez kilka lat skutecznie wypierałam jednak obawy. Jeżeli zakochana żona nie chce nic widzieć, niczego nie zobaczy.

Nawet kiedy ta nowa sąsiadka rozpoczęła remont mieszkania po dziadkach, a mój mąż nagle odkrył w sobie życzliwość dla sąsiadów i talenty „złotej rączki”, niczego nie podejrzewałam. Dlatego tamten dzień na całe lata pozostał najgorszym dniem mojego życia.

– Wyprowadzam się. Dziewczynki są już prawie dorosłe, a poza tym będę na nie płacił. Jola i ja kochamy się, a życie jest za krótkie, żeby nie iść za głosem serca. Wierzę, że nie będziesz stać na drodze naszego szczęścia. Rozstańmy się spokojnie…   

W pewnym sensie rozstaliśmy się spokojnie

Nie powiedziałam ani słowa. Zawsze byłam dumna. Schowałam w sobie ten niewyobrażalny ból, rozchorowałam się. Mój mąż miesiąc później wyjechał z kochanką na stałe do Argentyny, a ja na kilka miesięcy straciłam władzę w nogach. Lekarze orzekli, że to skutek ogromnego szoku i stresu, który nie znalazł innego ujścia i zaatakował moje mięśnie. Kilkanaście miesięcy, które upłynęły od chwili, gdy Bogdan mnie porzucił, stanowi czarną dziurę w mojej pamięci. Jakby ktoś wyłączył światło.

Przeżyłam dzięki córkom i przyjaciołom. Zawsze byłam najbardziej skupiona na Bogdanie i dopiero w tamtym czasie przekonałam się, że mam wspaniałe dzieci i prawdziwych przyjaciół. Kiedy doszłam do siebie, postanowiłam poznać całą prawdę. Okazało się, że byłam jedyną osobą na świecie, która widziała w Bogdanie wiernego męża. Wszyscy nasi znajomi i koledzy z pracy od dawna wiedzieli, że mnie zdradza na prawo i lewo. Niektórzy nawet próbowali mi to powiedzieć, ale kiedy zakochana żona nie chce niczego usłyszeć…  Oczywiście – naturalną koleją rzeczy był rozwód. Wszyscy mówili mi, że powinnam natychmiast o niego wystąpić.

– Wina pani męża jest ewidentna. Ma pani sto procent szans na takie orzeczenie – ze wszystkimi praktycznymi konsekwencjami – przekonywała mnie pani mecenas. – A poza alimentami jest szansa na odszkodowanie. Na skutek szoku wywołanego zdradą straciła pani zdrowie. Mąż świetnie zarabia i ma pani absolutne prawo do tych pieniędzy. Rozwód jest w pani interesie!

Z pewnością prawniczka miała rację.

Leczyłam się bardzo długo, byłam na zwolnieniu, straciłam pracę. Może w tym biurze nie dostawałam wiele, ale etat dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Każdy sąd wziąłby moją stronę.

Bogdan był zamożny „z domu”, a dość rzadka specjalność zawodowa sprawiała, że doskonale zarabiał. Jako małżeństwo żyliśmy zawsze na tak zwanej wysokiej stopie. Teraz z jego winy byłam bezrobotna…

Jednak ja uniosłam się honorem. Nie wyobrażałam sobie, że spotykam się z Bogdanem na sądowej, że o cokolwiek z nim walczę. Przysyłał regularnie pieniądze na dzieci i nie wątpiłam, że będzie to robił dalej. Dla siebie nie chciałam niczego i nie czułam potrzeby odwetu. Żadna zemsta nie mogła złagodzić mojego cierpienia, ale przyjaciółki próbowały apelować do mojego rozsądku. 

– Masz tylko czterdzieści siedem lat! Jeszcze kogoś poznasz, zakochasz się, będziesz chciała na nowo ułożyć sobie życie. Nie możesz wciąż być jego żoną!

Miały dobre chęci, ale ja nie zamierzałam nigdy więcej wychodzić za mąż.
Po tym, co się stało, nie umiałabym już zaufać żadnemu mężczyźnie.

Rozwód nie miał żadnego znaczenia…

Bogdan również nie wystąpił z pozwem. Mieszkał w Argentynie i moja bierność była mu chyba na rękę. Zapewne też konsultował się z prawnikami i powiedzieli mu, że sprawa rozwodowa nie jest w jego interesie.

Poczułam, że muszę zmienić swoje życie. Teraz nie bałam się już niczego, więc postanowiłam zrealizować marzenie. Za oszczędności kupiłam stare siedlisko z kawałkiem ziemi, stodołą, niewielkim domem. Otworzyłam tam schronisko dla starych, spracowanych koni – udało mi się przekonać gminę do wsparcia mojej działalności skromną, ale stałą dotacją.

Zorganizowałam tam seanse hipoterapii, zajęcia dla szkolnych wycieczek, dni otwarte. Wszystko, co dawało szansę zarobku lub pozyskania sponsorów.  
Pracowałam bardzo ciężko. Wstawałam o piątej rano, wieczorem zasypiałam na stojąco. Nie miałam czasu na rozpamiętywanie przeszłości ani użalanie się nad własną samotnością. Dochody rosły wolniej niż liczba moich koni, więc zawsze z trudem wiązałam koniec z końcem, ale nigdy nie żałowałam tej decyzji. Praca w schronisku dawała ogromną satysfakcję – robiłam coś, co ma głęboki sens, i pomagałam światu być trochę lepszym. Kochałam wszystkie moje konie, a one to czuły i potrafiły być naprawdę wdzięczne.

Moje córki były już wtedy młodymi kobietami. Miały swoje życie, ale uwielbiały przyjeżdżać do schroniska, pomagać przy koniach. Kiedy były małe, tylko tata robił coś „ważnego”. Teraz to się zmieniło. To moja praca była dla nich powodem do dumy, to mnie mogły podziwiać. Kłamałabym udając, że nie miało to dla mnie znaczenia.  

Minęło osiem lat, zanim zdarzyła się ta dziwna rzecz. Pewnego wieczoru wrzuciłam kostki sprasowanego siana do końskich boksów, sprawdziłam, czy w poidłach jest woda, i usiadłam przed stajnią. Wtedy nagle poczułam, że przeszłość już nie boli. Mój żal się wypalił, rany się zagoiły. Po raz pierwszy pomyślałam o Bogdanie, nie czując złych emocji. Było, minęło.

Życzyłam mu szczęścia…

Jednak los bywa bardzo złośliwy. Kilka miesięcy po tym, gdy wreszcie poczułam się szczęśliwa, znów przypomniał sobie o mnie, i to w najgorszy możliwy sposób.
To była przewrócona gazowa maszynka, na której wolontariusz pracujący w schronisku parzył sobie kawę. Zdążyliśmy wyprowadzić wszystkie konie – żadnemu nic się nie stało. Ale schroniska nie dało się uratować.

Zanim przyjechali strażacy, spłonęły stajnia, stodoła, zapas siana i paszy, wiata do hipoterapii. Ocalał tylko dom, w którym spędziłam większość czasu w trakcie tych ośmiu lat. Nie miałam ubezpieczenia, bo nigdy nie było na nie dość pieniędzy. Straciłam wszystko…

Nie pozwoliłam sobie na rozpacz. Przede wszystkim musiałam ratować konie. Wszystkimi pieniędzmi, jakie miałam, opłaciłam ich pobyt w niedalekiej stadninie. To był jednak ratunek na kilka tygodni, a ja nie miałam za co odbudować schroniska. 

Rzuciłam się do walki. Byłam wszędzie. Prosiłam, błagałam, apelowałam. Szukałam instytucji, która sfinansuje odbudowę, a choćby udzieli jakiegoś kredytu.
Daremnie. Wszyscy mieli ważniejsze wydatki. Choć pomagało mi wielu dobrych ludzi, ich praca i wsparcie nie mogły wystarczyć. Po trzech miesiącach zrozumiałam, że przegrywam.

A za dwa tygodnie moje konie pójdą na rzeź. Siedziałam przed telewizorem. Patrzyłam na ekran, ale nie rozumiałam, co mówią. I wtedy na ekranie zobaczyłam Bogdana. Dotarło do mnie, że lektor mówi o jakiejś nagrodzie dla polskiego inżyniera od lat pracującego w Argentynie, właściciela wielkiej firmy. Bardzo bogatego człowieka, który wciąż był formalnie moim mężem…  

Moje konie były tego warte

Mniejsza o dumę i honor, jeżeli mogę je uratować. Odszukałam dane firmy Bogdana. Przez telefon mógłby mnie łatwo zbyć, więc musiałam iść na całość. Za ostatnie pieniądze kupiłam bilet do Argentyny – w jedną stronę. 

Pominę szczegóły mojej podróży do Ameryki i tego, w jaki sposób udało mi się zdobyć adres domu Bogdana w Buenos Aires. Od razu przejdę do momentu, który całkowicie zmienił charakter tej szalonej wyprawy. Jechałam, żeby prosić Bogdana o pomoc – w imię czegoś, co kiedyś nas łączyło, w nadziei, że za to spotkanie nie zapłacę zbyt wielkiej ceny. Jechałam błagać o pomoc człowieka, który mnie skrzywdził jak nikt inny na świecie…

Ale kiedy stanęłam pod drzwiami willi Bogdana, zobaczyłam jego nazwisko w towarzystwie dwojga imion, z których drugie było żeńskie. Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć na co patrzę, ale w końcu zrozumiałam. Mój mąż się ożenił.
Ożenił się, będąc żonatym człowiekiem.

Był bigamistą, a to i w Polsce, i w Argentynie jest karalne… On sam otworzył mi drzwi, jednak ja nie musiałam już o nic prosić. Powiedziałam „cześć”, po czym podyktowałam mu numer konta i wysokość kwoty, za którą można latami ratować setki końskich istnień.

Plus sumę kosztów mojej podróży do Argentyny. Oczywiście – nie musiał płacić, jeśli wolał, żebym po prostu poszła na policję…   Odbudowałam schronisko i wciąż ratuję konie. Dziś czuję się szczęśliwa i spełniona, a przeszłość wcale mnie nie dręczy. Ale jeśli ktoś z was uważa, że zemsta nie ma słodkiego smaku – to jest w błędzie.

Czytaj także:
„Janka zdradziła mnie z moim bratem i wychodzi za niego za mąż. Moja w tym głowa, żeby ich ślub zamienił się w koszmar”
„Najpierw zdradził mnie mąż, a teraz syn. Ożenił się z cwaniarą, której ślinka leci, gdy myśli o mojej kasie”
„Mój facet zdradził mnie i nie widział w tym nic złego. Interesowało go tylko ciało kochanki, nic do niej nie czuł”

Redakcja poleca

REKLAMA