„Najpierw zdradził mnie mąż, a teraz syn. Ożenił się z cwaniarą, której ślinka leci, gdy myśli o mojej kasie”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Seventyfour
„Maciek był dla mnie wszystkim. Zawsze się doskonale rozumieliśmy, chodziliśmy do teatrów, dyskutowaliśmy, mogłam na nim polegać, a on na mnie. Wobec syna byłam ciepła, ale to nie znaczy, że można było włazić mi na głowę, zdradzać, poniewierać i traktować jak jakieś zero”.
/ 28.05.2022 07:30
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Seventyfour

Komórka zawibrowała i poruszyła się na stole. Spojrzałam na wyświetlacz – Maciek. Serce zabiło mi szybciej.

– Tak, synku?

– Mamo, proszę, pojedź do szpitala. Iza rodzi i bardzo się boi, jej matka umarła, gdy ją rodziła. Ja byłem w delegacji we Wrocławiu. Dojadę dopiero za dwie godziny. Gdybym wiedział, że poród będzie dwa tygodnie przed terminem, zamieniłbym się z kolegą.

Iza… Cwaniara, która zabrała mi syna, tak omotała, że się z nią ożenił, a teraz rodzi mu dziecko, żeby już zupełnie go do siebie przywiązać.

– Dlaczego mam jej w tym pomagać? – zapytałam. – Znasz moje zdanie o niej i o twoim małżeństwie.

– Mówisz poważnie? – w głosie Maćka usłyszałam niedowierzanie. – Przecież jesteś mądrą, wykształconą kobietą, moją matką, którą kocham, i z której zawsze byłem dumny. A zachowujesz się jak… – urwał.

Moje serce krwawiło

– Jak kobieta zdradzona – powiedziałam cicho. – Po raz kolejny.

Pamiętałam tamten dzień sprzed dwóch lat, jakby to było wczoraj. Wracałam autem z pracy, kiedy zobaczyłam niedaleko domu obściskującą się młodą parę. Chłopak przyciskał dziewczynę do grubego pnia dębu i całował zachłannie, drapieżnie. Zupełnie tak, jak kiedyś Roman całował mnie…

To wspomnienie zabolało, odsunęłam je więc od siebie. Zwolniłam i przyjrzałam się parze, bo chłopak wydał mi się jakby znajomy, młoda kopia Romana sprzed trzydziestu lat. Maciek?

To było jak policzek. Miałam ochotę zatrzymać się i urządzić synowi awanturę, ale bałam się, że mogę zrobić z siebie pośmiewisko, więc poczekałam, aż wróci do domu. Wtedy powiedziałam mu, co o tym myślę. Stał zdziwiony moim wybuchem.

– Zakochałem się w Izie i chcę się z nią ożenić. Dziś chciałem ci o niej powiedzieć i spytać, kiedy chciałabyś ją poznać.

– Nigdy! – krzyknęłam. – Nie wychowałam cię, by oddać jakiejś cwaniarze, która chce się wżenić w bogatą rodzinę. I nie zdradzisz mnie jak…

– Jak tata? Mamo, to chore. Jestem twoim dzieckiem, a dzieci w końcu idę na swoje. Chyba nie sądziłaś, że zostaniemy już razem na zawsze?

Tak sądziłam. Kiedy zostałam sama, Maciek był dla mnie wszystkim. Zawsze się doskonale rozumieliśmy, chodziliśmy do teatrów, dyskutowaliśmy, mogłam na nim polegać, a on na mnie. Teraz poczułam się zdradzona. Nie chciałam poznać dziewczyny syna. Nie chciałam być nawet na ich ślubie, ale uznałam, że mogę pokazać klasę. Być ponad to.

Na weselu po raz pierwszy od siedmiu lat zobaczyłam Romana… Roman, mój mąż, były mąż. Na studiach w zaczytanym w poezji okularniku, ubranym w chińskie byle co dostrzegłam potencjał na mężczyznę przystojnego, silnego. Inteligentny już był.

Gdy się dobrze ostrzygł, dobrał odpowiednie oprawki okularów, włożył porządne ciuchy, koleżanki ze studiów aż jęknęły z zazdrości. Ale on był już mój. Skończyliśmy studia, zaczęliśmy pracować – ja robiłam karierę biznesową, on wykładał i pomagał wychowywać naszego syna.

Kochaliśmy się, rozumieliśmy. Był dla mnie wszystkim. Nigdy nawet nie spojrzałam w stronę innego mężczyzny. Nawet po rozstaniu.

Konsekwencja to dla mnie podstawa

Na ślubie Maćka wyglądał jeszcze lepiej niż kiedyś. Wciąż był przystojny. Seksowny. Mimo że miał pięćdziesiąt dwa lata, wyglądał lepiej niż niejeden trzydziestolatek. A w jego oczach, gdy na mnie patrzył, wciąż był ten blask…

Od razu wróciła tamta scena sprzed dziesięciu lat – weszłam do jego gabinetu na uniwersytecie, by powiedzieć mu, że udało mi się spełnić jego marzenie i mam bilety na koncert noworoczny w Wiedniu.

Wtedy zobaczyłam na jego kanapie ubierającą się śliczną, młodą dziewczynę. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie, usta tamtej drgnęły w lekkim uśmieszku triumfu.

Jeszcze tego samego dnia wystąpiłam o rozwód. I nie ugięłam się, chociaż błagał o przebaczenie i mówił, że to był pierwszy i ostatni raz, że nie wie, co go podkusiło. Nie ugięłam się, kiedy wstawiał się za ojcem Maciek. Każdy czyn ma swoje konsekwencje!

Przez całe swoje życie byłam dumna z tego, że kiedy po przemyśleniu wszystkich za i przeciw podjęłam jakąś decyzję, to nigdy jej nie zmieniałam. Nie pozwalałam też, by wyrządzone mi krzywdy pozostawały nieukarane.

Przymykanie oczu, wybaczanie to oznaka słabości, a wtedy wszystkie wilki i rekiny w ludzkim przebraniu zaczynają węszyć za krwią. Gdybym była inna, nie osiągnęłabym sukcesu.

Zawsze wiedziałam, czego chcę od życia, od innych ludzi, i potrafiłam to zdobyć. Miałam nosa, rękę do biznesu, jak niektórzy mają rękę do kwiatów, które rosną im pięknie na piachu, gdy innym i czarnoziem nie pomaga.

Zaczynałam od zera – nie miałam bogatego tatusia, dziadek nie zostawił mi w testamencie fabryki. Do wszystkiego doszłam pomysłowością, wytrwałością i ciężką pracą. Musiałam być też twarda, bo konkurowałam z mężczyznami, a wiadomo, że kobieta musi być od nich dwa razy lepsza, żeby w ogóle ją docenili.

Mnie mężczyźni zawsze doceniali

Najpierw patrzyli na mnie – ładna, świetna figura, dobry gust. Potem szybko do nich docierało, że to tylko fasada, pod którą czai się drapieżnik. Uczyli się, że mnie nie klepie się po tyłku, nie ocenia piersi i nie zaprasza na drinki.

Że jestem szybka, twarda, nieustępliwa. Po dwudziestu kilku latach walki dotarłam na szczyt – miałam swoją dużą firmę, którą rządziłam twardą ręką, a podlegli mi dyrektorzy bez szemrania wykonywali polecenia.

Wobec męża i syna byłam ciepła i kobieca, ale to nie znaczy, że można było włazić mi na głowę, zdradzać, poniewierać i traktować jak jakieś zero. Roman wiedział, że nie wybaczam, a jednak mnie zdradził. Maciek też to wiedział. Jednak jest moim synem, więc dałam mu szansę.

Rzadko widywałam się z synową, jeszcze rzadziej z nią rozmawiałam, chociaż widziałam, że lgnie do mnie, chce widzieć we mnie swoją matkę, której nigdy nie miała. Ja tylko chciałam utrzymać kontakt z synem. Ale on nie miał już dla mnie tyle czasu co kiedyś. Rzadko chodziliśmy we dwoje do teatru czy na koncerty, bo musiał być z żoną.

– Naprawdę tego nie rozumiesz? – dziwił się. – Wyobraź sobie, że twoja matka chce być ciągle z tobą, gdy ty masz już męża. Kogo byś wybrała?

Ale ja nie byłam swoją matką, niewykształconą mleczarką z małego miasteczka, która miała ośmioro dzieci i czasami ze zmęczenia zapominała, jak które ma na imię. Mnie, kobietę sukcesu, traktuje się inaczej!

– Mamo, nie mogę cię do niczego zmusić – głos syna w słuchawce był cichy i smutny, i jakby zrezygnowany. – Bardzo cię kocham i szanuję, ale jeśli teraz mnie zawiedziesz, jeśli zawiedziesz moją żonę, która rodzi mi syna, a twojego wnuka, nigdy ci tego nie wybaczę. I uwierz mi, potrafię być zacięty tak samo jak ty. Jestem przecież twoim synem, pamiętasz? Synem, którego dobro powinno ci leżeć na sercu bardziej niż twoja własna duma.

Rozległ się sygnał zerwanego połączenia

Duma? O czym on mówi! To nie duma, tylko poczucie własnej wartości. Będę słaba, będę ofiarą, jeśli pozwolę, by inni kierowali moimi wyborami! Tego właśnie nauczyłam się w pracy, to zapewniło mi sukces. I zwycięstwo.

Siedziałam i patrzyłam na milczącą komórkę. Wiedziałam, że w szpitalu na pewno jest Roman – on i Maciek utrzymywali ze sobą bliskie kontakty. Roman będzie przy narodzinach wnuka.

Będzie patrzył na radość syna i synowej. Będzie im pomagał, będzie brał na ręce wnuka i śmiał się do niego. Będzie z nimi spędzał święta. A ja będę sama.

Przed oczami, jak na filmie, przeleciały mi sceny z mojego dawnego życia – śmiech, miłość, choinka i prezenty, zachwycone spojrzenie dziecka, wakacje, radość, ciepłe wspólne wieczory, miłość. Nie chciałam tych wspomnień, ale nie potrafiłam ich wyłączyć, wylewały się ze mnie fala za falą. A ja płakałam. Z tęsknoty.

Skoro byłam zwycięzcą, to dlaczego czułam się jak przegrana? Bo przegrałaś, pomyślałam wreszcie. Na własne życzenie. Bo życie to nie praca, a bliscy to nie konkurencja. Tak powiedział mi Roman, kiedy po raz kolejny odrzuciłam jego przeprosiny. Wtedy nie chciałam słuchać. Teraz zrozumiałam.

Otarłam oczy, ubrałam się i pojechałam do szpitala. I kiedy Iza uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i chwyciła za rękę, a Roman poprawił mi włosy dawnym czułym gestem, wiedziałam, że zdążyłam uniknąć katastrofy. O włos. 

Czytaj także:
„Były mąż nękał Miśkę nawet po rozwodzie. Ukrywało ją całe osiedle, wszystkie sąsiadki kłamały, że jej nie znają”
„Skłamała, że ma chorą córkę. Pieniądze, które sąsiedzi zebrali na leczenie, wydała na fryzjera, ciuchy i balangi”
„Byłem okropnym mężem i tragicznym ojcem. Wolałem bary i kolegów od własnej rodziny. Choroba żony mnie nawróciła”

Redakcja poleca

REKLAMA