„Podczas gdy ja ze strachu obgryzałam paznokcie, ojciec świetnie się bawił. Pobyt w szpitalu był dla niego jak wczasy”

Zadowolony mężczyzna fot. Adobe Stock, Kzenon
„Ortopeda od dawna grzmiał na tatę i na nas, że jak się nie zajmiemy jego kolanem, to za chwilę ojca będzie czekał wózek inwalidzki. Oczywiście, byłam wdzięczna bratu, że załatwił w końcu tę operację. Ale nie zmieniało to faktu, że się niepokoiłam, jak tata sobie poradzi”.
/ 16.07.2022 07:15
Zadowolony mężczyzna fot. Adobe Stock, Kzenon

Bardzo się zmartwiłam, że Jasiek nie załatwił tacie tego szpitala w naszym mieście.

– Przecież to jest trzysta kilometrów dalej! – denerwowałam się. – Kto tam będzie do niego jeździł?

– Mysza, nie denerwuj się – uspokajał mnie brat. – Tata sobie poradzi. A zresztą, raz ty pojedziesz, raz ja, a potem zaraz go wypuszczą. Najważniejsze, że mu zoperują w końcu tę nogę.

No tak, miał rację. Ortopeda od dawna grzmiał na tatę i na nas, że jak się nie zajmiemy jego kolanem, to za chwilę ojca będzie czekał wózek inwalidzki. Oczywiście, byłam wdzięczna bratu, że załatwił w końcu tę operację. Ale nie zmieniało to faktu, że się niepokoiłam, jak tata sobie poradzi sam w obcym miejscu.

Wiedziały, że dziadek pomoże

Od kiedy mama zmarła, ojciec mieszkał wprawdzie sam, ale tylko w teorii, bo w praktyce ja albo Jasiek wpadaliśmy do niego kilka razy w tygodniu. Tata był towarzyskim człowiekiem, lubił zagadać z sąsiadami czy wpaść na wieczór gier do domu kultury, który niedawno otworzyli w jego miejscowości.

A w szpitalu to wiadomo – wszyscy zestresowani, anonimowi, no i ta wykańczająca nuda. Wiedziałam, że tacie to będzie najtrudniej wytrzymać. On zawsze musiał coś robić. Moje córki przyzwyczaiły się, żeby wszystko, co popsute, pęknięte czy rozklekotane, od razu zanosić do dziadka, bo wiadomo – zawsze sklei i naprawi.

Dziadek był ich idolem, bo nie tylko umiał przywrócić życie zepsutemu budzikowi z ukochaną świnką Peppą, ale też przylutować odpadnięty kawałek abażuru lampki, którą zrzuciły podczas dzikich harców w domu, czy dokleić z powrotem ucho do kubka z Kubusiem Puchatkiem. Chociaż większość z tych napraw była zbyteczna, cieszyłam się, że ojciec ma coś do roboty.

I jak on miał iść leżeć bezczynnie tydzień albo i dłużej w szpitalu? Bałam się, że będzie przygnębiony, zwłaszcza że nie będziemy mogli go codziennie odwiedzać.

Pierwszy pojechał Jasiek

 Tata nie chciał, żeby go zawozić, sam wsiadł w pociąg i zgłosił się do szpitala. Zadzwonił do mnie wieczorem i chociaż starał się trzymać fason, wyczuwałam, że źle się tam czuje.

– Badają mnie, ciągle przychodzą pielęgniarki, lekarz to był raz – odpowiadał znużonym tonem. – Nic tu nie ma do roboty, leżę tylko z dwoma innymi panami, oni śpią, ja się gapię przez okno…

– A telewizor jest? – chciałam wiedzieć. – Jak leżałam na wyrostek, to mieliśmy telewizję. Płatną, ale dobre i to.

– Telewizor u nas na sali jest, ale zepsuty – oznajmił ponuro. – W ogóle nic tu nie działa, kontakt koło mojego łóżka wyszarpany ze ściany, w łazience krany ciekną… Aż się boję, żeby w czasie operacji im się jakieś urządzenie nie zacięło, bo się uduszę na tym stole!

Czułam, że trochę żartuje, ale tak nie do końca. Wszyscy wiemy, jak niedofinansowane są szpitale w Polsce. Ten zepsuty telewizor i niedziałający kontakt to było małe piwo. Naprawdę można się było niepokoić, czy tam sprzęt medyczny wytrzymuje obciążenie.

Zrelacjonowałam naszą rozmowę Jaśkowi i kazałam mu zawieźć tacie coś do rozrywki, żeby się nie nudził.

– Ale co? – brat nie był zbyt kreatywny.

– Książkę? Przecież on rzadko czyta.

– Rany, wymyśl coś! – zniecierpliwiłam się. – Coś, co tata lubi, nie musi być książka. Żeby nie siedział i nie gapił się tylko w to okno!

Ciekawe, czym można być zajętym w szpitalu?

Wieczorem dostałam tylko SMS-a od taty, że Jasiek był i wszystko gra. Zadzwoniłam, ale nie odebrał. Kolejny SMS został wysłany tuż przed północą i brzmiał:

„Wybacz, Myszka, nie mogłem odebrać, bo byłem zajęty. Zadzwonię, jak się obudzę po operacji.”

Nie mogłam sobie wyobrazić, czym można być zajętym po dwudziestej w szpitalu, jak się czeka na operację następnego dnia, ale jakoś nie było okazji, by zapytać. Operacja taty na szczęście nie była skomplikowana, chociaż musiał po niej mieć unieruchomioną nogę. Ale, o dziwo, nie kazali mu leżeć na wyciągu, jak sobie to wyobrażałam.

– Nie połamali mi tej nogi – śmiał się tato. – Jeżdżę na wózku. Niby powinienem leżeć, ale tutaj siostrzyczki takie miłe, pozwalają mi się poruszać po korytarzu.

Słyszałam uśmiech w jego głosie i domyśliłam się, że któraś „siostrzyczka”, czyli pielęgniarka, jest obok. Kolejnego dnia nie mogłam pojechać, następnego z kolei tata nie chciał, bo miał ponoć przez cały dzień badania kontrolne i był zajęty.

Znowu nie byłam w stanie zgadnąć, czym niby. Kiedy w końcu pojechałam, zastałam go nie w jego sali, ale… w dyżurce pań pielęgniarek. Ale nie przyszedł tam w sprawie medycznej. Ledwie weszłam, zobaczyłam tatę… w jego żywiole!

– To moja córcia! – przedstawił mnie.

– O, Mysza, chodź, przytrzymasz mi tutaj. Nie tak, wyżej. To musi stać pionowo!

I tak ze zdumieniem odkryłam, że mój tata siedzący z nogą w usztywnieniu na wózku inwalidzkim… naprawiał pielęgniarkom szafkę na leki!

– Zamek się wypaczył, one musiały szarpać i obsunęła się ta listwa, o tutaj. I zablokowała drzwiczki – tłumaczył mi ojciec, chociaż niewiele z tego rozumiałam. – Ale już, widzisz, mamy to! No, proszę, szafeczka gites cukieres!

Nie potrafił usiedzieć na tyłku

Całe dzieciństwo słyszałam to „gites cukieres”, obecnie podłapały to moje córeczki. Oznaczało to, że coś działa. Kiedy przeszliśmy do sali, okazało się, że „gites cukieres” odnosiło się też do telewizora i kontaktu przy łóżku.

– Ty to ponaprawiałeś? – spojrzałam na tatę z zaskoczeniem.

– E tam! – machnął ręką. – Nic wielkiego. Tylko przykręciłem gniazdko, a telewizor, no tak… Tam trzeba było trochę podłubać. Siostrzyczki mi nie pozwoliły, ale zapytałem ordynatorkę oddziału i powiedziała, że jak wiem, co robić, to mogę robić. No to naprawiłem to pudło. Jasiek to jednak bystry chłopak jest, że mi przywiózł narzędzia.

Aż się za głowę złapałam w tym momencie. Okazało się, że mój mądry braciszek w ramach dowozu materiałów rozrywkowych przywiózł tacie jego śrubokręty i jakieś tam klucze czy inne narzędzia.

Fakt, ojciec go o to prosił i jeszcze zabronił Jaśkowi o tym wspominać przy mnie, ale i tak uważałam, że trzeba być facetem, żeby wpaść na coś takiego. Cud, że mu nie przywiózł wiertarki udarowej, żeby sobie dla relaksu nią powarczał w tym szpitalu!

Oj, coś mi się wydaje, że się polubili

Szybko jednak zorientowałam się, że mój tata jest najbardziej lubianym pacjentem na oddziale. Panie pielęgniarki ciągle z nim żartowały, a przy mnie chwaliły go, jaki to z pana Czesława skarb, bo tyle rzeczy im naprawił w ciągu tych czterech dni.

Okazało się, że poza szafką, cieknącymi kranami, zepsutym telewizorem i gniazdkiem był jeszcze toster, kubek z utłuczonym uchem i bransoletka siostry Iwony, w której zepsuło się zapięcie. Tej jednak tata nie zdołał naprawić w szpitalu, bo nie miał lutownicy.

– Ale już powiedziałem siostrze Iwonce, że jak tylko wrócę do domu, to od razu jej przylutuję ten dynks od zapięcia – poinformował mnie, po czym dodał: – Bo wiesz, ona ma syna, mieszka na Sobieskiego, to niedaleko mnie. I mówi, że lubi go odwiedzać. To się spotkamy i sobie odbierze tę bransoletkę.

Już wtedy coś mnie tknęło, bo jakoś mi się nie wydawało, żeby chodziło tylko o bransoletkę.
No i miałam rację, bo pani Iwona się z tatą zaprzyjaźniła i tak jakoś coraz częściej do tego syna przyjeżdża. Oczywiście za każdym razem spotyka się z tatą.

Noga taty wygoiła się bez problemów, może już normalnie chodzić. A ma gdzie, bo kiedy chodził na wieczory gier do domu kultury, to oczywiście też wypatrzył jakieś zepsute coś, już nawet nie pamiętam co, i zaproponował, że to naprawi. A szefowa ośrodka zaproponowała mu, żeby… poprowadził zajęcia z majsterkowania dla dzieciaków!

Ma więc nowe zajęcie, nową przyjaciółkę i – jak zawsze – ręce pełne roboty! A pani Iwonka śmieje się, opowiadając, jak się poznali, kiedy tato przyszedł do szpitala, żeby mu naprawili nogę, a potem naprawił wszystko, co było popsute na całym oddziale. Taki właśnie jest mój tata i za to tak bardzo go kocham!

Czytaj także:
„Jurek mi się podobał, ale traktował mnie jak kumpelę. Dopiero gdy wyczuł konkurencję, odezwał się w nim pies ogrodnika”
„Po porodzie, mama sztorcowała mnie na każdym kroku. Chciała udowodnić, że żadna ze mnie matka i doprowadziła do tragedii”
„Siostra karmi swoją córkę pizzą i chipsami. Kiedy zwracam jej uwagę słyszę, że mam się nie wtrącać, bo nie mam dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA