„Jurek mi się podobał, ale traktował mnie jak kumpelę. Dopiero gdy wyczuł konkurencję, odezwał się w nim pies ogrodnika”

kobieta, która jest kochana fot. Adobe Stock, Ulia Koltyrina
„Mam w konkurach dwóch wspaniałych samców. Obaj mi się podobają, choć tak bardzo się różnią. Wiem, że powinnam jednego czym prędzej odesłać do narożnika, ale nie wiem którego! Jerzego znam dłużej. Mamy wspólne pasje. To poważny doktor. Budzi szacunek. A Krzysiek – barwny, twórczy ptak, który adoruje mnie tak udatnie, jak chyba żaden wcześniej”.
/ 12.07.2022 12:30
kobieta, która jest kochana fot. Adobe Stock, Ulia Koltyrina

Chyba każdy zna wierszyk o osiołku, który padł z głodu, bo nie mógł się zdecydować, czy woli owies czy siano. Boję się, że i ja drogo zapłacę za zbyt długie wahanie... Okazuje się, że nadmiar wcale nie jest lepszy od posuchy, a w życiu niemal z dnia na dzień wszystko może się radykalnie zmienić.

„Odpuść sobie, kobieto! – pomyślałam pewnego ranka przy śniadaniu po niezliczonych próbach znalezienia drugiej połówki. – Świat oszalał! Faceci? Oni są toksyczni, nieciekawi albo zajęci. Trudno. Singielki też mogą być szczęśliwe, nawet bardziej niż mężatki!” – wściekła, gmerałam w kubeczku z jogurtem tak mocno, że prawie zrobiłam w nim dziurę.

O tak: byłam bardzo zła i dlatego postanowiłam PRZESTAĆ działać. Bo czegóż to ja nie wyprawiałam przez ostatnie miesiące?! Kluby sportowe, szlajanie się po modnych knajpach, nauka włoskiego od podstaw... Bywałam w tysiącu miejsc, mniej lub bardziej inspirujących, poznałam mnóstwo nowych ludzi płci obojga. Ale ani pół potencjalnego ukochanego!

Miałam po dziurki w nosie samotności. Obecnie modnie jest mówić: „samodzielności”, ale to przecież bzdura. Samodzielna też jestem, owszem, ale to nie samodzielność mi doskwiera, tylko samotność. Brak bliskiego drugiego człowieka tuż obok. Takiego, na którego można liczyć. W dzień i w nocy. A co mówią w takich przypadkach mądrale od ludzkiej psychiki? Ano mówią: rusz się, wyjdź z domu, otwórz się na nowe doświadczenia, nawiązuj przyjaźnie... Tere-fere-kuku.

On chyba nie widzi we mnie kobiety

Jestem ekstrawertyczna, nie siedzę w kącie, wszędzie mnie pełno. I co? Ano nic. W desperacji założyłam nawet konto na portalu randkowym. To było najgorsze. Flirty słowne przebiegały nawet miło, ale spotkania oko w oko –  wszystkie, dosłownie WSZYSTKIE – to była całkowita porażka. Trudno powiedzieć, czego brakowało, ale chyba najbardziej chemii. Zamiast oczarowań – seria rozczarowań. Strata czasu.

Dlatego postanowiłam się poddać: koniec rozpaczliwego rozglądania się za facetami. Najbardziej zawiedziona była Halinka, którą poznałam na babskich warsztatach rozwojowych – w nich też z upodobaniem uczestniczę. Singielka tak jak ja. To nas zresztą zbliżyło.

No, ale Halinka od niedawna nie jest już sama. Wykupiła abonament w nowoczesnym biurze matrymonialnym. Zapłaciła jak za zboże, lecz obiecali, że będą przedstawiać idealnych kandydatów na narzeczonego aż do skutku. Ostatnio spotyka się regularnie z pewnym chirurgiem. Wygląda to obiecująco, więc Halinka jest w euforii. Ba, wylewa się z niej optymizm i w mojej sprawie:

– Idź do tego biura! – przekonuje usilnie, gdy tylko wykroi czas na telefon do mnie.

Łatwo jej mówić! Jest bogata, więc wybuliła krocie za abonament. Mnie na to nie stać.

– Nie zaciągnę kredytu na biuro matrymonialne – powiedziałam jej bez ogródek.

Chyba się obraziła, bo przestała dzwonić. Mniejsza z tym, przejdzie jej. Postanowiłam definitywnie zamknąć ten rozdział, ale... Nowe życie bez maniakalnego rozmyślania o drugiej połówce okazało się rodzajem odwyku. Musiałam się tylko mocno kontrolować, żeby nie dumać, jak bardzo nie chcę być sama. Znowu zapewniłam sobie mnóstwo zajęć po pracy: warsztaty, fitness, filmy, wieczorne spotkania z samotnymi kobietami, których w moim otoczeniu nie brakuje. Zaciskanie zębów. Przekonywanie samej siebie, że tak jest lepiej. Bo czy związek to taki cud? 

Szło mi coraz lepiej. I wtedy jak bumerang powróciła Halinka. Zadzwoniła w sobotni poranek i bardziej rozkazała niż zapytała:

– Idziesz z nami na rowery?!

– Z wami, czyli z kim? Z tobą i chirurgiem?

– Ma na imię Jacek – upomniała mnie z lekką pretensją w głosie. – Z nami i z kolegą Jacka – tym razem usłyszałam w jej tonie nutki triumfu, jakby dokonała czegoś niebywałego.

– Bawisz się w swatkę? – domyśliłam się. – Nie szukam już faceta – dodałam gorzko.

– Oj, daj spokój! Chcę, żebyś miło spędziła sobotę. A ten Jurek, kumpel Jacka, jest całkiem fajny. Przypadniecie sobie do gustu – to super. Nie – drugie dobrze. Co ci szkodzi sprawdzić? A rowery przecież uwielbiasz!

Okej, przekonałaś mnie – zdecydowałam. – Za godzinę będę gotowa.

Okazało się, że Halinka miała nosa. Jurek rzeczywiście mi się spodobał. Przystojniak z niego. I też lekarz, jak ten Jacek Halinki, ale nie krwawy chirurg, tylko znacznie bardziej estetyczny anestezjolog. Do tego wspaniale wysportowany. I jak ja kocha rowery! Po pierwszej wycieczce postanowiliśmy, że pojeździmy już tylko we dwoje, bardziej wyczynowo. Zaczęliśmy się umawiać. Coraz trudniejsze trasy, coraz bardziej zaawansowane treningi, coraz częstsze spotkania, jednak żadnych podtekstów damsko-męskich. Szkoda... Czas leciał, ale nic się nie zmieniało.

– On mnie chyba nie chce – relacjonowałam Halince ten brak postępów. – Traktuje mnie jak kumpla z wojska – skarżyłam się.

– Bo po co wy tak uderzyliście w ten sport? – pytała. – Jak ty wyglądasz podczas tych spotkań? Spocona, czerwona, w rowerowych gaciach? Tak nie wzbudzisz w nim żądzy!

– To co mam robić?

– Bo ja wiem? Zaproponuj mu może jakieś inne okoliczności? Może teatr dla odmiany? Albo choć idźcie po tych rowerach na kawę!

–  Nie będę się narzucać – nadąsałam się. – Facet ma pierwszy zaproponować randkę.

Narzucił naprawdę niezłe tempo

Ale nie chciał. Uparcie jeździł ze mną tylko na rowerach, ewentualnie robił jakieś ćwiczenia przed przejażdżką lub po niej. Trochę gadaliśmy, owszem, lecz raczej na neutralne tematy. Może to fajne, zdrowe i w ogóle, jednak ani o milimetr nie zmieniało mojego utrwalonego statusu singielki. I było też nieco frustrujące, bo Jurek – pierwszy mężczyzna od bardzo dawna – bardzo mi się spodobał...

Regularny wysiłek plus zamartwianie się, jak przekierować myśli Jurka na właściwe tory, miały tę radosną stronę, że schudłam. Pięknie wydłużyła mi się sylwetka, a oblicze nabrało szlachetnej subtelności. Jeśli zawsze miałam duże oczy, to teraz one się stały ogromne. Miło było patrzeć w lustro. Przynajmniej tyle.  „Hm, a może jednak aż tyle” – przyszło mi do głowy, gdy dostrzegłam, że wszędzie: w biurze, w sklepie, na ulicy – obcy mężczyźni przypatrują mi się uważniej niż dotąd. Nie, nie lubię być taksowana wzrokiem. Ale lubię się podobać! „Szkoda, że nie Jurkowi” – szeptał  cichutki głosik w mojej głowie.

Na Krzysia wpadłam w supermarkecie. Akurat się cofałam, bo nie mogłam przejść z wózkiem między paletami z towarem. Byłam zła, że w sklepie jest aż tak ciasno i niewygodnie, więc z impetem wzięłam zakręt i – bum! – prawie przewróciłam wysokiego bruneta w jaskrawożółtej puchówce.

– Oj, przepraszam bardzo! – speszyłam się natychmiast. A wtedy on tak pięknie się uśmiechnął, że dokoła aż pojaśniało.

– Nic nie szkodzi. Rzadko wpadają na mnie piękne dziewczyny – powiedział, bezczelnie patrząc mi w oczy.

Poczułam żar na policzkach. Przyjrzałam mu się uważniej. No tak, niczego sobie, choć ekscentryk. Ubrany był nieszablonowo, bardzo kolorowo, z fantazją. „Artysta?”– zastanawiałam się.

– Ale mnie lustrujesz! – cały czas uśmiechał się szeroko. – Spokojnie. Nic mi się nie stało, grozi mi najwyżej mały siniak – znacząco poklepał się po udzie.

– Nie powinnam skręcać z takim impetem... – zaczęłam się tłumaczyć.

– Jeśli uważasz, że należy mi się jakaś rekompensata za poniesione szkody, to mam pewien pomysł – gładko wszedł mi w słowo.

– A jaki? – też się uśmiechnęłam, bo czułam, że zaczynamy flirtować.

– To oczywiste! Dasz się zaprosić na kawę! – ogłosił z namaszczeniem.

– Teraz? Zaraz? Ale mam zakupy!

– Z największą przyjemnością pomogę ci bezpiecznie dotrzeć z nimi do kasy – zaproponował szarmancko.

– Niech będzie – facet nie wyglądał źle, do tego miał zniewalający uśmiech. Brzmiał też całkiem miło, co mi szkodziło pogadać. – Ale muszę kupić jeszcze kilka rzeczy.

Halinka mnie zbeształa

Dokończyliśmy te zakupy razem, w radosnej atmosferze: były żarciki, śmiechy i wzajemna adoracja. Krzysiek wypakował potem zakupy do mojego auta, a ja zgodnie z obietnicą dałam się porwać na kawę. Gadało się z nim wspaniale. Wreszcie poczułam się kobieco, zalotnie, bo Krzyś wciąż prawił mi komplementy. Nie to co Jurek! Podobało mi się, więc dostał w nagrodę mój numer telefonu.

Jeszcze tego samego wieczoru przysłał pierwszego SMS-a: „Kim jesteś, że nie da się o Tobie zapomnieć?”. Nie bardzo wiedziałam, co odpisać, choć mile mnie te słowa połechtały. Rano znów SMS: „Dzień dobry, piękna. A co byś powiedziała na drugie śniadanie w moim towarzystwie?”. Tym razem odpisałam raczej zdawkowo: „Miła oferta, ale mam pracę”. Tymczasem on nie zamierzał ustępować: „To może namówię Cię na kolację?”

Tempo trochę mnie zaskoczyło, jednak... to także było miłe. Na wieczór byłam już umówiona na trening z Jurkiem... „No i co z tego? Randka lepsza!” – pomyślałam buntowniczo. „Jeśli to będzie coś równie kolorowego jak Ty, to chętnie” – odpisałam. To wprawiło mnie w doskonały nastrój, mimo że musiałam odwołać rowerowe spotkanie z Jurkiem. Napisałam mu zdawkowego SMS-a. Zareagował ze zrozumieniem. W przeciwieństwie do Halinki, do której zadzwoniłam, aby pochwalić się czekającą mnie randką.

– No jak to? – obruszyła się. – A Jerzy?

– Co: Jerzy? Lubi pościgać się ze mną na rowerach, no i świetnie, ale to chyba nie powód, żebym rezygnowała z randek!

– Wydawało mi się, że traktujesz go poważniej – nadęła się Halinka. – Myślałam, że będziemy razem, ty z Jerzym, a ja z Jackiem wyjeżdżać na wakacje, spędzać sylwestra..

– Jasne! To może jeszcze jak te gołąbeczki wszyscy czworo zgodnie pójdziemy do ślubu? – wkurzyłam się.

– Może i do ślubu? Byłoby cudownie! – zagalopowała się Halinka.

– Dziewczyno, pobudka! Twoja wizja jest czarująca, ale nierealna. Przecież tłukę ci do głowy, że Jurek wcale nie widzi we mnie kandydatki na narzeczoną.

– Bo mu paradujesz przed nosem w przepoconych ciuchach i nie chcesz mnie posłuchać!

Znów się posprzeczałyśmy, lecz to u nas normalne, więc niespecjalnie się przejęłam. 

Do domu biegłam jak na skrzydłach: zrobić kąpiel, makijaż, fryzurę, wybrać sukienkę, buty, torebkę... Która z nas nie lubi randek? A ja nie byłam na żadnej od tak dawna! Wspólny wieczór się udał. Okazało się, że Krzyś tak szaleje ze strojami i kolorami, bo jest plastykiem, czyli dobrze wyczułam! Ale z obrazów wyżyć się nie da, więc na co dzień prowadzi zajęcia plastyczne dla przedszkolaków. Cóż, oryginalny zawód jak dla faceta...

Męczy mnie ta podwójna gra

Kolacyjka w maleńkiej restauracji z lokalnymi produktami była naprawdę urocza. Krzysiek znów obsypywał mnie komplementami, było sporo śmiechu i ciekawych tematów do rozmów. Zrelaksowałam się wspaniale. I byłam otwarta na ciąg dalszy. Nie przewidziałam tylko jednego: że Halinka tak łatwo nie odpuści. Tymczasem moja koleżaneczka zadzwoniła do Jerzego i wygarnęła mu, że właśnie pojawił się konkurent do mojego serca. A wiem to stąd, że zaraz potem zadzwoniła z tym do mnie!

– Był zazdrosny. To się czuje! – ogłosiła triumfalnie. – No to mu powiedziałam, że miał szansę, więc czemu z niej nie korzystał? I że może jeszcze nie jest za późno...

– Oszalałaś? Po co się w to wszystko wtrącasz?! – krzyknęłam wściekła.

– Bo sami sobie słabo radzicie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Moja droga, Jurek ci się podoba, sama mówiłaś. Ty jemu też. Na cholerę ci teraz ten Krzyś czy jak mu tam?

– Krzysiek też mi się podoba!

– Jakiś plastyk? Niespełniony, dodajmy? Ile on zarabia, kobieto?!

– Materialistka!

– Chyba raczej realistka. Lekarz to lekarz...

– Halinka, litości, bo przestanę się z tobą zadawać! Krzysiek to świeża sprawa, ale jest mną naprawdę zainteresowany. A Jerzemu pies ogrodnika się włączył.

– Ten Krzysiek jest zbyt prędki, ot co. A Jerzy bardziej staroświecki w tych sprawach...

– Nie swataj mnie! Dam sobie radę!

Niestety, chyba było za późno. Jerzy uaktywnił się jak dźgnięty ostrogą. Jeszcze tego samego dnia wparował do mnie bez zapowiedzi z bukietem pąsowych róż. Rany! Zamarłam, gdy zobaczyłam go w progu. I to w takim nieoczekiwanym wydaniu! Ale wpuściłam do środka, oczywiście. Wpuściłam do środka i… poznałam nowe oblicze pana anestezjologa. Odurzające, frapujące – takie, o jakim wcześniej bezskutecznie marzyłam.

Efekt jest taki, że teraz mam w konkurach dwóch wspaniałych samców. Obaj mi się podobają, choć tak bardzo się różnią. Wiem, że powinnam jednego czym prędzej odesłać do narożnika, ale nie wiem którego! Jerzego znam dłużej. Mamy wspólne pasje. To poważny doktor. Budzi szacunek. I wreszcie zaczęło mu na mnie zależeć. Jest jednak dość tradycyjny. A Krzysiek – barwny, twórczy ptak, który adoruje mnie tak udatnie, jak chyba żaden wcześniej. Porywające to i uzależniające.

Jerzy wie o Krzysiu. Ale postanowił o mnie zawalczyć. Krzysiek nie wie o Jerzym, bo niby co mam mu powiedzieć? Wstyd się przyznać, jednak umawiam się na randki z jednym i z drugim. I dostaję od tego coraz większego pomieszania... Nie powinnam tego ciągnąć, wiem. Ale nie potrafię się zdecydować, jak to rozwiązać. I, jeśli mam być szczera, to jest mi z tym dobrze, bo zarówno z Jerzym, jak i z Krzyśkiem czuję się doskonale. Z drugiej strony męczy mnie już ta podwójna gra. Dałam sobie jeszcze miesiąc na podjęcie decyzji. Nie chciałabym zranić żadnego z nich, więc muszę wreszcie dokonać wyboru. Oby był dobry!  

Czytaj także:
„Mąż traktował mnie na równi ze zmywarką i odkurzaczem. Zrozumiałam, że najwyższy czas pozbyć się kuli u nogi”
„Matka powtarzała, że nauka to klucz do sukcesu. Bzdura! Żeby żyć na poziomie, wystarczy złapać bogacza na dziecko”
„Kolega nie może ścierpieć, że dałam mu kosza. Naopowiadał we wsi, że jestem prostytutką, a ja tylko tańczę na rurze”

Redakcja poleca

REKLAMA