„Podałam Monice środki poronne, bo przez jej ciążę Jarek mnie zostawił. Po prostu pozbyłam się przeszkody”

Nielegalne podanie środków poronnych fot. Adobe Stock
Kochałam Jarka i chciałam go mieć za wszelką cenę. Przecież mógł być mój, sam powiedział, że gdyby nie jedna przeszkoda, to bylibyśmy razem. Więc usunęłam tę przeszkodę…
/ 22.01.2021 08:50
Nielegalne podanie środków poronnych fot. Adobe Stock

Jarka poznałam na imprezie u mojej przyjaciółki, Kaśki. Zaprosiła starych znajomych – w ich gronie ja się znalazłam – oraz kilkoro nowych, z pracy. Wśród nich była Monika, która przyszła ze swoim chłopakiem, Jarkiem. Akurat byli pokłóceni i nie ukrywali tego. A ponieważ Jarek spodobał mi się od pierwszego wejrzenia, to się nim zaopiekowałam. Tym bardziej że Monika, chcąc mu zrobić na złość, zaczęła podrywać brata mojej przyjaciółki… 

Nie potrafiłam obronić się przed tym uczuciem

To nie była udana impreza. Monika i Jarek strasznie się kłócili i skakali sobie do oczu, a z kolei moja przyjaciółka była zła na brata, że bezczelnie podrywa Monikę. Atmosfera przez to stała się bardzo napięta i chociaż starałam się dobrze bawić, nie było to wcale proste. Tyle tylko, że udało mi się pogadać z Jarkiem i wymieniliśmy się numerami telefonów. Jego dziewczyna akurat była zajęta flirtowaniem i szczęśliwie tego nie zauważyła.

Liczyłam, że zadzwoni, ale nie odzywał się. Nagabywałam nawet Kaśkę, podpytywałam, jak tam Jarek, ale nie bardzo chciała o tym mówić.
– Jestem wściekła na tę Monikę, jak nie wiem co – usłyszałam tylko. – Bez przerwy się z nim kłóci i ja muszę tego wysłuchiwać w pracy. A poza tym wkurzyła mnie tym, że podrywała mojego brata. Przecież wie, że on jest zaręczony, opowiadałam jej o tym. Wie też dobrze, że moja przyszła szwagierka jest teraz od pół roku w Anglii i przeżywają trudne chwile, bo taka miłość na odległość nie jest łatwa. Nawet tuż przed imprezą mówiłam jej, że to duża próba i że boję się, że jej nie przejdą. A ona w związku z tym wystawia go na pokusy. Jak jakaś dziwka!
– Hm, skoro wie, że i tak mają problem z wiernością, to się jej nie dziwę – powiedziałam, niewiele myśląc.
– No co ty, bronisz jej?! – Kaśka była zaskoczona.
– Nie bronię, tylko rozumiem – powiedziałam, mijając się trochę z prawdą. W nosie miałam Monikę, ale gdyby wyrwała brata Kaśki, Jarek byłby wolny…
Nic nie rozumiesz – moja przyjaciółka aż sapnęła ze złości. – Przecież powiedziałam jej, że są zaręczeni, że wyznaczony jest termin ślubu, że ona w Anglii zarabia na ten ślub. Monika powinna mieć chociaż trochę godności!
– A ona z tym Jarkiem na poważnie? – dopytywałam.
– A bo ja wiem? – Kaśka wzruszyła ramionami. – Ciągle się kłócą, ale zaraz potem godzą. To chyba taka burzliwa miłość, widocznie im taka odpowiada.

Niezbyt mnie pocieszyła.  Teraz to już coraz mniej liczyłam na to, że Jarek zadzwoni. A jednak odezwał się!
– Cześć, nie wiem, czy mnie pamiętasz, poznaliśmy się dwa tygodnie temu na imprezie u Kaśki – zaczął, a ja natychmiast poczułam przyjemny dreszcz na całym ciele.
– Jasne, że poznałam, super, że dzwonisz – powiedziałam, starając się zapanować nad emocjami. Umówiliśmy się na spotkanie.

Poszliśmy grzecznie na lody, kawę, potem na spacer. Jarek wyznał, że musiał spotkać się z kimś i pogadać, bo znowu pokłócili się z Moniką. A pamiętał, jak świetnie gadało nam się na imprezie. Słuchałam uważnie jego żalów i udawałam, że próbuję mu pomóc pogodzić się z Moniką. Chciałam, żeby znalazł we mnie powiernicę i przyjaciółkę – dzięki temu istniała nadzieja, że często będzie chciał się ze mną spotykać. Za każdym razem, kiedy się pokłócą…

No i miałam rację! Jarek pod koniec spaceru powiedział, że bardzo mu pomogłam i w podziękowaniu zaprosił mnie do kina. Oczywiście, nie odmówiłam… Nareszcie się udało! Jarek jest tylko mój… Kiedy wróciłam do domu, z wrażenia nie mogłam zasnąć.

Zakochałam się! Jarek był super i postanowiłam, że zrobię wszystko, żeby był mój. Ale to wymagało czasu i rozsądku. Nie mogłam przecież rzucić mu się na szyję czy zaciągnąć do łóżka. To by nic nie dało. Musiałam udawać jego przyjaciółkę, pozwolić, żeby płakał mi w mankiet i słuchać, jak cierpi przez Monikę. No i w miarę możliwości pokazywać, że ja jestem inna…

Najbardziej bałam się, żeby Monika nie dowiedziała się o tej naszej „przyjaźni”. Oczywiście, Jarek nic by jej nie powiedział, ale przez przypadek ktoś mógłby nas zobaczyć. Dlatego umawiałam się z nim u siebie w domu albo na peryferiach miasta. No i nic nie mogłam powiedzieć Kaśce. Z tego powodu najbardziej cierpiałam. Chciałam się komuś wygadać i nie miałam komu!

Mniej więcej dwa miesiące po naszym pierwszym spotkaniu Jarek powiedział, że rozstał się z Moniką. Był strasznie przybity i wkurzony, a ja musiałam bardzo uważać, żeby nie okazać radości. „Nareszcie! Teraz mogę działać i wreszcie będzie mój!”. Oczywiście natychmiast zaczęłam go pocieszać i zaproponowałam wspólny wypad za miasto. Trzeba wykorzystać okazję.

Co prawda, do niczego nie doszło, bo Jarek naprawdę potraktował ten wypad jako przyjacielski. A właściwie, jako sposób na odreagowanie po zawodzie miłosnym. Więc od razu w sobotę się upił i tyle było z moich romantycznych planów. Ale to nic. Postanowiłam być cierpliwa. No i wszystko wskazywało na to, że wygrałam. Jarek po weekendzie był strasznie skruszony, przepraszał, że nawalił, że się upił, i że zmarnował mi wyjazd. I obiecał, że za miesiąc on mnie zaprosi na weekend.

Strasznie się ucieszyłam, a na razie korzystałam z każdej okazji, żeby go pocieszać. Wyciągałam go do kina, na spacery, do knajpy, tłumacząc, że nie może siedzieć sam w domu i rozpamiętywać tego, co było… Po miesiącu faktycznie zadzwonił i powiedział, że zarezerwował hotel w Sandomierzu. Kiedyś powiedziałam mu, że jeszcze nigdy tam nie byłam.

No i pojechaliśmy. Wreszcie miałam go dla siebie. Czułam, że jest mu ze mną dobrze i zrobiłam wszystko, żeby i on to zrozumiał. Po romantycznej kolacji i spacerze wreszcie się kochaliśmy. Jarek był mój! Potem przeżyłam najpiękniejsze trzy tygodnie swojego życia. Jarek był mną zauroczony, a ja na każdym kroku starałam mu się udowodnić, że jestem lepsza niż Monika – żeby nie żałował przeszłości. A on się zakochiwał.

I wtedy to się stało. Miałam się spotkać z Jarkiem, ale zadzwonił, że dziś nie przyjdzie, i że jutro mi wszystko wytłumaczy. No i mi wytłumaczył! Okazało się, że Monika jest w ciąży. Z nim. Co prawda, ja torpedowałam to przypuszczenie, mówiłam, że ona oszukuje, że przecież nie ma gwarancji, że to on jest ojcem. Ale Jarek był pewny swego.
– Jestem – powiedział ponuro. – Wierzę jej. Strasznie się kłóciliśmy, robiła mi na złość, podrywając innych facetów, ale nie jest z tych, co z pierwszym lepszym idą do łóżka. Poza tym… Widzę, że jest zrozpaczona tym faktem.
– No to trzeba to jakoś rozwiązać. Definitywnie – powiedziałam spokojnie.
– Jak? – spojrzał na mnie zdziwiony, a potem zrozumiał. – Zwariowałaś? Mam zabić własne dziecko? W życiu! A poza tym ona też tego nie zrobi.
– To jak sobie to wyobrażasz? – zapytałam, powstrzymując się od płaczu.
– Nie wiem…
– Czy ty nie widzisz, że ona chce cię złapać na to dziecko? Zorientowała się, że cię straciła i wymyśliła sobie tę ciążę.
– Widziałem wyniki badań – pokręcił głową. – Sylwia, przepraszam, ale ja muszę do niej wrócić. Pewnie, że mogę zrobić testy. Potem. Jak dziecko się urodzi. Ale nie zostawię jej teraz.
– Mówiłeś, że mnie kochasz, że jest nam dobrze razem… – nie powstrzymałam już łez.
– Bo tak było. Gdyby nie ta ciąża… Ale w tej sytuacji muszę…

To wtedy przyszedł mi do głowy szalony pomysł. Skoro ciąża jest jedyną przeszkodą na drodze miłości mojej i Jarka, to trzeba ją usunąć. Dosłownie. Pogrzebałam w internecie i rozwiązanie znalazłam szybko. Środek dostępny, podobno w stu procentach skuteczny, można zamówić pocztą. Tabletki. Teraz tylko musiałam wymyślić sposób, jak to zrobić, żeby Monika je zażyła. 

Wiedziałam, że nic nie może mnie powstrzymać

Postanowiłam się z nią zaprzyjaźnić. Powiedziałam Jarkowi, że przyjmuję jego decyzję, rozumiem powody. Ale nie chciałabym tracić tej znajomości, więc żeby wymyślił jakiś sposób, żeby Monika mnie poznała i polubiła. Nie był zachwycony tą propozycją, wydaje mi się, że bał się, czy nie powiem jej o nas. Chyba ze trzy tygodnie go urabiałam. A czas leciał.

Na forum było napisane, że najlepiej zażyć te tabletki do dwunastego tygodnia ciąży. Co prawda, chyba głównie ze względu na ryzyko powikłań, a te miałam w nosie. Chciałam mieć pewność, że ta ciąża zniknie. Dwa razy byłam blisko. Raz, gdy poszliśmy we czwórkę do kina – dla niepoznaki zabrałam ze sobą swojego kumpla z pracy, który się we mnie podkochiwał i był zachwycony zaproszeniem.

Monika źle się czuła, podsunęłam jej tabletki – delikatne, ziołowe, przeciwbólowe. Z witaminami. Ale ona stwierdziła, że nie chce brać żadnych lekarstw, bo boi się o dziecko. Podziękowała. Drugi raz, gdy byłam u niej, chciałam podmienić jej witaminy dla ciężarnych na te poronne. Nie udało mi się. No i wreszcie za trzecim podejściem dopięłam swego. Zaprosiłam ich do siebie, na obiad. Tabletki rozpuściłam w soku. Nie byłam pewna, czy w tej formie zadziałają, więc wsypałam więcej. Wypiła.

Jarek zadzwonił do mnie dwa dni później, roztrzęsiony. Powiedział, że Monika poroniła, jest w fatalnym stanie, dostała krwotoku. Oczywiście udałam, że się tym przejęłam, zaproponowałam, że przyjadę. Ale powiedział, że on z nią jest, a ona nie chce nikogo widzieć. A kilka dni później zapytał, czy może wpaść. Wyglądał strasznie, chciałam go przytulić, ale odsunął mnie, usiadł na wersalce. I nagle się rozpłakał.

Nie wiedziałam, co robić. Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam chusteczki, ale torebka spadła i wszystko się z niej wysypało. Opakowanie po tabletkach poronnych też… Jarek pomagał mi zbierać rzeczy z podłogi... Wziął do reki opakowanie po tabletkach i zrobił się blady..
– Co to jest? – zapytał i spojrzał na mnie strasznym wzrokiem.
– To moje… Przeciwbólowe, przy miesiączce, hormonalne – plątałam się w zeznaniach. Przerwał mi.
– Monika była w okropnym stanie, lekarze podejrzewali jakieś narkotyki czy środki odurzające, zrobili jej badania krwi, na obecność toksyn – powiedział, patrząc na mnie z bólem i nienawiścią. – Powiedzieli, że wzięła środki poronne. Pytałem ich, jakie, powiedzieli, że podejrzewają te – podsunął mi opakowanie pod nos. – Wiesz, że zrobiłem jej awanturę? Lekarze zresztą też. A ona płakała. Nikt jej nie wierzył, nawet ja. A ty… A to ty! Jak mogłaś?
– Powiedziałeś, że gdyby nie ta ciąża, to byłbyś ze mną – wydukałam. – Co miałam robić?
– Na pewno nie zabijać mojego dziecka – powiedział i wyciągnął komórkę. – Wiesz, że ona ledwie z tego wyszła? Wiesz, że ją też mogłaś zabić?! Zadzwonił na policję. Rzuciłam się na niego, chciałam wyrwać mu komórkę i opakowanie po lekach, ale mnie odepchnął.

Zniszczyłam im życie, jestem morderczynią!

Potem był koszmar. Policja, przesłuchanie, tymczasowe aresztowanie. Teraz jest już po rozprawie. Co prawda, ja nie bardzo przejmowałam się tym wszystkim, najbardziej obchodziło mnie, że straciłam Jarka. Zeznawał rzeczowo, chłodno, opowiedział o wszystkim bez emocji.

Tylko, gdy mówił o sobie i Monice, to głos mu drżał. Na mnie spojrzał tylko raz, gdy miał wskazać winną. Monika też była. Blada, wychudzona. Zeznawał także lekarz. Mój adwokat próbował mnie bronić, ale byłam oskarżona o wymuszenie aborcji, aborcję, stworzenie zagrożenia życia matki… Od razu uprzedził, że mam małe szanse.

Dostałam osiem lat. Adwokat powiedział, że w moim przypadku to i tak niewiele. Kiedy zabierali mnie z sali, ani Monika, ani Jarek nie spojrzeli na mnie. Ona płakała, on ją przytulał. Podczas rozprawy lekarz powiedział, że Monika nie będzie mogła zajść w ciążę. Podobno przyjęła zbyt wiele leków w 14. tygodniu i krwotok był ogromny…

Zaczynam odsiadywać swój wyrok. Wszyscy znajomi się ode mnie odsunęli, matka na wiadomość o tym, co zrobiłam, dostała zawału. Podczas mojej rozprawy była w sanatorium. Nie odbiera ode mnie telefonów. Nie wiem jeszcze, jak jest w więzieniu, bo na razie jestem zbyt otumaniona. Nie do końca rozumiem, co się stało, ani co się dzieje.

Mam tu psychologa, chodzę na obowiązkową terapię. Dopiero zaczyna do mnie docierać, co zrobiłam. Do tej pory myślałam tylko o tym, żeby odzyskać Jarka. I o tym, że go straciłam. Teraz dopiero rozumiem, że zabiłam dziecko i okaleczyłam matkę. Jak jakiś potwór. Jestem morderczynią.

Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Uwiodła mnie, odurzyła narkotykami i okradła cały mój dom. Jak dziecko dałem się nabrać zawodowej złodziejce”
„Zamordowałem dziadka swojej dziewczyny, a ona zbeszcześciła zwłoki. Ten tyran i wcielony diabeł sobie zasłużył”
„Mieliśmy tylko zmasakrowane zwłoki i żadnych poszlak. Sprawa zamordowanego gangstera okazała się jednak prosta”

Redakcja poleca

REKLAMA