„Pobraliśmy się mimo sprzeciwu rodziców. Nie podoba im się, że obchodzimy święta w różnych terminach”

szczęśliwa para małżeństwo fot. Adobe Stock, Goran
„Wiedzieliśmy oboje, że mamy problem, bo nasze rodziny pewnie tak łatwo nie zaakceptują naszej decyzji. Być może nigdy do tego nie dojdzie. Ale wiedzieliśmy także, że nic nas nie rozdzieli, bo połączyła nas miłość”.
/ 08.09.2023 11:15
szczęśliwa para małżeństwo fot. Adobe Stock, Goran

Byłam święcie przekonana, że mój chłopak jest katolikiem. Dopiero przez przypadek prawda wyszła na jaw… Dla mnie nie było to problemem, bo kochałam tego człowiek, jednak moi rodzice nie akceptowali naszego związku.

Poznaliśmy się w kościele

Czasami, kiedy wychodziłam z pracy, a była ładna pogoda, lubiłam przejść się kilka przystanków na piechotę. Po drodze mijałam jeden z najpiękniejszych zabytkowych kościołów w naszym mieście. Chętnie go odwiedzałam, bo było w nim coś niezwykłegoPrzyjemny chłód i cisza panujące w jego wnętrzu, zawsze mnie uspokajały i pozwalały nie tylko odreagować po ciężkim dniu, ale także przemyśleć wiele spraw. Błądziłam wzrokiem po starych malowidłach, po życzliwych twarzach świętych i czułam, jakby oni znali odpowiedź na wiele ważnych, nurtujących mnie pytań.

Tamtego dnia również wodziłam wzrokiem po obrazach. Jednak spojrzenie, które napotkałam, nie należało do żadnego ze świętych, tylko do ciemnowłosego chłopaka. Kiedy wchodziłam do świątyni, zauważyłam go od razu, był pogrążony w modlitwie. Wydawał się interesujący, ale nie chciałam się wpatrywać w niego zbyt nachalnie. Każdy z nas ma przecież prawo do chwili intymności, szczególnie w momencie nabożnego skupienia. I trochę mnie zdziwiło, że on nie uszanował mojej, bo jego spojrzenie było bardzo intensywne. Ale, co odkryłam z pewnym zaskoczeniem, nie sprawiło mi przykrości – wręcz przeciwnie, wydało mi się miłe.

Dlatego uśmiechnęłam się odruchowo, a wtedy jego twarz także się rozpromieniła. Po tym chwilowym kontakcie oboje wróciliśmy do modlitwy.
We mnie jednak zaszła jakaś zmiana. Wokół mojego serca rozlało się ciepło, które sprawiło, że poczułam się lekko i radośnie. Wtedy sądziłam jeszcze, że to tylko wpływ modlitwy, ale wkrótce miałam się przekonać, że tak działa na mnie on – Michał.

Po kilku randkach zostaliśmy parą

Kiedy wychodziłam z kościoła, nieznajomy chłopak także podniósł się z ławki, a potem mnie dogonił. Przecinałam właśnie plac przed kościołem, zmierzając pewnym krokiem w stronę przystanku autobusowego. Powiedział do mnie, że lubi ten kościół, bo są w nim pięknie organy – tak po prostu.

– Za dwa dni będzie koncert. Przyjdziesz? Ja będę na pewno.

Powiedział tak po prostu, że… nawet nie przyszło mi do głowy, iż właśnie umawiamy się na randkęNie poprosił mnie o mój numer telefonu, nie zapytał, dokąd jadę. Pożegnał się tylko ze mną z tym swoim lekkim uśmiechem, a ja i tak wiedziałam, że go znowu zobaczę. I nie pomyliłam się.

Oczywiście przyszłam na koncert, ale nie dla samej muzyki, lecz dla tego intrygującego chłopaka. Siedział w tej samej ławce, w której go zobaczyłam po raz pierwszy. A gdy mnie zauważył, skinął ręką, dając mi znać, że zajął dla mnie miejsce obok siebie. Usiadłam, i tak po raz pierwszy wysłuchaliśmy razem koncertu, czując wzajemnie ciepło swoich ciał.

Kiedy wyszliśmy po koncercie, było już dość późno i w zupełnie naturalny sposób Michał zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Droga nie trwała długo, a my nie mogliśmy się rozstać. Poszliśmy na spacer po osiedlu, rozmawiając o wielu rzeczach. Byłam nim zauroczona i zobaczyłam szczęście w jego oczach, kiedy znowu zgodziłam się z nim spotkać.

Tamtej nocy nie mogłam zasnąć, czując, że nareszcie spotkałam kogoś, kto naprawdę będzie dla mnie ważny. Zaczęliśmy się umawiać i bardzo szybko zostaliśmy parą. Często myślałam o tym, że to niebywałe, iż jest na świecie mężczyzna, z którym tak po prostu świetnie się dogaduję. Który myśli tak samo jak ja, czuje to co ja i postępuje podobnie jak ja. Dotąd byłam skłonna uważać, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa i nigdy nie będzie doskonałego porozumienia między naszymi płciami. Wystarczyło przecież, że spojrzałam na moich rodziców – ogień i woda! Tata trząsł domem i rządził, a mama zgadzała się z nim we wszystkim.

Chciałam przedstawić go rodzicom

Już po trzech miesiącach znajomości zaczęliśmy z Michałem pomieszkiwać razem, bo z daleka od siebie czuliśmy się niekompletnie. To znaczy, on zostawał u mnie coraz częściej, w mojej łazience pojawiła się jego szczoteczka do zębów, a w przedpokoju kapcie. Takie trochę staromodne, w szkocką kratę. Zawsze mnie wzruszały, gdy spoglądałam na nie, wracając do domu. Dzięki nim czułam, że wreszcie moje mieszkanie stało się prawdziwym domem.

Po pół roku znajomości postanowiłam przedstawić Michała moim rodzicom. Trochę drżało mi serce, kiedy zapytałam go o to, czy pojedzie ze mną do nich z wizytą. Nie byłam pewna na sto procent, czy się zgodzi. Mógł przecież czuć, że jeszcze nie jest gotowy na takie spotkanie. Zgodził się jednak z radością, mówiąc, że cieszy się, iż wreszcie ich pozna.

Moi rodzice byli poruszeni tym, że przyjadę ze swoim chłopakiem. Na pewno zauważyli, szczególnie mama, z którą mam świetne relacje, jak dużo Michał dla mnie znaczy. Tak wiele zdążyłam jej już o nim opowiedzieć! Była bardzo ciekawa spotkania z nim. Mój ukochany zrobił na moich rodzicach bardzo dobre wrażenie. Atmosfera w ogóle nie była sztywna. Tata opowiadał dowcipy, mama dokładała Michałowi pysznego domowego ciasta, wypytując go przy okazji o przeróżne rzeczy.

– Pan jest z T.? – zapytała się w pewnym momencie. – To takie piękne miasto, z tyloma zabytkami…

– Niezupełnie z T. Tam tylko studiowałem. Pochodzę z B., a właściwie ze wsi pod B. – Michał wymienił jej nazwę i wtedy nagle stało się coś dziwnego…

Uśmiech na twarzy mojej mamy zgasł niczym płomień świecy, zdmuchnięty przez przeciąg. Wyraźnie powiało chłodem, zrobiło się dziwnie. W ciszy, która zapadła, moja mama zadała jedno tylko pytanie. Zabrzmiało ono jak grzmot zwiastujący burzę.

– Pan jest prawosławny?

Co za bzdura! – chciałam wykrzyknąć. – Dlaczego? Tylko z tego powodu, że w Białymstoku i w jego okolicach jest tak wielu prawosławnych mieszkańców? Przecież mieszają tam także katolicy, a w dodatku my z Michałem poznaliśmy się w kościele! Ale nie zdążyłam się odezwać, kiedy mój ukochany odpowiedział krótko:

– Tak – jego głos był spięty.

Poczułam, że cała drętwieję. Jak to, prawosławny?! Miałam wrażenie, że ktoś nagle bardzo mocno uderzył mnie prosto w twarz.

– Wiedziałaś o tym? – zapytała mnie mama, widząc moją niepewną minę. Pewnie już wtedy znała odpowiedź.

– Niestety nie – pokręciłam tylko przecząco głową. A wtedy ona wstała od stołu i wyszła do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Nasze rodziny nas nie akceptowały

Prawie nic nie pamiętam z tego, co się potem działo. Byłam zszokowana, że nie przyszło mi do głowy, abyśmy o tym wcześniej porozmawiali. Religia była ważną częścią mojego życia.

– Przecież wiedziałeś, jak bardzo moja rodzina jest religijna. Moja mama pracuje jako świecka katechetka w szkole! – wyrzucałam mu potem. – I co ty właściwie robiłeś w kościele? Przecież właśnie dlatego, że spotkaliśmy się w takim miejscu, nawet nie przyszło mi do głowy, że nie jesteś katolikiem! – powiedziałam.

– Ja naprawdę lubię ten kościół… Nic na to nie poradzę, że organy brzmią w nim tak cudownie. Nie ma przecież nic złego w tym, że osoba prawosławna wchodzi do katolickiego kościoła posłuchać muzyki.
I… naprawdę zamierzałem ci wyznać, że jestem prawosławny, ale kiedy dowiedziałem się o twojej mamie, stchórzyłem. Przyznaję. Bałem się, że cię stracę – Michał spuścił głowę.

Nagle wyglądał jak mały zrozpaczony chłopiec, mimo że przecież ma ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. A we mnie natychmiast rozszalały się mieszane uczucia. Przytuliłam go, bo poczułam, że zwyczajnie go kocham. On także przytulił mnie tak mocno, jakbyśmy byli rozbitkami dryfującymi na tratwie. Jakby od tego uścisku zależało, czy przetrwamy.

– A… twoi rodzice? Czy oni wiedzą, że jestem katoliczką? – zapytałam w końcu Michała.

– Tak – odparł. – Powiedziałem im.

– I co? Akceptują to?

– Nie – Michał odsunął mnie lekko od siebie i popatrzył mi głęboko w oczy. – Są bardzo przeciwni naszemu związkowi, jasno dali mi to do zrozumienia. Usłyszałem, że się mnie wyrzekną, jeśli się z tobą ożenię.

– I co? – wyszeptałam smutnym głosem.

– Wyjdziesz za mnie? – zapytał wtedy mój chłopak. Tak zwyczajnie, z czułością.

Po prostu chcieliśmy ze sobą być

Rozpłakałam się. Sama nie wiem, czy z nerwów, czy ze szczęścia. Michał wycierał łzy z mojej twarzy, ale niezbyt dobrze mu to szło, bo także płakał. Wiedzieliśmy oboje, że mamy problem, bo nasze rodziny pewnie tak łatwo nie zaakceptują naszej decyzji. Być może nigdy do tego nie dojdzie. Ale wiedzieliśmy także, że nic nas nie rozdzieli, bo połączyła nas miłość.

Dzisiaj jesteśmy już trzy lata po ślubie. Mamy małą córeczkę i spodziewamy się drugiej. Wzięliśmy tylko ślub cywilny, żeby nie faworyzować żadnej religii, ale obchodzimy wszystkie święta – i te katolickie, i te prawosławne. Nasze dzieci na razie nie będą ochrzczone, tak postanowiliśmy. Chcemy, aby kiedyś same wybrały, do którego kościoła chcą należeć. Nie będziemy im niczego sugerować i niczego narzucać. A nasze rodziny? Nie zerwały z nami kontaktów, chociaż na razie nie są zadowolone z naszego związku. Trudno, jakoś to przeżyjemy. Najważniejsze, że mamy siebie.

Czytaj także:
„Chcę zachować swój >>kwiat<< do ślubu. Marzę o mężczyźnie, który wyznaje podobne wartości”
„Poślubiłam chłopaka z marginesu. Gdy rodzice poznali przyszłego zięcia, ojciec zdębiał, a mama zanosiła się płaczem”
„Dzieci w szkole prześladowały mojego syna, bo nie chodził na religię. Okazało się, że to ksiądz je napuszcza na Kajtka”

Redakcja poleca

REKLAMA