Zawsze marzyłam o tym, by spotkać faceta, z którym połączy mnie coś niezwykłego. Miał być moim wsparciem. Namiętnym kochankiem, ale i przyjacielem oraz partnerem w każdej sprawie. Koleżanki na studiach śmiały się, że jestem idealistką i w życiu nie znajdę kogoś takiego. Przecież tacy mężczyźni zwyczajnie nie istnieją!
Teraz, po tylu wspólnych latach z Rafałem, wiem, że się myliły. Mojego męża poznałam na ostatnim roku studiów, kiedy pracowałam w kawiarni. Zamówił kawę, a ja go nią niechcący oblałam. Na szczęście, nie była już wtedy gorąca. Chociaż nasza znajomość nie zaczęła się zbyt fortunnie, a kierownik chciał mnie bardzo wyrzucić z pracy za „tak niedopuszczalne zachowanie”, utrzymałam z nim kontakt.
Z czasem, kiedy zrozumieliśmy, że mamy ze sobą dużo wspólnego, zaczęliśmy się umawiać na randki. Ostatecznie to nie mogło się skończyć inaczej niż przed ołtarzem. Zwłaszcza że Rafał był najcudowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Kochałam dzieci, ale bywały męczące
Wraz z Rafałem zamieszkaliśmy w dużym domu, który on odziedziczył po babci. Mój mąż pracował w urzędzie, a ja byłam nauczycielką polskiego, więc popołudnia zwykle spędzaliśmy razem. Sęk w tym, że od kiedy urodziły się nasze dzieci, bliźnięta – Ania i Kacper, przestaliśmy mieć praktycznie czas dla siebie nawzajem. Niemal zawsze, gdy coś zaplanowaliśmy, życie chciało inaczej. A to Ania zwichnęła rękę, a to Kacper nagle lądował w łóżku z grypą, a to obojgu wypadały lekcje i trzeba było im zorganizować czas.
Im dzieci były starsze, tym więcej czasu spędzały z rówieśnikami. Mieliśmy to szczęście, że jakoś tak bezobjawowo przeszły okres młodzieńczego buntu i były na tyle mądre, by nie pakować się w żadne poważne kłopoty. Mimo wszystko, czasem po całym popołudniu spędzonym albo nad książkami Ani, albo nad projektami, które wiecznie robił na zajęcia Kacper, padaliśmy z nóg. Brakowało mi bliskości z Rafałem, a i on czasem posyłał mi tęskne spojrzenia. Obiecywałam sobie jednak, że jak młodzi pójdą na studia, wszystko sobie odbijemy.
I wreszcie stało się – bliźniaki pojechały. Oboje wybrali to samo miasto, ale dwie różne uczelnie i dwa kierunki. Ania, jako humanistka, zdecydowała się na dziennikarstwo. Kacper próbował szczęścia na informatyce, bo bardzo interesowało go programowanie. Dzieci były do nas dość mocno przywiązane, dlatego martwiłam się trochę, że napotkają trudności z odnalezieniem się w nowym miejscu.
Przez dwa pierwsze miesiące rzeczywiście wracały na każdy weekend. Potem jednak zadomowiły się wśród nowych znajomych, a duże miasto najwyraźniej otworzyło przed nimi szereg możliwości, z których chętnie korzystały. Ostatecznie skończyło się na tym, że miały przyjeżdżać wyłącznie na święta i wakacje. A to mnie i Rafałowi bardzo pasowało.
Poczułam, że znowu żyję
W końcu mieliśmy ten wytęskniony czas dla siebie! Nikt niczego nie chciał, nikt o nic nie prosił i nie trzeba było nigdzie gnać na złamanie karku, żeby się ze wszystkim wyrobić. Codziennie, gdy tylko zaczynałam ostatnią lekcję, myślami byłam już przy powrocie do domu. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę Rafała i zaczniemy razem kolejne cudowne popołudnie.
Powoli nadrabialiśmy wszystkie życiowe zaległości, które nam się nawarstwiły od chwili narodzin bliźniaków. Chodziliśmy do kina, odwiedzaliśmy co ciekawsze knajpy w mieście, spacerowaliśmy po pobliskim lesie. Zdarzały się też popołudnia, które po prostu spędzaliśmy razem w domu. Sięgaliśmy po film, zebrane na płytach i nigdy dotąd nieobejrzane, graliśmy w scrabble, a czasami po prostu spędzaliśmy czas obok siebie, kiedy on rozwiązywał krzyżówki, a ja czytałam książki.
Nasz życie intymne odżyło. Wreszcie mieliśmy czas, by pójść do łóżka o dowolnej porze i trochę pofiglować. Nic dziwnego, że czasem czułam się jak nastolatka. Szczęśliwa, niezależna, mogąca praktycznie wszystko. Poza tym w oczach Rafała widziałam błysk radości – takiej szczerej, pełnej ulgi, której nie widziałam od wielu lat. Oboje uznaliśmy, że coś nam się od życia przecież w końcu należy. Nie mogliśmy wiecznie spełniać zachcianek innych i pozwalać, by własne dni przeciekały nam przez palce.
Niespodzianka od losu
Przyzwyczajałam się do tego wygodnego, trochę szalonego życia. Czułam się znów młoda, atrakcyjna, pewna siebie. Również Rafałowi służyły zmiany, jakie u nas zaszły. Zauważyły to także dzieci, kiedy zjawiły się u nas na święta Bożego Narodzenia. Rodzinne spotkania przeżyliśmy w wyjątkowo spokojnej, radosnej atmosferze. Brakowało tarć, kłótni i wiecznych przekomarzań między bliźniakami, jakie zdarzały się wcześniej. No tak ‒ w końcu wszyscy od siebie trochę odpoczęliśmy. Mieliśmy teraz własne sprawy, do których zamierzaliśmy wrócić już po Nowym Roku, więc teraz mogliśmy się nacieszyć sobą nawzajem.
Dawno nie czułam się taka beztroska. Wolna. Kiedy jednak pojawiły się poranne mdłości, a okres nie chciał nadejść, wszystko to przestało mieć znaczenie. Bo jak miałam przyznać się Rafałowi, że teraz, kiedy on chce popołudniami wypoczywać i chodzić po knajpach, ja jestem w ciąży?
Tak naprawdę nie byłam przekonana, czy to rzeczywiście ciąża, czy aby na pewno niczym się czymś nie zatrułam. A okres… no cóż, byłam już w takim wieku, że mógł się przecież całkiem sporo przesunąć. No i zmieniłam tryb życia.
Miałam wsparcie córki
Ostatecznie zdecydowałam się jednak wykonać test. Kiedy wyszedł pozytywny, świat zawirował mi przed oczami. Złapałam się umywalki, a potem usiadłam na podłodze z testem w ręce.
Nie wiedziałam, co robić. Nie marzyłam o kolejnym dziecku. Nie myślałam w ogóle o tym, że mogłabym jeszcze zajść w ciążę. Kobiety w moim wieku zostają babciami, a ja znowu miałam być mamą. No i kompletnie nie wiedziałam, co zrobić z Rafałem. Jak mu przekazać tę nowinę.
‒ Mamo? ‒ Do łazienki weszła Ania.
Niestety, wciąż oszołomiona, nie pomyślałam o tym, żeby schować test.
Córka zastygła nade mną.
‒ To… twój? ‒ rzuciła w końcu niepewnie.
Pokiwałam głową, nie potrafiąc wydobyć z siebie ani słowa.
‒ No proszę ‒ stwierdziła, wciąż chyba zaskoczona i usiadła obok mnie. ‒ Więc będę mieć jeszcze młodsze rodzeństwo.
‒ Daj spokój ‒ obruszyłam się. ‒ Nie wiem zupełnie, co teraz. I co powie tata…
Ania objęła mnie ramieniem.
‒ Nic się nie martw ‒ rzuciła pokrzepiająco. ‒ Będzie dobrze.
Nie chciałam jej mówić, jak strasznie się boję. Na jaką matkę bym wyszła, gdybym powiedziała, że przeraża mnie myśl o kolejnym dziecku? I tu już nawet nie chodziło o mój wiek, ale o ogromną odpowiedzialność, jaka w momencie na mnie spadła. A teraz miałam nią obarczyć także niczego się niespodziewającego męża.
Musiałam powiedzieć mężowi
Ania była dobra w pocieszaniu i przekonywaniu. Nieźle wychowaliśmy naszą córeczkę. To za jej namową zdecydowałam, że jeszcze tego samego dnia powiem o ciąży Rafałowi. Wydawało mi się, że nie będzie łatwo. Mój mąż był taki szczęśliwy, gdy uwolniliśmy się od większości rodzicielskich obowiązków, a teraz… teraz zwalały nam się na głowę kolejne. Nie byliśmy już tacy młodzi. Nawet te dwadzieścia lat wcześniej wychowywanie maluchów było prawdziwym wyzwaniem, a teraz? Wolałam sobie tego nie wyobrażać. Miałam tylko nadzieję, że los z nas nie zakpi i to nie będą znowu bliźniaki.
Nie wiem, czy powinnam się cieszyć. Tym bardziej nie wiem, czy mogę tego wymagać od Rafała. On przecież może nie chcieć już być ojcem. Może go to zmęczyło? Zbyt mocno przytłoczyło? Nie przekonam się jednak, jeśli mu o wszystkim nie powiem. A mój mąż to dobry człowiek. Skoro zawsze trwał u mojego boku, teraz nie będzie inaczej. I poradzimy sobie z tym nowym wyzwaniem, którego żadne z nas się nie spodziewało.
Czytaj także: „Po 70 latach znalazłam w internecie szkatułkę babci. Musiałam odzyskać ten symbol miłości z rąk podejrzanego faceta”
„Była żona mojego męża poprzysięgła zemstę za odebranie jej ukochanego. Nasze wspólne życie było pasmem nieszczęść”
„Kocham żonę, więc zgodziłem się na białe małżeństwo. Ze mnie doiła kasę, a za ścianą brykała z sąsiadem”