Wydawało mi się, że nic mnie już w życiu ciekawego nie spotka. Jestem emerytem, a moimi jedynymi ważnymi zajęciami przez ostatnie lata były opieka nad żoną i wyjazdy z wnukami.
Jestem sprawny, mam w sobie dużo energii i zawsze lubiłem być potrzebny.
Jednak wszystko skończyło się z chwilą śmierci żony. Basia chorowała, nie odeszła nagle, ale chyba mi się tylko wydawało, że jestem na to przygotowany. Przeżyliśmy razem prawie pół wieku i w sumie nie wyobrażałem sobie życia bez niej.
Wychowaliśmy razem dwie córki: Helenkę i Jadzię. Hela ma dwóch dorosłych synów: Mirka i Stasia (ten drugi ma imię to po mnie). Jadzia, ta młodsza ma córkę Zosię, która w tym roku zdaje maturę. Lubię mężów moich córek i żony moich wnuków, uwielbiam mojego prawnuka Maciusia, ale…
Zakupy, gazeta, spacer. To było całe moje życie
No właśnie, bez Basi to już nie było to samo. Nie lubiłem wstawać rano, bo nie było się do kogo odezwać.
– Dziadku, przyjedziemy do ciebie, nie martw się – zwłaszcza Stasio zawsze o mnie dba.
Ale cóż, przyjadą i pojadą, a ja wieczorem przed telewizorem siedzę sam. Próbowałem zorganizować sobie czas. Rano zakupy, potem przeglądam gazetę. Wieczorem spacer dla zdrowia. Jednak nic mnie nie cieszy... Coraz częściej zacząłem przeglądać nekrologi w gazecie.
– Dziadku, czego ty tam szukasz, przecież swojego tam nie znajdziesz – żartowała wnuczka.
Znała moje poczucie humoru i próbowała mnie rozbawić. A ja coraz częściej widziałem nekrologi dużo młodszych znajomych i kolegów z dawnej pracy. Starałem się chodzić na pogrzeby bo, jak mawiała moja matka, na ślub można nie przyjść, ale pożegnać się trzeba.
Był jeszcze jeden powód, dla którego chodziłem na te uroczystości. Wstyd się przyznać, ale był to jedyny moment, kiedy spotykałem się z dawnymi znajomymi. Po pogrzebie zawsze można było powspominać dawne czasy.
I od tego wszystko się zaczęło. Poszedłem na pogrzeb kolegi ze szkoły, której przez lata byłem dyrektorem. Spotkałem kilkoro znajomych. Pogoda była piękna, choć był to dopiero styczeń.
– Słuchaj – powiedział do mnie Wacek, z którym studiowałem ponad 50 lat temu. – Pamiętasz Felę, tę prymuskę, co została potem profesorem w Stanach? Zadzwoniła do mnie
i mówi, że Jadzia nie żyje. Umówiliśmy się, że razem odszukamy jej grób. Dołączy do nas też Marysia. Może byś z nami poszedł?
Chciałem zadzwonić, ale stchórzyłem
Cóż miałem innego do roboty? Poszedłem. Jak zobaczyłem Marysię, to od razu sobie ją przypomniałem. Po uśmiechu i po ruchach. Trzeba przyznać, że wyglądała nawet atrakcyjniej niż 50 lat temu!
Wtedy była chuda jak patyk, a teraz w sam raz, i na dodatek świetnie mi się z nią rozmawiało. Bo też pracowała wiele lat w szkole. Została nauczycielką fizyki i potrafiła barwnie opowiadać o swoich uczniach.
Bardzo kochała dzieci, ale nie miała własnych. Leczyli się z mężem, jednak lekarze nic nie mogli poradzić. Kilka lat temu jej mąż zmarł, a ona poświęciła się opiece nad zwierzętami i odnowiła kontakty z dawnymi przyjaciółmi.
– Widzę, że fajnie się wam rozmawia. Musicie się jeszcze raz spotkać, bo ja przyjadę dopiero za pół roku. Wymieńcie się natychmiast telefonami! – rozkazywała Fela.
U nich rzeczy damsko–męskie są chyba łatwiejsze...
Cóż było robić? Wymieniliśmy się numerami telefonów. Chciałem zadzwonić już następnego dnia, ale stchórzyłem. Zadzwoniła jednak Marysia, bo była niedaleko. Ona umie obsługiwać komórkę, bo ma dobry słuch i z oczami też nie najgorzej.
I wszystko chwyta w lot, gdzie się załatwia zniżki na kolei, gdzie są dobrzy lekarze. Sama biega po urzędach i wypełnia PIT-y sąsiadom. A ma 75 lat! Uwielbiałem spędzać czas z Marysią
– Ładnie masz w domu, ale trzeba sprzątnąć. Pomogę ci. Razem raźniej. Czy te okulary robiłeś w tym roku? Jaki masz cholesterol? – zasypała mnie gradem pytań.
Byłem lekko skrępowany, ale zarazem zadowolony, że tak się o mnie troszczy. Opowiedziałem jej o śmierci żony, o dzieciach i wnukach. Obejrzeliśmy fotografie. Wpadł na chwilę sąsiad spod trójki, bo chciał mi przynieść wody oligoceńskiej z pobliskiego ujęcia.
– Przystojna koleżanka, mrugnął do mnie. Pewnie młodsza, ma męża? – zaczął się dopytywać.
Poczułem, że wracają mi siły życiowe. Uśmiechnięty i zadowolony odprowadziłem Marysię na przystanek autobusowy. I tak się zaczęło...
– Tato, przyjedź do nas. Wybieramy się nad zalew. Ile razy możesz odmawiać!? – moje córki zaczęły się orientować, że coś ze mną nie tak.
Zbywałem je, bo wolałem spędzać czas z Marysią. Miała mały domek i ogródek, więc ciągle trzeba było tam coś robić. Postanowiliśmy posadzić sobie cisy wzdłuż płotu, by nie było widać drogi.
Widywaliśmy się na początku trzy razy w tygodniu, a potem codziennie.
W końcu ona została u mnie na noc, bo następnego dnia jechaliśmy na wycieczkę. Potem ja zacząłem zostawać u niej. Powinienem powiedzieć o tym córkom, ale jakoś się bałem. Czego? Nie wiem. No i stało się…
Marysia zauważyła, że moja córka ma problem
– Co pani tu robi? Skąd pani ma klucze? – byłem w pobliskim sklepie, a Marysia z zakupami poszła już na górę, kiedy moja córka zastała ją w drzwiach.
Tłumaczyłem się jak uczeń. Opowiedzieliśmy, że przyjaźnimy się od trzech miesięcy i że studiowaliśmy razem. Jadzia musiała zaraz po wizycie zadzwonić do Helenki, bo telefony się urywały. Zadzwonili chyba wszyscy. Nawet prawnuk chciał zadzwonić, choć ma dopiero trzy latka...
Potem przyszło święto Bożego Ciała i zapowiedziałem się z Marysią. W sumie było nawet miło, choć atmosfera była dziwnie nerwowa. Tylko Stasio, mój ulubiony wnuczek, od razu polubił Marysię.
– Tylko się, tato, nie żeń, na starość to już ślub nikomu niepotrzebny – ostrzegła mnie Jadzia na odchodnym.
Zrobiło mi się przykro. Nie dlatego, żebyśmy z Marysią planowali wesele, ale dlatego, że córka mnie pouczyła. Czy ja się wtrącam do jej życia? Czy komentuję jej wybory?
– Jadzia ma kłopoty – powiedziała Marysia, jak wróciliśmy do domu. – Ona chyba jest w ciąży...
– Co też ty mówisz?! Nic nie zauważyłem – odpowiedziałem i zaraz chwyciłem za słuchawkę.
Okazało się, że Marysia ma rację. Jadzia była w szóstym miesiącu ciąży i na dodatek mąż nie chciał tego dziecka. Mówił, że są już za starzy. Jadzia ma 41 lat, a jej mąż jest 2 lata starszy. „Boże, jak ja chciałbym mieć tyle lat!” – pomyślałem.
– Nie martw się, córeczko – powiedziałem. – On pokocha to dziecko!
– Obyś miał, tato, rację – szepnęła.
Ale nie miałem... Mąż Jadzi ma romans z sekretarką i wcale nie chciał drugiej córki – bo urodziła się mała Basia. Jadzia dała jej imię po zmarłej babci, czyli mojej żonie. Chciałem porozmawiać z mężem Jadzi o jego stosunku do niej.
W pierwszej chwili nawet chciałem dać mu w gębę, że krzywdzi moją córkę. Ale w końcu zrezygnowałem, bo Marysia powiedziała, że niczego nie zmienię, a tylko sobie zaszkodzę.
Odpuściłem więc, a Marysia sama zadzwoniła do Jadzi i zaprosiła ją z małą do siebie, żeby sobie choć chwilę odpoczęła. Bo w domu wciąż kłócili się i mąż wniósł pozew o rozwód. Jadzia niby się cieszyła Basieńką, ale płakała po nocach.
Pomagamy Jadzi, jak możemy. Marysia jest dla niej jak druga mama. Wstanie w nocy do małej, przewinie, poda mamie, by ta nie wstawała z łóżka. Zosia, starsza wnuczka na początku trzymała stronę ojca, ale teraz bywa u nas coraz częściej.
– Wybacz mi, mamo – powiedziała. – Tato mówił, że to twoja wina i że teraz nie będziesz mnie kochała. Nie wiedziałam, że ma kochankę.
Niech się śmieją, że stary się żeni. Ja wiem swoje!
Minął rok od poznania Marysi i postanowiłem się z nią ożenić. Wcale nie jesteśmy starzy! Mieszkam u niej wraz z Jadzią i Basią, i poczułem, że jesteśmy prawdziwą rodziną. Jadzia chodzi teraz na basen, by odzyskać figurę po ciąży, a my zostajemy sami z wnuczką.
Marysia bardzo ją kocha. Miała lokatorów na piętrze, ale oddała pokój Jadzi, bo ta nie chce mieszkać z mężem. Polubiły się z Marysią i mam wrażenie, że córka stanie po mojej stronie.
Bo muszę jeszcze powiedzieć Heli o mojej decyzji. I oczywiście Marysi, choć sam nie wiem, jak to zrobić. Ciągle jesteśmy zagonieni i nie mamy wolnej chwili. Biegamy po wodę oligoceńską, po pampersy i gotujemy zdrowe zupki. Ale zrobię to, jak tylko Jadzia uzyska rozwód. Kupię jakiś ładny pierścionek i kwiaty.
Trzeba iść za ciosem. Ostatecznie jestem zdrowy i sprawny. Skoro daję sobie radę z opieką nad niemowlęciem, to mogę być jeszcze mężem. I niech się śmieją, że stary się żeni, ale ja nikomu do metryki nie zaglądam. Ostatecznie żonę będę mieć młodszą. I atrakcyjną. Ale co najważniejsze, dobrą i rodzinną. Cóż ja bym bez niej zrobił, prawda?
Czytaj także:
„Dałam im palec, ale zabrali całą rękę. Chciałam być babcia na medal, ale na Boga, mam też swoje życie”
„Ojciec po śmierci zostawił mamie marne grosze i... nieślubnego syna. Nie wiedziała, że przez 12 lat płacił alimenty”
„Tomek złamał mi serce, bo byłam tylko jego przykrywką, ale dzięki niemu spotkałam miłość. >>Oddał<< mnie swojemu bratu”