„Dałam im palec, ale zabrali całą rękę. Chciałam być babcią na medal, ale na Boga, mam też swoje życie”

Zmęczona babcia fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Żeby być dyspozycyjną babcią, rezygnowałam niemal ze wszystkich kontaktów towarzyskich i wiele razy odmawiałam wspólnych z koleżankami wyjazdów na grzyby czy kajaki. Młodzi zupełnie nie zważali na to, że mam swoje życie”.
/ 26.04.2022 08:46
Zmęczona babcia fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Byłam taka szczęśliwa, gdy urodziła się moja pierwsza wnuczka! I choć wcześniej suszyłam córce głowę, że przez ciążę nie skończy studiów w terminie, potem zupełnie o tym nie myślałam. Weroniczka była najpiękniejszym dzieckiem na świecie!

– Damy radę – pocieszałam Anię.

Córka martwiła się, bo mimo mijających miesięcy nie wracała do dawnej figury. Poza tym rzeczywiście przy maleńkim dziecku pisanie pracy magisterskiej nie szło jej najlepiej. A córce bardzo na tym zależało, zawsze była ambitna.

Odciążałam ją więc jak mogłam. I choć od roku mieszkała ze swoim chłopakiem na drugim krańcu Katowic, to często jeździłam do niej autobusem, żeby choć trochę pomóc w opiece nad dzieckiem.
Córka była mi wdzięczna, a uśmiech na buzi małej Weronisi wynagradzał mi wszystkie trudy.

Po to, by być z wnusią, rezygnowałam z ploteczek z koleżankami, biegania po sklepach, a nawet z weekendowych wyjazdów w góry, o których tak marzyłam, kiedy moje dzieciaki mieszkały jeszcze ze mną pod jednym dachem.

Byłam gotowa na wiele, byle plan się powiódł

Sądziłam, że jak się usamodzielnią, wreszcie zacznę żyć aktywnie. Tymczasem ciągle miałam zajęcie i ciągle za mało czasu dla samej siebie.

– Cały twój świat to ta mała. W ogóle już się nie widujemy – mówiła ze smutkiem moja serdeczna przyjaciółka Aldona. – Nie tęsknisz za normalnym życiem?

– A moje nie jest normalne? – pytałam lekko urażona. – Zrozumiesz mnie, kiedy sama będziesz miała wnuki…

– Kiedyś miałaś czas na kino, kosmetyczkę, teraz tylko Weronisia i Weronisia. Kobieto, zacznij wreszcie myśleć o sobie!

„Co ty możesz wiedzieć?” – zastanawiałam się w myślach. Nie miałam zamiaru opowiadać się jej z tego, że zajmuję się wnuczką z myślą o przyszłości swojej córki. Fakt, kochałam nad życie Weronikę, ale wiedziałam też, że Anka bez wykształcenia nic nie będzie znaczyła na rynku pracy.

Chciałam, aby z dobrym wynikiem skończyła studia i – kiedy mała pójdzie do przedszkola – znalazła dobrą pracę. Byłam gotowa na wiele, byle ten plan się powiódł. Kiedy Anka w końcu się obroniła, nie kryłam radości. Zabrałam wnuczkę do siebie na weekend, żeby młodzi wraz ze swoimi znajomymi mogli poświętować.

– Widzisz? Mój trud się opłacił – chwaliłam się Aldonie.

Mówiąc to, nie miałam świadomości, że moja córka i jej chłopak też mają plany. Tyle że dotyczące mojego życia – nie chcieli rezygnować z darmowej opiekunki!

– Mamuś, może podrzucilibyśmy ci Weroniczkę na popołudnie. Chcemy wyskoczyć do kina… – zapytała pewnego razu przez telefon Ania.

Jak każda babcia lubiłam opiekować się swoją wnusią. W dodatku wiedziałam, że wiek ma swoje prawa. Młodzi lubią spędzać czas z równolatkami i bawić się, chodzić do kina, teatru i na imprezy.
Postanowiłam pomagać im, o ile to będzie możliwe.

Miałam nadzieję, że z takiej mojej oferowanej pomocy będą korzystali z umiarem. Jednak w pewnym momencie doszło do tego, że Anka dzwoniła niemal co drugi dzień z pytaniem, czy zaopiekuję się małą, a bywało, że podrzucała mi ją nawet na dwa weekendy w miesiącu.

Żeby być dyspozycyjną babcią, rezygnowałam niemal ze wszystkich kontaktów towarzyskich i wiele razy odmawiałam wspólnych z koleżankami wyjazdów na grzyby czy kajaki. Młodzi zupełnie nie zważali na to, że mam swoje życie!

– Rozumiem, że zależało ci, żeby Anka skończyła studia, i że chcesz spędzać czas ze swoją wnuczką. Ale to, do czego doszło w waszej rodzinie, trochę już przekracza zdrowy rozsądek – pewnego dnia powiedziała trzeźwo Aldona.

Czułam, że tym razem ma rację. Mnie też doskwierała ta sytuacja. Młodzi wciąż chcieli się bawić i szaleć, więc opiekę nad ośmiomiesięczną córeczką spychali na mnie. Zamiast babcią z doskoku wkrótce zostałam regularną niańką!

Dałam im przyzwolenie na takie traktowanie

Nie podobało mi się to – mam już swoje lata, co więcej, nadal pracuję zawodowo. Może młodym wydawało się, że osiem godzin w urzędzie to nic takiego, jednak mnie, kobiecie po pięćdziesiątce, tyle czasu spędzonego za biurkiem nieźle dawało się we znaki.

Bolały mnie plecy i barki. A na rehabilitację ani nawet gimnastykę w basenie zupełnie nie miałam czasu. Wolne chwile poświęcałam przecież Weronice.

Postanowiłam położyć temu kres i zajmować się wnuczką tylko od czasu do czasu. Nie mogłam – i nie chciałam – zupełnie rezygnować ze swoich przyjemności. Poza tym wciąż miałam nadzieję na jakąś znajomość, na to, że w moim życiu pojawi się jeszcze ciekawy mężczyzna.

„Nie chcę spędzić samotnie starości, zdana tylko na dzieci i koleżanki! Przecież na spacerze z dzieckiem nikogo nie poznam” – spekulowałam w myślach. Minął tydzień, w sobotę koło południa zadzwoniła moja córka.

– Mamo, może wzięłabyś Werkę na spacer do parku? Tak strasznie boli mnie głowa – wyjęczała. – Czarek kończy pisać jakieś sprawozdanie, nie może…

Dopiero w połowie drogi na przystanek dotarło do mnie, co robię. Ale było za późno, żeby się wycofać. Obiecałam… Dojechałam do córki, po cichutku, żeby nie przeszkadzać pracującemu Czarkowi, ubrałam wnuczkę i zapakowałam do wózka. Spacerowałam z nią przez dobrą godzinę po parku, potem nakarmiłam ją i ułożyłam na popołudniową drzemkę. 

Byłam zupełnie skonana, nie miałam siły nawet na to, żeby ugotować sobie porządny obiad. Ale jedząc kanapkę, zmusiłam się do rachunku sumienia. Wyszło mi, że sama jestem sobie winna. Młodzi angażują mnie tak, bo się na to godzę! Nigdy nie powiedziałam „nie”, zawsze byłam na każde zawołanie.

Nie wykręcałam się bólem głowy, złym samopoczuciem ani ważnymi zajęciami. Pokazałam im, że jestem gotowa z wielu ważnych dla mnie spraw zrezygnować, byle tylko być dla nich pomocną.
Chcąc to zmienić, musiałam po prostu sama inaczej się zachowywać!

Wcale nie jest łatwo powiedzieć córce „nie”

Krok po kroku wprowadzałam swój plan w życie, choć przyznaję, pierwsze „nie” wydusiłam z siebie z wielkim trudem. Kiedy Anka zadzwoniła w sobotę i znów poprosiła o zabranie małej na spacer, spokojnie powiedziałam, że akurat wychodzę spotkać się z przyjaciółką.

– Ojej, nie mogłybyście umówić się później? – zapytała córka.

– Nie, przykro mi – odparłam.

Tydzień później, kiedy zaproponowała, że przywiezie Weronikę do mnie na weekend, powiedziałam, że akurat ten chcę spędzić z koleżankami w Wiśle.

– Ale w przyszły weekend chętnie z nią zostanę – obiecałam za to.

Powoli i z trudem Anka wreszcie zrozumiała, że jej matka ma własne życie. Dzisiaj uzgadnia ze mną plan opieki nad Weroniczką. Chętnie pomagam, lecz już nie zapominam o tym, co dla mnie ważne. Chociaż nie jestem może babcią na medal, to kocham całym sercem swoją rodzinę i… otaczający mnie świat.

Czytaj także:
„Moja mama z moją żoną prowadziły wojnę. Żądały, bym opowiedział się po którejś ze stron. Byłem między młotem i kowadłem”
„Mój mąż to chłopczyk zagubiony w ciele mężczyzny. Zrozumiałam, że mam dwa wyjścia: odejść, albo znosić to do końca życia”
„Mój nowy przełożony okazał się wstrętnym szowinistą, który w pracy faworyzował mężczyzn. Postanowiłam utrzeć mu nosa”

Redakcja poleca

REKLAMA