„Po śmierci żony uciekłem w pracę. Skupiony na własnej rozpaczy nie zauważyłem, że moja córka też sobie nie radzi”

ojciec ma pretensje do córki fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Zawsze dużo pracowałem, a po śmierci Marii to się jeszcze nasiliło. Chciałem w ten sposób zagłuszyć ból i cierpienie po stracie ukochanej żony. Z nikim nie rozmawiałem o swoich uczuciach, nawet z córką. Bałem się, że jeśli zacznę, kompletnie się załamię. Wychodziłem więc do pracy, gdy Patrycja jeszcze spała, wracałem, gdy już leżała w łóżku i słuchała muzyki”.
/ 20.03.2023 15:15
ojciec ma pretensje do córki fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Telefon na moim biurku dzwonił jak wściekły. Jasna cholera! Przecież mówiłem asystentce, żeby nikogo nie łączyła. Czy tak trudno zapisać wiadomość i przekazać mi później?

– Halo! – warknąłem w słuchawkę.

– Dzień dobry. Mówi Katarzyna W. – odezwała się jakaś kobieta.

Ton jej głosu sugerował, że powinienem ją znać. Tymczasem ja nie miałem pojęcia, o kogo chodzi.

– Wychowawczyni pańskiej córki – wyjaśniła cierpliwie.

Ups. Ale wpadka! Rzeczywiście spotkaliśmy się rok temu na wywiadówce. Krótko po śmieci mojej żony. Wcześniej to Maria chodziła do szkoły na zebrania, ja nie miałam na to ani ochoty, ani czasu. Gdy zabrakło mojej żony, poszedłem tam dla porządku, żeby się przedstawić. Potem jednak nie pokazywałem się już w szkole. Nie widziałem takiej potrzeby – córka zawsze świetnie się uczyła, nie sprawiała żadnych problemów. Po co więc miałem zwalniać się z pracy i biec na jakieś durne zebranie?

– Przepraszam, nie poznałem. O co chodzi? – zapytałem zdziwiony.

– Oczywiście o Patrycję.

– Coś narozrabiała? – zaniepokoiłem się trochę.

– Można tak powiedzieć.

– Co?

– To nie jest rozmowa na telefon. Musimy się spotkać, i to jeszcze dziś. Czekam na pana o siedemnastej w pokoju nauczycielskim.

– O siedemnastej? Nie mogę. Mam… – chciałem się wykręcić, ale natychmiast mi przerwała.

– Drogi panie! To naprawdę ważna sprawa. Inaczej bym nie dzwoniła. A więc? – była bardzo konkretna.

– No dobrze, będę – poddałem się.

Chciałem wiedzieć, cóż takiego nawywijała moja córka. Nie wierzyłem zresztą, że to naprawdę coś poważnego. Niektórzy nauczyciele mają skłonność do wyolbrzymiania problemów. Myślałam, że pani Katarzyna zalicza się  do tego grona…

Pati pije? Przecież to jakieś brednie!

W pokoju nauczycielskim stawiłem się punktualnie. Wychowawczyni od razu przeszła do rzeczy.

Podejrzewam, że Patrycja pije.

– Chodzi pani o alkohol?

– No przecież nie o jogurt. Czy pan o tym wie? – spytała.

– Owszem. Sam jej czasem nalewam lampkę wina do obiadu. Raz, że jest już prawie pełnoletnia, dwa, dobre wytrawne wino służy zdrowiu, trzy, wolę, żeby zakazanego owocu próbowała w domu niż w krzakach. Jeśli więc to jest ta ważna sprawa, to proszę wybaczyć… Bardzo się spieszę – znacząco spojrzałem na zegarek i podniosłem się z krzesła.

– Nie chodzi mi o kieliszek wina, którym córka raczy się w pana obecności. Patrycja od pewnego czasu przychodzi do szkoły na potężnym kacu. Czyli regularnie się upija.

Chyba pani żartuje – prychnąłem, bo zarzut wydał mi się absurdalny.

– Niestety nie. Przyczynę chyba oboje znamy: śmierć matki. Dla córki, jak dla każdego dziecka, było to traumatyczne przeżycie. Próbowała być twarda, ale nie dała rady. Więc radzi sobie inaczej. Sięgnęła po alkohol. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Opuściła się ostatnio w nauce, stała się agresywna…

– To niemożliwe! Ma przecież mnie! Mogła przyjść, porozmawiać! – aż się zapowietrzyłem.

– Doprawdy? Od Patrycji wiem, że jest pan bardzo zajętym człowiekiem – popatrzyła na mnie znacząco.

Spuściłem głowę. Zawsze dużo pracowałem, a po śmierci Marii to się jeszcze nasiliło. Chciałem w ten sposób zagłuszyć ból i cierpienie po stracie ukochanej żony. Z nikim nie rozmawiałem o swoich uczuciach, nawet z córką. Bałem się, że jeśli zacznę, kompletnie się załamię. Wychodziłem więc do pracy, gdy Patrycja jeszcze spała, wracałem, gdy już leżała w łóżku i słuchała muzyki.

Pytałem, jak było w szkole, a ona zawsze z uśmiechem odpowiadała, że w porządku. Sądziłem, że nic złego się nie dzieje, a moja córka jakoś pozbierała się po śmierci matki. Tymczasem ona cierpiała równie mocno jak ja. A może nawet mocniej. Zrobiło mi się potwornie wstyd.

– Ma pani rację, zawaliłem na całej linii. Jeszcze dziś porozmawiam z córką – wykrztusiłem tylko.

– Rozmowa może nie wystarczyć. Powinien pan pomyśleć o terapii – spojrzała na mnie smutno.

– Na pewno wystarczy. Patrycja się pogubiła, ale to mądra dziewczyna! Wystarczy nią potrząsnąć, żeby zrozumiała, że nie tędy droga! – odparłem z przekonaniem w głosie.

Wtedy jeszcze naprawdę myślałem, że tak uda się rozwiązać ten problem.

Po powrocie do domu natychmiast poszedłem do pokoju córki. Bez zbędnych wstępów powiedziałem jej o podejrzeniach wychowawczyni. O dziwo, nie zaprzeczyła. W pierwszym odruchu chciałem na nią naskoczyć, ale się powstrzymałem. Wziąłem głęboki oddech, policzyłem do dziesięciu, a potem zacząłem mówić. Spokojnym głosem tłumaczyłem jej, że wiem, jak cierpi po stracie mamy, bo ja czuję to samo po stracie żony, ale to nie powód, żeby się upijała i przez to marnowała swoje życie.

Nigdy wcześniej nie była taka arogancka

– Myślałam, że nic cię to nie obchodzi – Patrycja pociągnęła nosem.

– Jak możesz tak mówić? Kocham cię nad życie i chcę dla ciebie jak najlepiej. Obiecaj, że nie będziesz już robiła żadnych głupot – objąłem ją mocno, a ona z ufnością wtuliła się w moje ramiona, tak jak kiedyś, gdy była jeszcze moją małą córeczką.

Odetchnąłem z ulgą. Byłem pewien, że zrozumiała.

O tym, że karmiłem się złudzeniami, przekonałem się już kilka dni później. Przyjechałem do domu po papiery, które rano miałem ze sobą zabrać. Mimo że minęła już dziewiąta, Patrycja jeszcze nie wyszła do szkoły. Stała w kuchni i jakby nigdy nic nalewała sobie sok do szklanki. Nawet nie zauważyła, że wszedłem.

– Jesteś jeszcze  w piżamie? Zaspałaś? – zapytałem zdziwiony.

Odwróciła się przestraszona.

– Co? Nie… Matematyczka jest chora i kazali nam przyjść na dziesiątą – schowała szklankę za plecami.

Coś mnie tknęło.

Co tam masz? – zbliżyłem się.

– Nic. Sok – odparła.

– Tylko sok? – nachyliłem się, a Pati odskoczyła jak oparzona, ale i tak to poczułem. Zalatywało od niej wódką jak z gorzelni.

– Piłaś! – krzyknąłem przerażony.

– Piłam! No i co z tego! – nagle zrobiła się harda. 

– Jak to? Przecież kilka dni temu o tym rozmawialiśmy… Obiecałaś mi, że…

– Mówisz o tej żenującej pogadance? – wpadła mi w słowo. – Wtedy jakoś wytrzymałam, ale drugiej takiej nie zniosę. Więc daruj sobie, tatuśku… – uśmiechała  się ironicznie, a mnie w tej samej sekundzie ogarnęła wściekłość.

– Co ty sobie wyobrażasz! Masz szlaban na wszystkie wyjścia! Zrozumiałaś? – darłem się.

– Zrozumiałam, zrozumiałam. Jestem może trochę pijana, ale nie głupia – zachichotała.

– Naprawdę nie żartuję! – podniosłem głos tak, że chyba słyszeli mnie także w sąsiedztwie.

– Wiem, wiem… Tylko ciekawe, jak mnie przypilnujesz? – popatrzyła na mnie z pobłażaniem, a potem odwróciła się na pięcie i poszła do siebie.

Stałem i oniemiały gapiłem się na zamknięte drzwi jej pokoju. Nie mogłem uwierzyć, że przed chwilą rozmawiałem z córką. Moja Pati nie była taka arogancka i zimna. Nie zamierzałem odpuścić Patrycji. Gdy już się otrząsnąłem z szoku, wróciłem do pracy, ale tylko po to, by załatwić sobie urlop. Kompletnie mi to nie pasowało, szef też się trochę krzywił, ale najważniejsza była teraz Patrycja.

Musiałem jej udowodnić, że nie może kpić sobie z moich zakazów. Od następnego poranka codziennie odwoziłem ją do szkoły, a po południu przywoziłem z powrotem. I pilnowałem jak cerber. Trwało to cały miesiąc. Przez pierwszy tydzień się buntowała, krzyczała, że robię jej obciach, ale potem się uspokoiła i wyciszyła. Pod koniec była już łagodna jak baranek.

Sama musi chcieć coś zmienić

– Czy mogę ci już teraz zaufać? – zapytałem, gdy mój urlop dobiegł końca.

– Spokojnie, tato. Ten miesiąc dał mi do myślenia. Nie martw się, zmądrzałam – uśmiechnęła się ciepło.

Wydawało mi się, że znowu jest moją ukochaną, grzeczną córeczką. Idylla nie trwała jednak długo. Kilka dni później znowu zadzwoniła wychowawczyni Patrycji.

Pańska córka jest w szpitalu – poinformowała.

– O Boże, co się stało? Jakiś wypadek? – przeraziłem się.

– Nie. Przyszła do szkoły tak pijana, że usnęła w szatni. Wezwaliśmy pogotowie, bo nie mogliśmy jej dobudzić.

– To niemożliwe. Może po prostu zasłabła? – sugerowałem.

– Tego nie wiem. Ale lekarz powiedział, że to książkowe objawy upojenia alkoholowego. Zresztą wszystkiego dowie się pan na miejscu – odparła.

Do szpitala pędziłem jak wariat. Kwadrans później stałem już przy łóżku Patrycji. Podłączona do jakichś kroplówek, spokojnie spała. Postanowiłem więc porozmawiać z lekarzem.

– Córka miała we krwi prawie półtora promila alkoholu. Dobrze, że szkoła szybko wezwała pogotowie, bo mogło być źle – powiedział.

– Nie rozumiem, co się stało. Patrycja trochę popijała, ale myślałem, że ma to już za sobą. Przez miesiąc nie tknęła nawet kropli.

– Pilnował ją pan w tym czasie?

– Tak.

– Nic więc dziwnego, że znowu się upiła. Takie działania przy chorobie alkoholowej nie wystarczą.

– Moja córka jest alkoholiczką? To niemożliwe! Przecież ona ma niespełna osiemnaście lat!

– Trafiali już do nas młodsi pacjenci.

– To co mam robić?

Konieczna jest terapia w ośrodku. Jest tylko jeden warunek – na chwilę zawiesił głos.

– Jaki?

– Córka musi chcieć wyzdrowieć. Inaczej nic z tego nie będzie.

– Będzie chciała. Jest mądra i wie, że musi się ratować – zapewniłem. 

Wierzyłem, że pobyt w szpitalu tak przestraszył Patrycję, że sama będzie chciała zapisać się na leczenie.

Niestety rzeczywistość po raz kolejny okazała się daleka od moich wyobrażeń. Córka za nic w świecie nie chciała słyszeć o terapii. Twierdziła, że nie da się zamknąć w jakimś wariatkowie, że nie ma żadnego problemu z alkoholem. Prosiłem, błagałem, groziłem, nic nie pomagało. I nie wiadomo, czym by się to wszystko skończyło, gdyby nie przypadek.

W tej kobiecie zobaczyła siebie

Pojechałem wtedy z Patrycją do mojej siostry, na drugi koniec Polski. Miałem nadzieję, że może ona jakimś cudem przemówi jej do rozumu. Niestety… Gdy Maria tylko napomknęła o terapii, córka wpadła w szał. Wrzasnęła, że ma już serdecznie dość ględzenia i pouczania, i nie bacząc na to, że był wtedy środek nocy, wybiegła na ulicę. Siostra była przerażona.

– Rany boskie, co ona najlepszego narobiła! To bardzo nieciekawa okolica, a ona jest nietutejsza. Jeśli jej natychmiast nie znajdziemy, może dojść do tragedii – ruszyła do drzwi.

Chwilę później biegaliśmy po ulicy i szukaliśmy Patrycji.

Znaleźliśmy ją za rogiem, przed całodobowym sklepem monopolowym. Z przerażenia nie mogła zrobić kroku, bo otaczały ją jakieś podejrzane typki. Jakaś rozczochrana i niedbale ubrana kobieta ciągnęła ją za rękaw. Moja siostra natychmiast ruszyła w ich kierunku.

– Zośka, zostaw ją. To jest moja bratanica – krzyknęła.

– A, to ty Maryśka – kobieta puściła Patrycję, a mężczyźni od razu się rozstąpili.

Co się tu dzieje? – zapytała moja siostra. 

– Nic takiego. Chcieliśmy tylko, żeby ta smarkula się z nami podzieliła. Sterczymy tu o suchym pysku od kilku godzin, a ona całą flaszkę sobie kupiła. I odkręciła przed sklepem. No to pomyślałam, że nas poczęstuje. Swój swojego powinien zrozumieć, no nie? – odparła.

Nie jestem żaden swój! – warknęła córka, która w naszym towarzystwie odzyskała już odwagę.

– Jak to? Ciągnie cię do gorzały jak kobyłkę do owsa. Zupełnie jak mnie – zachichotała, a Patrycja spojrzała na nią z wyższością.

– Chyba żartujesz. Ja mam dom, rodzinę, normalne życie. A ty? Jesteś na dnie. Na kilometr cuchnie od ciebie tanim alkoholem i brudem! Aż mi się niedobrze robi – skrzywiła się.

Kobieta aż poczerwieniała.

– O, patrzcie no, wielka pani się znalazła. Myśli, że jest lepsza ode mnie – nastroszyła się.

– Daj spokój, Zośka. To jeszcze dzieciak. Nie wie, co mówi – siostra próbowała studzić emocje, ale Zośka nie odpuszczała.

– Co ty, gówniaro, myślisz? Że ja nie miałam kiedyś normalnego domu? Rodziny? Miałam. Jak nie wierzysz, ciotkę zapytaj. Zna mnie od dzieciństwa, bo wychowywałam się w sąsiedniej kamienicy. Byłam dobrym dzieckiem, ale w pewnym momencie źle wybrałam. Zaczęłam się buntować, sięgnęłam po wino, potem po wódeczkę. Starzy próbowali mnie ratować, ale w końcu mieli tego dość i wygonili mnie z domu. No i nawet się nie obejrzałam, jak wylądowałam na ulicy.

– To prawda? – Patrycja spojrzała pytająco na moją siostrę.

– Niestety tak – odparła.

Córka zastanawiała się chwilę.

Ja tak nie skończę – zwróciła się znowu do kobiety.

– Akurat, ja też tak mówiłam. Ale wyszło, jak wyszło, sama widzisz, mała – machnęła ręką tamta.

– Ale ja jestem tego pewna – powiedziała cicho Patrycja.

A potem wyjęła z torby butelkę wódki i wręczyła ją kobiecie. Na jej twarzy natychmiast pojawił się uśmiech.

– Dzięki za flaszkę – rzuciła i zanim zniknęła z koleżkami w pobliskiej bramie, odwróciła się i powiedziała do Patrycji. – Wiesz co? Może jest dla ciebie jeszcze jakaś nadzieja?

Pati wzięła mnie pod ramię.

– Tato, dziś jestem już za bardzo zmęczona. Ale czy jutro możemy pogadać o tej terapii? – zapytała cicho.

Spojrzałem w kierunku bramy,  w której zniknęła kobieta. „Dziękuję ci, Zośka” – pomyślałem.

Czytaj także:
„Żonie zachciało się bawić w naukowca i zostawiła mnie ze zbuntowaną córką. Nie dałem rady, zawiodłem jako mąż i ojciec”
„Jestem samotnym ojcem. Córeczka Małgosia to owoc związku z moją dawną uczennicą. Moja eks chyba nigdy nas nie kochała...”
„Przez 11 lat byłem samotnym ojcem. Gdy poznałem Emilkę, córka z zazdrości nie chciała dopuścić do naszego ślubu”

Redakcja poleca

REKLAMA